wtorek, 20 lutego 2018

Od Holly do Ktosia

- Holly! Wstawaj! - usłyszałam jakby przez mgłę i w tym samym czasie poczułam, jak ktoś lekko trzepie mnie w ramię.
- Jeszcze pięć minut — jęknęłam ledwo przytomna, odwracając się na drugi bok.
- Spóźnisz się do nowej szkoły!
Co? Jaka szkoła? O czym jest mowa? Chwila....
- To dzisiaj?! To dzisiaj mamy wyjechać do akademii?! - krzyknęłam, momentalnie siadając.
- Tak, a jeżeli zaraz nie wstaniesz, to się spóźnisz — westchnął mój ojciec, ale i tak lekko się uśmiechnął.
- Już lecę! - zawołałam, nie zwracając uwagi na to, że tata nadal stał obok i wręcz wyskoczyłam z łóżka.
Zgarnęłam z krzesełka ubrania, które wczoraj sobie przyszykowałam i niemalże biegiem wyleciałam z pokoju. Odprowadził mnie oczywiście wesoły śmiech ojca. Po chwili znalazłam się już w łazience. Wzięłam szybki prysznic. Następnie umyłam twarz i zęby. Kolejno zabrałam się za ubranie się. Dzisiejszy strój składał się z dżinsowej koszuli i czarnych jeansów, które kończyły się trochę ponad kostkami. Szybko wszystko założyłam. Podwinęłam rękawy koszuli tak, że sięgały mi trochę za łokcie. Jeszcze tylko rozczesałam włosy, zostawiając je już rozpuszczone. Gotowe. Już na spokojnie wyszłam z łazienki. W międzyczasie odłożyłam piżamę do pokoju i ruszyłam do kuchni. Zjechałam po barierce od schodów. Zeskoczyłam na końcu na ziemię, ledwo co nie wpadając na tatę. Ten przyzwyczajony do mego zachowania jedynie zaśmiał się i pokręcił niedowierzająco głową. Na mych ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ramię w ramię ruszyliśmy do kuchni. Tam już czekało gotowe śniadanie. Dla mnie płatki zbożowe z mlekiem, a dla taty jajecznica. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Szybko się z tym uwinęliśmy. Wyszliśmy przed dom, a po chwili wsiedliśmy do samochodu.
- Niczego nie zapomniałaś? - zapytał.
- Nie — odpowiedziałam od razu.
- Na pewno?
- Na sto procent.
- Czyli Silver i Otto zostają w domu? - powiedział z małym uśmieszkiem.
Momentalnie wybiegłam z samochodu. Po kilku minutach wróciłam z dwoma transporterami dla zwierząt, w których siedziały me pupile.
- Teraz możemy już jechać — powiedziałam z uśmiechem, gdy zapakowałam mych czworonożnych towarzyszy.
~*~*~*~*~*~
Wraz z Shaylin siedziałyśmy na ławce na przystanku busa. U naszych stóp spoczywały transportery ze zwierzakami. Obok znajdowały się także nasze bagaże. Czekałyśmy na kierowcę, którego załatwił mój tata, abyśmy jakoś mogły się dostać do akademii. Jednak no cóż. Spóźniał się on już dobre pół godziny. Jedyne co nam pozostało to czekać dalej. Rozglądałam się wokół, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. Mój wzrok zatrzymał się na rudowłosej przyjaciółce. Wpatrywała się jak zaczarowana w ekran telefonu i co chwilę coś pisała, uśmiechając się.
- Z kim tak piszesz? Pewnie z chłopakiem! - zaśmiałam się i pchnęłam ją lekko ramieniem w ramię.
Ta przez chwilę tylko się uśmiechała, odpisując dalej. Jednak zaraz oderwała wzrok od ekranu telefonu i spojrzała na mnie.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo. Żadnym chłopakiem. To tylko Magnus — powiedziała Shaylin, nadal lekko się uśmiechając.
- Uuuu... Kręcicie ze sobą? - zaśmiałam się ponownie.
- Nie! Co ty gadasz?! - niemal wykrzyczała Shay, robiąc zdziwioną minę.
- Pff... I tak wiem swoje — powiedziałam, uśmiechając się szeroko.
Akurat, gdy ma przyjaciółka miała zamiar się odezwać, usłyszałyśmy klakson samochodu. Od razu spojrzałyśmy w stronę ulicy. Przed nami stał czarny samochód, a jedno okno miał otwarte.
- Holly i Shaylin? - zapytał mężczyzna w podeszłym wieku.
- Tak, to my — odpowiedziałam od razu i wstałam.
- To zapraszam — uśmiechnął się i wysiadł z samochodu, aby zapakować nasz bagaże.
Po chwili byłyśmy już w drodze do akademii.
~*~*~*~*~*~
Powoli przemierzałam korytarze. Ledwo co dawałam radę przez ilość bagaży, które to takie lekkie nie były. Na szczęście nie musiałam dźwigać transporterów z pupilami. Te szły u moich stóp. Jakbym jeszcze ich miałabym nieść. Wystarczy jedno słowo. Masakra. Spojrzałam jeszcze raz na numerek pokoju przy zawieszce od kluczy. Pięćdziesiąt dwa. Następnie rozejrzałam się wokół. Po chwili zauważyłam go. Znajdował się on kilka pokoi ode mnie. Już trochę szybciej podeszłam do niego. Odłożyłam część bagaży na bok i otworzyłam drzwi od mego nowego miejsca zamieszkania. Było ono całkiem przytulne. Wniosłam wszystko do środka i postawiłam obok łóżka. Oczywiście na początku wyciągnęłam wszystkie niezbędne rzeczy dla mych pupili i nakarmiłam ich. Następny był niezbędny dla mnie przedmiot. Ukochany aparat. Z uśmiechem na twarzy wzięłam go do rąk. Od razu postanowiłam porobić zdjęcia w nowym otoczeniu. Wraz z wyżej wymienionym przedmiotem wyszłam z pokoju, który to zaraz zamknęłam na klucz. Wyszłam z budynku mieszkalnego, stając na dworze. Wzięłam głęboki wdech i ciężko wypuściłam powietrze. Rozejrzałam się za obiektem, który mogłabym sfotografować. Mój wzrok po chwili zatrzymał się na Damenie. Mym bracie. Stał on i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Schowałam się za rogiem budynku i zaczęłam robić im zdjęcia.
- Wiesz, że nieładnie tak robić innym zdjęcia bez ich zgody? - usłyszałam nagle czyjś głos, przez co lekko podskoczyłam.
Po chwili wzięłam głęboki wdech i się odwróciłam.
< Ktoś?
Liczba słów: 799

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz