Westchnęłam, delikatnie się uśmiechając.
Podniosłam lewą rękę spod kołdry, całkowicie obracając się na swój prawy bok. Położyłam palce na futrze mojego kota, delikatnie go gładząc. Niestety kocur zastrzygł uszami, a potem leniwie rozwarł swoje powieki. Szerzej się uśmiechnęłam, otwierając buzie. Chciałam wydobyć z siebie głos, powiedzieć małemu: "Dzień dobry", jednak... nie mogłam nic z siebie wydusić. Spanikowana gwałtownie się podniosłam. Nie... to nie może być możliwe. Dotknęłam swojego gardła i spróbowałam dotknąć miejsca z moimi strunami głosowymi. Wiedziałam, że tam są, innej możliwości nie było. Więc czemu nie mogę mówić! Znowu rozwarłam swoje wargi. Może chociaż coś zaśpiewam... Jak myślałam, tak zrobiłam i... niczego nie usłyszałam. Jeszcze bardziej spanikowałam. Przecież... przecież to niemożliwe, bym nagle straciła swój głos! Wtedy do głowy wpadła mi jedna myśl — pielęgniarka.
Odrzuciłam swoją kołdrę na bok i wstałam z łóżka. Podeszłam do moich szafek, wyciągając z nich potrzebne mi rzeczy. Szczerze, to nie wiedziałam, jaka jest godzina i czy powinnam się zbierać na lekcje, czy jeszcze nie... Najważniejsze teraz było dla mnie odzyskanie głosu.
Ubrałam się w swoją spódniczkę, białą koszulę i szary sweterek. Podciągnęłam zakolanówki do połowy ud i przeszłam do łazienki. Szybkie rozczesanie włosów i zaplecenie je w dwa kucyki. Wróciłam do pokoju z Tofikiem. Usłyszałam jego miauknięcie... pewnie był głodny. Obiecuje ci, mały, że od razu po odzyskaniu głosu cię nakarmię.
Wsunęłam swoje trampki na stopy, po czym wyszłam ze swojej pokoju. Po zamknięciu go, od razu szybkim krokiem skierowałam się do gabinetu pielęgniarskiego. Czułam, jak się trzęsę, przez co również zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej z zimna, czy może jednak ze stresu, że już nie odzyskam swojego głosu. Mimo że nienawidziłam tego, jak śpiewam i dość rzadko z niego korzystam, to... nie wyobrażałam sobie, by już nigdy nie móc niczego powiedzieć. To po prostu było nierealne.
Nim się obejrzałam, to doszłam do tego wymarzonego przeze mnie miejsca. Nawet prawie je ominęłam. Zapukałam grzecznie, a potem otworzyłam drzwi. Pani Jessy siedziała na krześle przy biurku, ale gdy weszłam, zwróciła się w moją stronę.
- Summer? Co tu robisz? Nie jesteś na śniadaniu? - zaczęła, a na jej twarzy wymalowało się zdziwienie. Momentalnie łzy z oczu popłynęły mi wzdłuż policzków. Czułam się tak koszmarnie, wiedząc, że nie mogę nic powiedzieć. Tak źle! Pielęgniarka wstała ze swojego miejsca, a ja nie mogłam się powstrzymać przed wpadnięciem w jej ramiona i mocnym przytuleniem. Przez pierwsze dwie chwile myślałam, że się na mnie rozzłości, jednak... kobieta zaczęła głaskać mnie po głowie.
- Cii, spokojnie, Summer — szepnęła. To było dziwne, lecz w ten sposób sprawiła, że od razu zrobiło mi się cieplej. Niczym... w rękach mamy... Wciągnęłam katar nosem, powoli chcąc się odkleić od dorosłej anielicy. Gdy mi się udało, blondynka się nieznacznie schyliła i chwyciła moją twarz w swoje dłonie.
- Opowiesz mi, co się stało? - spytała. Otworzyłam oczywiście swoje usta, ale... nadal nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu. Poczułam, jak łzy znowu zbierają się w moich oczach. - Dobrze, nic nie mów — rzekła wręcz natychmiastowo, delikatnie się uśmiechając. - Kiwaj głową. Straciłaś głos? - zapytała. Posłusznie kiwnęłam głową. - Śpiewać też nie możesz? - znowu odpowiedziałam na "tak". Kobieta mnie puściła, prostując się. - Usiądź na łóżku, zaraz zrobię ci coś na gardło. Strata głosu u syren to dość poważna sprawa. Są w końcu znane dzięki swojemu śpiewu, a ty nawet tego nie potrafisz zrobić...
Spuściłam swoją głowę w dół, wpatrując się w swoje stopy. Mam nadzieję, że to, co zrobi pani Jessy, mi pomoże... Minęło jakieś dziesięć minut, ja nadal grzecznie siedziałam na łóżku, patrząc się w dół.
- Już — usłyszałam głos pielęgniarki. Podniosłam głowę. W ręce trzymała plastikowy kubeczek, taki jednorazowy. - Napij się — poleciła. Chwyciłam przedmiot w swoje dłonie i przyłożyłam do ust. Połknęłam trochę cieczy, niekoniecznie ciesząc się jej smakiem. Oddaliłam plastik od moich warg, wykrzywiając twarz.
- Ohydztwo — wyznałam, następnie zamierając. Mogę mówić! Szeroko się uśmiechnęłam, spoglądając najpierw na kubek, a potem na kobietę przede mną.
- Wypij do końca. Mówić możesz, ale śpiewać pewnie jeszcze nie — odrzekła. Kiwnęłam na zgodę głową, a potem wypiłam napój do samego dna. Odstawiłam kubek na biurko obok. Anielica się uśmiechnęła.
Wzięłam głęboki wdech, a potem zaczęłam śpiewać. Sylaby "la" wydobywały się z moich ust, tworząc prostą, ale i ładną melodię. Gdy skończyłam, byłam szczęśliwa, jak nigdy. Pani Jessy się ze mnie zaśmiała. W tej chwili byłam nawet dodatkowo zadowolona z faktu, że była odporna na mój głos.
Wtem coś mocno łupnęło w drzwi od pokoju pielęgniarskiego. Kobieta zdziwiona spojrzała się w tamtą stronę, a następnie się przeszła. Chwyciła klamkę, otwierając przejście na korytarz. Do pokoju, jak kłoda, wpadł pewien chłopak. Pisnęłam, gdy mocno gruchnął twarzą w podłogę. Pani Faust szybko zamknęła drzwi, następnie schylając się nad ciemnowłosym i go obróciła na plecy. Cz-czemu on wygląda jak ten chłopak, którego poznałam wczoraj?!
< Shane? >
Liczba słów: 849
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz