Przystanęłam przy szklanej ladzie, pod którą ułożone były duże i kolorowe lizaki w wiklinowych koszykach. Każdy był podpisany smakami. Brzmiały pysznie!
- Co dla ciebie, Kochanie? - usłyszałam nad sobą niski, damski głos. Podniosłam głowę, widząc ostrą zieleń oczu sprzedawczyni.
Znowu się rozejrzałam. To jest… trudne pytanie. Zatrzymałam swój wzrok na tabliczce z napisem „ŻELKI”, a potem po kolei przenosiłam go na każdą paczkę z tymi słodkościami. Czy ja widzę żelki w kształcie uszatych piesków…? Poczułam, jak oczy zaczynały mi się błyszczeć ze szczęścia. A jaką miały zabawną nazwę! „Pieselki” brzmiało dość ciekawie.
Usłyszałam za sobą dźwięk zawieszonego dzwonka przy wejściu, ale go zignorowałam. Właśnie miałam poprosić o podanie paczki tych żelków, gdy poczułam, jak ktoś mnie odsuwa na bok. A bardziej odpycha… Czarnowłosa dziewczyna trzasnęła lewą dłonią o szklany blat. Skądś ją znałam…
- Poproszę coś na ból głowy. Coś mocnego i byle szybko… - rzekła. Ten głos… No tak! Soraya! Przychodziła na trening cheerleaderek, jednak nigdy nie występowała na żadnym meczu… Jakoś nigdy nie miałam okazji się spytać czemu. W sumie mogłam o tym zacząć temat z Mary, ale… dopiero teraz na to wpadłam.
Pani zza lady była wyraźnie zdziwiona, ja w sumie też… w końcu… Znajdowałyśmy się w sklepie ze słodyczami… Wątpię, żeby jakieś leki tutaj były. Jednak o czymś sobie przypomniałam. Zrzuciłam swój plecak z królikiem na dół, łapiąc za suwak. Włożyłam dłoń do niego, szukając małego pudełka. Wyjęłam szybko ze środka pudełko Ibufenu i chwyciłam drugą ręką skrawka bluzy ciemnookiej. Zawsze nosiłam tabletki przeciwbólowe przy sobie, ze względu na moje siostry.
- Soraya… - zaczęłam. Gwałtownie odwróciła się w moją stronę, a ja wyciągnęłam tabletki w jej. - Te są dobre – powiedziałam, uśmiechając się. Szybko je wzięła i rozpakowała. Ja natomiast sięgnęłam jeszcze do królika i wyciągnęłam butelkę wody, którą znowu podałam dziewczynie. Z chęcią wzięła ode mnie wodę, po czym przełknęła leki. Westchnęła z ulgą, odchylając swoją głowę do tyłu. Zaraz dostałam butelkę z powrotem, wraz z pudełkiem Ibufenu.
- Dzięki… Judy – odpowiedziała, a na jej twarz płynął malutki uśmiech. Mój własny tylko się poszerzył. Wtedy dostrzegłam jej torbę na ramieniu.
- Gdzie idziesz? Trening się skończył – rzekłam. Poznałam jej torbę, którą przynosiła do szatni, by się przebrać…
< Soraya? >
Liczba słów: 426
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz