-Oho, mój braciszek... Kagami-kun~ Nie bij brata...-zaśmiał się.
-Zamknij mordę, bo ci ukręcę kark. Po co go porwałeś?-zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Tatsuya zniknął w ziemi, a potem pojawił się za szatynem, ciągnąc go do góry za pomocą łańcucha. Chłopak z sykiem się podniósł, a ja wycelowałem w czarnowłosego dłonią. Ten się zaśmiał i pokiwał palcem. Z moich ust wydobyło się warknięcie.
-Nu, nu Kagamiś... Nie chcesz, abym zrobił temu jebanemu półbogowi kuku...
-Zamknij mordę... Nie waż się mu cokolwiek zrobić...
Zaszarżowałem na upadłego anioła, który ani zareagował. Jednak się bardzo szeroko uśmiechnął, mocniej zaciskając szyję Erena. Automatycznie ruszyłem w ich kierunku, jednak z moim krokiem, Tatsuya pochwycił lekko swoją grzywkę.
-A, a, a... Skarbeńku, nie waż się zbliżyć. Nie chcesz chyba, abym go zabił.
Zacisnąłem mocno pięść, a wtedy czarnowłosy spojrzał na szatyna, który ledwo co oddychał. Chciałem go złapać, aby już nie cierpiał, aby mógł czuć się bezpieczny przy mnie, ale... Nie mogłem. Nagle ujrzałem, jak Cień rzuca się na niego, gryząc go. Jego ciemne kły wbiły się w jego ramię, a ten krzyknął, uderzając wilka, jednak jego noga przeniknęła przez jego ciało. Cień odskoczył, a potem zaczął zwracać uwagę na siebie. W tym czasie podleciałem do Erena, który został wypuszczony. Spojrzałem na niego i dojrzałem w jego oczach strach. Biedny... Kiedy już miałem zamiar zbliżyć do niego rękę, Tatsuya rzucił się na mnie i chciał mnie okładać pięściami. Lekko się odsunąłem, chcąc go zaatakować lub też bronić się. Wzleciałem lekko nad ziemię, skupiając upadłego anioła na sobie. Cień w tym czasie pilnował szatyna. Moje pięści zapłonęły, a wtedy niczym strzała ruszyłem w kierunku brata, zaczynając go atakować ze wściekłością.
-Zajebię cię...-warknąłem, a ten odpowiedział mi tym samym.
Nagle Tatsuya zapadł się w ziemię. Nie wiedziałem gdzie jest, ale podbiegłem do Erena, chcąc mu pomóc, ale kiedy się zbliżyłem, mój brat wyskoczył z ziemi, zadając mi mocny cios. Wyleciałem do tyłu w powietrze, trzęsąc głową. Poczułem, jak z kącika moich ust cieknie strużka krwi, więc otarłem ją wierzchem dłoni. Właśnie wtedy dojrzałem dziwne znaki na swoim ciele. Nagle poczułem bardzo dziwne gorąco, które wręcz paliło. Syknąłem, gdy nagle z mojej głowy coś wyrosło. Było to... Dziwne. Dość miłe uczucie. Czułem się... Wolny. Spojrzałem na brata, który spoglądał na mnie przerażony. Wycelowałem w niego dłonią, trzymając się za bolący kark.
-A co gdybym teraz spalił ci łeb na węgielek, hm?
-Z-Zostaw mnie psycholu!-krzyknął, a ja się zaśmiałem.
-Ja? Psychol? To ty porwałeś mojego przyjaciela! Teraz zginiesz! Jasne?! Umrzesz na miejscu!
Nagle Tatsuya się podniósł, strzepując kurz ze swojego ubioru. Spiorunował mnie spojrzeniem, a ja ignorowałem to pełne złości spojrzenie. Dla mnie on nie istnieje. Nie jest moim bratem i nim nie będzie nigdy. Nadal trzymałem dłoń, aby w razie czego móc zaatakować.
-Mam dość tego braciszku. Jeszcze się zobaczymy kochany braciszku... Zobaczysz, że ciebie załatwię. Zabiję wszystkich półbogów...
Nagle jego dłoń powędrowała do jego grzywki, którą uniósł. Widziałem mocny blask z jego oka oraz to, że rusza bezgłośnie ustami. Chyba wypowiadał zaklęcie. A niech ucieka. Niech nie pokazuje mi się na oczy. Nagle zniknął i jedyne co po nim zostało to czarne pióra. Wtedy upadłem na chwilę na kolana, a patrząc na swoje dłonie dojrzałem, że te znamiona zaczęły znikać. Kiedy wróciłem chyba do poprzedniej formy, wstałem i podszedłem do Erena. Zdjąłem mu siłą, poprzez zgniecenie kajdany, a potem przyjrzałem mu się. Jego rany nie potrzebowały natychmiastowej opieki lekarskiej, więc go wziąłem na ręce i ruszyłem ku wyjściu z fabryki. Opatrzę go w pokoju. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, przywołałem anielskie skrzydła, a kiedy wzleciałem, poczułem jak dłoń szatyna zaciska się na moim torsie.
-K-Kagami... B-Boli...-wyszeptał, a potem dojrzałem, że zemdlał.
Był wymęczony, więc lekko przyśpieszyłem, aby szybciej z nim dotrzeć do akademika. Kiedy stanęliśmy na balkonie, Cień wyskoczył spod łóżka, a Ayato cicho skomląc patrzył na właściciela. Pokręciłem głową, a potem położyłem Erena na łóżku. Pogłaskałem go lekko po głowie, a potem zabrałem się za opatrywanie jego ran. Kiedy skończyłem, usiadłem obok, nadzorując jego stan. Kiedy zaciskał dłoń na pościeli, delikatnie dotykałem jego ramienia, aby się uspokoił. Skutecznie z resztą... Westchnąłem ciężko, ziewając głośno. Byłem zmęczony, ale musiałem go pilnować. Nie mogłem dopuścić do tego, aby się coś stało... Nigdy tego nie zrobię...
<Ereen?>
Ilość słów: 942
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz