Strony

piątek, 2 lutego 2018

Od Angelo do Kagamiego

Biegłem przed siebie, nie zwracając większej uwagi czy Dorchadas nadąża za mną. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem używać swej mocy, aby być jeszcze szybszych. Przemierzałem kolejne piętra i korytarze, aż nie wydostałem się z budynku. Wtedy to zamknąłem oczy i skupiłem całą swą uwagę na pierścieniu znajdującym się na mym palcu. Czułem, jak moje ciało się zmienia. Po chwili stałem już na czterech łapach. Przemieniłem się w wilka. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niebo. Miałem niewiele czasu. Od razu zacząłem biec dobrze znanym mi kierunku. Byłem tam już tyle razy, że nawet z zamkniętymi oczami bym tam trafił… chyba. Minęło zaledwie kilka minut, zanim znalazłem się na wzgórzu, które znajdowało się niedaleko szkoły. Jakiś czas temu odkryłem, że to właśnie z niego najlepiej widoczne są wschody i zachody słońca. Usiadłem na trawie i uniosłem łeb do góry. Kiedy tylko poczułem za sobą obecność Dorchadasa, przemieniłem się z powrotem w człowieka. Oparłem się o jego bok, a ten oplótł mnie ogonem w pasie. Wpatrywałem się w niebo z szerokim uśmiechem na ustach. Kochałem obserwować wschody słońca. Te wszystkie barwy jakie powoli się pojawiały, tworząc spójną całość. Każdy kolejny dopełniał resztę. Miałem wrażenie, jakbym obserwował proces tworzenia się jednego z najpiękniejszych obrazów na świecie. Nie potrafiłem opisać uczuć, które we mnie się zbierały podczas tego zjawiska. To za każdym razem było wspaniałe przeżycie. Jednak wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Westchnąłem, widząc, że słońce wzeszło na dobre. Najwyższy czas wracać. Wolałem nie spóźniać się na zajęcia z panią Iki. Nigdy nie wiadomo co może zrobić. Dodatkowo świadomość, że zawsze może porozmawiać sobie na mój temat z mym tatą, nie pomagała. Wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem powietrze ustami. Przeczesałem jeszcze raz palcami sierść mego przyjaciela i podniosłem się. Spojrzałem na zegarek, znajdujący się na mej lewej ręce. Na szczęście miałem jeszcze pół godziny do początku zajęć. Powinienem dać radę, wrócić do swego pokoju, zabrać rzeczy i przyjść na czas na lekcje języka japońskiego. Nie zastanawiając się dłużej, skupiłem się na pierścieniu i przemieniłem się w wilka. Po chwili byłem już w drodze…
~*~*~*~*~*~
Siedziałem na parapecie przy oknie na drugim piętrze. Był to raczej jeden z tych korytarzy, które były rzadko odwiedzane przez innych. Już na początku roku szkolnego odkryłem, że jest to dobre miejsce do ukrywania się, podczas ucieczek z lekcji w-fu. Tym razem nie było inaczej. Znowu nie poszedłem na zajęcia… W mych rękach spoczywała książka. “Romeo i Julia” Williama Szekspira. Mimo że nie pierwszy raz ją czytałem. Jednak za każdym razem uważnie śledziłem treść. Zawsze odnajdywałem jakieś nowe smaczki, których wcześniej nie zauważałem. Pochłaniałem kolejne linijki tekstu, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co działo się wokół mnie.
- Angelo! - wzdrygnąłem się na znajomy głos.
Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Wypuściłem powietrze ustami i ostrożnie zamknąłem książkę. Otworzyłem oczy i powoli odwróciłem głowę w stronę przybyłej osoby.
- Em… Cześć? - zapytałem niepewnie, widząc tatę, który stał przede mną z rękami założonymi na piersi.
- Znowu uciekłeś z w-fu? - popatrzył na mnie karcąco.
- Można tak powiedzieć - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Ech… Dobra, o tobie porozmawiamy potem. Teraz mam ważniejszą sprawę do załatwienia. Mógłbyś dla mnie znaleźć Tiago? Znowu coś zmajstrował, a ja muszę natychmiast stawić u dyrektora.
- Postaram się - powiedziałem niemalże natychmiastowo.
- Dziękuję. Jest możliwość, że znajdziesz go na boisku szkolnym. Ostatnio drużyna koszykówki ma częstsze treningi. Jak ci się uda, to powiedz mu, aby przyszedł do gabinetu pana Kyoji. Powodzenia i pamiętam, tobą też się potem zajmę - poczekał, aż pokiwam głową na znak, że zrozumiałem i odwrócił się, idąc szybko do dyrektora szkoły.
Odetchnąłem, czując minimalną ulgę przez to, że na razie tata będzie zajmował się Tiago, a nie mą kolejną ucieczką z zajęć. Schowałem książkę do plecaka i ostrożnie zszedłem na ziemię. Od razu postanowiłem odszukać brata. Nie chcąc biegać w kółko, postanowiłem po prostu przemienić się. Kolejny raz tego dnia, skupiłem się na pierścieniu. Po chwili byłem już w wilczej postaci. Chwyciłem plecak w pysk i schowałem go w jednej z pustych klas, mając nadzieję, że nikt go stamtąd nie zabierze. Schyliłem łeb ku ziemi i przybliżyłem nos jak najbliżej podłogi. Krążyłem po korytarzach, chcąc złapać trop Tiago. Po kilku minutach udało mi się to. Od razu zacząłem podążać za zapachem. W pewnym momencie miałem wrażenie, jakby coraz bardziej się nasilał. Przyspieszyłem kroku. Po chwili uniosłem łeb. Znalazłem się na boisku do koszykówki… “Czyli tata miał rację…” Wszedłem na nie niepewnie. Niemalże w tym samym momencie dostałem piłką w bok. Zapiszczałem i podkuliłem ogon. Zrobiłem kilka kroków w tył i dopiero wtedy wróciłem do ludzkiej postaci. Od razu chwyciłem się za żebra, a na mej twarzy pojawił się grymas. Miałem świadomość, że dość szybko się zregeneruję. Jednak to nie zmieniało faktu, że żebra naprawdę mnie bolały.
- Tiago! - zawołałem i uniosłem wzrok na boisko.
Gra ustała i większość osób patrzyła się na mnie. No cóż… Nie zawsze na trening wpada ci wilk, który do tego od razu dostaje piłką. Zauważyłem czarnowłosą osobę, zmierzającą w mym kierunku. Tiago.
- Co chcesz młody? - zapytał, kiedy znalazł się przy mnie, a w jego głosie było słychać irytację.
- Tata kazał mi cię odszukać. Masz jak najszybciej stawić się w gabinecie dyrektora - powiedziałem powoli.
- Grajcie beze mnie, ojciec z dyrem znowu coś chcą! - krzyknął tylko do drużyny i zniknął z boiska.
Westchnąłem i usiadłem na ławce przy miejscu treningu, nadal trzymając się za żebra. Wiedziałem, że nie uniknę rozmowy z tatą, a zapewne pojawi się tu wkrótce z mym bratem. Niestety nie miałem przy sobie plecaka, więc nie mając nic lepszego do roboty, po prostu obserwowałem grę innych członków drużyny.

<Kagami? Mam nadzieję, że jakoś ujdzie, ale no cóż… nie umiem zbytnio zaczynać :/ >
Liczba słów: 934

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz