Zaraz... On to naprawdę powiedział? Ktoś to nagrywa? Jestem w ukrytej kamerze? Rumieniec, jaki był na moich policzkach, przekraczał teraz granice normy. Patrzyłem w złote oczy, które darzyły mnie tak dużą pełnią uczuć. To nie kłamstwo. Widzę to w jego spojrzeniu. W moich oczach stanęły łzy. Objąłem go w talii dłońmi, po czym przystawiłem swoje czoło do jego czoła.
Po policzku i po dłoni szatyna spłynęła po chwili moja łza.
Po policzku i po dłoni szatyna spłynęła po chwili moja łza.
-Eren... Ja ciebie też...-szepnąłem, a po chwili po prostu złączyłem z nim swoje usta.
Były słodkie. Bardzo słodkie. Cudne. Uwielbiam to uczucie i będzie to moje ulubione z pewnością. Po chwili oderwałem swoje wargi, patrząc mu w oczy. Łzy zniknęły. Teraz czułem szczęście. Cholerne szczęście...
-Dziękuję, Kagami...-szepnął, po czym opadł na moje ramię.
Strasznie zaskoczony popatrzyłem na niego, chcąc coś powiedzieć. Teraz właśnie zauważyłem, że miał tak cholernie wielką ranę. To przeze mnie? To ja coś zrobiłem? W moich oczach tlił się strach.
-Eren!-krzyknąłem.
Wziąłem go na ręce, po czym wraz z nim wszedłem do pokoju. Ułożyłem go na łóżku i spanikowany położyłem dłoń na jego policzku. Był gorący i się pocił. Musiało go strasznie boleć. Od razu pobiegłem do łazienki, chwytając ręcznik. Zmoczyłem go zimną wodą, a następnie wróciłem do szatyna, kładąc kompres na jego czole. Tuż przed tym, zdjąłem mu koszulkę i przyjrzałem się ranie. Była straszna. Spalona... To moja wina. Czułem to. Jednak od razu z determinacją położyłem dłoń na jego ranie, po czym zamknąłem oczy. Modliłem się, abym mógł coś zrobić... Abym mógł mu pomóc. Nagle spostrzegłem, a raczej usłyszałem ciche skrzenie. Działa! Boże, to działa! Jego rana zaczęła się zasklepiać, jak każda moja. Uśmiechnąłem się, po czym nadal starałem się jak mogłem. Mimo bólu w klatce piersiowej. Kiedy skończyłem, opadłem nieco z sił... Ciężko oddychając wstałem, patrząc na jego spokojną twarz. Cóż, zostanie niewielka blizna, ale najważniejsze, że nie będzie czuł takiego bólu. Uśmiechnąłem się i ucałowałem jego czoło.
-Śpij dobrze... Eren...-szepnąłem, po czym wróciłem na swoje łóżko z sykiem.
Opadłem na nie, prawie od razu zasypiając. Już jutro rozpoczynam mistrzostwa. Miałem nadzieję, że moja regeneracja feniksa zadziała i do jutra będę jak nowy. Tuż przed uśnięciem, spojrzałem na Erena. Nadal spokojnie spał. Dobrze... Niech odpocznie.
---
Obudziłem się wraz z budzikiem. Dobrze, że go ustawiłem tak wcześnie. Zacząłem się ogarniać. Wziąłem prysznic, ubrałem się w klubowy dres, po czym podszedłem do Erena. Delikatnie ucałowałem jego policzek. Nie mogłem się oprzeć. Potem lekko zacząłem go trząść.
-Eren... Pobudka. Dzisiaj mam mistrzostwa. Dasz radę wstać? Wyleczyła ci się ta rana?
Chłopak otworzył oczy. Widocznie nie ogarniał co się dzieje.-E-E...C-Co się...-zapytał rozkojarzony.
-Wyleczyłem ci tą ranę co miałeś na boku. Na pewno ciebie nie boli?
-A-A...Nie. Już nie.
-Na pewno? Dasz radę iść na mój mecz?-podrapałem się po karku.
-T-Ta...Obiecałem ci to.
-Obietnica obietnicą, ale czy na pewno masz tyle siły? Nie chcę, abyś szedł, a potem mdlał na trybunach...
-Wszytko w porządku, nic mi nie jest.
-No dobrze. To ubieraj się. Pójdziesz ze mną.
Chłopak się podniósł, a kiedy się wyszykował i ubrał, ruszyłem razem z nim w stronę stadionu. Witaj przygodo. Rozejrzałem się, widząc wiele osób z różnych drużyn sportowych. Cóż, zapowiada się ciekawie. Zacisnąłem dłonie w pięści, szeroko się uśmiechając. Wkroczyliśmy na miejsce i wtedy spojrzałem na Erena z uśmiechem.
-Idź tam na trybuny. Zarezerwowałem ci miejsce w pierwszym rzędzie...-uśmiechnąłem się do niego i rozczochrałem po głowie.
-Ok!-powiedział i ruszył w kierunku przeze mnie wskazanym.
Sam ruszyłem do szatni, aby tam spotkać się z drużyną. Przywitałem ich machnięciem dłoni, po czym przebrałem się. Chwilę później, Riko zaczęła omawiać z nami wszystko, co w tym momencie było najważniejsze, czyli z kim gramy, jaką powinniśmy przybrać strategię i na co powinniśmy uważać. Potem z determinacją zgodnie krzyknęliśmy i ruszyliśmy na boisko. Widząc już te reflektory i piękne boisko, miałem chęć tam wyskoczyć i zacząć od razu grać. Właśnie teraz czekała nas rozgrzewka.
---
Rozpoczął się mecz. Wyskoczyłem w górę i wziąłem piłkę. Właśnie teraz mieliśmy przewagę. Rozejrzałem się, a potem wbiłem spojrzenie w osobę, która stała przede mną z rozstawionymi dłońmi. Uśmiechnąłem się, po czym odbijając piłkę, z łatwością przebiegłem do ich kosza i wyskakując z linii rzutów wolnych wykonałem Meteor Jam. Na trybunach rozległ się krzyk szczęścia, a ja spojrzałem na miejsce gdzie siedział Eren. Zasalutowałem do niego i ruszyłem na moją stronę boiska. Czekałem na ich kontratak. Oj tak... To emocjonujący mecz!
---
Zbliżał się koniec. Wynik był zremisowany. Wszystko teraz zależało ode mnie. Już byłem w Zone. Skupiłem się na piłce, a kiedy ich strzelec miał już wyrzucać ją, w ostatniej chwili zabrałem mu piłkę i ruszyłem biegiem w stronę ich kosza. Spanikowana drużyna przeciwna zaczęła biec, jednak kiedy już wszedłem w Zone, nie było odwrotu.
Podałem piłkę dla naszego ,,cienia" ten ją wybił, a mi zostało tylko jedno. Wyskoczyłem wysoko w górę, po czym wsadziłem piłkę do kosza, którego konstrukcja zadrżała. Oj. Szkło, jakie było na tablicy pękło, a ja zamykając oczy, usłyszałem dźwięk końca czwartej kwarty. Kiedy szkło opadło, trybuny znowu oszalały, a ja spojrzałem na wynik. Tak! Zwycięstwo! Podbiegłem do drużyny i z krzykiem szczęścia zaczęliśmy skakać w miejscu. Dostaliśmy się dalej!
Podałem piłkę dla naszego ,,cienia" ten ją wybił, a mi zostało tylko jedno. Wyskoczyłem wysoko w górę, po czym wsadziłem piłkę do kosza, którego konstrukcja zadrżała. Oj. Szkło, jakie było na tablicy pękło, a ja zamykając oczy, usłyszałem dźwięk końca czwartej kwarty. Kiedy szkło opadło, trybuny znowu oszalały, a ja spojrzałem na wynik. Tak! Zwycięstwo! Podbiegłem do drużyny i z krzykiem szczęścia zaczęliśmy skakać w miejscu. Dostaliśmy się dalej!
---
Po meczu, opuściłem stadion. Eren już na mnie czekał, a więc podszedłem do niego z uśmiechem. Rozczochrałem mu włosy, po czym położyłem dłonie na swoich biodrach.
-To jak? Idziemy coś zjeść? Chyba mi się należy, nieprawdaż?-powiedziałem z szerokim uśmiechem.
-Pewnie, że się należy!
Uśmiechnąłem się szeroko i w towarzystwie szatyna ruszyłem do mojej ulubionej knajpy. Nie zeszło nam dużo czasu na same przejście tam.
Usiedliśmy przy jednym z dwuosobowych stolików tuż po zamówieniu naszego jedzenia.
Usiedliśmy przy jednym z dwuosobowych stolików tuż po zamówieniu naszego jedzenia.
-Eren-kun. Podobał ci się mecz?-zapytałem go z uśmiechem na twarzy.
-Pewnie! Byłeś zajebisty!
-Dzięki! Strasznie miło mi to słyszeć. To dzięki tobie.
-Mnie? Ja nawet nie dotknąłem piłki.-na jego twarz wstąpił uśmiech.
-Zrobiłeś więcej, niż ci się wydaje. Twoja obecność dodała mi skrzydeł. Walczyłem dla siebie, dla drużyny i dla ciebie. Chciałem ci pokazać coś, w czym jestem dobry.
-Oo... Jakie to miłe. Dziękuję!
-Nie, to ja dziękuję.
W tej chwili przynieśli mi moją kopę burgerów i napój. A biedny Eren zamówił tak mało... Je za mało... Będę musiał coś z tym zrobić. Ale to potem! Teraz czas na żarcie!
<Eren?>
Ilość słów: 1022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz