Strony

piątek, 2 lutego 2018

Od Kagamiego do Sorayi

-Siadaj opatrzę ci to.
Miałem chęć wyjść i nie wracasz. Mówisz, nie chcę, nie potrzebuję, ale to natręctwo oczywiście wie lepiej. Spojrzałem na tą ranę, kiedy rozwiązałem ją z tej zapyziałej wstążki, a potem na tą apteczkę, którą ta dziewczynka z zapałkami targa w dłoni. Prychnąłem. Uniosłem dłoń do góry, kiedy nagle z rany zaczęły lecieć malutkie iskierki. Krwawienie ustało, a uraz zaczął zasklepiać się ognistą smugą. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a zranienie znikło. Zacisnąłem dłoń w pięść kilka razy, a potem wstałem. Widząc, że na głowie tej upierdliwej dziewczynki jest coś na deseń krwistych dredów, lekko szarpnąłem ją za ramię, sadzając ją na swoim poprzednim miejscu. Z apteczki wyjąłem wodę utlenioną, którą po chwili polałem jej ranę, a kiedy już chyba było w miarę dobrze, obwiązałem jej to dość niechlujnie bandażem. Potem machnąłem jej dłonią, odwracając się i chcąc iść do akademika. Po co ja mam tutaj siedzieć? Ranny nie jestem, a patrzeć się jak mucha w gówno zamiaru nie mam.
-Gdzie idziesz?-zapytała.-Miałeś mi powiedzieć, dlaczego mnie tak nie znosisz.
Prychnąłem pod nosem, odwracając się do niej w połowie. Spiorunowałem ją spojrzeniem.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, dziewczynko. Ale jak musisz wiedzieć, gardzę żywiołakami. Żegnam i dzięki za chęci pomocy.-warknąłem, idąc w kierunku wyjścia.
Nie trzaskałem drzwiami, ale zamknąłem je szybko, no ale może trochę mocno... Poprawiłem torbę na ramieniu, a potem zszedłem z tego budynku na parter. Krzyżyk dziewczynko na drogę.
---
Było późno, więc od razu wróciłem do swojego pokoju. Od razu przywitałem Erena, ale widząc to monstrum warknąłem pod nosem, od razu idąc na swoje łóżko. Usiadłem po turecku, bawiąc się zablokowanym telefonem. Po chwili otrzymałem SMS-a od Hyugi. Odblokowałem telefon.
H> Jutro mamy odwołany trening, ale zarezerwowałem dla ciebie i kilku innych chłopaków salę. Podejrzewam, że na pewno chcesz poćwiczyć, więc nie oczekiwałem na twoją odpowiedź.
K<No spoko, dzięki okularniku.
H>Za okularnika załatwię ci kilka okrążeń wokół boiska patałachu ty
K<Tak, tak, ale pamiętaj, że nie odpowiadam za to, co się stanie z koszami ^^
H>KAGAMI
H>TY CHOLERNY PSUJO
H>WYŚLĘ WAM DO TOWARZYSTWA RIKO
H>ONA TAAAAAK UWIEEEEELBIA Z WAMI TRENINGI~!
Na tym się rozmowa skończyła. Odłożyłem telefon na pościel, patrząc na sufit, gdy nagle w miejscu, gdzie akurat widziałem ciekawą plamę, wyskoczyła głowa mojego pupila-Cienia. Pokazałem mu język, a ten zeskoczył na mnie tym swoim grubym cielskiem. Kaszlnąłem, chcąc zdjąć z siebie tego grubasa, ale ten ani myślał. Tak więc położyłem się, głaszcząc go po łbie, a po chwili zasnąłem.
---
Rankiem, popatrzyłem na telefon, a widząc godzinę wydałem z siebie jęk niezadowolenia. Zwaliłem się z łóżka, czyli Cień już sobie polazł. I dobrze. To grube cielsko nie powinno na mnie spać. Wydaje się, że ten wilk to taki leciutki, ale no nie za bardzo. Poczułem nagle na policzku coś mokrego. Przeszły mnie ciarki, a sam cofnąłem się aż do wyjścia z pokoju. O nie! To te psowate potworzysko. Dlaczego to jest ze mną w pokoju! Ubolewałem bardzo mocno, bo nie lubię psów. Nagle zwierzak pobiegł w stronę właściciela, a ja na czworaka uciekłem do łazienki. Tam zamknąłem drzwi i zabrałem się za ogarnięcie samego siebie. Po kilkunastu minutach wylazłem w bokserkach, a potem w szafie wygrzebałem strój na dziś. Z torbą na ramieniu, opuściłem mój pokój z nadzieją, że spokojnie dotrę na salę gimnastyczną i będę mógł zagrać ze znajomymi. Na szczęście nic mi nie przeszkodziło, a po przekroczeniu sali, rzuciłem torbę na ławkę. Już miałem zamiar zdjąć bluzę, gdy na salę wszedł mój znajomy z drużyny ze swoim psem. Przeszły mnie ciarki, a kiedy obaj na mnie spojrzeli, przerażony ruszyłem do drzwi, przy których się potknąłem i zaliczyłem glebę.
Jednak walczyłem do samego końca, aby uciec przed tym małym potworem. Riko popatrzyła na mnie, a po chwili usłyszałem gwizdek. Podskoczyłem jak oparzony do pionu, patrząc na menadżerkę. Ta zaczęła się śmiać. Rozejrzałem się, a tego diabelstwa już nie było. Zdjąłem bluzę oraz dresy, aby wreszcie móc zacząć biegać i cieszyć się tym czymś co treningiem nie powinno się nazwać. Teraz miałem na sobie koszulkę klubową oraz krótkie do kolan spodenki. Wykonaliśmy kilka kółek wokół sali, a potem z dumą rozpoczęliśmy mecz. Zupełnie PRZYPADKIEM ponownie spadłem na ziemię z obręczą od kosza. Bo WCALE Hyuga mnie nie zezłościł. Ups, ups, ups. Riko westchnęła, uderzając się lekko w czoło. Po chwili podeszła do mnie, uderzając mnie z całej siły w plecy. Spojrzałem na nią i urażony jej czynem, dotknąłem palcami jej czoła, a potem ją w nie pstryknąłem.
-Ej!-warknęła.
Uśmiechnąłem się, a potem wróciłem go gry. No, powiedzmy, że to była gra. Z jednym koszem źle się gra. Po dwóch godzinach po prostu zaczęliśmy rzucać w siebie nawzajem piłkami, ale skończyło się to niezbyt przyjemnie, bo każdy tam posiniaczony był. Oprócz mnie. Takie rzeczy goją mi się w kilka chwil. Założyłem na nogi z powrotem dresy oraz bluzę. Ziewnąłem, rozprostowując kości. Pokierowałem kroki do akademika, aby się przebrać, a potem może wybrać się na jakiś spacer. Mieliśmy ograniczyć kosza, aby nie nadużywać sił do mistrzostw. Zapewne gdyby nie to, z pewnością bym poszedł grać! Po przebraniu się w pokoju, wyruszyłem sobie do pobliskiego parku. Po chwili dołączył do mnie Cień, który od tak wyszedł z ziemi.
<następne opowiadanie>
<Soraya? ^^>
Ilość słów: 854

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz