środa, 14 lutego 2018

Od Corazona do Melusine

Otworzyłem nieśpiesznie oczy. Napotkałem nad sobą zmęczoną twarz Mel. Blondynka uśmiechała się lekko.
– Wiesz, może powinienem się do ciebie wprowadzić skoro sypiam tu częściej niż u siebie. – powiedziałem zaspanym głosem z trudem powstrzymując ziewnięcie. Nie był to chyba najpiękniejszy widok. Przypominało to coś na kształt kota, któremu ktoś wepchnął do pyszczka cytrynę. Nie ważne jak głupio wtedy wyglądałem, istotne było, że dziewczyna się śmiała. Boże, zrobiłbym to znowu, żeby tylko jeszcze raz usłyszeć jej delikatny i melodyjny śmiech. Należało się jej za te zmartwienia jakich jej dołożyłem.
– Chodź, trzeba ją przymocować – powiedziała przeciągając się z ciężkim westchnięciem. Podniosłem się jakoś i usadowiłem się przy jej stole warsztatowym.
– Mam nadzieję, że nie obudziłem cię w nocy – krzywiłem się od czasu do czasu kiedy ruszała któryś z kabli łączących nerwy z mechanizmem.
– Nie martw się i tak nie spałam – mówiła nie unosząc głowy. Cały czas pracowała w skupieniu.
– Wiesz, czasem zdarzy mi się chrapać i... – urwałem. Dopiero teraz do mnie dotarło co powiedziała – Czekaj. Jak to nie spałaś całą noc?
– Przecież ci mówiłam, że nie będę spała prawda? Ktoś ci musiał to naprawić – postukała przy tym kluczem w moje ramię.
– Ale nie musiałaś zarywać dla mnie nocki... – było mi strasznie głupio, że przez moją nieuwagę musiała teraz się męczyć – Ja... Ja dziękuje... Za to, że się tak starasz, mimo że znamy się dopiero kilka dni... – Nigdy za specjalnie dobry w takie rzeczy nie byłem. Wstałem żeby ją przytulić. Objąłem ją sprawną ręką, a druga zwisała bezwładnie.
– Naprawdę dziękuje. – wyszeptałem.
Chciałem się odsunąć, lecz w tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły a do pokoju wkroczyła współlokatorka Mel. Jak ona miała... Remilia. Chyba. W każdym razie spojrzała na nas z niechęcią.
– A ty znowu tutaj? – rzuciła z nutką pogardy, albo przynajmniej ja to tak odebrałem – Mógłbyś się chociaż ubrać.
Odwróciła wzrok ode mnie i lekko się czerwieniąc poszła do siebie. Fakt, trochę zimno się robiło w bokserkach. W końcu powinienem zacząć spać w koszulce. Poczułem jak Melusine zaczyna coraz bardziej na mnie wisieć. Widać było, że na oparach energii jechała.
– Siadaj, jeszcze nie skończyłam jej podłączać. – podniosła głowę, po czym znów ją opuściła.
– O nie – zaprotestowałem stanowczo – Ty teraz idziesz spać, moją ręką się później zajmiemy.
Nie dałem jej odpowiedzieć. Pomogłem jej dostać się do łóżka. Ledwie się położyła, a już okryła się porządnie kołdrą i przytuliła się do poduszki. Zgarnąłem swoje ubrania i nakładając spodnie, a potem podszedłem do Remilii.
– Hej, mogłabyś się nią zaopiekować?
– A co ja niańką jestem? – skrzywiła się zerkając na mnie.
– I tak wiem, że się o nią zatroszczysz. Czuję to. – uśmiechnąłem się szeroko, po czym wyszedłem po drodze naciągając koszulkę na siebie. Ruszyłem korytarzem w kierunku swojego pokoju. Miałem już plan na dzisiejszy dzień, ale jeszcze trzeba było przetrwać dzisiejsze lekcje. Jak tylko zaszedłem do pokoju od razu skierowałem się do biurka po mój notes od alchemii. Miałem jeszcze jakieś dwadzieścia minut do dzwonka, więc zaszedłem jeszcze do gabinetu dyrektora żeby usprawiedliwić dzisiejsze nieobecności Mel.
***
Huh, to w sumie nie był wcale taki zły dzień. A jeszcze to ogłoszenie o klubie bokserskim. O tak, w końcu coś co mnie zaciekawiło. Ale zanim pójdę dołączyć do nich, to podrzucę notesik do Mel. Szybko skoczyłem do jej pokoju. Na szczęście wchodząc, o nic nie zahaczyłem protezą i dziewczyna mogła dalej spać. Pozostawiłem książkę na biurku i nabazgrałem na notkę, żeby w razie czego wiedziała o co chodzi i gdzie mnie znaleźć. Po czym cichutko wyszedłem.
***
– Czy to tutaj są spotkania klubu bokserskiego? – Spytałem wchodząc na halę. W sumie to było głupie pytanie. Na środku stał ring, a po bokach rzędy worków i sprzętu do ćwiczeń. Wszedłem głębiej, a na spotkanie wyszedł mi jeden z ćwiczących tam mężczyzn.
– Matteo Terazzi. – wyciągnął do mnie rękę. – Co cię tutaj sprowadza?
– Corazon Calon'Dur i chciałem się zapisać do klubu bokserskiego. – odwzajemniłem się uśmiechem i porządnym uściskiem dłoni.
– Jasne, musisz tylko podpisać formularz zgłoszeniowy i jesteś już nasz. Poczekaj chwilkę, skoczę po jeden i zaraz wracam.
Szybkim krokiem przeszedł przez salę i zniknął w kanciapie. W tym czasie postanowiłem naszykować jakiś długopis. Nie było łatwo robić to lewą ręką, ale jakoś się udało otworzyć plecak i rozpocząłem poszukiwania. Poszukując długopisu znalazłem mój notes alchemiczny. Dziwne myślałem, że go zostawiłem u Mel. I wtedy zamarłem. Musiałem tam zostawić mój notatnik z opowiadaniami! Jezu, tam miałem wszystkie moje raki zapisane. Akurat wrócił Matteo z plikiem kartek.
– Podpisz się tu, tu i tu. – mówił wskazując różne rubryki i pola na kartkach.
– Dzięki, ale muszę lecieć. Wpadnę później! – zapiąłem plecak i wybiegłem z hali. Do akademiku dobiegłem w kilka minut. Gdy wszedłem do jej pokoju, Melusine siedziała na łóżku i czytała mój notatnik. Pięknie. Po prostu pięknie, jeszcze coś jej się stanie od tego.
<Mel? Jakoś odpisałem, sorki że długo czekałaś...>
Ilość słów: 822

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz