Strony

niedziela, 25 marca 2018

Od Erena do Kagamiego


Jestem... Wolny... Wróciłem. Znów tu jestem. Nie ma cierni... Nie słyszę głosów. Nie ma tego przeraźliwego głodu krwi. Nie ma GO. Odzyskałem wspomnienia... Odzyskałem uczucia... Smutek. Złość. Melancholia. Nostalgia. Tęsknota. Radość. Szczęście. Miłość. Wszystko wróciło. Jestem sobą. Pamiętam wszystko. Nic mnie nie boli, jak wcześniej. Nie wariuję. I najważniejsze... Mój cały świat wrócił. Siedzi tuż przede mną. Uratował mnie. Wrócił. Jest obok... Obok... Mogę go zobaczyć. Mogę go usłyszeć. Mogę go dotknąć. Powiedzieć te dwa słowa. Być z nim. Już na zawsze... Na zawsze... Kagami... Moja miłości życia... Nie rób mi tego więcej... Chcę ci tyle powiedzieć. Chcę tyle się dowiedzieć. Chcę być przy tobie. Nie zostawiaj mnie tak już drugi raz... To za długo. O wiele za długo. Ale wreszcie... Wreszcie go czuję. Wreszcie czuję jego oddech i bicie serca. Moje serce... Bije. Ono znów bije. Nie jest ściskane. Nie jest zaplątane. Miasto zostało zamknięte. Przepadło... Zniknęło... Jak dobrze. Co za ulga... Mój klucz wariuje, tak samo jak jego pierścień. Tak dawno go nie widziałem. Tak dawno nie widziałem jego uśmiechu, jego twarzy... Tak długo nie mierzwiłem jego włosów. Tak długo go nie dotykałem. Kagami... Kocham cię. Całym moim marnym serduszkiem. Całym sobą. Każdą komórką mego ciała. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie dam rady. Sam się przekonałeś, jak wygląda moje życie bez ciebie. Jestem uzależniony od ciebie. Dlatego... Dlatego nie opuszczaj mnie. Już nigdy więcej nie łam tej obietnicy. Nigdy... Błagam cię. Byłem wykończony. Ta cała sytuacja zabrałą mi dużo energii. Poczułem jak w moich ustach, w moim gardle zbiera się krew. Krew z serca, które przez tyle miesięcy było ściśnięte, związane i poszarpane. Zerwałem się gwałtownie i podbiegłem do łazienki, plujac wręcz krwią. Kagami chwilę później znalazł się obok mnie, wspierając
. Tak cholernie mi brakowało jego wsparcia. Samej jego obecności... Po chwili skończyłem i opadłem na ścianę, lekko się zsuwając. Spojrzałem na niego. Musiałem. Nie mogłem się powstrzymać. Za długo go nie widziałem. Czerwonowłosy pocałował mnie delikatnie w czoło, usmiechając się.
-Już jestem obok... Nie opuszczę cię. Wydostałem ciebie swoimi dłońmi, które teraz krwawią i pozostawią ślad mojego błędu. Wybacz mi, Eren...-złączyliśmy swoje dłonie, które rozbłysły znakami. Dawno... Dawno ich nie widzieliśmy... 
-Kagami...- wyciągnąłem drugą rękę i dotknąłem jego policzka. Z oka wypłynęła mi łza. -C-czuję... Znów mogę cię dotknąć. Znów cię mogę zobaczyć. Nie ma go... Nic mnie nie boli... Nie wariuję... Znowu mam emocje i uczucia... Znów mogę cię kochać... Kochać...
Kagami się do mnie uśmiechnął, po czym przystawił swoje czoło do mojego. -Już ciebie nie opuszczę, promyczku... Nie oddalę się od ciebie. Obiecuję ci. Jak złamię ją, możesz mnie nawet zabić. Kocham cię, Eren...-szepnął, patrząc mi prosto w oczy.
-Tak mi ciebie brakowało... Nie rób tego więcej! Moje serce nie wytrzyma drugiej takiej rozłąki... Kagami... Kocham cię!- rzuciłem się w jego objęcia. Nie wytrzymałem tego napięcia. Było zbyt mocne...-Kocham cię! Nie zostawiaj mnie! Już nigdy!- z moich oczu wypłynęły kolejne łzy. 
Kagami mocno mnie objął. Tak, jakby już miał mnie nigdy nie wypuścić. -Przepraszam cię... Już nie zostawię ciebie. Naprawdę wybacz mi... Kocham cię tak bardzo mocno. Wybacz... Byłem głupi, ale wybacz mi to... Naprawdę, przepraszam.-położył dłoń na moim policzku, ocierając kciukiem moje łzy.-Wybacz... Jestem beznadziejny... Wywołałem u ciebie tyle łez...
-Wybaczam! Wybaczam ci! Jak mógłbym gniewać się na ciebie... Nie jesteś beznadziejny... Jesteś wspaniały. Niesamowity. Uratowałeś mnie kolejny raz... -spojrzałem mu głęboko w jego piękne, świecące czerwienią oczy.
-Eren, przepraszam... Zadałem ci tyle bólu... Sobie też zadałem tyle bólu... Robiłem to dla nas. Dla ciebie. Chcę, abyś był szczęśliwy już ze mną... Nie opuszczę cię...-szepnął, po czym spojrzał w moje oczy.
-Ciii... Już dobrze. Nie tłumacz się. Wiem, że nie było ci łatwo i wierzę, że miałeś ważny powód...-wtuliłem się w niego. Chwilę później Kagami się delikatnie odsunął, wstając i spoglądając na mnie.
-Chodź, wyjdźmy stąd...
Jednak ja nie dałem rady nawet wstać. Byłem bezsilny w tym momencie. Spojrzałem na niego moimi świecącymi, złotymi oczami.
-K-kagami, nie dam rady wstać...
-Mój mały, biedny promyczek... Chodź...-szepnął, po czym wziął mnie na ręce, mimo zakrwawionych nadal dłoni. Przytulił mnie mocno, a ja położyłem głowę na jego ramieniu.
-Brakowało mi tego silnego uścisku, Kagami...
-A mi brakowało tego wątłego, złotookiego promyczka...-szepnął, przygryzając płatek mojego ucha... Posadził mnie na łóżku i usiadł obok mnie. Ayato zbliżył się do Kagamiego i do mnie, prawie płacząc i piszcząc ze szczęścia. Wsunął pysk pod ranną dłoń Kagamiego, rozklejając się. Kagami syknął z bólu.
-Wybacz Ayato. Pogłaskałbym, ale nie dam rady prawie ruszać ręką...-powiedział cicho. Ayato delikatnie się odsunął, kładąc się po mojej stronie, a ja wziąłem do swojej ręki delikatnie dłoń Kagamiego i spojrzałem na nią.
-Wybacz... To przez te ciernie...
-Nie masz za co. Eren, musiałem ciebie uratować. Obiecałem, że choćbym miał poświęcić sam siebie, ty będziesz zdrów. Moje ręce zagoją się z czasem...
-Niektóre rany się nie goją, Kagami... -spuściłem nieco wzrok. Było mi jego tak cholernie żal.
-Tak, rany po tym, jak ciebie zraniłem skarbie.-posadził mnie sobie na kolanach.-Te rany się zagoją, zobacz.-pokazał mi dłonie, które zasklepiały się powoli ogniem. Jego ogień był przepiękny. Brakowało mi tego. Położyłem głowę na jego ramieniu.
-Ciepły... Kocham cię, Kagami...
<następne opowiadanie>
<Kagami?>
Ilość słów: 840

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz