Strony

czwartek, 29 marca 2018

Od Shane'a do Summer

Po ulotnieniu się z gabinetu chorej psychicznie pielęgniarki moim jedynym marzeniem było to, aby ten dzień się jak najszybciej skończył; zabawne w tym wszystkim był fakt, że ledwo co on się zaczął. Nie mogłem spędzić chociaż raz dwudziestu czterech godzin w zupełnym spokoju oraz braku towarzyszących mi na każdym kroku osób z niedowładem mózgu. Los musiał ze mnie sobie kpić przez cały czas. Zacisnąłem zęby, kierując się jednym z rozwidleń korytarza – miałem tej szkoły definitywnie dość. Cały czas coś musiało się dziać, na ogół niekoniecznie dobrego dla mnie. A to raz dostaję drzwiami w twarz, a to ja komuś funduję wstrząs mózgu, albo nagle materializuje się przede mną ryba, albo zostaję zaciągnięty do ciemnego, pustego lasu. To raczej nie jest zbyt normalne, prawda? Potrząsnąłem głową, a niektóre niesforne kosmyki moich włosów połaskotały mnie po twarzy. Nie miałem zamiaru dzisiaj uczestniczyć w lekcjach; przynajmniej nie w tych pierwszych. Po pierwsze, miałem takiego kaca, że szczerze się sobie dziwiłem, że chodzę. Po drugie, ‘bardzo sympatyczne’ spotkanie pierwszego stopnia z syrenim głosem oraz główną sprawczynią tego burdelu dość mocno mnie skołowały. Mimo że ta diablica zwana pielęgniarką uznała, że nie doznałem żadnych urazów, to dalej czułem, jak w głowie kręci mi się istna karuzela; od dzisiaj nie mieszamy wódki, piwa i wina. Niemrawo mój kącik ust drgnął, lecz po chwili opadł, gdy przez całą moją głowę przeszedł krótki, lecz bardzo bolesny spazm bólu. Zatrzymałem się i przekląłem pod nosem. Boże… Czy ten dzień może być jeszcze bardziej spierdolony…?
- Wszystko w porządku? – Nagle doszedł mnie cichy, drżący głos, na który omal nie dostałem zawału. Odskoczyłem i odwróciłem się w stronę źródła dźwięku. Mój Boże. Prawie by mi serce wyskoczyło z piersi ze strachu. Rzuciłem nerwowy wzrok na postać, lecz po chwili na moją twarz wypłynął grymas wzmożonej irytacji. Westchnąłem przeciągle na widok blondwłosej dziewczyny. Co ona tutaj jeszcze robiła…? Chyba nie ma zamiaru mnie niańczyć, czy czyś w ten deseń, prawda? Zmarszczyłem brwi i wbiłem wzrok w… Summer? Tak jej było na imię? Trochę zabawne, że znam ją tak naprawdę od wczoraj, a dopiero dzisiaj dowiaduję się, jak się nazywa. Jak można swoje dziecko nazwać lato? Chyba jej rodzice albo nie mieli żadnej wyobraźni, albo byli mocno pieprznięci. Z moich skromnych obserwacji wnioskowałem, że to chyba raczej druga opcja. Przecież skądś ta ryba musiała odziedziczyć charakter, prawda? Pociągnąłem cicho nosem.
- Po co za mną leziesz? – mruknąłem, chowając dłonie do kieszeni spodni. Nie, żebym coś miał do tej kałamarnicy, ale miałem już z lekka dość jej obecności. Chciałem po prostu znaleźć się w swoim pokoju i odpocząć. Byłem naprawdę zmęczony po wczorajszej, dzisiejszej nocy. Rzuciłem wzrok w stronę dziewczyny, która nie wiem dlaczego, ale zaczęła się trząść. Chryste… Czy ona ma jakiekolwiek pokłady pewności siebie? Serio, to było niepokojące – jak można być aż tak nieśmiałym na każdej płaszczyźnie życia? Ona ledwo, co mówiła. Chociaż, czy ten bełkot wydostający się z jej ust można był nazwać mówieniem? Eh… Cokolwiek.
- P-przecież pielęgniarka powiedziała, że masz być dzisiaj pod moją opieką… - Summer ledwo, co wypowiedziała te kilka słów. Chyba to było najdłuższe zdanie, jakie do mnie w ciągu tych dwóch dni powiedziała. Ciekawe, nie powiem.
- Wzięłaś to na poważnie? – spytałem lekko znudzony i ziewnąłem. Chyba serio nie powinienem tyle chlać. Zamrugałem parokrotnie, spoglądając na dziewczynę, której chyba cała krew odpłynęła z twarzy. Była wręcz biała jak kreda i tylko na policzkach znajdowały się dwie czerwone plamy. Boże, jak tacy ludzie działają mi na nerwy. Zacisnąłem zęby, zastanawiając się jak wybrnąć z tego szajsu. Oczywiste było, to, że panna idealna będzie chciała posłuchać się pielęgniarki. No przecież świat by się załamał, gdyby tego nie zrobiła, prawda? Wypuściłem lekko zirytowany powietrze z ust i spojrzałem w bok na okno, za którym rozciągał się główny plac szkoły. Niebo z powodu wczesnej godziny było lekko wyblakłe i mieniło się w delikatnych barwach pomarańczy. Ostre światło spotkało się z moimi oczami, więc mimo woli byłem zmuszony je zmrużyć. Zapowiadał się ‘cudowny’ dzień…
<koniec wątku>

< nudne >
Liczba słów: 659

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz