Nawet nie zauważyłem, że przez ten cały czas wstrzymywałem oddech, dopóki chłopak nie odskoczył ode mnie jak oparzony. Dopiero wtedy odetchnąłem głęboko, przecierając dłonią twarz.
– Wypatroszę, zamorduję... – warknął wściekły, przeklinając zapewne Nene, o która musiał się potknąć. – Nienawidzę bliskości... Podobnie jak dotyku... – wysyczał cichutko, jednak nie bez powodu byłem dobrym słuchaczem. W każdym tego słowa znaczeniu.
Odwróciłem się w jego kierunku, opierając głowę na łokciu.
– Każdy potrzebuje chociaż grama bliskości – stwierdziłem, uśmiechając się do niego leniwie.
– Wrzucasz wszystkich do jednego, przepełnionego przyjaźnią, tęczą i miłością worka – odpowiedział, a ja się zaśmiałem. Padłem z powrotem płasko na łóżko, obserwując chłopaka jedynie kątem oka.
– Może i tak – przyznałem mu rację – ale i tak ja wiem, że ty wiesz, że mówię prawdę. Życie jest bezbarwne bez TEJ osoby.
– Nie potrzebne mi to do życia. Wolę widzieć biel i czerń po sam kres, niż zwalać się na łeb jakiejś osobie – zadeklarował z kamienną twarzą, a ja odwróciłem się na brzuch, opierając głowę na dłoniach i posłałem mu wesoły uśmiech.
– Nie wiedziałem, że z ciebie taki altruista – zaśmiałem się, po czym dodałem pewniej. – Kiedyś zmienisz zdanie. Nie masz na to wpływu.
– Jasne i będę biegał wesoło po łące ze swoją rodzinką. Nie wiem jak ty, ale ja nie widzę siebie w takiej roli. Znając mnie, podobnych momentów nawet nie dożyję – mruknął ponuro.
Westchnąłem, siadając na łóżku. Chwyciłem delikatnie jego ramię, nachylając się nad nim.
– Dazai nie możesz tak się nastawiać w stosunku do samobójstwa. Nie tak jakby to było coś zwyczajnego. – Pokręciłem głową. – Musisz przestać myśleć o tym jak odejść z tego świata, a zacząć myśleć dlaczego powinieneś na nim zostać. Rozumiesz? Jest tyle powodów dla których warto żyć.
– Podaj mi przynajmniej jeden, dla którego osoba niszcząca inne istnienia ze stuprocentowym sukcesem jest potrzeba temu światu.
Tym razem zszedłem z materaca, siadając wprost przed nim. Zawahałem się na chwilę zanim zacząłem, jednak gdy wziąłem głęboki kojący oddech wszystko stało się trochę prostsze.
– Dazai, jesteś MI potrzebny – powiedziałem z pełną gorliwością. – Jesteś moim jedynym przyjacielem, jedyną osobą, dla której nie jestem powodem do wstydu i wiecznego niezadowolenia. Przynajmniej mam taką nadzieję – zaśmiałem się. – Właśnie rozmawiasz z najbardziej znienawidzoną i pogardzaną osobą w całym swoim rodzinnym mieście. Jako jedyny mnie akceptujesz na swój dziwaczny sposób, ale jednak. Zależy mi na twoim zdrowiu i szczęściu Dazai. I nie pozwolę byś się zabił, nie gdy mogę chociaż ci spróbować pokazać barwniejszą stronę świata.
– Uważaj bo się popłaczę – prychnął, podnosząc się na równe nogi. – Co masz na myśli, mówiąc ,,znienawidzona" osoba?
Uh, w mojej głowie brzmiało to wszystko jakoś lepiej. Wprawdzie nie liczyłem na nagłe rzucanie sobie w ramiona i łzy ulgi, jednak sarkazm był czymś, co rozważałem, jednak miałem nadzieję, że nigdy nie nastąpi.
– Syreny mają wspaniałą umiejętność zmieniania prawdy na taką, która im bardziej pasuje – stwierdziłem oględnie, wzruszając ramionami.
< Dazai? Maybe krótkie, ale nie mam zamiaru prowadzić przesłuchania na swojej postaci XD Solidarność!>
Ilość słów: 547
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz