Strony

środa, 14 marca 2018

Od Altaira do Hiyori

-Niech inni mówią, że jesteśmy szaleni, że jesteśmy potworami, że nie mamy prawa do życia. Nie obchodzi mnie ich zdanie! Pierdolę to! Po prostu żyj chwilą i nie oglądaj się w przeszłość, Altair...Zrób to dla siebie i...Dla mnie...
Widząc w oczach dziewczyny łzy, zamrugałem z niedowierzaniem i zarazem ogromnym smutkiem. Było mi jej tak żal... Namąciłem jej w głowie i teraz może przeze mnie cierpieć. Zacisnąłem dłonie w pięści, a potem zdjąłem kaptur.
-Zdanie innych może rzeczywiście ciebie nie obchodzi...-szepnąłem idąc powoli w jej stronę.-Jednak prawda jest taka, że bez znaczenia jaka by ta osoba nie była, miła czy nie i tak zawsze będzie miała miano potwora. Nie mam prawa bytu po tym, co zrobiłem kiedyś, a raczej co On zrobił. Boję się tego, że kogoś zranię. Szczególnie ciebie. Wiem, nie powinienem tego mówić, ale jednak jesteś dla mnie moją księżniczką i dla mnie na zawsze będziesz miała takie miano. Bez znaczenia co by się stało. Jednak właśnie dlatego nie chcę ciebie nigdy skrzywdzić...-podszedłem do niej, po czym założyłem kosmyk włosów za jej ucho i uniosłem jej podbródek, aby na mnie spojrzała.-Zrozum to, że nie chcę, aby ci się coś stało. Odpowiadam za ciebie, bo jestem twoim rycerzem, który damę musi zawsze ochronić...
-Nie chcę takiej ochrony... Altair, przeczysz sam sobie. Masz prawo do bycia szczęśliwym!
-Może i przeczę, bo moja ochrona polega na tym, że chcę, abyś nigdy nic do mnie nie czuła. Nie mam prawa szczęścia. Jestem archaniołem, którego zła część została zaklęta w ostrzu. Nie wiadomo kiedy, ale może się on wydostać i nie wiem co się może stać. Dlatego nie chcę mieć nikogo obok, choć tego chcę. Wybacz mi księżniczko.-powiedziałem, po czym odwróciłem się od niej i smętnym krokiem chciałem odejść.
-Archanioł, czy demon...Nieważne, bo to nadal anioł. Prawda?!-wrzasnęła.
Stanąłem w miejscu, odwracając nieco do niej głowę.
-Nie. Nie jestem aniołem. Nie jestem demonem. Nie jestem archaniołem. Jestem zwykłym człowiekiem, który pragnie być wolny. Nie mogę tego uczynić.-rzekłem bardzo chłodno, a po moim policzku popłynęła łza.-Dla kogoś takiego, szczęście nie istnieje...
-To stój sobie w miejscu! Stój i nic nie rób, bo po co?! Pewnie, nie będę się do nikogo zbliżał, bo wszystkich zranię. Bzdura! Teraz ranisz mnie jeszcze bardziej. Mieli rację, nie będę się do nikogo zbliżała, bo po co, lepiej się odsunąć niż walczyć z problemem- powiedziała sarkastycznie i ze łzami w oczach, odwróciła się i miała zamiar pójść
Odwróciłem się do niej, po czym stworzyłem przed nią świetlną ścianę. Kiedy ta się odwróciła do mnie, ja stałem już przed nią. Złapałem ją za rękę i gniewnie spiorunowałem spojrzeniem. Nie znosiłem, kiedy ktokolwiek mówił takie rzeczy.
-Szanuję twoje słowa, jednak nie masz racji. Myślisz, że nic nie robię. Myślisz, że tylko uciekam. Mylisz się. Bardzo. Dla ciebie to może nic, ale dla mnie to jest najważniejsze, aby nikogo nie skrzywdzić. A na pewno, aby nie skrzywdzić tak pięknej księżniczki, która zasługuje na księcia, a nie na zabójcę, który kiedyś może ją zabić...-powiedziałem, po czym puściłem jej dłoń.
-Altair...Wytłumacz mi, bo nie rozumiem. Jak mogę być twoją księżniczką, a ty moim księciem, gdy tak desperacko próbujesz mnie spławić!
-Nie będę twoim księciem. Nie próbuję ciebie spławić. Próbuję ciebie ochronić przed samym sobą. Jestem złem wcielonym, a nie chcę taki być. Nie mogę tego zmienić. Chciałbym być szczęśliwy, ale to niemożliwe...-powiedziałem, po czym spojrzałem jej w oczy.
Były pełne determinacji. Wiem, że jej zależy, mi też, ale nie mogę jej skrzywdzić. Nie mogę jej nawet drasnąć. Chciałbym, aby była szczęśliwa, ale z kimś innym. Z kimś, kto może się zająć ją i pozwolić jej spokojnie żyć. Ze mną tego nie będzie miała. Zawsze pojawi się problem, zawsze będę niszczycielem. 
-Matko, jaki ty jesteś głupi! Jak możesz mi to mówić po tym wszystkim. Naprawdę było tak źle?! Naprawdę byłam taka beznadziejna?
Czyli ten czas, to wszystko...To kłamstwo?! Ja wcale nie chcę tracić tego wymarzonego księcia, Altair!
Uśmiechnąłem się pod nosem, ponownie nakładając kaptur na głowę. 
-Nie powiedziałem, że jesteś beznadziejna. Nie uważam tak i nigdy nie mam zamiaru. Nie było mi źle, bo bez powodu nie chcę ciebie chronić przed sobą. Jednak wiem, że jesteś zawzięta... Nie chcę ciebie zranić, księżniczko. Nie mów o mnie wymarzony książę, bo nim nie będę. Nie jestem idealny, więc nie można tak mnie nazwać. Bardzo mi na tobie zależy, dlatego obrałem za cel chronienie ciebie przede mną. Jestem diabłem, archaniołem w skórze anioła. Dlatego, wybacz... Wybacz, że nie będę taki, jaki chcesz.
-Altair...-zbliżyła się do mnie i popatrzyła mi w oczy.- Każdy ma w sobie zepsutą część, ja też, ale nie mam zamiaru przez to zabierać sobie szczęście. Gardzę tą demoniczną stroną i robię jej na złość tak, jak tylko potrafię. Nie mam zamiaru odbierać sobie szczęśliwych chwil, bo żyje się tylko raz. Jeżeli bardzo tego chcesz, to to osiągniesz. Wszystko jest możliwe. Musisz tylko tego chcieć...
Spojrzałem jej w oczy, po czym pochwyciłem delikatnie jej dłonie i rozłożyłem swoje skrzydła. Ponownie delikatnie się uśmiechnąłem z dalszym kapturem na głowie. Głęboko westchnąłem i przyciągnąłem do siebie brunetkę. Ująłem ją ostrożnie w talii, a potem bardzo szybko wyleciałem w powietrze. Dziewczyna mocno się mnie chwyciła, a ja po chwili zahamowałem. Nim otworzyła oczy, wszystko przygotowałem. Kiedy już rozejrzała się, wydała z siebie dźwięk zachwytu. Byliśmy wysoko na nocnym niebie, a wokół latały małe świetliki jakie stworzyłem za pomocą swojej mocy. Spojrzała mi w oczy, a ja się uśmiechnąłem.
-Chcę być szczęśliwy. Jednak to nie zmienia faktu, że nie chcę też ciebie skrzywdzić, bo jestem do tego zdolny. A raczej nie ja, tylko On. Włada pewną częścią mnie, księżniczko. Obiecaj, że jeżeli poczujesz się przeze mnie zraniona. Zostawisz mnie. Nie zbliżysz się. Naprawdę. Będę cierpiał, ty też, jak nie zrobisz tego o co tak ciebie proszę...-szepnąłem, przytulając ją do siebie.
-Zrobię na złość temu komuś i się do ciebie zbliżę. Mam gdzieś to, że możesz mnie skrzywdzić. Poza tym może, a na pewno to dwa różne słowa, Altair...
-Wiem, ale masz mi obiecać. Jesteś zbyt ważna, aby patrzeć na twoje cierpienie. On nie próżnuje w środkach... Dlatego proszę cię, uważaj. Jak chcesz być obok, musisz być bardzo rozważna... Nie zniosę patrzeć kolejny raz na czyjeś cierpienie...-szepnąłem.
-Będę uważać, Altair, dziękuję! - wtuliła się we mnie z uśmiechem.
Zaskoczony spojrzałem na nią, a potem delikatnie się uśmiechając, objąłem ją. Była urocza. Przeurocza. Chwilę później uniosłem jej podbródek, gładząc ją kciukiem po policzku. Nadal się uśmiechała. Naprawdę była szczęśliwa...
-Nie dziękuj mi. Jestem rycerzem. Osobą, która musi chronić piękne księżniczki. Dlatego przyrzekam, że będziesz dla mnie priorytetem. A teraz, chyba czas wracać, nie uważasz? Chyba, że wolisz tutaj zostać jeszcze chwilę...-dłonią wskazałem na otaczające nas nocne niebo i stworzone przeze mnie świetliki.

<Hiyori?>

Ilość słów: 1105

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz