- Myślisz? Może masz rację... - odrzekłem, biorąc do ust kolejny kawałek lazanii.
- Jak możesz to jeść? - zapytała, nie ukrywając swojego obrzydzenia. Fit? Urodziła się dla wpierdalania awokado. Wychodzi na spotkanie, wszyscy colę piją, a ona "mm, jaka pyszna woda, mm. O nie, nie mogę więcej wypić, bo zjadłam już 300 kalorii".
- Bredzisz! Przecież tu, w Arelionie nie ma tej całej chemii do jedzenia! – rzekłem.
- Każde jedzenie jest obleśne, fu! – to już okropne! Ona nic nie je!
- Hej, Megu, czy ty masz jakieś zaburzenia odżywiania? – zapytałem. Może naprawdę urodziła się dla "wpierdalania awokado"?
- Oczywiście, że nie! Może zmieńmy temat… - rzekła.
- Właśnie, nadal mi nie powiedziałaś, jaką rasą jesteś! – wyszczerzyłem się do niej jak głupi to sera. Megu mruknęła coś do siebie.
- Jaką? Nie słyszę! – zjadał z talerza ostatnie kawałki jedzenia.
- Zjadłeś już? – Megu wstała od stołu – Możemy iść? - zapytała, patrząc na swój zegarek Rolexa Kruszwila. Nie no, nie miała Rolexa, ale fajny ma zegarek.
- Może oprowadzę cię po lekcjach? Wiesz, będzie więcej czasu… - odparłem, biorąc tacę, by ją odnieść.
- Jak wolisz — uznała. Wyszliśmy powoli z pomieszczenia.
- Wiesz może, gdzie kupię kawę? Ta z automatu jest okropna! - rzekła nagle Megu. Nie spodziewałem się po takiej fit dziewczynie.
- Pewnie w sklepach w Lalien są jakieś… Pijesz kawę? - spytałem, chcąc się upewnić.
- Ymm… Tak, wiesz… - zająknęła się. - Zazwyczaj się nie wysypiam, więc potrzebuję pobudzenia…
- Przecież możesz kupować napoje energetyczne! – rzekłem. "O wiele bardziej dietetyczne" - zakpiłem w myślach. Dosyć. Nie powinienem się z tego śmiać. Niech je, co chce.
- Nie lubię ich… - uznała, odwracając wzrok.
- W każdym razie, jeśli chcesz, możemy kupić ci kawę. I termos też! – odrzekłem z radością. No to logiczne. Jak kawa ze szkoły nie smakuje, to niech robi sobie w akademiku i do termosu przelewa!
- Dziękuję – zrobiła minę ala "zgiń ruska...". Jakby żywiła nienawiść jak nauczycielka matematyki, która mówi "matematyka królową nauk" do innych przedmiotów.
- Do jakiej klasy chodzisz? – spytałem – Chodzi mi o profil, no wiesz… Ja należę do klasy humanistycznej! – wypiąłem klatkę piersiowej. Human, to jest coś. Nie to, co jakieś mat-fiz.
- Do klasy pierwszej X – odpowiedziała – Teraz możesz uciekać ze strachem, prawdopodobnie jestem dla ciebie zagrożeniem!
Aż wziąłem głęboki wdech. Oh nie, umrę.
- Ale dlaczego zagrożeniem? - spytałem.
- Uczniowie tek klasy... Są... destrukcyjni trochę... - powiedziała. Wywróciłem oczami. Jeszcze niczego nie wyrzuciła w powietrze. Jedynie co wyrzuciła to kolejne kalorie z siebie.
- Ale czemu tak mówisz? - zapytałem.
- No bo... No mówiłam...
- Ale dlaczego?
Megu westchnęła ciężko. Ta mina mówiąca "O Boże, jaki rak, mam raka na raku. Kosmici, weźcie mnie stąd!".
<następne opowiadanie>
< Megu? .-. >
< Megu? .-. >
Licznik słów: 471
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz