Strony

piątek, 2 lutego 2018

Od Kagamiego do Angelo

Spokojnie sobie grałem w kosza... Ta. Spokojnie. Powiedzmy. Z początku wszystko było okej, ale kiedy taki jeden młodziak z przeciwnego składu perfidnie mnie sfaulował, czułem, że mój gniew i chęć zemsty automatycznie wprowadza mnie w Zone. Mój mózg nie akceptował żadnych przeszkadzających krzyków. Od razu dojrzałem Tiago Hornzallera. Chłopak grał nieźle, choć jego ruchy czasami, podkreślam czasami, były dość mechaniczne. Nie wiem czemu mi się tak wydawało. Może to dlatego, że byłem w Zone? Choć kto tam wie. Odebrałem piłkę od chłopaka, który nadal wydawał się być lekko spięty grą. Niczym błyskawica przebiegłem między przeciwnikami, wyskakując bardzo wysoko z linii rzutów wolnych. Zamachnąłem się i wykonałem przepotężny Meteor Jam. Konstrukcja kosza zadrżała, a ja potem otrzepałem palce. Ogłoszono koniec meczu z naszą przewagą zaledwie sześciu punktów. Było ciężko, ale się udało. Idąc ku wyjściu z boiska, dojrzałem czerwonowłosego, wątłego chłopaczka, trzymającego się za żebra. Rozejrzałem się, ale jakoś coś tak poczułem, że chyba z nim coś nie tak. Ukucnąłem przed nim.
-Oi, młody, coś ci się stało?-zapytałem.
-E-Em... Bolą mnie nieco żebra, ale to nic wielkiego... Z-Zapewne mi p-przejdzie do wczoraj. Znaczy, do jutra.-zająknął się chłopaczek.
Pokręciłem głową, wstałem, lekko ujmując jego ramię. Ostrożnie pociągnąłem go do pielęgniarki. Nie będę patrzył jak taki mały, zbiedniały muchomorek siedzi z obolałym biodrem. Może to już jego czas? Ale na starego nie wygląda. Choć tutaj to kto wie. Nim dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki, zajęło nam trochę czasu, a ja musiałem pilnować czerwonowłosego, aby nie zgubić go w tłumie ludzi. Po chwili lekko się przerzedziło. Puściłem jego ramię, strzelając kośćmi.
-Młody, jak się nazywasz?-zapytałem.
-Angelo.-wydukał.
-Ja jestem Kagami. Miło mi ciebie poznać.
Wepchnąłem go do gabinetu, gdzie przywitał nas nasz szkolny duchowy pielęgniarz. Tam pozostawiłem muchomorka pod jego opieką, a sam powoli ruszyłem na lekcje. Spóźnienie, spóźnieniem, ale chyba najważniejsze było to, że pomogłem temu małemu chłopakowi. Przeprosiłem panią Clostrime za spóźnienie, mówiąc co było tego powodem. Pokiwała głową i kazała mi iść na swoje miejsce. Usiadłem sobie na pierwszym lepszym miejscu na końcu, a potem zacząłem słuchać, co ma do powiedzenia na temat fizyki. Nuuda... Ziewnąłem, tylko odliczając do końca lekcji.
---
Wraz z dzwonkiem wyszedłem z sali, kierując się na salę gimnastyczną, aby odbyć nasz trening przed mistrzostwami. Ziewając oraz drapiąc się po karku, stawiałem krok za krokiem, gdy nagle ktoś mnie zatrzymał. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku. O to ten biedny muchomorek. Jak mu było...
-Dziękuję, ż-że mi pomogłeś, Kagami.-powiedział.
Poczochrałem go po tych jego czerwonych włosach, patrząc w w ogóle innym kierunku.
-No to jak? Może chcesz iść ze mną na trening kosza?-zapytałem.
<następne opowiadanie>
<Angelo? Póki co słabe, ale daj się rozkręcić>
Ilość słów: 426

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz