***
Gdy wracałem było już późno i zamykali właśnie jedyny sklep gdzie mogłem dostać jakieś arkusze metalu. Z trudem, ale jakoś udało się przekonać właściciela, żeby otworzył jeszcze na dosłownie pięć minut. Mam wrażenie, że chyba argument o nazwie prezent walentynkowy sprawił, że mężczyzna się zgodził. Nie potrzebowałem wiele. Wystarczyły mi trzy arkusze. Wszystkie zrobione ze stali. Po zakupach szybko skoczyłem do akademika i zabrałem się do pracy. Mojego współlokatora akurat nie było, także mogłem w spokoju pracować. Wyjąłem z szuflady przy biurku plik kartek i ołówków, po czym zacząłem rozrysowywać kręgi. Kiedy udało mi się w końcu opracować odpowiednie wzory zabrałem się za grawerowanie ich w metalach. Szło to opornie, ale o trzeciej w nocy jakoś udało mi się to skończyć. Nie zdejmowałem ubrania. Położyłem się i przysnąłem tak jak stałem.
***
Rano wstałem wcześnie i pomimo późnej pory o której się położyłem, byłem w pełni wypoczęty. Po porannej toalecie, założyłem czarną koszulę. Trzeba jakoś elegancko wyglądać, co nie? Jednak nie mogłem odpuścić mojego czerwonego płaszcza. Włosy spiąłem w kucyk. Sprawdziłem jeszcze raz czy aby na pewno wszystko mam w plecaku. Na szczęście o niczym nie zapomniałem. Zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem w kierunku biurka. Może jednak mój stary notatnik z opowiadaniami też bym zabrał. Może nie pomoże, ale tym bardziej nie zaszkodzi. W końcu, skoro spodobały jej się tamte opowiadania, to i te mogą. Wrzuciłem go i byłem gotów na spotkanie. Dziwne, spędzam z nią prawie całe dnie, częściej sypiam u niej niż u siebie. A jednak dziś było zupełnie inaczej. Byłem podekscytowany, może też zestresowany. Nawet bardzo. Szedłem korytarzem ciesząc się jak głupi do sera. Znalazłem ją na dziedzińcu. Pomachałem do dziewczyny i podszedłem do niej.
***
Niedługo potem siedzieliśmy w kawiarni. Zamknąłem oczy i wziąłem spory łyk kawy. Gdy odstawiłem kubek, zobaczyłem na stole przed sobą kopertę, a w niej czerwoną kartkę w kształcie serca.. Zerknąłem na Mel i uśmiechnąłem się. Przeczytałem co napisała.
– "Dziękuję, za ratunek”, hm? – mruknąłem pod nosem, po czym wstałem i podszedłem przytulić ją. – Naprawdę nie trzeba było, teraz to co ja przygotowałem będzie wyglądało mizernie...
Sięgnąłem po plecak i wyjąłem z niego arkusze stali. Położyłem je przed Mel.
– Spróbuj wykonać transmutacje. – uśmiechnąłem się zachęcająco, a na moją twarz wskoczył delikatny rumieniec. Blondynka wykonała moje polecenie i po chwili przed nią leżała stalowa walentynka, naszyjniki z sercem zrobionym z zębatek oraz stalowa róża. Wzięła do ręki walentynkę i zaczęła czytać pod nosem. Nie musiałem się przysłuchiwać żeby wiedzieć co mówi. Treść walentynki znałem na pamięć, a brzmiała ona tak "Za twój uśmiech. Za to, że się tak starasz. Za to, że po prostu jesteś. Dziękuję, Mel".
–Cora... To... – dziewczyna wzruszyła się i zawiesiła mi się na szyi. Po czym zrobiła coś czego absolutnie się nie spodziewałem. Poczułem jak dziewczyna daje mi całusa w polik. Na ten gest strasznie się zarumieniłem. Może trochę mało powiedziane, ale trudno jakoś lepiej to określić. Nie wiedziałem co powiedzieć.
– Pomógłbyś mi założyć naszyjnik? – spytała równie czerwona jak ja. Dalej oniemiały odgarnąłem jej włosy i spróbowałem zapiąć wisiorek.
– Mel, jedno pytanie. Skąd masz tę bliznę? – spytałem, a w głowie zaczęły odżywać dawne wspomnienia.
– Ta blizna... Miałam ciężki wypadek w dzieciństwie, który podobno spowodował, że straciłam część swojej pamięci... Nie wiem czy to prawda... – dotknęła blizny i wyraźnie posmutniała. Nie chciałem sprawiać jej bólu.
– Wybacz, ale muszę to wiedzieć, to bardzo ważne. Czy ten wypadek miał miejsce obok starej fabryki na przedmieściach jakieś osiem lat temu? – spojrzałem jej w oczy wyczekująco.
– T–Tak... S–Skąd wiedziałeś? – odparła zaskoczona. Wpatrywała się we mnie, z pewną dozą ciekawości, strachu i zniecierpliwienia.
– Całe szczęście przeżyłaś... – szeptałem wtulony w nią – Tak się cieszę... Przepraszam, po prostu przepraszam...
– Cora, co się stało? Czemu mnie przepraszasz? – pytała coraz bardziej zaniepokojona – Corazon!
– To przeze mnie masz tę bliznę... – westchnąłem ciężko. Miałem wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy na zewnątrz – Zapowiada się ciężka rozmowa...
– Hej, ale przecież nie mogłeś mieć z tym nic wspólnego. Przecież poznaliśmy się dopiero przed kilkoma dniami... Prawda? – mówiła z nadzieją.
– Nie do końca... To przeze mnie się fabryka zawaliła, to przeze mnie prawie umarłaś... – mówiłem ponurym tonem, nie podnosiłem głowy. Nie mogłem jej podnieść – Mur cię przygniótł... Dużo krwi... Stanowczo za dużo... Musiałem złamać odwieczny zakaz alchemików i przeprowadzić ludzką transmutację, a za to się płaci wysoką cenę... Dziury w pamięci możesz mieć spowodowane przez przyciąganie duszy... Teraz wiesz czemu nic nie pamiętasz, czemu nie mam ręki, czemu nie mogę z kręgów korzystać... To mniej więcej cała historia...
Nie wiedziałem jak zareaguje. Liczyłem tylko, że mnie nie znienawidzi za tamto wydarzenie. Jednak cisza trwała, brak czegokolwiek. Niewiele myśląc puściłem ją i zabrałem swój plecak. Wypowiedziałem bezgłośne "przepraszam" po czym wyszedłem kierując się do akademika. Ku*wa, zdupiłem jej Walentynki...
<następne opowiadanie>
<Mel?>
<Mel?>
Ilość słów: 1012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz