Strony

piątek, 8 czerwca 2018

Od Erena do Kagamiego

Pierwsze słowo. Ja. Nowy, a zarazem stary. Ten lepszy, a zarazem gorszy. Ten sam, a zarazem inny. Przeciwieństwo, a zarazem podobieństwo. Rozpacz, a zarazem śmiech. Smutek i radość. Ból i ukojenie. Pusty i pełen dzban. Nic i wszystko. Potęga i słabość. Rozdwojenie i jedność. Człowiek i bestia. Kawałki i sklejona całość. Rozłożony na części i złożony ponownie. Konający i żyjący. Ze spuszczoną głową i dumny. Dumny z tego, że odzyskałem to, co dla mnie najcenniejsze... Drugie słowo. Ty. Czerwonowłosy, a zarazem blondyn. Silny, lecz kruchy. Posklejany, lecz wciąż połamany. Uśmiechnięty, lecz smutny. Za słaby, by wszystko nieść na swych barkach. Zbyt dumny, by się do tego przyznać. Zbyt opiekuńczy, by pozwolić ranić go. Go, czyli mnie. Zbyt pewny siebie, a zarazem zbyt nieśmiały, by przyznać się do błędu i słabości swej duszy i ciała. Chciałbyś udźwignąć dla mnie choćby cały świat Kagami. Teraz znam cię zbyt dobrze... Nie dasz rady nieść wszystkiego samemu. Nikt nie dałby rady. Za dużo. Za ciężko. Za brudno i ciemno. Za wolno i za szybko. Źle i jeszcze gorzej... Pozwól mi udźwignąć ten świat razem z tobą... Trzecie słowo. My. Ja i Ty. Ty i Ja. Serca Dwa. Złączone od tak. Węzłów sto, a supłów milion. Dróg tysiące, ciemnych, mrocznych i podłych, a tylko jedna wśród tysięcy. Biała, nieskazitelna, czysta, niczym anioł. Oświetlona, bezpieczna, pewna, spokojna i cicha... Jedna spośród tysięcy, milionów i setek. Jedna i jedyna w swoim rodzaju. Ty. Ty jesteś tą drogą. Tą błogą ścieżką. Tym traktem. który jest najlepszy, a na mapie jego nie ma. Ten szlak, którym nie podróżuje nikt. Nikt oprócz mnie. Istoty, która swymi śladami brudzi go, a on nadal pozostaje czysty i nieskazitelny. My. Jesteśmy łowcami. Jesteśmy drapieżnikami, które polują razem. Razem. Razem możemy wszystko. Podbić choćby cały ten brudny świat. Razem... Bo łączy nas coś więcej. Miłość. Wierność. Zaufanie. Przeznaczenie... Łączy nas tak wiele rzeczy, Kagami... Tak wiele powodów, które umacniają nas, byśmy stali się silniejsi i bardziej godni swego przeznaczenia... Stanowimy jedność... Dlatego właśnie Kagami, Kocham cię i dlatego do ciebie powróciłem. Bo się kocham. Kocham tą jedność i tą czystą ścieżkę. Tego blondyna, który ma czerwone włosy. Ten paradoks. Kocham to. Kocham ciebie. I obiecuję ci, że splotę nas jeszcze kolejnymi setkami węzłów. Obiecuję, że będziemy sobie bliżsi.. Obiecuję, że już zawsze będę przy tobie... Że już zawsze będę cię Kochać... Bo moje życie zmieniło się... Zmieniło się przez ciebie... 
---
Wstałem z nieogarniętą, już dość długą czupryną i przetarłem swoje oczy moimi dłońmi. Nagle usłyszałem ten ciepły i miły głos Kagamiego. Głos, który należał do mnie. W pełni. W całości... 
- Eren... Chyba jestem chory...
- Chory? Przeziębiłeś się? - powiedziałem, przykładając swoje czoło do jego czoła, przedtem odgarniając swoje włosy i włosy Kagamiego.
- Boli... Nie tak...- mruknął cicho.
- Biedny kotek.. Już cii... Zaraz przestanie. - przyłożyłem dłonie do jego policzków i się uśmiechnąłem do niego. Jak ja za tym tęskniłem.. Jak mi tego brakowało. Takich chwil. Część mnie doświadczała tego codziennie, ale większa część... Ta prawdziwa... Była zamknięta. Nie miałem jak wyjść. Nie mogłem się wydostać sam. Uratował mnie Kagami. Za tym słabym, dawnym Erenem, który stał przede mną, stał i Kagami. Nie widział go. Tylko ja go dostrzegałem. Jak stał na przeciwko mnie i się uśmiechał. Jak wyciągał do mnie rękę, rozrywając uścisk mięśni. Zatopiłem się w jego sercu. Dobrowolnie i specjalnie. Bym był jeszcze bliżej niego. Bliżej drugiej mojej połowy. Kagamiego...
- Eren.... Dasz mi wody...? - powiedział cicho.
- Tak, już daję.. - Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Otworzyłem ją i wyjąłem butelkę wody. Udałem się ponownie do Kagamiego i usiadłem po turecku na łóżku. Odkręciłem zakrętkę i pomogłem mu napić się wody, lekko podnosząc jego głowę i przedtem zdejmując maskę. 
- Kagami... - złapałem jego policzki i pocałowałem go. Nie zważałem na jego chorobę. W końcu i tak zaraz miałem zamiar mu pomóc. Nowy ja i stabilniejsze moce. Wcześniej o tym nie miałem pojęcia, lecz teraz to już wiem. Potrafię przejmować ból na siebie. Zrobię to. Dla niego. Mówiłem, nie będzie tego nieść sam. Już nigdy. Poprzez pocałunek zacząłem zabierać mu ten nieznośny ból w ciele. Dla niego. To wszystko dla niego...Kagami delikatnie mnie od siebie odsunął i po wypiciu wody, ponownie założył na usta maskę. 
- Nie możesz być przeze mnie chory...- szepnął. Miał ochrypiały głos, a pod oczami zrobiły mu się sine ślady. Dość mocna grypa jak nic. Tak bardzo teraz chciałbym mieć moc leczenia, ale jej nie mam. 
- Kagami, leż i odpoczywaj, a ja pójdę się ogarnąć, ok?
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Poszedłem do łazienki i się ogarnąłem, a później się ubrałem w czarne jeansy i zwykłą koszulkę. Usiadłem na brzegu łóżka Kagamiego i zabrałem mu włosy z czoła.
- Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli... - szepnął i spojrzał mi w oczy.
- Dobra, teraz mi się uda... - szybko przyłożyłem rękę do jego czoła i zaczałem przejmować część bólu na siebie, przytrzymując ręce Kagamiego, by mnie nie powstrzymywał. I udało mi się. Cholera Jasna. Na prawdę wszystko go bolało... 
- Mam nadzieję, że trochę ci ulżyłem, Kagamiś.
Kagami się uśmiechnął sennie.
- K-Kocham cię...- szepnął.
- Ja ciebie też, kochanie... Wychodzę, ale wrócę jak najszybciej mogę. Pa i śpij dobrze. - pocałowałem go w czoło i wstałem z jego łóżka. A gdzie wychodzę? To chyba oczywiste. Nie widziałem się z Rinem od tak dawna, a nie było go w tym "procesie". Pewnie miał ważny powód, bo zwykle Rin nie opuszczał żadnych takich ważnych wydarzeń. Jak coś to mu pomogę jak mogę. W końcu jestem jego starszym bratem i dziedzicem tronu. Cholera jasna muszę jakoś zajmować się swoim rodzeństwem. Poza tym te świecące się oczy.. O co z nimi chodzi... Będziemy musieli to razem odkryć i ogarnąć, bo jak się domyślam to nikt nie wie o co z tym chodzi... Wziąłem telefon, pieniądze i dokumenty i wyszedłem z pokoju. Kagami, trzymaj się tam...
---
Szybko znalazłem się w pokoju Rina i Katsukiego. Chyba tak się nazywał jego współlokator, prawda? Ha, nie wierzę. Mieszkaliśmy wszyscy tak blisko siebie, a nikt o tym nie wiedział albo tego nie zauważył. Los lubi nam sprzyjać, nie ma co. Zapukałem do pokoju, a drzwi otworzył mi czarnowłosy chłopak z ogonem. Rin. Matko, jak ja cię dawno nie widziałem... Chłopak stał w osłupieniu i nie mógł wykrztusić z siebie słowa, a ja się szeroko uśmiechnąłem, szczerząc.
- Hej, Rin. To ja. Eren. Wróciłem...
Warga Rina zaczęła drżeć, a z jego oka popłynęła pojedyncza łza. Jak ja go dawno nie widziałem... Jak ja tego żałuję. Tak cholernie żałuję mojej nieuwagi i konsekwencji tego... Rin, bracie... Więcej to się nie powtórzy. Rin rzucił się na mnie, a ja przytuliłem go mocno, wchodząc głębiej do pokoju. Pogładziłem czarnowłosego po włosach
- Rin, tak bardzo przepraszam... Więcej się to nie powtórzy... Obiecuję, że nadrobimy te wszystkie lata... Będzie tak jak dawniej...
- Eren! Matko znów mnie pamiętasz! Znów jesteś przy mnie! - mój braciszek przyłożył swoje czoło do mego czoła i się obaj uśmiechnęliśmy. Rin... Braciszku... Kocham cię i już nigdy ciebie nie opuszczę. Tak samo i Hiyori i Shoto. Nikogo. Będę was chronił. Nawet przed samym sobą jeżeli zajdzie taka potrzeba. W końcu jestem waszym starszym bratem! po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Ej, Eren, wyjmij telefon. Wymienimy się numerami i dodam cię do naszej grupy.
- Ok! Już, masz..
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Spojrzałem na potral społecznościowy i nową grupę na nim. Naszą. Czwórki rodzeństwa... W końcu jesteśmy razem. W końcu postawiliśmy krok do przodu...
Po chwili usłyszałem dźwięk powiadomienia.
Od Shoto: Ooo, czyli Eren jest u ciebie, Rin?
Od Rina: Yeees! W końcu wszyscy razem!
Od Hiyori: Taak! Eren, matko, jak dobrze znów mieć ciebie przy nas... Nadal nie mogę w to uwierzyć! >.<
Od Erena: Tak! Wróciłem, jestem, żyję. Ale myślę, że to nie będzie rozmowa na telefon. Musimy się gdzieś spotkać!
Od Shoto: Teraz wam pasuje?Od Hiyori: Of course! Przyjdę!
Od Rina: Tak, pasuje, przyjdę z Erenem, tylko gdzie?
Od Shoto: Kawiarnia przy parku ( ͡° ͜ʖ ͡°).
Od Hiyori: Daa. Kawa to jedna z najlepszych części dnia!
Od Rina: Widać, że rodzina zjebów xD
Od Shoto: Zamknij mordę, zbierajcie się i za 30 min w kawiarni!
Patrzyłem z uśmiechem w telefon i wiadomości, jakie przychodziły przed moimi oczyma. Moje rodzeństwo... Razem szczęśliwi. Spojrzałem na Rina, a rzucił swym wzrokiem w moją stronę. Obaj się uśmiechnęliśmy.
- To jak? Idziemy? - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Jasne! Chodźmy! - odpowiedział czarnowłosy, a my skierowaliśmy się do wyjścia...
---
Po jakiś 10 lub 15 minutach wszyscy znaleźliśmy się przed kawiarnią.
- EEeereeeeeeen! - Hiyori biegła w moją stronę i rzuciła się w moje objęcia, a ja złapałem ją i okręciłem wokół siebie kilka razy.
- Jaaa! To jak? Wchodzimy?
- Jasne!
Weszliśmy wszyscy i usiedliśmy przy jakiś kanapach. Wszyscy zaczęliśmy przeglądać menu. Po chwili podeszła do nas kelnerka i poprosiła o zamówienie, a my wszyscy odpowiedzieliśmy chórem o jaką kawę nam chodzi. Wszyscy to samo, jakie to niesamowite! Spojrzeliśmy na siebie, a nasze oczy zaczęły się świecić.
- Co? What? Znowu? - powiedział Shoto.
- Może to dlatego, że znów wszyscy jesteśmy razem... - oznajmiłem im to.
- Tak, pewnie tak, ale to niesamowite! 
Kelnerka przyniosła nam kawy, a my zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym, jak z a dawnych lat. Chcieliśmy nadrobić ten stracony czas... Te stracone lata...
---
Nasze spotkanie trwało kilka godzin. Byłem już przed drzwiami mojego pokoju, do którego po chwili wszedłem. Czuję się taki... Wolny i szczęśliwy. Kolejny krok za mną...
- Kagami, wróciłem!
Kagami leżał, cały blady, otulony mocno kołdrą. Cały drżał, a na jego rumianą od gorączki twarz opadały włosy. Spojrzał na mnie dziwnie pustym od choroby wzrokiem.
- E-Eren...- szepnął.
- Matko, Kagamiś.. - rzuciłem torbę w kąt i podszedłem do jego łóżka, siadając na jego brzegu.
- Mogłem poprosić Rina o pomoc albo Shoto... Jak się trzymasz?
- Wszystko mnie boli...- szepnął, kuląc się.
- Wiem, już czekaj.. - podałem mu rękę, by mu trochę ulżyć, a z drugą ręką wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Rina.
- Halo? Rin? Słuchaj, znasz jakieś lecznicze zioła? Takie na grypę, bóle i przeziębienie?
- Em, tak, na prywatnej wiadomości wyślę ci nazwy i zdjęcia. 
- Ok dzięki wielkie... 
Po chwili otrzymałem wiadomość od Rina z lekami i ziołami.
- Matko skąd on to wszystko wie?
Kagami kichnął, po czym spojrzał na mnie.
-Jest mądry... Z-Zupełnie jak brat...- zaśmiał się cicho, a potem zaczął kaszleć.
- Haha, jak ja? Oj, Kagamiś, Kagamiś.. - pogładziłem go po czole i spojrzałem na niego z rozczuleniem... Mam nadzieję, że Rin się nie mylił... Ufam mu. W końcu to mój braciszek...
---
Kilka dni później
Obudził mnie ciężar pewnego ogromnego zwierzęcia. Matko jakie to coś jest ciężkie, co to jest do cholery. Otworzyłem swoje oczy i zobaczyłem ogromnego tygrysa. Szeptem powiedziałem do niej.
- Anasca, o co chodzi? - ziewnąłem przy okazji.
- Eren, Kagami ma dziś urodziny.
- Dziś? Matko to już? 
- Masz prezent czy coś?
- Tak mam, już od dawna... No "od dawna"..
- To dobrze, sorki, że cię obudziłam.
- Nie, nic się nie stało...
Tygrysica zeszła ze mnie, a ja wstałem i zaglądnąłem do szafki. Kagami jeszcze spał. To w sumie dobrze, nie musiałbym się kręcić i udawać nie wiadomo czego. Wyjąłem pudełko, a w nim była bransoletka. I to nie taka zwykła. Pomógł mi ją stworzyć ją ojciec Kagamiego. Jest ona połączona z nim i jego tyrgrysicą, a wygląda jak czarna forma Anasci. Mam nadzieję, że mu się spodoba. No dobra, pora się ogarnąć. Dzisiaj będzie dość dłuuuugi dzień. If you know what I mean... Ale czuję, że coś jest nie tak. W sensie ze mną. Czuję się nieco inaczej... Poszedłem do łazienki i ogarnąłem się, a jak wyszedłem, Kagami już się obudził.
- No hej, śpiochu, jak tam nastroje w urodzinki?
- Urodzinki? Czyje są?- zapytał ze zdziwieniem.
- Twoje, głuptasie, wszystkiego najlepszego! - zbliżyłem się do niego i go pocałowałem, a z tyłu trzymałem jego prezent.
- Moje? Naprawde?
- Taaak! - podałem mu bransoletkę i zapiąłem ją na jego nadgarstu - To jest bransoleta, kttóra jest połączona z Anascą i z tobą. Kiedy coś jej się stanie, bransoleta da ci o tym znać, kochanie! - uśmiechnąłem się do niego szeroko. Kagami wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się. 
-Eren... Dziękuję ci!- krzyknął.
- Nie ma za co. Wszystko dla mojego misia! - przytulił mnie, a moja twarz znalazła się przy jego szyi. Wpratrywałem się w nią i miałem coraz większą ochotę go ugryźć, ale stop. Nie mogę tak po prostu i bez pozwolenia wpijać się w ludzi. Ale muszę coś zrobić, bo inaczej bedzie źle.. Cholera jasna. Mam coraz mocniejsze pragnienie. Kiedy ostatnio piłem krew? Nie wiem.. Chyba za długo... Tak mnie to kusi... 
- Kagami... - odsunąłem się od niego i odwróciłem wzrok w zupełnie inną stronę, a językiem wyczuwałem ostre kły. Zaczęło się.. - Zakryj proszę szyję..
- Chcesz pić? Możesz.- powiedział, gładząc mnie po szyi. Spoglądałem to na Kagamiego, to na jego szyję, a serce zaczęło mi szybciej bić i mój oddech przyśpieszył.
- Na pewno? 
- Eren... Kochanie, oczywiście.- uśmiechnął się, a ja zaśmiałem się lekko.
- Podano do stołu, co? Haha! - zbliżyłem się do niego i jedną ręką chwyciłem go za włosy, a drugą przyciągnąłem go za talię do siebie. Po chwili wpiłem swoje kły w jego szyję. Matko, jaka jego krew jest dobra... Mówię jak psychopata, co nie? A trudno...  Piłem jego krew, a w ciele zaczałem czuć ogromne ciepło. Szczególnie na rękach i plecach. O co chodzi? Kagami uśmiechnął się, gładząc mnie po plecach. Po chwili odessałem się od niego, biorąc wdech i uśmiechając się. 
- Smaczny jesteś, Kagamiś... - szepnąłem, a po chwili odchyliłem głowę do tyłu. Kagami pogładził mnie po ramieniu.
-Smaczny i jestem twój.
- Ooo tak, tylko mój... Na wyłączność... - zamknąłem oczy, a blizny na moim ciele zaczęły się zasklepiać. Brakowało mi tylko jednego elementu. Jego. Kagamiego. Znowu on.. Jak ja go uwielbiam... Moje blizny zaczeły wypełniać się krwią Kagamiego. On jest lekarstwem dla mnie...Wyleczy wszystkie moje problemy.. Już wyleczył... Mnie...
<nastepne opowiadaie>
<Kagamiś?>
Ilość słów: 2333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz