Przeznaczenie.
Wierzyłam w nie z całego mojego serca. Chciałam, aby mój związek z kimś, był już od początku naszych żyć zapisany w gwiazdach. Tak było z moją mamą i tatą. Marzę, aby tak samo było i ze mną oraz moim wybrankiem. Czy jednak na to zasługuję? Czy osoba, taka jak ja może być szczęśliwa?
Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe uczucia, emocje i doznania... Co dzień czuję, że mam coś lub kogoś na sumieniu. To była moja wina. Ale co zrobiłam? Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Tak, jakby ktoś wyciął mi ten straszny moment z pamięci. Tak, jakby montażysta wyciął niepotrzebny kawałek filmu. Kim był montażysta? Ja sama...? Te myśli chodziły po mojej głowie przez cały wieczorny trening. Mimo tego, że był to mój pierwszy dzień w nowej szkole, to postanowiłam wziąć udział w zajęciach cheerleaderek. Byłam zachwycona swoim strojem, podobnie jak inne dziewczyny, które widocznie i to bardzo, były pod wrażeniem tego, jak w nim wyglądam. Zawsze. To. Samo. Nigdy, przenigdy nie mogę obejść się bez pochwał, komplementów. Czasami się zastanawiam, jak to jest być krytykowanym. Rzadko kiedy ktokolwiek jest do tego zdolny. Tylko mój ojczulek rzucał we mnie obelgami jak piłką do kosza. Jego uwag, miałam serdecznie dosyć. Wreszcie jednak mogłam się wyżyć na treningu. Zaczęłyśmy od zwykłych okrążeń w sali, a potem zaczęły się ćwiczenia układu na mecz. Był w sumie mało skomplikowany, ale koniec był wisienką na torcie. Salto w tył! Uwielbiałam je! Niektórym dziewczynom wychodziło, a niektórym nie. Moim zdaniem, nie było to trudne. Pomogłam nowym znajomym, które były mi wdzięczne. Zapewne wiedziały, że mogą ich czekać dodatkowe ćwiczenia, jak nie nauczą się układu. Dzięki ich własnym i moim zaangażowaniu nauczyły się wszystkiego, nawet tego wielkiego końca. Byłam dumna z dziewczyn i z samej siebie. Z własnej inicjatywy pozostałam w sali dłużej i pomogłam trenerce posprzątać miejsce ćwiczeń. Potem, zadowolona wybiegłam z gimnastycznej, otwierając zamaszyście drzwi. Przez to właśnie kogoś prawie uderzyłam. Nawet nie wiedziałam, że ktokolwiek jest przy tych drzwiach. Wyleciałam jak gumka z majtek, a potem wpadłam na jakąś osobę. Zapewne jeszcze bym miała bliskie spotkanie z podłogą, ale ten ktoś mnie przytrzymał. Spojrzałam na twarz nieznajomego. Piękne, niebieskie oczy... Na moją twarz wstąpił lekki rumieniec, gdyż ten chłopak chwycił troszeczkę za wysoko, ale wybaczę mu. Nie zrobił tego specjalnie. Podniosłam się i kawałeczek cofnęłam.
Wierzyłam w nie z całego mojego serca. Chciałam, aby mój związek z kimś, był już od początku naszych żyć zapisany w gwiazdach. Tak było z moją mamą i tatą. Marzę, aby tak samo było i ze mną oraz moim wybrankiem. Czy jednak na to zasługuję? Czy osoba, taka jak ja może być szczęśliwa?
Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe uczucia, emocje i doznania... Co dzień czuję, że mam coś lub kogoś na sumieniu. To była moja wina. Ale co zrobiłam? Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Tak, jakby ktoś wyciął mi ten straszny moment z pamięci. Tak, jakby montażysta wyciął niepotrzebny kawałek filmu. Kim był montażysta? Ja sama...? Te myśli chodziły po mojej głowie przez cały wieczorny trening. Mimo tego, że był to mój pierwszy dzień w nowej szkole, to postanowiłam wziąć udział w zajęciach cheerleaderek. Byłam zachwycona swoim strojem, podobnie jak inne dziewczyny, które widocznie i to bardzo, były pod wrażeniem tego, jak w nim wyglądam. Zawsze. To. Samo. Nigdy, przenigdy nie mogę obejść się bez pochwał, komplementów. Czasami się zastanawiam, jak to jest być krytykowanym. Rzadko kiedy ktokolwiek jest do tego zdolny. Tylko mój ojczulek rzucał we mnie obelgami jak piłką do kosza. Jego uwag, miałam serdecznie dosyć. Wreszcie jednak mogłam się wyżyć na treningu. Zaczęłyśmy od zwykłych okrążeń w sali, a potem zaczęły się ćwiczenia układu na mecz. Był w sumie mało skomplikowany, ale koniec był wisienką na torcie. Salto w tył! Uwielbiałam je! Niektórym dziewczynom wychodziło, a niektórym nie. Moim zdaniem, nie było to trudne. Pomogłam nowym znajomym, które były mi wdzięczne. Zapewne wiedziały, że mogą ich czekać dodatkowe ćwiczenia, jak nie nauczą się układu. Dzięki ich własnym i moim zaangażowaniu nauczyły się wszystkiego, nawet tego wielkiego końca. Byłam dumna z dziewczyn i z samej siebie. Z własnej inicjatywy pozostałam w sali dłużej i pomogłam trenerce posprzątać miejsce ćwiczeń. Potem, zadowolona wybiegłam z gimnastycznej, otwierając zamaszyście drzwi. Przez to właśnie kogoś prawie uderzyłam. Nawet nie wiedziałam, że ktokolwiek jest przy tych drzwiach. Wyleciałam jak gumka z majtek, a potem wpadłam na jakąś osobę. Zapewne jeszcze bym miała bliskie spotkanie z podłogą, ale ten ktoś mnie przytrzymał. Spojrzałam na twarz nieznajomego. Piękne, niebieskie oczy... Na moją twarz wstąpił lekki rumieniec, gdyż ten chłopak chwycił troszeczkę za wysoko, ale wybaczę mu. Nie zrobił tego specjalnie. Podniosłam się i kawałeczek cofnęłam.
-Przepraszam.-powiedziałam i pobiegłam ponownie w stronę Akademika.
Cudownie się zapoznajesz z nowymi Tsukiko. A może to nie było przypadkowe spotkanie? Może... To jakieś przeznaczenie albo inne fiu-bździu? Przegryzłam wargę i dalej biegiem ruszyłam przed siebie. Nie mogę zaprzeczyć, że te niebieskie oczy zapadły w moją pamięć...
---
Powoli zbliżałam się do Akademików. Było ciemno, a ja nadal mam lęki co do takiej pory... Aby zapomnieć o tym, co było wokół, chciałam policzyć swoje klucze. Czasami miałam taki nawyk, że gubiłam jeden, może dwa, a potem je na okrągło liczyłam. Ale jeszcze nigdy mi się nie przydarzyło, że zgubię całą kaburę! Zawsze przecież jest tak mocno przymocowana do mojego paska! Zaczęłam się rozglądać wokół siebie, obracając się o 360 stopni, ale to nic nie dało. Postanowiłam wrócić na salę tą samą drogą. Tylko to mi pozostało. Chwyciłam za swój telefon, odblokowałam go i uruchomiłam latarkę. Niczym w horrorze. Przeszły mnie ciarki. Ruszyłam w drogę na salę. Kiedy tak sobie kroczyłam tymi ścieżkami, rozglądałam się na wszystkie strony. Wliczając nawet gałęzie, choć wątpię, że magicznie poleciałyby sobie na jakieś drzewko. Z każdym krokiem, moja nadzieja nikła coraz mocniej. Zbliżałam się do sali. Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. Kiedy jednak ujrzałam gimnastyczną, nadzieja delikatnie się rozpaliła w moim sercu. Ktoś siedział przy drzwiach, więc szybciutkim krokiem podeszłam, a im bliżej byłam, tym bardziej zaczęłam rozpoznawać tę osobę. Te niebieskie oczy, które zapadły mi w pamięć.
-Przepraszam. Czy nie widziałeś może...-nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak wstał i pokazał mi moją skórzaną kaburę.
-Tego?-zapytał.
Ciągle się uśmiechał, a te oczka były po prostu... Cud miód. Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam do chłopaka. Objęłam go delikatnie. Jaki ciepły... Chwyciłam zaraz potem moją kaburę i z iskierkami w oczach zaczęłam liczyć moje klucze. Po dotknięciu jednego z nich otworzyła się Brama Wodnika, czyli miejsce, przez które przechodzi Zodiakalny Wodnik-Aquarius. Wygląda ona jak syrenka. Ma długi, niebieski ogon, a na górnej części ciała nosi bikini, którym, jej zdaniem, podkreśla swoje duże piersi. Na głowie ma złotą tiarę, której przód jest połączony srebrnym łańcuszkiem. Ozdobą tego, jest mały klejnot. Jej bronią, jest naczynie z wodą, więc łatwo się domyślić, że włada magią wody. Widząc wściekłe spojrzenie z jej niebieskich oczu, wiedziałam, że nie zapowiada się miła rozmowa...
-Jeśli jeszcze raz zgubisz mój klucz, obiecuję ci, że szybko pożegnasz się z tym światem.-warknęła, a ja poczułam, jak po moim ciele przechodzą ciarki grozy.
Potem, Aquarius znikła, a ja odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że i tak dzisiaj był z jej strony Dzień Dobroci, bo z pewnością by mnie całą zalała wodą. Może to przez to, że był obok mnie ten chłopak... Spojrzałam na znalazcę kabury z uśmiechem.
-Naprawdę ci dziękuję. Nazywam się Tsukiko Rūshi Reiss.-rzekłam, podając mu dłoń.
Chłopak ją uścisnął, patrząc mi nadal w oczy.
-Shion N'colte. Miło mi.-rzekł.
Kiedy puściłam jego dłoń, na zapas przeliczyłam raz jeszcze wszystkie te klucze. Niby żaden z nich nie jest taki sam jak Wodnik, ale po co ryzykować gniewem moich Duchów. Nie ścierpiałabym tego. Kiedy już zliczyłam, że wszystkie są, kaburę bardzo dokładnie przypięłam do paska, a następnie popatrzyłam na blondyna. Ogarnęłam włosy na plecy, uśmiechając się do niego.
-Może... Ja już pójdę. Jest już dość ciemno, a ja nie przepadam za brakiem światła. Taka fobia z dzieciństwa...-powiedziałam, kładąc dłonie przed sobą, na dole mojego stroju cheerleaderki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz