Strony

wtorek, 6 lutego 2018

Od Kagamiego do Erena

-Kurwa, kurwa, kurwa...
Latałem z każdej strony, aby jakimś cudem może dostać się do tego cholernego bożka. Czy on myślał, że ja od tak mu odpuszczę? Prosiłem, ba... Błagałem go. Wreszcie czułem, że się martwię. Bardzo. Z determinacją nadal szukałem, modliłem się, aby mu jednak nic się nie stało. Przywiązałem się do żółtkookiego przez nasze podobieństwo.
-EREN!-krzyknąłem.
-Nie teraz!
-Ja ci kurwa dam nie teraz! Zjebańcu, daj sobie pomóc!
-Nie możesz.
-Mogę! Bardziej niż ci się wydaje! Zrozum wreszcie, że nie jestem pierwszym lepszym kolegą z ulicy! Możesz mi ufać, bo ja nie chcę tobie źle!
-Ja też nie chcę, by ci się coś stało! Dlatego zaufaj mi! Byłem w gorszych sytuacjach niż ta!
-Głupiś! Nie będę patrzeć, jak przyjacielowi dzieje się krzywda, więc mnie kurwa wpuść! Razem skopiemy temu demonowi dupsko!-wściekłem się tak bardzo, że cały rozbłysłem w płomieniach
-Kurwa, Kagami! W tym momencie sam jesteś głupi!
-Powiedział mądry! Wpuszczaj mnie, bo inaczej sam tam wejdę!-wrzasnąłem.
-Nie próbuj. Mówię poważnie.
-Żarty się skończyły!
Zacząłem nacierać na cień, jaki stworzył chłopak, jednak nic z tego nie było. Wykrzyknąłem imię swojego pupila, a ten chyba wiedział co ma zrobić. Wciągnął mnie do swojego świata, a potem wyrzucił tam, gdzie był Eren. Spiorunowałem go spojrzeniem.
-Mówiłem, że albo razem, albo w ogóle. Obiecuję ci, że potem dostaniesz ode mnie łomot!
-Nosz ja pierdole! Kagami!-powiedział i spojrzał na mnie wkurwionym spojrzeniem.
Podszedłem do niego i uderzyłem go z lepa w głowę. Potem spojrzałem na demona. Uniosłem się na swoich skrzydłach, a potem wystawiłem dłonie do demona.
---
Po walce, spojrzałem na Panią Lasu, która wisiała przy drzewie. Miałem zamiar podejść i jej pomóc, ale wtedy poczułem, jak z mojego nosa zaczyna płynąć ciurkiem krew. Przeklnąłem pod nosem, starając się ukryć krwotok. Jednak chyba chłopak dojrzał to...
-Kurwa, zaczęło się....Coś ty sobie myślał?!
-Gówno się zaczęło! Nic mi nie jest żółtku walony!-krzyknąłem, a potem kaszlnąłem krwią.
-Już widzę jak ci nic nie jest... Następnym razem mnie słuchaj!
-Cicho bądź!-warknąłem, padając na kolana i znowu kasłając ze szkarłatną cieczą.-Pomóż jej i spadamy...
Eren zawołał nagle Ayato, a kiedy ten przyszedł, rozpoczął z nim krótki dialog.
-Ayato, zabierz ją do watahy, oni powinni wiedzieć, jak jej pomóc. Później tam przyjdę, a teraz zajmę się nim...
Mój współlokator rozłożył skrzydła, a potem podszedł do mnie. Przyjrzał mi się, a wtedy ponownie zacząłem kaszleć. Chłopak obtoczył mnie w bodajże cieniu, a potem wraz ze mną ruszył w kierunku Akademików.
-Z-Zostaw mnie... N-Nic mi nie jest...-warknąłem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi.
Zamknąłem na moment oczy, czując, że z nosa nadal cieknie mi duża ilość krwi. Nie minęło wiele czasu, a ja wraz z szatynem znalazłem się w pokoju. Ułożył mnie na łóżku, jednak po chwili znowu zacząłem kaszleć. Okropnie źle się czułem, ale nie miałem zamiaru tego okazywać.
-N-Nic mi nie j-jest...-wydusiłem, ocierając nos oraz usta z krwi.
-Zamknij mordę wreszcie! Doskonale znam konsekwencje tego! Daj sobie pomóc!
-Sam kurwa zamknij mordę! Chuj z konsekwencjami, a ja nie potrzebuję...-nie dokończyłem, bo poczułem z początku ból, a potem zwymiotowałem.
Usłyszałem ciężkie westchnienie szatyna. Nie wiedziałem, co mu siedzi we łbie. Kiedy się położyłem, żółtkooki położył mi dłoń na czole, a potem zamknął oczy. Poczułem przeszywający ból, po którym widziałem wyłącznie ciemność. Nie wiedziałem ile to trwało, jak długo byłem w tym stanie, ale kiedy otworzyłem oczy, nie wiedziałem co się dzieje. Było jasno, a ja leżałem pod czymś ciepłym. Opornie się podniosłem, czując przeszywający ból w całym moim ciele. Syknąłem, chwytając się za bok brzucha. Rozejrzałem się, a wtedy ujrzałem śpiącego Erena. Pokręciłem głową i pochwyciłem pierwszą, lepszą rzecz, którą była gumka do ścierania. Rzuciłem nią w chłopaka, a ten wkurzony obrócił się w moją stronę.
-Czego się kurwa patrzysz?! Lepiej mi gadaj, co się wczoraj stało!-warknąłem wściekły.
-To co musiało się stać.
-Nie udawaj mędrca, bo cię pająki pod obraz wciągnął. Gadaj!
-Czekaj, ty serio nic nie pamiętasz?
-Nie no, pytam bo chcę zobaczyć, czy mi się przypomni magicznie, że może urodziłem się w Narnii... Ciapo, oczywiście, że nie pamiętam...
-Nie wiedziałem, że tak szybko nastąpi ten etap.- mruknął do siebie- Teraz musisz odpoczywać, kładź się.
-Chuja tam! Nie będę się kładł, dopóki się niczego nie dowiem!
-Wczoraj prawie zatraciłeś się w tym cholernym gównie! Na tyle, że ledwo cię odratowałem. Wszystko przez twoje cholerne zachcianki! Zadowolony?!
-Dobra, panie wszechwiedzący, przepraszam, ale nie wiesz, że jak komuś na kimś zależy, to nie da się puścić tej osoby samej za żadne skarby! A ty tego nie umiesz zrozumieć?!
Chłopak do mnie podszedł i chwycił mnie za koszulkę. W jego oczach widziałem chęć mordu.
-Słuchaj no, nie praw mi kazań na temat relacji międzyludzkich. NIC, ale to kompletnie NIC nie wiesz o tej mocy i o konsekwencjach jej posiadania, więc siedź na tej cholernej dupie i zostaw moją moc dla mnie.
Szatyn po tych słowach mnie popchnął, ale jego spojrzenie nadal było pełne gniewu. Warknąłem, a potem z bólem się podniosłem z pościeli. Mimo tego, że mnie okrutnie bolało, pochwyciłem mocno jego ramionach, a w moich oczach zapalił się płomień wściekłości.
-Będę ci prawił kazania czopie, bo jesteś taki sam jak ja, jak byłem młodszy. Udało mi się przezwyciężyć to, a teraz wiem, że twoje zachowanie do niczego nie doprowadzi. Ty potrzebujesz pomocy, aby móc zrozumieć swój ból... Może i nic nie wiem o twoich mocach i konsekwencjach jej, ale ja sam czuję, że to, co mam w sobie to zaledwie początek! Więc nie udawaj i nie rób z siebie osoby, że niby jesteś taki hop-siup, a w środku się boisz! Przestać z tym ,,Chcę, ale boję się"! Eren, właśnie dlatego mówiłem, że jeżeli potrzebujesz pomocy, rozmowy, głupiego pogłaskania ciebie po tej tępej jak ołówek głowy, to ja jako twój współlokator i przyjaciel, mogę pomóc, bo nie chcę patrzeć jak cierpisz! Widziałem już taką jedną osobę i nie chcę tego widzieć ani razu więcej!-krzyknąłem, a potem pochwyciłem ponownie się za bok brzucha.

<Ereeeen?>
Ilość słów: 970

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz