Strony

sobota, 5 maja 2018

Od Amarina do Zirhael

Miasto. Metropolia, w której życie zaczyna się dopiero po zachodzie słońca. Czarne zakątki, dzielnice pełne bandytów, ludzie, którzy gryzą się ze strachu, bezdomne zwierzęta, żebracy, narkotyki i brudne intrygi. Miasto, które oświetlone jest milionami billboardów, a ludzie krążą jego ulicami 24/7. Ludzie, którzy pośród tego zgiełku i tego brudu i tak dostrzegają w tym świecie piękno. Uśmiechają się jak idioci z nadzieją, że będzie lepiej. Aż chce mi się śmiać na widok ich głupoty. W tym świecie nie ma dobra. W tym świecie nie ma litości. Tylko zazdrość, ból i nienawiść. Żal i smutek, które gonią za złością. Miliony samobójstw i miliony morderstw. Jak to pięknie brzmi.. Jak to pięknie wygląda... Ulica, która staje się czerwona od nadmiaru krwi...
---
Szedłem zatłoczoną uliczką, przepychając się niezauważenie przez ogromny tłum. Dobrze. Niech nikt nie wie. Niech nikt nie słyszy odgłosu, który zwiastuje śmierć. Ludzie są tak słabi, tak łatwo ich skruszyć i zgnieść. Jedno pociągnięcie nożem i już znajdują się po drugiej stronie ogromnych wrót. A skąd to wiem? Jestem mordercą, a by nim zostać, sam musisz doznać tego. Sam musisz zostać zamordowany, by móc myśleć jak morderca. Jeżeli chcesz naprawić świat, musisz zostać tym złym. Ktoś musi ubrudzić sobie ręce. Nie każdy ma dobre przeznaczenie. Czasami twoja ścieżka jest usłana ofiarami, które swymi martwymi ciałami stworzą ci most, dzięki któremu przejdziesz na drugą stronę rzeki. Tyle ludzi. Tyle bydła wokół mnie. Nie ma w tym nic wyjątkowego. To będzie kolejny dzień bez sensu i wyrazu... Zamknąłem na chwilę oczy...
~~~
-Amarin! Amarin!
Jej głos zawsze mnie uspokajał. Był taki łagodny i miły pośród tych ciężkich i niskich głosów, które mnie oskarżały. Uspokajający... Lekki i pędzący w stronę wiatru. Wiatru, który czułem po raz ostatni 15 lat temu...
-Wybacz, Zira, ale... Nie mogę tu zostać.
-Amarin! Nie! Czemu idziesz? Kiedy wrócisz?
-Na pewno, kiedyś cię znajdę... Żegnaj...
~~~
To wtedy po raz ostatni słyszałem ten kojący głos i czułem we włosach ten ciepły wiatr Białej Grani. Krainy, która mnie porzuciła... Nagle poczułem gwałtowny impuls w moim sercu, a czas się zatrzymał. Stałem na środku ulicy, pośród samochodów układających się w długi korek uliczny, a moje włosy rozwiał wiatr. Nie wierzę... Ona. Teraz. Przede mną. W tym momencie.... Białowłosa dziewczyna z opaską na oczach, którą po chwili zdjęła. Ona. To ona. To moja... To moja Zirhael...
~~~
-Mamo! Tato! Czemu was u nie ma! Czemu nie jesteście obok mnie! Czemu mnie opuściliście! Dlaczego!
Wołałem bez końca, a mój krzyk rozchodził się po lesie. Jednak nikt mi nie odpowiedział. Nikt mi nie pomógł. Samotny i odrzucony. 5-letnie dziecko wyrzucone do lasu na zbity pysk. Bez niczego i bez nikogo. Bez żadnego domu. Bez żadnej rady. Szukało pomocy u wielu, ale nikt nie chciał wyciągnąć do niego ręki. Skazany na siebie przez 15 lat. W samotności i bólu. Zira, czemu wtedy za mną nie pobiegłaś tak, jak zwykle... Czemu mnie nie zatrzymałaś. Czemu nie było cię obok, gdy cię potrzebowałem...
~~~
Odbiegłem od korku i zgiełku, ktory zbierał się dookołą nas. Od tych wszystkich idiotów...Zamieniłem się z powrotem w ludzką postać i spojrzałem na Zirhael. To była znowu ona... Znowu mogę widzieć ją i jej uśmiech. Jej piękne oczy i jej białe jak śnieg włosy. Wreszcie mogę poczuć jej piękny zapach, który przepełniony był bzem i agrestem. Znowu mogłem poczuć te ciepło, które zawsze biło we mnie na jej widok. Wreszcie mogłem dotknąć jej delikatnego i bladego ciała. Wreszcie mogłem z nią porozmawiać. Wreszcie mogłęm być przy niej i ją chronić. Wreszcie nikt mi nic nie zabroni i nikt mi nie przeszkodzi. Nikt nie stanie mi na drodze. Jeżeli będzie trzeba, to zrobię wszystko, by bezpiecznie przeszła przez ta rzekę. Ilość ofiar się nie liczy. Liczy się tylko ona i jej piękny uśmiech. 
-Zirhael... Tak bardzo tęskniłem...-dziewczyna podeszła do mnie i zacisnęła swoje delikatne dłonie na mojej koszulce. Jej dotyk. Wreszcie czuję... Wreszcie moje serce bije...
-A-Amarin... J-Jesteś naprawdę przy mnie...-szepnęła, a ja zdobyłem się na uśmiech. Specjalnie dla niej. Nie pamiętam kiedy ostatnio się uśmiechałem i śmiałem. Kiedy ostatnio moje serce szybciej biło na myśl i obecność drugiej osoby. Kiedy ostatnio ktoś tak czule mnie dotykał. Kiedy ktoś się o mnie tak matwił...
-Jestem... Jestem już obok. Mówiłem... Mówiłem, że cię znajdę....
Zirhael zaczęła płakać, patrząc mi w oczy.
-Amarin... D-Dziękuję...-szepnęła, nadal łkając, a ja przytuliłem ją do siebie i zaśpiewałem jej piosenkę, którą jako dzieci często słyszeliśmy i śpiewaliśmy. To była piosenka, jaką napisał mój ojciec dla mojej mamy. Śpiewali ją podczas... Podczas swych ostatnich chwil... Znałem ją na pamięć. Jak mógłbym ją zapomnieć...

Zira po chwili do mnie dołączyła, cicho śpiewając ze łzami w oczach, a po chwili spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Przepraszam... Przepraszam za wszystko...
-N-Nie przepraszaj...-szepnęła, po czym położyła jedną, chłodną dłoń na moim policzku, a ja złapałem ją za rękę i zacząłem ją prowadzić wśród tłumu. W ręku nadal miałem nóż, który kiedyś mi podarowała. Po raz pierwszy od tylu lat... Znowu czuję w sercu radość...
~~~
-A-ma-rin!- mała dziewczyna podeszła do mnie z pewną lśniącą rzeczą w rączkach i jeszcze nie w pełni uzębionym uśmiechem- To dla ciebie!-Dla mnie? Dziękuję! Ja też coś dla ciebie mam!- czarnowłosy chłopczyk z kieszeni wyjął średniej wielkości pluszaka zza pleców.- To dla ciebie! Wygląda zupełnie jak ty, Zira!
-Dla mnie? Jesteś super!-dziewczyna przytuliła mnie...
~~~
To był ten sam nóż. Był w każdej mojej akcji. Przypominał mi ją. Tak bardzo... Spojrzałem kątem oka na Zirę i się lekko zadziornie uśmiechnąłem. Wreszcie mogę z nią być, lecz Zirhael... Zirhael musisz pamiętać, że tego twojego małego i uroczego Amarinka... Już. Nie. Ma....

<następne opowiadanie>
<Zircia?>
Ilość słów: 920

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz