piątek, 23 lutego 2018

Od Erena do Kagamiego

Wzbiliśmy się w powietrze i polecieliśmy na tą samą polanę, co wcześniej.
Rzuciłem torbę pod drzewo i zacząłem się rozciągać. Nagle Kagami chwycił w rękę pierścień.
-No to jak? Lecimy czy się cykasz?- powiedział i uśmiechnął się przy tym. Oj, czuję, że coś się stanie, coś złego...Mam takie dziwne wrażenie...
-No dobra, dajesz...- powiedziałem i ustawiłem się w pozycji gotowej do walki. Kagami nałożył na swój palec pierścień. Jego dłonie i przedramię zaczęły się zapalać ogniem. Wzdrygnąłem. Nie wiem czemu tak mam, jakbym miał jakąś traumę co do tego, ale sam nie wiem czemu. Na początku myślałem, że walkę zaczniemy dość spokojnie, ale szybko zrozumiałem, że byłem w błędzie. Kagami, ni stąd ni zowąd, zaczął cisnąć we mnie strumieniem ognia. Musiałem szybko zareagować. Próbowałem pochłonąć ogień poprzez cień, ale nie mogłem się rozkręcać, bo ja tez stracę kontrolę. Aaach, przez to będę mocno w tyle, jestem bardzo ograniczony. Z trudem powstrzymywałem ogień. Nagle Kagami wyskoczył z boku i założył mi dźwignię na szyi. Zaczął coś mamrotać, nie zrozumiałem co mówił. Było to dziwne, baardzo dziwne. Chyba powoli tracił nad sobą kontrolę. Zajebiście...Czerwonowłosy podciął mi nogę, przez co upadłem na ziemię. Następnie przygwoździł mnie mocno do ziemi, na co syknąłem. Nie mogłem się obronić, ani nic w tym stylu. Przecież nie znam jego mocy, nie wiem, kiedy przekracza granicę, ani co może robić i jakie ma ruchy...Chłopak zaśmiał się szyderczo i znów zaczął coś mamrotać. Odwróciłem głowę w bok, by ujrzeć jego twarz. Kagami znów się zaśmiał i nagle zaczęło bić od niego takie mocne, wręcz oślepiające światło. Nic nie widziałem przez dłuższą chwilę. Poczułem, że uścisk się zwalnia, więc wstałem i natknąłem się na drzewo. Usłyszałem strzelające isky schyliłem się mocno do dołu. 
Nic nie widziałem jeszcze, ale kula ognia uderzyła chyba w drzewo za mną. Zacząłem odzyskiwać wzrok, był zamglony, ale powoli się wyostrzał. Gdy go w pełni odzyskałem, nie zdążyłem nawet o niczym pomyśleć, a na mnie znalazł się ognisty tygrys. Dosłownie. Cały płonął. Ryknął bardzo głośno, a jego oddech oparzył mój policzek.
-Aaauu-syknąłem- Kagami! Uspokój się!
Czerwonowłosy się odmienił i wzleciał w powietrze za pomocą swoich ognistych skrzydeł. Cisnął we mnie z góry paroma ognistymi kulami, ale robiłem uniki, dzięki czemu mnie nie trafił. Jeszcze...Nagle zaczął strasznie głośno krzyczeć i łapać się za głowę. Coś się działo, tylko co? Jego oczy stały się takie...krwistoczerwone i zaczęły płonąć. Matko jak ja mam go powstrzymać?! Obniżył trochę lot, ale nadal był w powietrzu. Teraz wiedziałem...Byłem pewny w 100 procentach...Stracił nad sobą kontrolę. Zatrzymał się na przeciwko mnie, nadal wisząc w powietrzu. Całe jego ciało zajęło się ogniem, a na lewo i prawo zaczęły spadać iskry. Podpalały wszystko.
-Cholera jasna!- muszę go powstrzymać i zniwelować ten ogień. Tylko jak?! Spojrzałem na niego, zleciał na ziemię. Zaczął się do mnie zbliżać, a po jego krokach zostawały ogniste, spalone ślady. Otoczył swoje pięści ogniem i zaczął się ze mną boksować. Z trudem unikałem niszczącego ognia. Ogień przypalał mi skórę. Matko, jak to cholernie boli. Próbowałem mu zadać jakieś obrażenia, ale bezskutecznie. Natychmiastowo się leczył. Ale co ja widzę? Krew z nosa? Może to jest jakiś sposób? Kagami otarł krew, a ja sspojrzałem na jego pierścień. Cały płonął, bez przerwy. Jak ja mogłem tego nie zauważyć. Byłem wykończony, cały w ranach, oparzeniach i tak dalej...Miałem powoli dość. Ale to jeszcze nie koniec. Chłopak cisnął we mnie kulą ognia. Odruchowo stworzyłem gigantyczną tarczę z cienia, by się osłonić. Nagle, obok mnie znalazł się czerwonowłosy. Wyglądał inaczej...Zupełnie jak...No właśnie...Jak kto? 
Kogoś mi tak cholernie przypominał. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Coś było nie tak. Kagami podniósł rękę do góry i skierował ją ku mnie. Znów usłyszałem ten śmiech...Z jego palca zaczęło bić oślepiające światło i ogień. Rzucił gwałtownie we mnie tą kulką światłą i ognia. Trafił mnie w bok. Odrzuciło mnie kilka metrów w tył i walnąłem mocno plecami w drzewo. 
-Aaaa!-wykrzyczałem z bólu, po czym padłem. Nie dałem rady...Nie mogłem się ruszyć. Ten ostatni atak..Coś było z nim bardzo nie tak. Zacząłem ciężko oddychać. Złapałem się za bok, a na mojej ręce pojawiła się krew. Koszulka zaczęła przesiąkać krwią. Oprócz tego miałem liczne rany od wcześniejszych ataków, na całym ciele.- Kagami! Obudź się do jasnej cholery! Co ty, zabić mnie chcesz!?- wrzasnąłem wkurwiony, ale ledwo przytomny. Ciężko i szybko oddychałem. Po moich słowach, z chłopakiem zaczęło dziać się coś dziwnego. Złapał się za głowę i wrzeszczał. Jego ogień zanikał, a po chwili chłopak zemdlał. Nie budził się przez dobre parę minut. Chciałem mu pomóc, ale sam potrzebowałem pomocy. Obok mnie zanalazł się Cień. 
-Cień...Zdejmij pierścień z palca Kagamiego i...-było mi słabo i zacząła palić mnie niemiłosiernie ta rana- i zabierz go do pokoju. Zajmij się nim...I zawołaj Ayato...
Nie czekałem długo. Z balkonu natychmiastowo zeskoczył Ayato. Był bardzo przejęty i przestraszony. Pomógł mi wstać. Spojrzałem na polanę. Cała w ogniu. Nie mogłem tak tego zostawić. Ayato z bólem serca, pomógł mi dostać się do ognia. Ja resztką sił, cieniem zniwelowałem ogień, po czym padłem na Ayato. Wilk zabrał mnie na balkon. Podpierając się ściany, wszedłem do pokoju. Ta rana...zaczęła mocniej piec...palić mnie od środka. Zdjąłem koszulkę. Z rany zaczął się po moim ciele rozprzestrzeniać ogień feniksa. Kierował się w stronę serca.
-Jak to cholernie boli!- syknąłem, chyba obudziłem Kagamiego...Ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Chciałem to powstrzymać, ten niewyobrażalny ból.
-E-Eren... C-Co się dzieje!?
Padłem na kolana i kaszlnąłem krwią. Poczułem, jak ogień zbliża się do mojego serca. I stało się. Obwiązał je, ale...Co? Co się dzieje? Zacząłem widzieć jakieś wspomnienie, stałem jakby obok niego. Byłem tam ja i mój ojciec...Ale co? Czemu on trzyma mnie za rękę...Czemu się uśmiecha do mnie? Czemu czuję radość w tym wspomnieniu? Nic nie rozumiałem...Nie reagowałem też na wydarzenia w rzeczywistym świecie. Cały mój umysł skupił się na tym.  Nagle naprzeciwko młodszego mnie znalazł się mężczyzna z żoną i jakimś chłopcem...Kagami?! Cooo?! Nic nie rozumiem!Nie pamiętam tego! Nie! Jestem wręcz pewny, że to się nigdy nie stało! Więc czemu...Czemu mam takie dziwne wrażenie,że...Chłopczyk uśmiechnął się do mnie, a ja zacząłem się z nim bawić. Przez przypadek zranił się w rękę. Szybko do niego podbiegłem i chciałem go opatrzyć. Nie wiem co się później stało...Wspomnienie w tym momencie stało się zamglone, ale zdołełem ujrzeć płonącego Kagamiego i jego ogień w moim sercu. Zemdlałem. Wszyscy podbiegli do mnie. Rodzice Kagamiego go uspokoili, a mnie zabrali gdzieś. Otrząsnąłem się i ujrzałem Kagamiego.
-E-Eren...wszystko dobrze?
Nie odpowiedziałem mu. Czułem coś dziwnego w klatce piersiowej. Jakbym coś odzyskał...Coś, co było istotną częścią tej układaki. Coś bardzo cennego. Coś przez co do tej pory nie byłem do końca sobą. Te wspomnienie...czuję, że to dopiero początek. Coś tu jest bardzo nie tak...Wstałem. Poczułem w moim sercu ciepło. Nie patrzyłem na rany, to teraz było nieistotne. Moje żyły zaczęły robić się czarne i szybko się rozprzestrzeniać. Kagami wstał i niespokojnie do mnie podszedł.
-Eren... Eren?
Zrozumiałem, po części, ale jednak. Czułem jak moja moc się układa. Jak wszystko zaczyna do siebie pasować. Wreszcie poczułem, że nawet ten morderczy trening był wart czego. Czułem jak moja moc wsiąka w moje ciało i obwiązuje serce. Ale to nie to samo uczucie. Kontrolowałem siebie. To nie to samo co wcześniej, ooo niee...Poczułem przypływ nowych mocy, uzupełnienia obecnych, ustabilizowania, wreszcie...Nadal nie rozumiałem tego wspomnienia, ani co Kagami mi wtedy zrobił, ale dzięki temu ogniu przypomniałem sobie to i odzyskałem moje moce. Pytanie tylko...Czemu zostały mi odebrane? Zacząłem się uśmiechać. Kontrolowałem siebie, JA! Nie mogłęm w to uwierzyć. Tyle lat...Tyle lat cierpienia, nie zrozumienia, tracenia kontroli, niszczenia, zabijania, smutku, złości , chwil słabości i płaczu. Tyle lat minęło, a ja dopiero teraz to zrozumiałem. Zrozumiałem, co to znaczy zaakceptować siebie. Wreszcie mi się udało. Byłem bardzo szczęśliwy. Nie patrzyłem już na ból. Zacząłem rozprzestrzeniać moje żył dalej i dalej i dalej...I nic! Nadal byłem sobą. 
-Eren!-krzyknął, łapiąc moje dłonie.
-Hahaha! Wreszcie! Wreszcie! Czuję się...wolny!- powiedziałem z radością. Czułem, jak łańcuchy z mojego serca zostały stopione przez ogień. Nareszcie...
-Eren!-nadal mnie mocno trzymał.
-Kagami, spokojnie, nic się nie stanie...-uśmiechnąłem się szeroko. Nadal patrzył na mnie z niepokojem w oczach. Dotknąłem jego rąk i je zabrałem ze swoich. Następnie wyszedłem na balkon i spojrzałem w niebo. Wyciągnąłem do niego rękę.
-Wolność...Nareszcie jestem wolny...- Z mojego oka popłynęła pojedyncza łza. Łza, która zakończyła dawne cierpienie i ból, tracenie kontroli i złość, smutek...Poczułem się stabilniejszy. Emocjonalnie i ze względu na moc. Kagami do mnie podszedł i złapał rękę, którą wystawiałem do nieba. Spojrzałem na niego z uśmiechem.
-Tak?
-Co się stało?-zapytał, opuszczając nasze złączone dłonie.
-Dzięki tobie...To wszystko dzięki tobie, Kagami!- byłem taki szczęśliwy. Podeszłem do niego i złapałem go za policzki. W tym momencie go pocałowałem.-Dzięki tobie odzyskałem to wspomnienie, mimo, że go nie rozumiem, dziękuję...Odzyskałem emocje. Odzyskałem moc! Cała układanka zaczyna nabierać kształtów. Kagami...Koniec z traceniem kontroli i smutkiem... Nie musisz już mnie tak kurczowo bronić. Ja już sam to potrafię...Odzyskałem część siebie...
-E-Eren?-zapytał, mocno się rumieniąc-C-Czyli nie będę ci już potrzebny? Spiszesz mnie na straty?
-Nie, nie Kagami...Wreszcie zrozumiałem wszystko. To mój nowy start. Nowy ja...Z tobą u boku...-Przyłożyłem swoje czoło do jego czoła- Kagami...Wreszcie znam swoje uczucia...
-C-Co?-na jego policzki wstąpił jeszcze większy rumieniec
-Aj, Kagami...Ty na prawdę jesteś tępy- zaśmiałem się.
Oburzył się lekko.
-N-Nie prawda...
Uśmiechnąłem się i ponownie złapałem dłońmi jego policzki.
-Kocham cię, głuptasie...
<Eren?>
Ilość słów: 1530

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz