Strony

niedziela, 18 lutego 2018

♥Od Melusine do Corazona♥

-C-Corazon...-szepnęłam, a dłonie mi bezwładnie opadły.
Jak to? On? Nie możliwe. Nie wierzę. Dlaczego. Kiedy ruszył w kierunku wyjścia, chwilę wpatrywałam się w niego z przerażeniem. Dopiero po chwili zabrałam swoje rzeczy i prezenty od niego i ruszyłam za nim. Nie mogłam pozwolić mu tak odejść. Nie potrafiłabym.
-CORAZON!-krzyknęłam bardzo głośno.
Blondyn się do mnie odwrócił, a ja się do niego przytuliłam. Moje oczy były pełne łez, które nie były wywołane nienawiścią. Nie... One były wywołane dozgonną wdzięcznością. Ocalił moje bezwartościowe życie, a ja... Co ja mogłam zrobić, aby móc się odwdzięczyć... Nic. Nic nie miało równo wartej wartości.
-Dziękuję ci... Tak okropnie dziękuję... Uratowałeś mnie po raz kolejny. Nie mogłabym być na ciebie zła za to, że ocaliłeś mnie. Jesteś moim bohaterem... Na zawsze nim będziesz... -wydukałam.
-To ja powinienem ci podziękować... - wtulił się we mnie.
-Nie musisz... To ty uratowałeś mi życie, a nie ja tobie... Zasługujesz na tytuł bohatera. Złamałeś dla mnie zasadę, ratowałeś mnie, pomagasz mi i zawsze chcesz mnie uszczęśliwić... Dziękuję.-moje policzki oraz oczy były całe we łzach, których nie kryłam.
Chłopak zaniemówił. Jednak nadal mnie mocno obejmował, co wyłącznie mnie uszczęśliwiało. Było to dla mnie ważne... Aby mój bohater nigdy nie zniknął z mojego życia. Kiedy chciałam go puścić, nie mogłam, gdyż chłopak nie spuścił uścisku.
-Nie puszczaj mnie, proszę... - wyszeptał, przytulając mnie mocniej.
-Dobrze...-uśmiechnęłam się przez łzy i ucałowałam lekko jego policzek.
Cholernie mocno nie chciałam już nigdy opuszczać jego ramion, tego ciepła jakim mnie w tej chwili darzył. Jak można przywiązać się do kogoś, kogo znasz tak krótko? Można, tym bardziej, że ten ktoś dwa razy ocalił już twoje życie. Czułam, jak szybko bije moje serce. Otworzyłam na moment oczy pełne łez. Zauważyłam, że Corazon odchylił głowę i popatrzył mi w oczy. Jego usta delikatnie dotknęły mojego czoła, a potem dłonią starł łzę, która spływała po moim policzku.
-Masz ochotę jeszcze się gdzieś przejść?-zapytał, uśmiechając się i patrząc bez przerwy w moje oczy.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Miał takie ładne, złote oczy. Szkoda było odrywać wzrok... Palcami delikatnie bawiłam się jego włosami związanymi w kucyka. Cicho wdychając, starałam się uspokoić swoje drżące ciało.
-Nie, możemy już wrócić. Opowiesz mi więcej o tym, co się stało w fabryce, dobrze?-zapytałam, nie chcąc się odsuwać.
-Dobrze - westchnął ciężko - Ale uprzedzam, niektóre fragmenty mogą być naprawdę nieprzyjemne...
-Nie martw się. Chcę poznać prawdę... Nie mogę już żyć w kłamstwie.-szepnęłam, patrząc mu nadal w oczy.
-Jeśli tak uważasz...-zawahał się widocznie.-W takim razie wracajmy.
Uśmiechnęłam się i złapałam go za jego rękę, która była protezą. Delikatnie pociągnęłam go w kierunku akademików. Po chwili dorównał mi kroku. Westchnęłam, ale na samą myśl o czym będziemy rozmawiać, nie mogłam się uśmiechnąć. Właśnie miałam się dowiedzieć, dlaczego straciłam część swojej pamięci. Z jednej strony tego chciałam, a z drugiej bardzo się bałam. Jednak byłam pewna jednego. Corazon nigdy mnie nie zostawi. Wolną dłonią dotknęłam naszyjnika, który od niego dostałam. Weszliśmy do mojego pokoju. Wiedziałem, że Remilii ma nie być, bo jej klasa miała jakąś wycieczkę. Zamknęłam za nami drzwi i cicho wzdychając, usiadłam na łóżku, a chłopak usiadł obok.
-T-To... Słucham. Tylko ze szczegółami. Może odzyskam choć fragment pamięci...-szepnęłam i zacisnęłam swoje drżące dłonie.
- Huh... - nabrał tchu i zaczął opowieść - Był to bezchmurny wieczór. Tę fabrykę upatrzyłem sobie dużo wcześniej jako poligon i plac zabaw. Zazwyczaj robiłem tam niewielkie transmutacje, ale tym razem było inaczej. Kilka dni wcześniej znalazłem dziennik taty z przeróżnymi kręgami i notatkami alchemicznymi. Znalazłem w nim opis kręgu do transmutacji człowieka. To mi podsunęło myśl, że może udałoby się przywrócić mamę...- przerwał na chwilę.- Wtedy to zacząłem ćwiczyć moją moc. Szło coraz lepiej. Jednak tamtego dnia, coś poszło nie tak. Straciłem panowanie nad materią i doszło do niekontrolowanego rozpadu. Kiedy wschodnia część budynku zaczynała się walić, usłyszałem krzyk. To byłaś ty. Zamarłem widząc sposób w jaki twoje ciało było ułożone. Powykręcane, kark przygnieciony był przez belkę. W okół ciebie szybko rosła kałuża krwi. Podbiegłem do ciebie, znaczy twojego ciała wtedy, żeby sprawdzić czy żyjesz. To jakimś cudem jeszcze walczyło. Serce nie chciało się poddać. Użyłem alchemii dość pośpiesznie żeby cie wyciągnąć. Śpieszyłem się, nie wiedziałem czy jeszcze żyjesz, ale musiałem spróbować. Wziąłem kawałek metalu leżący obok i rozciąłem sobie rękę. Krwią nakreśliłem krąg i użyłem mocy. Nie wiedziałem dlaczego, ale świat w okół mnie się zatrzymał. Zewsząd zaczęły wyskakiwać czarne łapki. Czułem jak rozkładają na pojedyncze cząsteczki. Kiedy znowu pojaśniało, znalazłem się przed bramą i bogiem. W zamian za wyleczenie ciebie i zwrócenie ci duszy odebrał mi rękę i możliwość korzystania z kręgów. Później wrota bramy się otworzyły i ukazały mi prawdę. Potem znalazłem się obok ciebie. Czas znów zaczął płynąć, tak jak moja krew. Nie zwracałem uwagi na to, zwłaszcza przy fakcie kiedy otworzyłaś oczy. Chwile później zemdlałem i obudziłem się w szpitalu. Jak się dowiedziałem, znalazła nas babcia Yuno.
W moich oczach rozbłysły łzy. To była historia, jakiej nigdy bym się nie spodziewała. Po chwili krople spłynęły po moich policzkach, a ja ponownie przytuliłam się do chłopaka. Serce biło mi tak cholernie szybko...
-Dziękuję ci!-wykrzyknęłam, zalewając się łzami i coraz mocniej wtulając się w jego tors.
-Już, już... Spokojnie - objął mnie, a dłoń umieścił na mojej głowie.
-Bez ciebie bym zginęła... Nie mogłabym pomóc babci... Nie mogłabym zrobić nic, co tak bardzo kocham...-szepnęłam, a potem się odsunęłam.-P-Przepraszam, to chwila załamania.
Wstałam, a potem wzięłam swoją pidżamę. Poprosiłam, aby poczekał na mnie. Zgodził się, więc sama wkroczyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki, ale odprężający prysznic. Westchnęłam, kiedy ocierałam włosy oraz swój kark. Ubrałam moją białą koszulkę nocną, sięgającą do połowy ud. Włosy związałam w wysoki kucyk, a potem wyszłam z toalety. Widząc, że Corazon chyba zaczął czytać, uśmiechnęłam się delikatnie. Wzięłam koc z łóżka, a potem podeszłam do niego, narzucając mu kocyk na plecy. Na jego policzku złożyłam delikatny pocałunek.
-Zostań dzisiaj ze mną... Boję się i wiem, że będę miała koszmar...-szepnęłam bardzo cicho, wtulając twarz w jego szyję i ramię.
-Spokojnie, nie opuszczę cię. - pogłaskał mnie po głowie.
-Bardzo ci dziękuję, Corazon.-powiedziałam, odsuwając się niechętnie.-Jak będziesz też chciał odpocząć, nie krępuj się i możesz położyć się obok.-szepnęłam.
-Nie ma sprawy. - powiedział, przeciągając się lekko.
Usiadłam wygodnie na łóżku, a potem się położyłam, zakrywając się cała pościelą. Cicho westchnęłam, zamykając oczy. Czułam niedaleko obecność blondyna, co mnie lekko uspokajało. Zacisnęłam mocno dłonie na pościeli, starając się usnąć. Po chwili mi się udało. Jednak właśnie wtedy ujrzałam ten wypadek, przez który straciłam pamięć. Wszystko zaczynało się tak samo. Jednak Corazon nie ruszał się. Posunęłam się do niego, chcąc go obudzić, gdy dotknęłam jego ciała, fabryka zawaliła się na nas. Otworzyłam oczy i przerażona się podniosłam do siadu. Cała drżąc, popatrzyłam na chłopaka, który też popatrzył na mnie.
Uśmiechnął się, a potem przeniósł się na łóżko, kładąc się obok mnie. Od razu się w niego wtuliłam, a po moim policzku spłynęło kilka ostatnich łez, wywołanych tym złym snem. To było straszne... Nie chcę go więcej widzieć. Nigdy! Zamknęłam oczy, czując i słysząc oddech oraz bicie serca blondyna. Nie wiem dlaczego, ale teraz czułam się lepiej... O wiele lepiej...

<Corazon?>
Ilość słów: 1169

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz