środa, 31 stycznia 2018

Od Kagamiego do Sorayi

Spojrzałem na tego małego dzieciaka. Uniosłem lekko brew, a potem ukucnąłem przed nim. Wziąłem piłkę w jedną rękę, a potem rozkręciłem ją sobie na palcu, uśmiechając się. Wolną dłonią poczochrałem chłopca po głowie.
-Co, lubisz koszykówkę mały?-zapytałem go, a ten pokiwał głową.
Widziałem w jego oczach, że nadal się boi. Może nie należę do miłych osób, ale dzieciaków straszyć nie lubię. Odłożyłem na moment piłkę, a potem podniosłem czarnowłosego, sadzając go sobie na barana. Dzieciak się zaśmiał, kładąc dłonie na mojej głowie. Wolną dłonią trzymałem chłopca i spokojnie razem z nim podszedłem do kosza. Byłem na tyle wysoki, że chłopiec miał obręcz na wyciągnięcie ręki. Kiedy piłka zaliczyła punkt, złapałem piłkę, aby z małym się nie schylać. Potem spojrzałem na niego.
-A chcesz ze mną pobiegać?
-Tak!-krzyknął, machając łapkami.
Przewróciłem oczami i trzymając go wolną ręką, ruszyłem biegiem do kosza. Z linii rzutów wolnych wyskoczyłem, a potem z całej siły rzuciłem piłką do kosza. Maluch z zachwytem przyglądał się temu, jak pomarańczowa rzecz przekracza obręcz, a potem wraca do moich nóg po podłodze. Kiedy zaczął klaskać, poklepałem go po głowie, musząc wcześniej ukucnąć.
-Będziesz kiedyś silnym koszykarzem.-powiedziałem.
Podniosłem się następnie z ziemi i ignorując już wszystko, opuściłem salę gimnastyczną. Miałem zamiar zrobić coś pożytecznego, na przykład dołączyć jeszcze do klubu kulinarnego. Dlatego przeszedłem do pokoju klubowego gastronomików, a tam od razu spotkałem Eonę, która co oczywiście zrobiła? Uczepiła się mojego ramienia. Sukkuby to na prawdę utrapienie. Przewróciłem oczami, mówiąc, że chcę dołączyć do klubu. Ta się uśmiechnęła, wpychając dłoń pod moją koszulkę.
-Słuchaj, nie obchodzi mnie to, że jesteś sukkubem. Nie dotykaj mnie, bo załatwię ci drogę na tamten świat.-warknąłem, a potem podszedłem do lodówki. Wyjąłem z niej składniki na... W sumie jeszcze nie wiem co to będzie, ale z pewnością mi zasmakuje. Wymieszałem wszystko, a potem wsadziłem w coś, co nazywa się foremkami. Zamknąłem potem piekarnik i spojrzałem na Eonę. Już widziałem to spojrzenie.  Głupia, myśli, że jestem podatny na hipnozę? Żarcik. Ona jest śmieszna. Nagle do pokoju klubowego wbiegła Riko.
-Kagami... Mamy sytuację awaryjną. Na salę gimnastyczną.
Zostawiłem wszystko jak było, a potem jak strzała ruszyłem do pokoju klubowego. Widząc, że Aida przemieniła się w wilka, wiedziałem, że nie stało się nic dobrego. Mogło być to związane z Hyugą lub z przyszłymi mistrzostwami. Po wejściu na salę, dziewczyna wróciła do poprzedniej formy i stanęła obok swojego chłopaka. Czyli na szczęście nie było to nic związanego z jego zdrowiem. Pokręciłem głową i stanąłem obok reszty.
-Dobra, są wszyscy. -powiedział kapitan.-Dobrze wiecie, że za niecałe kilka miesięcy rozpoczynamy mistrzostwa. Naszym zadaniem jest przynieść dumę tej szkole, uczniom oraz nie zawieść samych siebie. Po pierwsze, nasze ćwiczenia, treningi zostają podwojone, a potem potrojone, abyśmy mieli też kilka dni wolnych przed samymi mistrzostwami. Po drugie, macie dbać o swoją kondycję i nie zaniedbać jej. Po trzecie, Kagami, do zawodów postaraj się ograniczyć wchodzenie w Zone. Zapewniam ciebie, że nie będziemy już mieli żadnych meczy towarzyskich, a teraz wyłącznie będziemy grali z drugim składem. Nie chcemy przecież za bardzo nadużywać twojej mocy, która przyda się nam na mistrzostwach. Więc to tyle. Skoro jesteśmy wszyscy to co powiecie na szybki trening?-zapytał, a nasza drużyna zgodnie wykrzyknęła potwierdzenie.
---
Właśnie wracałem do Akademika. Znaczy, jeszcze po treningu poszedłem do sklepu, aby zakupić sobie wodę oraz różne przekąski. Chciałem zarwać nockę, bo muszę nadrobić swoje zaległości z języka japońskiego. Wbrew pozorom nie posługuję się nim najlepiej. Idąc spokojnie ulicą, dojrzałem w jednej ciemnej uliczce jakichś facetów, który dobierali się do kogoś. Nie wiedziałem kim ten ktoś jest, ale nie mogę bezczynnie patrzeć, jak komuś dzieje się krzywda. Zakupy odrzuciłem, a potem z impetem wbiegłem w napastników, uderzając jednego w twarz tak mocno, że zaczął kasłać krwią, a wraz z tym wykaszlał kilka swoich zębów. Następna trójka spojrzała na siebie, jednak się nie poddali. Rzucili się na mnie, a mi zależało, aby ograniczyć moce, jakie odziedziczyłem po ojcu. Na dłoniach bandziorów widziałem jakieś dziwne błyszczące rękawiczki. Czyli byli na coś przygotowani. Okładałem ich pięściami do czasu, aż któryś nie wyciągnął nożyka z kieszeni. Teraz żarty się skończyły. Szybko nałożyłem na palec srebrny pierścień, a wokół mnie rozniosła się czerwona jak krew aura. W oczach pojawiła mi się żądza mordu.
Kiedy uzbrojony zamachnął się, pochwyciłem ostrze palcami, nie reagując, że cieknie mi po dłoni krew.
-Chyba ci się spieszy do mojego tatusia co?-warknąłem, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na nożyku.-Jeżeli nie chcesz się spotykać z gniewem półboga, to lepiej spierdalaj póki mam dobry humor. Jeszcze trochę, a będziesz wtedy świadkiem, co robię z takimi nieudacznikami jak wy.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, a potem widząc napis połyskujący na moim pierścieniu, podkulili ogony i uciekli. Z palca zdjąłem sygnet, z powrotem wieszając naszyjnik na swojej szyi. Spojrzałem na zakrwawioną rękę. Eh, kolejna rana i na dodatek nie bolesna. Prychnąłem, zapominając o tej dziewczynie, którą tam ,,uratowałem". Odwróciłem się, chcąc odejść.
<Soraya? ^^ Znaj dobroć pana xD>
Ilość słów: 799

Od Sorayi do Kagamiego

Nie wiem, o co chodzi temu gburowi, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że się raczej (na pewno) nie polubimy. Obejrzałam się drugi raz za siebie i los chciał, że on też się spojrzał w moją stronę. Ponownie nasze spojrzenie się spotkały. Jego wzrok, gdyby tylko mógł, stopiłby metal. Jego wybujała pewność siebie kiedyś go zgubi. Westchnęłam rozeźlona, no po prostu ten koleś tak mi działa na nerwy, że to aż niemożliwe. Musiałam wziąć dodatkowych kilka głębszych wdechów, by nie stracić panowania nad sobą.
Po jakiś trzydziestu minutach znalazłam się na obrzeżach miasta, a dokładniej rzecz ujmując przed moim domem, lecz nie weszłam do środka piętrowego budynku, a zaszłam od tyłu, by wejść przez warsztat. Zastałam tam, jak zwykle, mojego ojca, który od samego rana grzebał pod maską sędziwego gruchota, który zapewne należał do któregoś z klientów. Przywitałam się z nim ciepłym uściskiem, jak to ojciec z córką, uważając przy tym, by nie pobrudzić się smarem. Znając życie pewnie już mnie czymś tatulek wysmarował...
Gdy tylko przywitałam się z mamą, która wmusiła we mnie drugie śniadanie, pobiegłam po schodach na górę, gdzie pewnie mój najmłodszy brat jeszcze spał. Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju, po czym lekko je uchyliłam. Widząc jego spokojną buziuchnę pogrążoną w głębokim śnie uśmiechnęłam się pod nosem, zamknęłam drzwi i na palcach przemierzyłam kilka metrów, by dostać się do mojego pokoju na końcu korytarza. Jak tylko się w nim znalazłam, od razu zabrałam się za ściąganie przepoconych ciuchów, które wylądowały obok łóżka na podłodze. Niemal goła poczłapałam do dużej szafy, by znaleźć jakieś przyzwoite ciuchy. W ręce wpadła mi moja ulubiona czarna koszulka oraz zwykłe, również czarne jeansy. Ubrałam to wszystko na siebie. Po drodze zgarnęłam jeszcze z wieszaka moją skórzaną ciemnobrązową kurtkę.
Schodząc na dół natknęłam się na Katsuyę, który musiał przed chwilką się wybudzić. Jego czarne kręcone włosy sterczały na wszystkie strony, zaś pyzate poliki zdobiły dwa różowe rumieńce. Jak tylko jego czarne oczka spojrzały w moim kierunku, zaspanie poszło w niepamięć, a zamiast niego pojawiła się czysta i szczera radość. Maluszek podbiegł do mnie, a ja jednym sprawnym ruchem wzięłam go na ręce. Jako dwulatek swoje już waży, jednak mnie jego ciężar nie przeszkadza.
– Soja soja...! – wykrzyczał mi wprost do ucha.
– Cześć Katsu – przytuliłam brata do siebie jeszcze mocniej. – Poszukamy mamę? – spytałam, a mały pokiwał głową na tak. Mimo dwóch lat Katsuya nie mówi za wiele, co trochę nas niepokoi. W tym wieku dzieci powinny już zaczynać wypowiadać całe zdania, a on ogranicza się jedynie do imion i kilkunastu słów. Może z czasem mu to minie...
Zeszłam po schodach z powrotem na dół, gdzie rodzice już siedzieli przy stole. Popijali swoją poranną kawę, jak co dzień. Usadowiłam małego na jego specjalnym krzesełku, a sama zajęłam swoje stare miejsce po lewej stronie taty, jednocześnie naprzeciwko mamy. Sięgnęłam po dzbanek z wodą, po czym nalałam sobie do szklanki.
– Jak w szkole? W zeszłym tygodniu dyrektor nie wzywał nasz do siebie – tato zagadał do mnie, odstawiwszy swój kubek na stół.
– Obiecałam, że będę grzeczna, więc jestem – odpowiedziałam nie patrząc na rodziciela. Nie musiałam nawet tego robić, by wiedzieć, że podejrzliwie zmarszczył te swoje bujne brwi.
– Ostrzegam cię, młoda damo. Jeśli znowu coś kombinujesz...
– Oj tato... wyluzuj! Obiecałam ci coś, tak?
– Trzymam cię za słowo. – Tata machnął w moją stronę nożem upaćkanym masłem, co mama skomentowała pobłażliwym uśmiechem patrząc to na mnie, to na swojego męża, a mego ojca. Potem zajęła się karmieniem Katuyi.
– To kto dzisiaj się zajmie małym po południu? – spytała ni stąd ni zowąd. Przy stole zrobiło się nagle dziwnie cicho. Tata spojrzał na mnie, potem na mamę, aż wreszcie jego wzrok wylądował na zegarku.
– Ooo, już ta godzina..?! Muszę lecieć do warsztatu...
– C-co..? Ej, tato..! –  chciałam już zaprotestować, bo ten stary zgred znowu chciał się wywinąć, no ale nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, ponieważ tata zniknął w ułamku sekundy. Nienawidzę, gdy używa swojej magii błyskawicznego przenoszenia. Cholerny mag burzy...
– No dobra, zaopiekuję się Katsuyą. Ale wieczorem chcę mieć wolne. Muszę ćwiczyć. – Popatrzyłam lekko zrezygnowana na srebrnowłosą kobietę przed sobą. Mimo czterdziestu sześciu lat, moja mama wygląda jakby miała ze trzydzieści, nie więcej. Bycie szamanką i biologiem w jednym wychodzi jej na zdrowie.
Po południu, spakowałam potrzebne rzeczy i razem z Katsu wybrałam się na dzisiejszy mecz koszykówki w Auris. Nasza szkoła gra z drużyną konkurującej z nami placówki, a że małemu podobało się poprzednim razem to stwierdziłam, że wezmę go znowu. Tak więc, szliśmy sobie w stronę szkolnej sali gimnastycznej, która powoli wypełniała się kibicami.
Zajęłam miejsce na jednym z niższych rzędów, by móc tłumaczyć małemu co i jak. Katsu patrzył na grających jak zaczarowany. Bił brawo za każdym razem, gdy nasi zdobyli punkt. Byłam tak zaoferowana bratem, że dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, kogo oklaskuję. Prychnęłam pod nosem rozpoznając Gbura, który bawił się na parkiecie doskonale. Z niechęcią, wielką jak diabli, muszę przyznać, że dobry jest skurczybyk. Jednakże, brawura i zbytnie popisywanie się w jego wykonaniu są zbędne. Tak nie przystoi na boisku. To brak szacunku wobec rywala. Z każdym kolejnym koszem udowadniał swoją wyższość nad pozostałymi zawodnikami. Pokręciłam jedynie głową z dezaprobatą.
Po wygranym przez naszą drużynę meczu, wszyscy opuścili salę. Aby nie pchać się przez tłum postanowiłam poczekać, aż ludzie wyjdą. Jeszcze by któryś z nich popchnął małego,a ten by się nie daj Boże przewrócił... Matka by mi dopiero głowę suszyła. Minęło kilkanaście minut, a po tłumie nie było już śladu. Wzięłam małego na ręce i powoli zaczęłam się kierować do wyjścia z tej ogromnej hali.
– Nie nie... – Katsu zaczął się wykręcać we wszystkich kierunkach, przez co coraz trudniej było mi go utrzymać. Musiałam go postawić na podłodze, bo ten wiercił się jak opętany.
– Co się stało? – spytałam się malca, klękając przed nim na kolanach. Czarnooki chłopiec popatrzył na mnie, a potem na piłkę, która została pod koszem. – Chcesz się pobawić? – znowu spytałam, jednak tym razem uzyskałam odpowiedź.
– Tak, bawić. – Katsu pobiegł po piłkę, która okazała się dla niego dość ciężka – nie mógł jej ponieść, dlatego postawił ją na podłodze i zaczął w nią po swojemu kopać. Jego słodką buzię rozpromienił szeroki uśmiech, przez co i ja sama się uśmiechnęłam. Podeszłam do brata, usiadłam jakiś metr od niego i czekałam, aż kopnie do mnie pomarańczową piłkę. Gdy mu się to udało, zaczęłam bić mu brawo, przez co chłopiec uśmiechał się jeszcze szerzej. Wyczułam, jak ciśnienie wokół niego się zmienia co chwilę. Delikatne jego wahania to normalne w jego otoczeniu. To jeszcze dziecko, nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że używa magii.
– No Katsu, kopnij do mnie! – krzyknęłam. Brat zamierzył się, ale nie trafił i upadł na pupę. Szybko się jednak pozbierał, chwycił piłkę w rączki i podniósł. Ja także wstałam, stanęłam za nim, złapałam pod pachy i uniosłam. – Chcesz trafić do kosza? – zwróciłam się do niego. Ten pokiwał głową na tak. Uśmiechnęłam się szerzej. Złapałam brata pewniej, mówiąc mu, by trzymał piłkę mocno. Zaczęłam biec w stronę kosza, a gdy byłam już wystarczająco blisko, za pomocą szybkości wyskoczyłam wysoko w górę. W ostatniej chwili mały przełożył piłkę przez obręcz. Wylądowałam pod koszek, zanosząc się śmiechem.
– No, a teraz... pobawimy się w berka! Uwaga, gonię...! – wykrzyczałam wesoło, gdy Katsuya zaczął przede mną uciekać. Bawiłam się z nim w najlepsze, aż nagle przystanęłam w miejscu widząc, kto wchodzi na salę. Gbur we własnej osobie. Katsuya akurat obejrzał się za mną, więc nie zauważył go i wpadł na jego nogi, przewracając się. Za pomocą swojej magii znalazłam się w ułamku sekundy przy bracie, który podniósł się na swoich łapkach i popatrzył na Kagamiego, a widząc jego wiecznie wkurwiony wyraz gęby przestraszył się i zaczął płakać. Błyskawicznie wzięłam małego na ręce i zaczęłam uspokajać.
– Ci... no już, no... Ten pan nic ci nie zrobi... Nie pozwolę mu cię skrzywdzić... – głaskałam braciszka po jego czarnych, lśniących włosach. Moje zaś były rozwiane. Zapomniałam je związać, przez co później będę mieć problem z rozczesaniem ich. Spojrzałam na tego bałwana groźnym, jednocześnie zatroskanym spojrzeniem. Katsu powoli się uspokajał. Wtulił się we mnie, czułam ciepło bijące od jego drobnego ciałka. – Już wszystko dobrze, kochanie – rzekłam nadal patrząc na Kagamiego. Mając brata przy sobie nie potrafiłam być zimna w stosunku do drugiej osoby. Przy bracie zachowywałam się tak, jak kiedyś. Kiedy żył Dorian... Katsuya odchylił się i popatrzył na mnie zapłakanymi oczami. Spojrzałam na niego czule, jednocześnie uśmiechając się jak do rodzonego syna. Prawą ręką starłam łezki z jego zaczerwienionej buzi. Postawiłam chłopca z powrotem na parkiecie, a ten, powoli podszedł do Gbura, wziął nieśmiało piłkę i wrócił do mnie. Jednak po chwili postawił pomarańczową kulę przed sobą i kopnął do Kagamiego. Piłka potoczyła się wolno wprost pod jego nogi. Popatrzył na małego beznamiętnym wzrokiem.
< Kagami? Dziecku odmówisz..? :D >
Ilość słów: 1468

wtorek, 30 stycznia 2018

Od Megu do Ktosia

- No to masz nowy dom Megu – mruknęłam do siebie beznamiętnie. – Oczywiście, jeśli da się to nazwać domem – dodałam, otwierając oczy.
Od wczoraj byłam tu, w akademiku. Mieszkam teraz w pokoju 44 (udajmy, że 4 jest moją ulubioną liczbą) sama, na szczęście. Mimo tego, że chciałabym nawiązać jakieś znajomości, boję się o to, że kogoś po prostu zabiję. Po prostu. Albo i nie po prostu – od dwóch miesięcy nic nie jadłam, ataki spowodowane głodem nachodziły mnie co chwila, nie potrafiłam już myśleć racjonalnie. Muszę coś zjeść – tylko to siedziało w mojej głowie. Dlatego bałam się kontaktu z kimkolwiek.
Spojrzałam na zegarek, była trzecia nad ranem. Uznałam, że warto byłoby wpaść do stołówki, tam pewnie znajdę coś do jedzenia. Nie chciałam jeść przy innych, nie to i nie po mojej głodówce. Nikt by mnie przez to nie polubił… Raczej…
Wstałam szybko, byłam już ubrana, więc sięgnęłam po kluczyk, wybiegłam z pokoju, w pośpiechu zamknęłam drzwi i popędziłam do stołówki. Szkoła była jeszcze pusta, ale o dziwo otwarta. Zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam węszyć. Musiałam wyczuć cokolwiek, aby wiedzieć co gdzie znajdę, racja? Tym razem pokierował mnie zapach tego świństwa (czyt. normalnego jedzenia). Był po prostu wszędzie. Chociaż – pewnie mi się zdaje, racja? Nie czułam też żadnej krwi, więc zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno coś tu zjem. Jednak instynkt zabójcy znów dał się we znaki. Oczy z ludzkich przeszły na ghoulowe i już nie mogłam nad sobą panować. Pamiętałam tylko, że tam, gdzie znajdę ludzkie jedzenie, znajdę też pewnie i swojskie.
Drzwi do stołówki były zamknięte. Bez namysłu je wyważyłam i podążałam dalej za tym okropnym zapachem. Dotarłam do kuchni, gdzie znajdowała się ogromna lodówka. Otworzyłam ją i moje oczy ujrzały hermetycznie zapakowane nogi, ręce, palce, głowy… Co tylko bym zechciała! Chwyciłam pierwszą lepszą paczuszkę i zaczęłam jeść. Później druga, trzecia, czwarta… STOP!! Przestań Megu
Zamknęłam lodówkę, moje oczy wróciły do normalności i odzyskałam pełną kontrolę nad sobą. Posprzątałam po sobie, ale naszła mnie jakaś depresyjna chwila… Zjadam ludzi. Muszę? To konieczne? Oni zabijają ich tylko po to, żebym mogła coś zjeść. To jest podłe…
Niechętnie podniosłam się, wyszłam z kuchni, zamknęłam drzwi i powoli wychodziłam ze stołówki. Spojrzałam jeszcze na zegar ścienny, który wskazywał godzinę siódmą dwadzieścia pięć.
- Długo ci zajęło – szepnęłam, spoglądając na drzwi. – O dziwo nie narobiłaś większych strat… Jakoś się wyjaśni…
Wyszłam ze stołówki i zaczęłam "zwiedzać" szkołę. Moje zwiedzać oznacza oczywiście patrzeć w ziemię i iść przed siebie. Przypadkiem kogoś potrąciłam.
- Przepraszam, nie chciałam… - wyprostowałam się.

< Ktoś coś?
Ilość słów: 423

Od Sho do Ktosia

Pierwszy dzień w nowym środowisku. Nosz... Dopiero co się tu przeprowadziłem, mniej niż tydzień temu, a już zostałem zmuszony do rozpoczęcia uczęszczania, w progi piekła zwanego szkołą. Sama nauka nie sprawia mi problemów. Ogólnie, jestem całkiem dobrym uczniem, zważając na różne wyróżnienia w dziedzinach matematyki i informatyki. Problemem są ludzie. W zasadzie, osoby, które ich przypominają. W końcu jesteśmy nadistotami. Zostałem zmuszony wynieść się z rodzinnego miasta, głównie ze względu na brak pracy i tym samym - brak pieniędzy. Rachunki przerosły wszelkie dorywcze prace, które znajdywałem z dnia na dzień. Krótko mówiąc, nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Musiałem zostawić dotychczas dobrze znane mi miejsce i przyjaznych swojej osobie ludzi. Przynajmniej do czasu... Bo jeśli mnie nic nie powstrzyma, wrócę w rodzinne strony, znajdę pracę i utrzymam swoje własne mieszkanie... Chciałbym właśnie tam się zestarzeć i umrzeć. Na jakieś głębsze związki, pary, małżeństwa związane z tą okolicą nie liczę, biorąc pod uwagę moje zachowanie, jak i osobowość. Raczej żadna kobieta nie wytrzymałaby z takim narkomanem, jakim jestem. Hmf. Przynajmniej tak sądzę...
W każdym razie. Stanąłem przed tym dużym budynkiem po raz pierwszy w swoim życiu. Miałem świadomość, że będę na niego skazany przez kilkadziesiąt najbliższych miesięcy, ale... Eh, wszystko dla powrotu do swojej nienormalnej normalności. Zrobiłem kilka niedużych kroków, poprawiając towarzysząca mi torbę. Opadająca w tym momencie na moją twarz grzywka w niczym mi nie przeszkadzała. Można powiedzieć, że stanowiła tarczę przed gapiami... Przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo ciekawscy ludzie zawsze się znajdą. Słysząc dzwonek, który sygnalizował prośbę o szybkie udanie się w kierunku klas, od razu mocno się wzdrygnąłem. W końcu nie znam planu tej szkoły, a właśnie w tym momencie miałem mieć lekcje w ów klasie numer trzydzieści sześć. Rozejrzałem się przerażony po korytarzu, szukając jakiejkolwiek pomocy starszego nauczyciela. Rówieśników pytać nie będę... Nie chcę niepotrzebnej konfrontacji. Zbyteczne. Dostrzegając jakiegoś faceta w średnim wieku, bez przeciągania nogi same powiodły mnie w jego stronę. Nienawidzę nie wiedzy, tak samo, jak obecności wypakowanych fagasów w obrębie pięciu metrów... Ugh.
- Przepraszam... - powiedziałem cicho, stając centralnie przed nim, żeby jakoś zwrócić na swoją osobę uwagę.
- Tak? - spojrzał na mnie, przymykając dotychczas przeglądany dziennik uczniów. Czułem, jak jego wzrok zabija mnie od środka. Pora umierać.
- Czy wskazałaby mi pan, gdzie znajduje się sala trzydzieści sześć? - podpytałem, na tę porę bez jakiegokolwiek przedstawiania się. Chciałem jak najszybciej zająć miejsce, do którego winienem się jak najprędzej udać.
- Właśnie zmierzam w kierunku tej sali. - powiedział, a na jego usta wkradł się cień uśmiechu. - Czy ty jesteś Sho? - wypalił nadzwyczaj pewien co do mnie, wciąż mając tą samą, z lekka prpzerażającą minę.
- T-Tak - skinąłem prawie niezauważalnie głową.
- Dobrze żołnierzu. Już myślałem, że za twoją niesubordynację, oberwie ci się już pierwszego dnia - od razu przyjął poważniejszą minę. - Podążaj za mną - dodał jedynie.
Bez odpowiedzi, posłusznie podążyłem za facetem. Jak się okazało, szukana przeze mnie sala, wcale nie była tak daleko. Na dodatek, przy jej drzwiach nie zauważyłem nikogo... Czyli wszyscy musieli być w środku... Większe skupienie na mojej osobie. Nie chcę tego przeżywać, błagam... Zniosę wiele, ale publiczne przemawianie przed obcymi osobami, nie jest moją mocną stroną.
- Czołem, dzień dobry - zasalutował facet, wchodząc przede mną.
- Czołem, prze pana! - odpowiedziała chórkiem klasa, równo podnosząc się z krzeseł.
Nauczyciel, jak i najwidoczniej mój wychowawca skierował w moją stronę znikomy uśmiech. Okropny uśmiech. Wszedł głębiej do klasy, stanowczym krokiem, najwidoczniej pełen energii. Pozazdroszczę.
- Chciałabym wam przedstawić nowego żołnierza - rzucił po kilku sekundach, mierząc każdego z kolei wzrokiem. - Sho Hinakawa, od dzisiaj będzie waszym kompanem - dodał, zwracając się w moją stronę.
Widocznie zestresowany przeszedłem krótki odcinek trasy, żeby po chwili znaleźć się przy mężczyźnie. Z początku jedynie wlepiałem wzrok w podłogę, ale gdy w końcu uniosłem głowę, moją uwagę zwróciła osoba siedząca w ostatniej ławce. Białowłosa dziewczyna, o krwistoczerwonych, z lekka różowawych oczach. Jestem pewien, że kiedyś ją widziałem... Te rysy twarzy, jak i dosyć specyficzny sposób ubierania się... Jedynie kolor tęczówek się nie zgadzał. Przyjaciółka, którą pamiętam z dzieciństwa, miała oczy w kolorze różu, delikatnego pudru. W zasadzie nie mogłem być pewien, czy to ona. Dziewczyna, o której mówię, również była nadistotą i wraz ze swoimi rodzicami mieszkała na tej samej ulicy. Gdzieś tak w momencie rozwijania się moich problemów psychicznych, pamiętam, jak słuch i ślad po niej zaginął. Rodzice wyjechali, a ona sama jakby wyparowała. Z kobietami jeszcze idzie mi się dogadać, więc przynajmniej spróbuję zagadać...
- Sho? - "otrzeźwiałem", dopiero gdy facet zaczął mi machać dłonią centralnie przed twarzą. Wzdrygnąłem się nieco. - Co jest? - spojrzał na mnie.
- Tak, przepraszam, ale muszę wyjść na chwilę do toalety... - wyszeptałem, po czym bez pozwolenia wybyłem z pomieszczenia.
Znowu przed moimi oczami pojawiła się ta scena. Martwe ciała. Zarówno moich rodziców, jak i... Tego widoku nie potrafiłem wymazać. Tak samo, jak twarzy facetów, którzy to zrobili... Widzę ich przed sobą... Noże, które zostawili... Tyle krwi... "Sho, tabletki... Nie brałeś leków podczas śniadania. Nic dzisiaj nie jadłeś, idioto" - wypaliłem do siebie, zmierzając za znakiem WC w stronę łazienek. Wciąż idąc, nie zaprzestawałem grzebania w torbie. Gdy dorwałem plastikowe pudełeczko, akurat wkroczyłem do wcześniej wspominanego pomieszczenia. Stanąłem przy umywalce, naprzeciw lustra, wysypując na rękę kilka małych psychotropów. Bez zastanowienia, połknąłem je, po czym popiłem wodą z kranu. Uzależnienie daje we znaki... Przynajmniej sprawdzę, jaka ilość mojego standardu wystarczy na dzień w szkole...
Słysząc skrzyp drzwi prowadzących do wyjścia z łazienki, odskakując, prawie uderzyłem się o przymocowany do ściany kran. Przeskanowałem niedowierzającym wzrokiem dziewczynę, która właśnie wkroczyła do środka. "Pomyliłem toalety?!" - wypaliłem do siebie w myślach.

<Jakaś dziewczyna? c: >
Ilość słów: 930

Witamy - Sho Hinakawa!

Imię i nazwisko: Sho Hinakawa
Pseudonim: Mów do niego jak żywnie ci się podoba. Nawet słysząc wyzwisko, będzie siedział cicho.
Wiek: 20 lat
Data urodzin: 26 grudnia
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualny
Partner: -
Klasa: II mundurowa
Kluby: Klub informatyczny
Rasa: Magicznie uzdolniony
Specyfika: Jeśli utrzyma dłuższy kontakt wzrokowy z daną osobą - co de facto zdarza mu się bardzo rzadko - jest w stanie ujrzeć kawałek jej bolesnych wspomnień. Umiejętność naprawdę przydatna, lecz skorzystał z niej zaledwie trzy razy w swoim życiu. Głównie ze względu na trud utrzymania jakiegokolwiek kontaktu.
Charakter: Na pozór Hinakawa wydaje się nieśmiałym człowiekiem, ponieważ rzadko coś mówi, a na dodatek cierpi na ciężką depresję. Jego dobrych znajomych można zliczyć na palcach jednej ręki. Ostatnimi czasy przeprowadzka utrudniła mu kontakt z nimi, co również odbiło się na jego psychice. O dziwo choroba nie przeszkadza mu w wypełnianiu obowiązków ucznia, a on sam czasami się odezwie bez powodu do innego człowieka. Zawsze stoi na uboczu, jedynie przyglądając się w ciszy przeróżnym sytuacjom, czy osobom. Podobnie postępuje w kwestii rozmów. Na pytania stara się odpowiadać zwięźle, zachowując przy tym obojętny — niektórzy nawet mówią, że przestraszony — wyraz twarzy. Nie da się ukryć, że w kontaktach międzyludzkich przeszkadza mu również sama barwa głosu, którą często zakłóca chrypka. Przez to nie można u niego spostrzec podnoszenia tonu. Posiada zdecydowanie lepsze stosunki z kobietami. Łatwiej mu się porozumiewać z płcią piękną niż tą do niej przeciwną. Nie przepada za spędzaniem czasu z osobami tej samej płci. Czuje się przy nich zdecydowanie słabszy, niż w rzeczywistości jest. Zarówno jego historia, jak i aktualny charakter robią z niego aspołecznego dzieciaka, nawet niestarającego się zaczerpnąć życia. Robi to w pełni świadomie. Widział, jak i doznał wiele, przez co sądzi, że ten świat nie może go już niczym ciekawym zaskoczyć. Dni są dla niego ciągnącym się, błędnym kołem, które przerwać może dopiero z momentem zgonu. Żyje, bo tak trzeba. Niekoniecznie chce, lecz również nie czuje powodów do jego zakończania. Raczej nie byłby w stanie samowolnie strzelić sobie w łeb. Ma również świadomość, że wszystkie tworzące się w jego głowie monologi, jak i oddziaływanie ich na świat są wynikiem nadmiaru mieszanek leków. Zna również wszystkie zagrożenia, które niesie za sobą takie zachowanie, lecz mimo to — nie ma zamiaru z nim zrywać.
Tak. Lekarze uroczyście stwierdzili, że jest uzależniony od narkotyków i innych psychotropów, dzięki którym pozwala swojej chorobie psychicznej na jakiś czas odejść. Porównywane jest to z alkoholizmem. Tym samym zawsze musi nosić ze sobą teczkę z najważniejszymi papierami, podpisanymi przez jakichś psychiatrów. Jednak ta "wada" nie przeszkadza jego umiejętnościom hakerskim, jak i zdolnością związaną z tworzeniem hologramów. Mówiąc jeszcze o jego "wyjątkowości", to w ciągu obiadu, czy zwyczajnego zajmowania się swym hobby, bez pohamowania potrafi opróżnić całą butelkę różnorodnych lekarstw do swojej miseczki z ulubioną przekąską — gotowanym ryżem. Nie jest "duszą towarzystwa", lecz "emo" również nazwać go nie można. Gdy ma lepszy dzień — czyli wtedy, gdy weźmie odpowiednio dużo leków — potrafi się uśmiechać, czy po prostu śmiać, jak i rozmawiać. Robi to, w co prawda z lekka przerażający, psychopatyczny sposób, lecz osobiście nie przeczy to jego głębokiej naturze sprzed kilkunastu lat. Niestety, posiadanie tego "gorszego dnia" zdarza mu się zdecydowanie częściej. Podczas jego trwania nawet leki nie pomagają, a ten staje się depresyjnym dzieckiem, podobnym do tego sprzed przepisania pierwszych pigułek. Oddala się od reszty, przy tym topiąc się w morzu swych rozmyśleń. Jest nazbyt skomplikowanym człowiekiem, przez co znacząca część populacji nie zachciewa poznać go bliżej. O ile — jak ma nadzieję — nie zmienił się pod tym względem, że za zaufaną osobę byłby w stanie zginąć.
Aparycja: Hinakawa posiada szare oczy i brudne, rude włosy, które pokrywają jego lewe oko. Jako że jego jedzeniem najczęściej są tabletki, czy zwykły ryż, jest z lekka wychudzony. Waga Sho zazwyczaj waha się pomiędzy 55, a 54 kilogramami. Mierzy sobie równe 175 centymetrów. Ubiór Sho składa się zazwyczaj z ciemnego garnituru, białej koszuli i czarnego krawata. W tym "elegancki" strój zakłóca jaskrawofioletowa podszewka, podwiniętych rękawów. Na zewnątrz nosi jasnobrązową kurtkę z kapturem, zapinaną na trzy żabki.
Głos: You Said You'd Grow Old With Me
Pokój: 3
Współlokator:
Zainteresowania: Gdy tylko znajdzie czas, stara się pracować nad rozwijaniem swoich umiejętności związanych z hologramami. Projektuje, szkicuje, po czym wszystko przenosi do programu. Podświadomie pragnie dojść do perfekcji, jeśli chodzi o tę dziedzinę informatyki.
Moce:
- Zamiana w cień. Może tym sposobem przechodzić przez korytarz, będąc praktycznie niezauważonym.
- Czytanie w myślach. Według mimiki twarzy, jak i zachowaniu wybranej osoby, może podświadomie domyślić się, o czym w danym momencie gdyba. Bardziej zalicza to jako umiejętność, lecz wie, że w jakimś stopniu ułatwiają mu to moce.
- Tworzenie przeróżnych broni za pomocą cienia: począwszy od zwykłych paralizatorów, przechodząc przez noże, a kończąc na bazookach.
Rodzina: Kazuko Hinakawa (matka) Shougo Hinakawa (ojciec)
Historia: Od dziecka był na swój sposób wykluczany ze społeczeństwa. Nie da się ukryć, że w szkole odgrywał rolę typowego popychadła oraz kozła ofiarnego. Zarówno problemy z rówieśnikami, jak i nagły wypadek rodziców mocno odbiły się na jego psychice. Popadł w ciężką depresję. Dopiero tułaczki po psychologach, psychiatrach i branie leków psychotropowych jakoś zaspokoiły myśli samobójcze i typowe zachowania chorej psychicznie osoby. Z Tokio przeniósł się tutaj, w celu opanowania swoich uporczywych mocy. Nie szły one w parze, z przebywaniem w ludzkim mieście.
Pupil: -
Inne:
- W niedalekiej przeszłości popadł w mocną depresję, przez którą uzależnił się od leków psychotropowych.
- Często w nerwach zdarza mu się przygryzać kciuk.
- Sypia mało, mniej więcej 2-3 godziny na dobę.
- Ma dużą wiedzę, jeśli chodzi o hologramy i leki psychotropowe.
- Jego ulubionym daniem jest najzwyklejszy, gotowany ryż.
- Jego ulubionym wyrażeniem jest "Daijoubu", wszystko jest w porządku. Można powiedzieć, że używa go nałogowo.
- Wspominając o wzroku, 0,7 (lewe oko), 0,9 (prawe oko),
- Do niektórych zwraca się zdrobniale "onee-san".
Kontakt: Anonim
Motto: "Nie wiem, czy dni mijają, czy ja mijam."
Inne zdjęcia:

Źródła zdjęć: Tumblr, Pinimg, Zerochan
Relacje:
Ważne opowiadania:

Upomnienia: 1/5

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Kagamiego do Sorayi

Widząc, jak ta dziewczynka rzuca do kosza, miałem chęć się śmiać. Co to za chwyt. To, że trafiła, nie znaczy, że dobrze rzuca. Wstałem niemal natychmiast, chwytając piłkę w locie, a potem z drugiej połowy boiska rzuciłem na oślep, a piłka idealnie trafiła w środek obręczy. Otrzepałem dłonie, piorunując spojrzeniem czarnowłosą. Żałosna jest. Prychnąłem pod nosem, a potem ponownie wróciłem do rzucania do kosza. Miałem jednak dziwne wrażenie, że ta dziewczynka z zapałkami się znowu obejrzała. Ha, miałem rację. Spiorunowałem ją spojrzeniem, a po chwili zauważyłem idącą w moją stronę Riko-dziewczynę Hyugi. Weszła na boisko, a ja dostałem ręką w głowę.
-Jak pisze do ciebie kapitan, to odpisz ty cholerny bożku!-warknęła.-A teraz zaprowadzę cię jak mamusia synka, prosto na salę gimnastyczną. Tam, w nagrodę dostaniesz kilka kółek wokół sali.
Riko pochwyciła moją dłoń i zaczęła mnie ciągnąć w stronę sali. Ledwo co pochwyciłem swoją piłkę i torbę. Głupia brunetka. Wiecznie jest wszędzie i zawsze wie, gdzie ktoś przebywa. Ma jakiś radar we łbie?! Po piętnastu minutach drogi weszliśmy na salę, a tam od razu miałem się przebrać i zacząć biegać. Dobrze, że Riko złapała mnie wcześniej. Mogłem szybko wykonać rozgrzewkę, a potem grać do upadłego!
---
Po zbiórce całej drużyny, byliśmy gotowi. Po chwili jednak do sali weszli jacyś nieznani nam gracze, przez co w każdym z nas uruchomił się tryb zwany ,,Wygramy". Wiedzieliśmy, że czeka nas towarzyski. W moich oczach zapaliły się ogniki podniecenia. Walka, walka, walka! Nie znałem ich teamu, czyli będzie ciekawie. Strzeliłem palcami, a po chwili sala zaczęła zapełniać się ludźmi. Czy naprawdę musieli ten mecz zrobić otwarty? Teraz będą na tych trybunach uderzać w jakieś nie wiadomo co. Po chwili dojrzeliśmy też nasze szkolne cheerleaderki, które wykonały swój układ. Potem stanęliśmy na środku boiska, zażyczyliśmy sobie miłej gry, a potem wszystkie pionki ustawiły się na planszy. Zmrużyłem oczy, przyglądając się ich ustawieniu. Hm... Mają niskiego obrońcę, ale wysokiego skrzydłowego. Coś tutaj nie gra. Strzelam, że to właśnie ich skrzydłowy od razu zacznie mnie bronić. Strzeliłem sobie karkiem, a potem się uśmiechnąłem. Słysząc dźwięk gwizdka, jak strzała pobiegłem w stronę środka. Nasz rozgrywający podał mi piłkę, a ja wymijając z łatwością ich drużynę, wsadziłem piłkę do kosza z impetem. Ha... Czyli mają wolny orient. Ziewnąłem,
przeciągając się, a potem wróciłem na swoją stronę boiska. Po chwili rozpoczęły się wiwaty i owacje, choć to dopiero początek. Z moich oczu powoli zaczęła wydobywać się błyskawica, a raczej jej iskierki. No dawajcie... Pokażcie mi, na co was stać. Rozgrywający przeciwnej drużyny, ruszył w kierunku kosza, oddalając się ode mnie. Aha, czyli starają się trzymać mnie na odległość.
Szybko się rozejrzałem, a potem pognałem w stronę piłki. Zagrodziłem drogę chłopakowi, a po chwili zapadłem w Zone. Moja twarz przybrała poważny wyraz. Spojrzałem w jego stronę z determinacją. Nie dam się pokonać, a na pewno nie dla takich słabiaków. Kiedy przerażony rozgrywający się ocknął z transu, piłka już dawno była w moich rękach. Kapitan przeciwników coś krzyknął, aby mnie kryć, ale chyba im się nie udało, bo zaliczyłem kolejny kosz. Tym razem postarałem się wsadzić piłkę delikatniej, aby w środku meczu nie było przerw technicznych, a tym samym, aby nie wyjść z Zone. Jak już teraz w nim jestem, to na co się wysilać.
---
Cały nasz mecz skupiał się głównie na naszych punktach. Dobra, czasami udawało im się zaliczyć kosza, ale na pewno nie było to coś, co spowodowałoby naszą przegraną. Kiedy w ostatnich sekundach wyskoczyłem z linii rzutów wolnych, rzucając z impetem piłką w tablicę, wszyscy na sali wstrzymali dech. Meteor Jam to moja specjalność i chyba cud by musiał się stać, abym nie trafił. I tak się stało. Nasz wynik podniósł się jeszcze o 3 punkty. 110 do 30 dla nas. Spojrzałem na kapitana, który wraz z resztą drużyny biegli do mnie. Uśmiechnąłem się, kiedy Hyuga zarzucił mi dłoń na ramię, a wszyscy zaczęli coś tam gwizdać, piszczeć, wrzeszczeć. Wyszedłem z Zone, a potem wraz z teamem zszedłem z boiska. Po kilkunastu minutach ubrany w zwykłą, obciskającą koszulkę, spodnie oraz z ręcznikiem i torbą na ramieniu, opuściłem salę. Riko postanowiła dać nam odpocząć, abyśmy jutro przyszli na trening. Znając innych, na pewno by się polenili, ale ten wilczek z radarem by szybko ich zgarnął i ukarał kilkunastoma kółkami. Ziewnąłem, a potem wyjąłem spod koszulki mój łańcuszek z pierścieniem. Obejrzałem go, a potem delikatnie się uśmiechnąłem.
-Sorry tatku, ale dzisiaj chyba sobie odpuszczę przemianę.-powiedziałem dość cicho.
Napis na wewnętrznej stronie sygnetu zabłyszczał czerwienią, a z tym stał się wyraźniejszy do przeczytania. ,,Kagami Aisaka Taiga-Bóg Śmierci".

< Soraya? >
Ilość słów: 746

Od Sorayi do Kagamiego

No ja się chyba przesłyszałam... Co za gbur! Do tego jaki niekulturalny. Przyznałam się do błędu, przeprosiłam. Na zgodę podałam mu rękę. Co jak co, ale odrobinę ogłady jednak w sobie mam. Gdy podał mi telefon, obejrzałam go dokładnie, choć w tych egipskich ciemnościach nie dostrzegłam zbyt wiele. Gdy już chciałam otworzyć usta, by mu podziękować, ten wyjechał do mnie z takim tekstem, że aż zaniemówiłam. Zbeształ mnie z góry na dół. Skończywszy na mnie warczeć, odszedł w swoją stronę. A i dobrze. Ze złości, która na nowo zaczynała się we mnie gromadzić, zacisnęłam zęby i także ruszyłam w swoją stronę. Ten niemiły głos zapamiętam sobie, oj zapamiętam.
– Co za prostak... cham i prostak... – mruczałam wściekle pod nosem, wchodząc do swojego pokoju w akademiku.
Wściekła, trzasnęłam drzwiami tak mocno, że te prawie wypadły z zawiasów. Torbę z ciuchami z ćwiczeń rzuciłam w kąt, a sama rzuciłam się na łóżko. Ukryłam twarz w poduszce, aby następnie zacząć w nią krzyczeć. Stłumiony wrzask rozległ się w na wpół pustym pomieszczeniu. Łóżko obok mnie, jak i szafa ciągle stały puste. Jak dotąd nie przydzielono mi żadnej lokatorki. Może to i dobrze? Jakbym miała użerać się z dziewczyną, która chodziłaby cała na różowo... Nie, tego bym nie zniosła. Taka dawka pozytywnej energii by mnie po prostu zabiła. Ale najpierw bym zwymiotowała tęczą. Myślami wróciłam do sytuacji sprzed chwili. Jak ten kretyn mógł tak źle mnie potraktować?! Za kogo on się w ogóle uważał? Kagami... To imię coś mi mówiło, ale... postanowiłam wyrzucić je ze swojej pamięci. Koleś jest już u mnie przegrany. Boże, czemu muszę żyć wśród takich ludzi? Zabrałeś mi dziadka, babcię – najfajniejszych ludzi pod słońcem, Doriana... Zabrałeś mi osobę, która była dla mnie więcej, niż wszystkim, a na drodze zaś stawiasz takie mendy jak Kagami. To nie jest fair. Ani trochę. Do moich oczu zaczęły się cisnąć niechciane łzy, przez co zezłościłam się jeszcze bardziej. Zerwałam się z łóżka, szybkim ruchem starłam słoną ciecz hańby z twarzy. Podeszłam do komody, wyjęłam z górnej szuflady piżamę, czyli bluzę i krótkie spodenki, po czym udałam się do łazienki wziąć prysznic.
Ciepła woda sprawiła, że chociaż część negatywnych, kłębiących się w mojej głowie emocji odeszło w siną dal. Postanowiłam, iż nie będę już zaprzątać swojej bystrej główki kimś takim jak Kagami. Do życia jest mi on absolutnie zbędny, tym bardziej jego złośliwe uwagi. Takich ludzi nie ma co żałować. Kładąc się spać, sięgnęłam jeszcze raz po telefon. Odblokowałam go, nacisnęłam odpowiednią ikonkę i moim zmęczonym oczom ukazała się galeria zdjęć. Uśmiechnęłam się lekko, rozpoznając na nich swoją rodzinę. Zdecydowaną większość z nich stanowił Katsuya. Mały rośnie jak na drożdżach. Uwieczniałam wszystkie śmieszne momenty z nim w roli głównej na pamiątkę. Westchnęłam głośno. Katsu to niezły urwis, jednakże mój uśmiech wyparował, gdy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie moje i Doriana. Byliśmy na nim razem, uśmiechając się i patrzący na siebie nawzajem. Nie widzieliśmy poza sobą niczego. Nasza miłość była prawdziwa, na wieki... Była... Tym razem nie wstrzymywałam swoich łez. Słone krople zaczęły spływać po mojej twarzy, mocząc poduszkę kolejny już raz. Moje cierpienie, pomimo upływu czasu nie osłabło. Jedynie skryło się, i to tak głęboko, iż sama czasami się zastanawiam, gdzie ono się podziało. Czuję, że gdzieś ono jest, czasami na krótkie momenty udaje mi się o nim zapomnieć, na przykład w tańcu. Jednak w najmniej spodziewanych chwilach, ból pojawia się znowu i to zwielokrotniony. Najczęściej w nocy. Upuściłam telefon na podłogę, zanosząc się cichym szlochem. Dorian, tak strasznie za tobą tęsknię...
Budząc się rano, zdałam sobie sprawę, że jest sobota, czyli nie musiałam się szykować do szkoły. Przeleżałam dobrą chwilę w cieplutkiej pościeli. Tak strasznie mi się nie chciało z niej wychodzić, ale, niestety, poranne ćwiczenia same się nie zrobią. Muszę trzymać formę. To pomaga mi w kontrolowaniu swojej magii, a za nic w świecie nie chcę stracić nad nią panowania. Lata katorżniczej pracy miałyby tak po prostu pójść na marne? Nie ma mowy! Dziadek by się chyba w grobie przewrócił i zesłał na mnie takie gromy, że bym popamiętała to do końca swych marnych dni. Tak więc wywlekłam swoje płaskie dupsko i resztę ciała, z wygrzanego wyrka. Ubrałam na siebie przylegający czarny top do ćwiczeń, dresowe, także czarne spodnie i wygodne buty do biegania. Na stoliku nocnym znalazłam swoje białe słuchawki a pod łóżkiem telefon. Poranne bieganie bez muzyki kategorycznie nie wchodzi w grę. Wyszłam z pokoju, wiążąc włosy w wysokiego kuca czerwoną wstążką, którą zawsze noszę na nadgarstku. Wisiorek z błyskawicą i wstążka – moje dwie najcenniejsze rzeczy. Moje skarby. Pokierowałam się do stołówki, gdzie kilkoro uczniów już zajadało się swoimi posiłkami. W oddali dostrzegłam moją przyjaciółkę Lily z jej chłopakiem i Oktaya, jednego z moich braci. Odebrawszy swoją porcję specjalnie zabezpieczonych błyskawic, kartonu mleka i jabłka, ruszyłam w stronę przyjaciół. Najedzona, pożegnałam się z resztą, wytrąciłam bratu z ręki ostatni kawałek kabanosa, który poturlał się po podłodze i z wrednym uśmiechem udałam się do wyjścia. Obelgi Okesia słyszałam jeszcze będą już na korytarzu...
Biegłam swoim tempem, zasłuchana jak to zazwyczaj, w dźwięki ulubionych piosenek. Z czasem zaczęłam biec coraz szybciej. Po pożywnym śniadaniu miałam masę energii, którą chciałam spożytkować jak najlepiej. Może wpadnę dzisiaj do domu i porobię coś z rodziną? Tak, to dobry pomysł. Wybiegłam z parku, odczuwając już leciutkie zmęczenie, lecz to mnie nie powstrzymywało, by zwolnić tempo. Normując oddech, gnałam z porannym wiatrem, który muskał moją twarz. Rozwiewał długie, ciemne włosy. W pewnej chwili zwolniłam do truchtu, po czym wykonałam sekwencję piruetów. Rano nikt nie zapuszcza się w okolice miejskiego boiska do koszykówki, dlatego byłam pewna, że nikt mnie tu nie zobaczy. Przystanęłam na chwilę, by wyjąć słuchawki z uszu. Zgięłam się lekko, by móc oprzeć się rękami o kolana. Mój przyspieszony oddech powoli dochodził do normalnego stanu, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś powiedział kurwa. Ten głos wydał mi się znajomy, dlatego rozejrzałam się po okolicy. W pierwszej chwili nikogo nie zauważyłam, lecz dziwne uczucie nie pozwoliło mi odejść. Coś kazało mi iść w stronę boiska do kosza. Poprawiłam wstążkę, mocniej związując sobie włosy, które jak zwykle żyły swoim własnym życiem.
Wchodząc na boisko, od razu pożałowałam, iż tam poszłam. Mój dobry humor prysł w jednej chwili niczym bańka mydlana, gdy wyczułam Jego obecność – tego niekulturalnego kretyna z wczoraj. Zdążyłam się jedynie obrócić się na pięcie, jednak wtedy zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak tchórz. Od kiedy to JA uciekam z podkulonym ogonem?! To do mnie niepodobne. Nie dam temu kretynowi tej satysfakcji. Dlatego, wciągnęłam powietrze do płuc, opanowałam swoje nerwy i z gracją baletnicy (którą przecież jestem) zaczęłam iść w kierunku chłopaka siedzącego na ziemi. Jakieś dwa metry od niego znajdowała się piłka do kosza. Bez jego pozwolenia wzięłam ją w ręce, odbiłam trzy razy, po czym wykonałam perfekcyjny rzut za trzy punkty. Odchodząc, spojrzałam przelotnie na czerwonowłosego. Nasz kontakt wzrokowy nie trwał długo, aczkolwiek było w nim coś... dziwnego. Wczoraj w nocy nie mogłam dostrzec dokładnie jego twarzy, natomiast teraz to co innego. Boże, serio? Uczyniłeś tego chama takim przystojniakiem? W dodatku z niezłym ciałem...? Ty nie masz dla mnie litości... Przełknęłam szybko ślinę. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie przepełnione chłodem, pewnością siebie i obojętnością do jego osoby. Nieważne, czy mnie rozpoznał, czy nie. Mam to głęboko gdzieś. Koleś ze swoją wredną, ale i też przystojną mordą, jest u mnie skreślony...! Musiałby się stać cud, abym zwróciła na niego większą uwagę...

< Kagami..? Podpadłeś...>
Ilość słów: 1218

Od Tsukiko do Shiona

Po męczącym treningu oraz po tym przytulasie od Shiona czułam zawstydzenie... Ogromne zawstydzenie. Nie tyle, ile nadal był w tej swojej formie, gdzie był taki przystojny, to jeszcze mnie obejmuje, jak jestem w Gwiezdnej Sukni od Taurusa... I tak dobrze, że nie trafił na inną. Aż mnie strzęsło. Moją twarz ozdabiał czerwony rumieniec, a ja czułam się dziwnie. Jeszcze nigdy nie odczuwałam czegoś takiego w pobliżu chłopaka.
- Tylko wiesz co? Nie rozumiem jednej rzeczy. - zaczął blondyn i dziwnie się mi zaczął przyglądać.
- J-Jakiej? - zapytałam.
- Rano ubrana byłaś w grzeczną, różową sukieneczkę – wymienił. Tsa… Grzeczna sukienka. – Na trening założyłaś obcisłą bluzkę z dużym dekoltem – znowu zaczął się mi przyglądać. – A teraz stoisz przede mną prawie w samej bieliźnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, tylko wręcz przeciwnie, ale nie sądzisz, że to trochę dziwne i niepokojące? - dokończył, patrząc mi prosto w oczy z kamienną twarzą.
Lekko się zapowietrzyłam, a czerwień zdobiąca moje policzki się wzmogła i teraz bardziej przypominała szkarłat. W myślach powtórzyłam formułkę odwołującą moc Taurusa. Wokół mnie pojawiły się kłęby gwiezdnego pyłu, a ja wewnątrz rozbłysłam jak gwiazda. Chwilę po tym, chmura złota opadła, a ja stanęłam przed blondynem w poprzednim ubiorze z kluczem do Bramy Złotego Byka w dłoni. Wrzuciłam klucz do kabury, uważnie zamykając skórzany portfelik, a potem spojrzałam na chłopaka.
- Już lepiej? A dlaczego się tak ubrałam? - pokazałam mu język. - Domyśl się.
- Domyślić się…? - lekko przechylił pytająco głowę.
Uśmiechnęłam się ze szczyptą tajemniczości i ruszyłam w stronę wyjścia z polanki. O matko... Ile ja bym dała, aby jeszcze raz zobaczyć ten zdziwiony wyraz twarzy Shiona i te jego urocze przechylanie głowy.
- Powtórzymy to jeszcze kiedyś! Do zobaczenia! - krzyknął i pomachał mi na pożegnanie.
- To cześć! - odmachałam mu, nie odwracając się do niego.
Nie miałam zamiaru wrócić do Akademika. Co to, to nie. Kiedy kawałek odeszłam, a chłopak zajął się sobą, wlazłam w krzaki i pod ich osłoną wróciłam w pobliża polanki. Jeden z żywopłotów był na tyle wysoki, że to on właśnie był moją kryjówką. Uklęknęłam, lekko się wychylając zza niego, a potem wbiłam spojrzenie w trenującego niebieskookiego. Czy mi się podobał? Może odrobinkę. Jednak nie powiem mu tego prosto w twarz, bo znamy się za krótko. Lekko przechyliłam się do tyłu, podpierając się na dłoniach, ale na moje nieszczęście dotknęłam jakiejś gałązki, która pod naciskiem mojej ręki pękła i to dość głośno. Usłyszałam, jak trening Shiona cichnie, a ja spanikowana zaczęłam szukać drogi ucieczki. Wyciągnęłam srebrny klucz z kabury i rzuciłam nim w drzewo. Odbił się tam i potem już leżał na trawie. Po pierwsze, abym go już naprawdę nie zgubiła, a po drugie, aby nie wyjść na podglądaczkę. Zaczęłam udawać, że czegoś szukam, gdy nagle chłopak zaczął się zbliżać w moim kierunku. Skąd wiem? Aż taka głucha nie jestem. Wzięłam głęboki wdech, kiedy niebieskooki wyłonił się zza wysokich grząszczy.
- Tsu? Co ty tutaj robisz? - zapytał mnie.
- Em… Ja~? Szukam srebrnego klucza… Zgubiłam go gdzieś tutaj. Pomożesz mi? - zapytałam z uśmiechem.
Musiałam zachowywać się w miarę normalnie. Nie chciałam, aby uznał mnie za stalkerkę. A poza tym, wolałabym, aby nikt się o tym nie dowiedział, bo mi starczy to, że na korytarzu co chwilę ktoś gwiżdże, czy zagaduje do mnie. Nie chcę mieć za bardzo złej opinii, ale z drugiej strony, mogłam się wreszcie przekonać, jak to jest, kiedy nikt ciebie nie lubi. Spojrzałam na moment na ziemię, a potem na Shiona.
- Jasne… Pomogę. A twoje inne duchy nie mogą pomóc ci go odnaleźć? - zapytał, rozglądając się po okolicy.
Cicho się zaśmiałam pod nosem. Jaki głuptas. No, ale skąd może wiedzieć.
- Nie mogą. Gwiezdne Duchy są za swoimi Bramami. Mimo tego, że z każdym mam kontrakt to nie mają możliwości się ze sobą porozumieć, chyba że bym przywołała obu na raz. Jednak w moim wypadku to niemożliwe, bo jeszcze mam za mało umiejętności Maga. Poza tym srebrny klucz nie jest zodiakiem i prawdopodobnie nikt by nie wiedział co to lub kto to jest. - odpowiedziałam na jego pytanie.
Blondyn chyba ujrzał srebrny klucz, bo wstał i ruszył w jego kierunku. Uniósł go, jednak po chwili z lekkim i cichym syknięciem upuścił go. Lekko zmartwiona podeszłam do niego i podniosłam swoją własność, chowając ją potem do kabury. Złapałam delikatnie dłoń chłopaka, a następnie przejechałam lekko palcem po jego oparzeniu. Biedaczek. Cichutko westchnęłam, a potem zaczęłam grzebać w pokrowcu, z którego wyciągnęłam złoty klucz.
- Otwórz się, Bramo Nosicielki Wody. Aquarius! - powiedziałam donośnie.
Obok nas pojawił się Zodiakalny Wodnik. Dotknęłam delikatnie jej ramienia, uśmiechając się do niej. Już nie była taka zła za zgubienie klucza. Wróciłam po chwili do Shiona, złapałam jego nadgarstek, ciągnąc go lekko do Gwiezdnego Ducha.
- Możesz oblać jego ranę wodą? Dziękuję.-poprosiłam i to też widmo zrobiło.
Po wykonaniu swojego zadania lekko się ukłoniła i zniknęła w świecącym pyle. Spojrzałam na niebieskookiego, który był widocznie zdziwiony. Uśmiechnęłam się delikatnie, stanęłam na palcach, a potem ucałowałam jego policzek. Kiedy to zrobiłam, odsunęłam się, a on dotknął miejsca, gdzie wcześniej były moje wargi.
-Dziękuję ci za znalezienie klucza. A i takie pytanie. Nie możesz dotykać srebra?-zapytałam z lekkim rumieńcem.
-Tak. Nie mogę dotykać ani srebra, ani złota.-powiedział, nadal trzymając palce na policzku, gdzie go pocałowałam.
Uśmiechnęłam się delikatnie z czerwonymi polikami, łącząc swoje dłonie za sobą. Patrzyłam na blondyna z dalszym bananem na twarzy. Zaczęłam się zastanawiać, czy by nie zaproponować mu spaceru... Chyba dobrze by było go lepiej poznać. Przecież zależy mi na naszej relacji.
-Co ty na to, żeby się gdzieś przejść, lub zostać tutaj na polanie i porozmawiać może? Chętnie bym się dowiedziała, co lubisz, a czego nie… No… Znaczy… Poznałabym cię lepiej…-rzekłam i odwróciłam od niego spojrzenie, patrząc w bok.

<Shion?>
Ilość słów: 955

Witamy - Angelo Mitchell William Hornzaller!

Imię i nazwisko: Angelo Mitchell William Hornzaller
Pseudonim: Angelo posiada tylko trzy pseudonimy. Są to raczej skróty od jego imion. Oto one: Angel, Mitch i Will. No i nie można zapomnieć o tym, jak nazywa go brat. Czyli Fajtłapa, Ciamajda, Frajer itp.
Wiek: 17 lat
Data urodzin: 6 lipca
Płeć: Przedstawiciel tak zwanej płci brzydkiej, czyli innymi słowy, mężczyzna.
Orientacja: Mitchell jest osobą homoseksualną. Jednak praktycznie nikt o tym nie wie. Nawet jego rodzina. I na razie nie ma zamiaru nikogo o tym informować.
Partner: Angelo jeszcze nigdy dotąd nie miał nikogo tak na poważnie. Zazwyczaj ktoś mu się podobał, ale na tym się kończyło. Zresztą… Chyba trochę za bardzo boi się tego wszystkiego, co wiąże się z byciem w związku. Można go nazwać trochę taką cnotką.
Klasa: I Humanistyczna
Kluby: Klub czytelniczy | Klub malarski
Rasa: Zmiennokształtny w wilka
Specyfika: Na ogół chłopak ten niczym się nie wyróżnia od innych. Jednak dzięki artefaktowi, którym jego pierścień potrafi przemieniać się w wilka. Od innych przedstawicieli jego gatunku może wyróżniać go jedynie to, że ma zdolność regeneracji i jeżeli zechce, to może zmieniać się tylko w połowie.
Charakter: Angelo nie jest łatwo określić jednym słowem. Nie można powiedzieć o nim jako introwertyk, ekstrawertyk czy choleryk. Jednak jakby tak się mu przyjrzeć… Można zauważyć, że posiada w sobie sporo z flegmatyka i melancholika. Wiele jego cech pasuje do tych dwóch rodzajów ludzi. Może zacznijmy od tego pierwszego. Mitchell jest osobą łagodną. Charakteryzuje się dobrocią. Nie skrzywdziłby nawet muchy. Jest zdolny nawet przeprosić psa, gdy przez przypadek na niego wpadnie. Także można go zaliczyć do osób cierpliwych. Spokojnie czeka na daną chwilę czy rzecz. Nie zamartwia się, jeżeli coś się przedłuża. Po prostu cierpliwie oczekuje. Czasem samemu zdarza mu się spóźniać, więc rozumie, że nie zawsze można mieć wszystko na czas. Na pewno trzeba wiedzieć, że jest on osobą dość cichą… małomówną. O wiele bardziej woli słuchać niż mówić. No cóż… Jest po prostu dobrym słuchaczem. Zawsze wysłucha dokładnie tego, co ktoś mówi. Starając się przy tym, zapamiętać jak najwięcej z danej wypowiedzi. Nie przerywa komuś w trakcie wypowiedzi. Zawsze czeka do końca. Jest także bardzo zamknięty w sobie. Przez to praktycznie nikt tak naprawdę go nie zna. Chłopak ten woli nie mówić innym o swojej osobie. Czasami zdarza się, że jąka się, gdy czuje stres bądź po prostu przy nieznanych mu osobach. Do tego Angelo lubi obserwować ludzi. Często z ukrycia patrzy na ich zachowania, słowa czy gesty. Można powiedzieć, że poznaje człowieka jeszcze przed ich pierwszą rozmową. Przez te siedemnaście lat życia zdążył już nauczyć się całkiem sporo o mowie ciała innych osób. Jeżeli chodziłoby, o flegmatyka to są to już wszystkie cechy Angelo, które do niego pasują.
Przejdźmy więc do melancholika. Na pewno jest on osobą twórczą. Kreatywną. Jak zwał tak zwał.... Przejawia spore zdolności artystyczne. Mitchell uwielbia tworzyć. Nie ważne co. Dla niego jest to obojętne. Liczy się sam przekaz danego dzieła. Już nie raz namalował obraz, napisał wiersz, piosenkę, opowiadanie czy stworzył układ taneczny. Cóż poradzić… Jest to po prostu typ artysty. Chociaż trzeba wiedzieć jedno. Tylko nieliczne jego dzieła ujrzały światło dzienne. Większość z nich leży, schowana głęboko w “szufladzie” bądź nadal znajduje się jedynie w jego głowie. Angelo po prostu uważa, że lepiej będzie, gdy nikt się o nich nie dowie. Także trzeba wspomnieć o tym, że William jest dość nieufną osobą. Ostrożnie dobiera przyjaciół. Woli mieć jednego prawdziwego niż wielu fałszywych. Mitch chciałby mieć po prostu pewność, że ktoś potem nie wbije mu przysłowiowy nóż w plecy. Jeżeli chodziłoby o bycie w centrum uwagi… Angel stanowczo unika tego. Często ukrywa się i stara nie zwracać zbytnio na siebie uwagi. Woli żyć w cieniu niż pod bacznym wzrokiem wszystkich wokół. Kończąc cechy pasujące do melancholika, które ma w sobie chłopak, trzeba powiedzieć o ostatniej. Jest nią wrażliwość. Szczególnie na problemy innych. Will potrafi popłakać się, widząc krzywdę drugiej osoby. Stara się pomagać, jak tylko może… ale no cóż… Po części jest on tchórzem, który nie chce pakować się w kłopoty. Dlatego też nie zawsze mu to wychodzi.
Przydałoby się także wspomnieć o cechach charakteru, które nie pasują do niczego. Są całkowitą mieszanką. Zacznijmy może od tych najgorszych. Na szczęście nie jest ich za wiele. Angelo nie panuje zbytnio nad swymi emocjami. Tak bardzo, jak chciałby je ukryć, tak bardzo nie daje rady. Bywa dość wybuchowy. Czasami potrafi do zdenerwować nawet najmniejszy szczegół. Wtedy “wybucha”. Zaczyna krzyczeć, a z jego oczu wypływają łzy. Pewność siebie? Tym na pewno nie można określić Mitcha. On jest tego całkowitym przeciwieństwem. Raczej dość nieśmiała osóbka. Także inteligentny i sprytny. Dobrze się uczy i szybko pojmuje nowe rzeczy. Potrafi znaleźć wyjście nawet z dość trudnej sytuacji. Na pewno można go zaliczyć do osób tolerancyjnych. Nie obchodzi go to czy rozmawia z osobą innej orientacji, religii czy koloru skóry. Dla niego to nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to, jaka jest dana osoba. Woli nie patrzeć na ludzi przez pryzmat stereotypów. No i pozostały nam jeszcze tylko dwie ważne cechy charakteru Angelo. Pierwszą z nich jest szczerość. Mianowicie. Jest to osoba, która potrafi być szczera do bólu. Jednak nie zawsze mówi prawdę. To zależy od tego, czy ktoś chce ją znać, czy woli “żywić się” kłamstwami. Jednak jeżeli ktoś go o nią poprosi, nie zawaha się i niemalże od razu ją wyzna. No i na koniec… Will jest osobą dość ciekawską. Pragnie wszystko wiedzieć. Czasami jest jak małe dziecko, które musi dotknąć wszystkiego w jego zasięgu wzroku i zajrzeć w każdą dziurę.
Aparycja: Angelo jest raczej średniego wzrostu. Jednak w porównaniu do niektórych osób jest naprawdę niski. Mierzy on sto siedemdziesiąt sześć centymetrów. Natomiast jego waga wynosi dokładnie pięćdziesiąt trzy i pół kilograma. Jeżeli ktoś dobrze orientuje się w tematach bmi i tym podobnych, to wie już, że ma on niedowagę. W sumie to jest bardzo blisko wychudzenia. Jednak… Co tu dużo mówić. To wina samego Angelo i jego kompleksów. Przechodząc dalej, Mitch jest osobą o dość jasnej karnacji. Niektórzy mówią, że jest trupioblady. Jego budowa ciała jest raczej wątła. Lekko umięśniony. Jednak nie widać tego praktycznie w ogóle. Na jego głowie spoczywają czerwone włosy. Są one raczej średniej długości. Często "żyją one własnym życiem" mimo starań chłopaka. Niektórzy twierdzą, że są one dość miłe w dotyku. Jednak chłopak nie lubi, gdy ktoś ich dotyka. Chyba że jest to jego przyjaciel. Oczy Angelo są w miarę duże. Ich kolor to piwny bądź jak niektórzy twierdzą złoty. Ma on długie — jak na chłopaka — i gęste rzęsy, które czasami lekko pociąga tuszem do rzęs, ale nie przyznaje się do tego. Czasami, gdy się uśmiecha, można zauważyć u niego dołeczki w policzkach. No i na koniec można by wspomnieć jeszcze co nieco o jego ubiorze. Garderoba Angelo jest pełna ciemnych ubrań. Od jeansów, koszulek, marynarek i tym podobne, po dresy czy garnitury. Sposób ubierania? To zależy od potrzeby i humoru Mitcha. Raz pójdzie w dresach, innym razem w jeansach. Można by jeszcze wspomnieć, że chłopak lubi zakładać za duże koszulki i bluzy. Tak, aby zasłaniały mu dłonie.
Głos: Tyler Ward
Pokój: 45
Współlokator: -
Zainteresowania: Angelo posiada całkiem sporo zainteresowań. Jednak większość z nich krąży wokół dwóch tematów. Czyli sztuki i literatury. Głównym jego zainteresowaniem są właśnie różne rodzaje sztuki. Na początku można wspomnieć o malowaniu, rysowaniu czy szkicowaniu. Najczęściej używa samych ołówków. Po prostu boi się, że kolorem popsuje cały efekt. Dla Mitchanie ważne jest to, czy szkicuje z tyłu zeszytu, czy w specjalnym bloku bądź notatniku. Obojętne mu to. Najważniejsze dla niego jest sama ta czynność i możliwość przelania swych emocji na kartkę. Przez to też niemalże zawsze ma ze sobą ołówek i notes bądź blok. Angelo, fascynują także prace z kolorem, a najbardziej obrazy, malowane farbami. Sam też tak by chciał, jednak po prostu nie daje rady. Jak to on stwierdził… Nie dany mu jest kontakt z farbami. Chłopak ten także uwielbia pisać. Często ma za dużo myśli w głowie. Wtedy to Will preferuje inny sposób niż rozmowa. Przelewa je na papier. Czasami w formie wierszy, a innym razem w postaci opowiadania. Do tego prowadzi on dziennik czy pamiętnik. Jak zwał tak zwał. W sumie to sam Angelo nie wie jak to określić. Przechodząc dalej, taniec. Jest to coś, co mówiąc szczerze, Mitchell uwielbia. Sam tworzy choreografie do piosenek. Po prostu daje ponieść się muzyce. Nie preferuje jakiegoś konkretnego stylu. Obojętne mu to czy tańczy balet, hip-hop czy może jazz. Najważniejszy jest ten moment. Tylko wtedy, jeżeli ktoś dokładnie się wpatrzy, to z jego ruchów może odczytać naprawdę wiele. Wszystkie jego emocje. Praktycznie całą jego historię. Jednak trzeba umieć patrzeć. Do tego uwielbia on to, że podczas tej czynności nie martwi się o nic. Wtedy nie musi zmagać się z problemami, czy ogólnie trudnym życiem. Po prostu kocha to. Jak już na początku zostało wspomniane. Literatura. Angelo kocha czytać książki. Uwielbia poznawać historię bohaterów i wczuwać się w nie. Ma wtedy wrażenie, jakby był w innym świecie. No i pozostało jeszcze jedno hobby chłopaka. Zbieranie scyzoryków. Jest to dość nietypowe zainteresowanie. Jednak Angelo fascynują te przedmioty. Sam nie wie czemu. Po prostu jest w nich coś, co przyciąga go do tych przedmiotów. Można wspomnieć, że ma on ich jak na razie około piętnastu. Oczywiście każdy jest inny.
Moce: 
- Regeneracja - Angelo posiada coś w stylu umiejętności leczniczych. W momencie, gdy zostanie zraniony, jego rany goją się znacznie szybciej niż innych. Nie potrzebuje aż tak dużej opieki medycznej, jak inni. Jednak uzdrawia tylko rany zewnętrzne i wewnętrzne. Nic związanego z psychiką nie naprawi. 
- Nadnaturalna Szybkość - dzięki temu, że Mitchell jest zmiennokształtnym w wilka, posiada nadnaturalną szybkość. Biega o wiele szybciej niż ktokolwiek inny. Dość przydatna zdolność podczas ucieczek z lekcji. Szczególnie gdy nauczyciel cię zauważy...
- Pazury - nie ma tutaj za dużo do wyjaśniania. Po prostu, jeżeli William zechce, to potrafi sprawić, że jego paznokcie przemienią się w wilcze pazury. Wtedy no cóż… potrafi nieźle kogoś poharatać, bo te są dość ostre. Jeszcze niezbyt nad tym panuje, ale idzie mu coraz lepiej.
- Połowiczna Przemiana - Angelo posiada tak jakby dwa rodzaje przemiany. Pierwszym jak u praktycznie każdego zmiennokształtnego jest to zmiana na przykład jak w przypadku chłopaka w wilka. Jednak ten potrafi także przemieniać się tylko po części. Wtedy to wyrastają mu wilcze uszy i ogon, a czasami także pokazują się pazury. Podczas niej jego zmysły się wyostrzają. Ma lepszy wzrok, słuch i węch. Ledwo udaje mu się panować nad tymi przemianami. Jednak nadal próbuje to zmienić.
Rodzina: 
Sukja Hornzaller - ukochany ojciec Mitchella. Można powiedzieć, że chłopak po części wdał się w niego, bo ten też jest zmiennokształtnym. Różnicą jest to, że Sukja zamienia się w geparda, a Angelo w wilka. Jest on osobą bardzo miłą i wyrozumiałą. Rozumie to, że Mitch nie radzi sobie zbytnio w sporcie i woli inne przedmioty w szkole. Jednak nie popiera tego, że ten ucieka notorycznie z lekcji w-fu. Cały czas próbuje przekonać go, że nie powinien tego robić, a wysiłek fizyczny nie jest taki zły. Można by jeszcze wspomnieć, że mężczyzna sam wychowuje synów.
Tiago Hornzaller - starszy brat Angelo. Tak jak reszta jest zmiennokształtnym. Potrafi zamieniać się w czarną panterę. Dość wredna i arogancka osoba. Raczej woli odpychać innych od siebie. Typowy samotnik. Jego relacje z Mitchellem nie są za dobre. Tiago uwielbia ubliżać bratu i wyśmiewać się z tego, że tylko on nie jest dobrym sportowcem.
Erica Sandors - matka rodzeństwa. Na początku, gdy był tylko Tiago, jeszcze opiekowała się w miarę dzieckiem. Jednak zaraz po narodzinach Angelo, nagle uciekła. Do tej pory nikt nie wie, gdzie się znajduje. Po prostu wyparowała, zostawiając wszystko na głowie swego byłego partnera. Magicznie uzdolniona.
Pupil: Dorchadas
Inne: 
- Chłopak ma pewne problemy ze wzrokiem. Niby zazwyczaj widzi dobrze. Jednak zdarzają się momenty, gdy obraz zaczyna mu się zamazywać i utrzymuje się to przez kilka minut. Angelo nie wie, dlaczego tak jest, ale jak na razie nikomu o tym nie mówił,
- Notorycznie ucieka z lekcji w-fu,
- Jest on niestety dość niezdarną osobą. Potrafi potknąć się nawet o własne nogi czy na prostej drodze. Często różne rzeczy robi dość nieudolnie. Stara się z tym walczyć, ale no... niezbyt mu to wychodzi,
- Chłopak niemalże panicznie boi się pływać. Owszem... Zanurzy się w wodzie. Aż tak się jej nie boi. Jednak w momencie, gdy woda sięga mu powyżej pasa, zaczyna panikować. Kompletną katastrofą jest moment, gdy nie czuje on dna pod nogami... Wtedy naprawdę trudno go uspokoić,
- Jest całkiem niezłym aktorem,
- Uwielbia obserwować wschody, jak i zachody słońca,
- Angelo posiada naprawdę sporo kompleksów. Wiele swych cech wyglądu nie akceptuje i pragnie je zmienić. Szczególnie pragnie stać się chudszym - chociaż nie powinien. Jednak on chce być w swych oczach idealny i uważa, że inni kłamią, aby go "pocieszyć",
- Całkiem nieźle jeździ konno,
- Mitch uwielbia marchewki. W każdej formie. Po prostu ubóstwia je. Jednak najbardziej lubi jeść je surowe.
- Od kiedy Angel pamięta, był złym kucharzem. Do tej pory się tego nie nauczył. Jest zdolny do tego, aby zepsuć nawet taką prostą potrawę jak tosty. Kiedyś po prostu je spalił. A o naleśnikach już w ogóle szkoda gadać. Gorzko pożałował, gdy raz próbował je zrobić. Prawie spalił wtedy kuchnię,
- Jest naprawdę niewiele rzeczy do jedzenia, których Will nie lubi. Jednak do tych najgorszych zalicza się fasolka. Nieważne, w jaki sposób jest przygotowana. Chłopak wręcz jej nienawidzi,
- Jego orientacja w terenie jest naprawdę katastrofalna. Często się gubi. Dlatego też woli zawsze mieć ze sobą mapę szkoły, bo już nie raz pomylił korytarze, przez co spóźnił się na zajęcia,
- Jego ulubionymi kolorami są czerwony, czarny i brązowy,
- Chciałby kiedyś przemóc się i być z kimś w związku, ale… za bardzo się boi, aby zagadać do kogoś,
- Nigdy nie pił alkoholu ani nie palił,
- Pani Suzuko często porównuje go do brata, który to jest naprawdę dobry w sporcie,
- Czasami nosi maskę gazową. Nikt nie wie dlaczego, a on sam nie chce o tym rozmawiać.
Kontakt: Tiago [howrse] magicstory6@gmail.com [mail]
Motto: “To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej, niż nasze zdolności.”
Inne zdjęcia:
po przemianie w wilka
Relacje: ---
Ważne opowiadania: ---

Witamy - Megu Tanaka!

Imię i nazwisko: Megu Tanaka
Wiek: 17 lat
Data urodzin: 04.07
Płeć: Kobieta
Orientacja: Hetero
Partner: -
Klasa: I X
Kluby: Klub biologiczno-chemiczny
Rasa: Ghoul
Specyfika: Ma złożone kagune tj. połączenie ukaku, rinkaku.
Charakter: Może zacznijmy od początku… Jako małe dziecko Megu była otwartą na świat dziewczynką, otoczoną przyjaciółmi. Nigdy nie miała problemu z nawiązywaniem znajomości, uwielbiała rozmawiać. Często wychodziła na dwór, podziwiała przyrodę, bawiła się tym – była ciekawa świata. No właśnie – była. Co się zmieniło? Wiele. Po tragicznej śmierci jej rodziców (zostali zabici przez inne ghoule) załamała się i nie czuła się bezpiecznie w dawnym otoczeniu. Miała siedem lat, więc trafiła do ośrodka opiekuńczego. Oczywiście media nagłośniły sprawę śmierci dwóch ghouli – dowiedziano się, że Megu również jest tej, a nie innej rasy. Przetrzymywano ją w izolatce w obawie, że zaatakuje opiekunów i posili się ich mięsem. Właśnie przez te kilka lat (dokładnie kolejne siedem) z otwartej, radosnej dziewczynki zamieniła się w potwora bez uczuć, obojętnego na wszystko i wszystkich. Nie rozmawia z innymi, bo: jeden — albo się jej boją, dwa — albo ona boi się, że nie powstrzyma głodu… Zamknęła się w sobie, nikt o niej nic nie wie i na pewno się nie dowie, ponieważ jej sucha dusza nie dopuszcza do miękkiego serduszka świata. Tak, dokładnie, miękkiego serduszka. Przecież nikt nie powiedział, że dawna Megu zniknęła na zawsze! Ona jest, schowana przed innymi w ciężkiej skorupie, zwanej przez nią maską, której dotychczas nikt nie przebił. Pragnie pokonać siebie i nie reagować na zapach krwi (co jest jej jedyną motywacją do życia), ale kiepsko jej idzie.
Aparycja: Jest nawet wysoka (174 cm wzrostu) i trochę za lekka (waży 45 kg) jak na swój wzrost, oczywiście. Jej włosy koloru łososiowego (farbuje, tak naprawdę ma rudawe) sięgają do pasa i często zasłaniają twarz, na którą wzrok przykuwają zmieniające barwę szare oczy (czasami wyglądają jak zielone, kiedy indziej jak niebieskie, jednak najczęściej widać właśnie szare), oczywiście, jeśli nie jest zamieniona w ghoula. Zazwyczaj nosi czarne ubrania – czarny T-shirt, czarną spódnicę, czarne podkolanówki (które wbrew pozorom sięgają jej za kolano) i czarne buty, zazwyczaj sznurowane z również czarnymi sznurówkami. Kiedy zamienia się w ghoula, tylko jej oczy zmieniają kolor, ewentualnie (jeśli idzie na polowanie, co zdarza się raz na ruski rok) nakłada maskę (kolejna czarna część jej ubioru), która zakrywa pół jej twarzy — od brody do nosa.
Głos: The Pretty Reckless
Pokój: 44
Współlokator: -
Zainteresowania: Uwielbia obserwować rozgwieżdżone niebo, jeździć na motorze, strzelać z broni, grać na fortepianie (raczej zaprzestała), czytać książki i zastanawiać się nad sensem istnienia.
Moce:
- Potrafi wyczuć człowieka z dużej odległości.
- Ma doskonały słuch – również słyszy obiekty oddalone od niej o sporą odległość.
- Jest bardzo silna (około siedmiokrotnie razy silniejsza od przeciętnego człowieka).
Rodzina: Matka – Misaki Tanaka, ojciec – Ren Tanaka, oboje nie żyją. Dalszej rodziny nie zna.
Historia: Tak jak już zostało wspomniane – jest córką ghouli. W wieku siedmiu lat została przeniesiona do ośrodka opiekuńczego, w którym została odizolowana od świata na 7 lat. Z powodu okropnego głodu uciekła. W ciągu swojej długiej, bo trwającej aż 3 lata podróży do Auris zabijała ludzi – chciała pomścić rodziców. Od rozpoczęcia nauki obiecała sobie, że nikogo nie zabije… Czy dotrzyma obietnicy?
Pupil: Możliwe, że przygarnie jakiegoś, ale jeszcze nie teraz…
Inne:
- Jest praworęczna,
- Potrafi kontrolować swoje kagune (utworzyć je, kiedy zechce), jak również barwę oczu (zamieniać je w te ghoula, żeby odstraszyć innych),
- Mówi niewiele, ale chciałaby znaleźć kogoś, z kim będzie mogła rozmawiać i to tyle, ile mówiła ,,za dzieciaka”,
- Nikt nie zna jej historii,
- Posługuje się biegle kilkoma językami,
- Ma słabość do chłopców z krótkimi włosami,
- Nie ma rzeczy, która byłaby jej potrzebna do życia,
- Uczy się bardzo dobrze,
- Pali, ale nie nałogowo,
- Wbrew pozorom nie lubi czarnego, ale czuje, że ten kolor odzwierciedla ją od zewnątrz,
- Nigdy nikt jej nie zranił (fizycznie), chociaż i tak regeneracja zajęłaby jej kilka sekund,
- Kiedy nie jest głodna, ratuje ludzi, zamiast ich zabijać,
- Ciągle kłamie, ale nie widać po niej tego,
- Ta dwuczęściowe kagune, które jest połączeniem jej ojca i jej matki,
- Marzy o miłości i prawdziwej przyjaźni,
- Zależy jej na tym, aby ludzie przestali się jej bać,
- Ma słabość do zwierząt, zupełnie wszystkich,
- Nigdy nie gubi drogi, ma świetną orientację w terenie.
Kontakt: [H] Mleko. [email] kingalovenr1@gmail.com
Motto: "Myślę, że to dlatego, że chcemy żyć. Czy jest w tym coś złego? Wszyscy się narodziliśmy i wychowaliśmy. Jeżeli jedyna rzeczą, jaką możemy robić, jest jedzenie ludzi… to jak możemy poprawnie żyć w takich ciałach? Nawet ghoule… nawet ja chcę żyć jak wy!”
Źródła zdjęć: Devianart, autor Nozomi
Relacje: -
Ważne opowiadania: -

Witamy- Shiori Kyoko!

Imię i nazwisko: Shiori Kyoko
Pseudonim: Nie zwraca uwagi na to, jak ją nazywają inni
Wiek: 17 lat
Data urodzin: 7 lutego
Płeć: Kobieta
Orientacja: Hetero
Partner: Chyba nikogo nie szuka... Nigdy nie wiadomo
Klasa: I Sportowa
Klub: Klub siatkarski
Rasa: Magicznie uzdolniona
Specyfikacja: Z wyglądu jest normalną dziewczyną i chce taką być. Nie używa swoich mocy. Po prostu.
Charakter: Shiori mało z kim rozmawia i większość czasu spędza sama. Nie było jeszcze nikogo, kto odważył się spróbować zacieśnić z nią więzy, bo z daleko wygląda tajemniczo, mrocznie no i... strasznie. Łatwo ją zdenerwować i zniechęcić do siebie, ale jak się przełamie pierwsze lody, okazuje się całkiem sympatyczną, miłą i wyrozumiałą osobą. Jeżeli chodzi o nastawienie do samej siebie, to zawsze stawia za wysoko poprzeczkę i próbuje dać z siebie więcej, niż potrafi, co często źle się kończy. Nie widać tego po niej, ale cierpi z powodu odrzucenia i braku przyjaciół, ma nadzieję, że w końcu ktoś się do niej przekona, bo przecież książki nie ocenia się po okładce.
Aparycja: Średniego wzrostu, szczupła i wysportowana dziewczyna. Ma 170 cm wzrostu, waży ok. 53 kg. Posiada piękne, długie, lawendowe włosy (które są tak jasne, że czasami wyglądają jak siwe), duże, fioletowe oczy. Najczęściej nosi krótką spódnicę (ze spodenkami pod spodem) i elegancką koszulę. Ten strój nie przeszkadza jej w ciągłych ćwiczeniach. Nigdzie nie ruszy się bez swoich rękawiczek. Włosy związuje czarną wstążką lub zostawia rozpuszczone.
Głos: Avril Lavigne
Pokój: 2
Współlokator: -
Zainteresowania: Shiori ciągle ćwiczy i się rozciąga. Po prostu próbuje opanować wszystko do perfekcji, a jedyne co jej wychodzi to gimnastyka i sport. Na chwilę obecną jeździ konno, trenuje gimnastykę, piłkę nożną i siatkówkę. Z gimnastyki potrafi przejście w przód, w tył, salto, gwiazdę machową i fiflaka.
Moce:
- Cichy śpiew - jak tylko coś zaśpiewa, usypia osoby naokoło niej na 5 minut.
- Kłamstwo - rozpoznaje czy osoba kłamie, czy mówi prawdę.
- Telekineza - przemieszcza obiekty za pomocą mocy umysłu.
- Empatia - dar pozwalający na przejęcie emocji innych ludzi i odczuwanie tego, co oni, poprzez dotknięcie ręką.
- Wizje - dar, który umożliwia zobaczenie scen z przyszłości lub przeszłości.
Rodzina: Miała ojca, który odszedł, jak była mała, a matki nie pamięta, jakby jej nigdy nie miała.
Historia: Shiori nie miała jakiegoś wspaniałego życia, ale nigdy nie narzekała. Potrafiła pogodzić się z tym, że nawet najbliżsi szybko odchodzili, przyzwyczaiła się do samotności i samodzielności.
Kontakt: Wikciaak
Motto: "Trenuj do końca, do upadłego, bo życie to walka, by dążyć do czegoś."
Inne zdjęcia:
Relacje: -
Ważne opowiadania: -

Od Kagamiego do Sorayi

Czy ona mnie popieściła prądem?! Co to ma w ogóle być? Żywiołak burzy? Pft. Takich, to bym zgniótł w chwilkę, a ona by się nawet nie skapnęła. To żałosne, jak niektórzy wyolbrzymiają swoje siły...
– Przepraszam. Jestem strasznie zmęczona i nie panuję już nad nerwami. Sama mogłam bardziej uważać, jak chodzę. Ostatnio coraz częściej wpadam na nieznajomych. – wystawiła go mnie dłoń.
Uniosłem lekko brew do góry. Najpierw jest na mnie zła, potem przeprasza, a nagle chce się zapoznać. Strasznie niestabilne emocjonalnie mamy te dziewczyny w szkole. Przewróciłem oczami, ściskając delikatnie jej dłoń.
-Kagami.-powiedziałem dość oschle.
Nie będę się płaszczył przed jakąś laską, która się na mnie wścieka za to, że sama nie uważała. Dobra, wiem, nie jestem święty, ale nie moim obowiązkiem jest patrzeć tylko przed siebie i kłaniać się za to, że delikatnie ją dotknąłem ramieniem.
-Soraya.-odpowiedziała.
Po chwili zabrałem rękę i podniosłem z ziemi leżący tuż obok niej telefon. Ta go wzięła i obejrzała tak, jakby to był jakiś cud świata. Proszę was... Takie rzeczy może i są drogie, ale żeby aż tak panikować...
-Następnym razem, zamiast obwiniać wszystkich wokoło, wytęż trochę wzrok. Wcale go nie zgubiłaś, a ja nie miałem zamiaru ciebie przepraszać. Nie zrobiłem nic złego. Tym bardziej że w czasie spaceru istniejesz ty i inne osoby. Nie tylko moim zadaniem było rozglądanie się, ale też twoim. Zalecam kolejnym razem lekko ściszyć muzykę i uważać. Żegnam.-warknąłem do niej, a potem po prostu poszedłem w swoim kierunku.
Miałem zamiar iść wieczorem z Hyugą i resztą drużyny koszykarskiej do klubu. Modliłem się, aby jednak zmienili zdanie. Wolałem restaurację. Kluby to miejsce wypindrzonych i pustych lasek, które tylko czekają, aż jakiś słabiaczek ich przeleci i przed znajomymi będą mogły się popisać tym, że już nie są dziewicami. To tak bardzo żałosne. Włożyłem dłonie do kieszeni w spodniach i z cichym westchnięciem ruszyłem przed siebie. Chciałem jeszcze zahaczyć o akademik, aby może zmienić koszulkę, ale nie udało mi się, bo po drodze złapał mnie Hyuga. Czyli kiszka. Z torbą na ramieniu i lekko zdenerwowany ruszyłem z nim w stronę... Tak. Na szczęście. Zmienili miejscówkę. Tyle dobrego. Trochę zajęła nam droga, ale spacerkiem dotarliśmy na miejsce. Zajęliśmy największy stolik, a potem postanowiliśmy czekać na resztę.
-Na kogo wpadłeś po treningu?-zapytał kapitan.
-A kij wie. Nie pamiętam jej imienia i jakoś nie żałuję. Popieściła mnie prądem. Jakaś niestabilna emocjonalnie...-warknąłem, a Hyuga się zaśmiał.
On na szczęście nie miał problemu z czepiającymi się do niego laskami, bo spotykał się z Riko. Co za niesprawiedliwość. Nie chodzi mi bardziej o fakt, że on ma dziewczynę, a ja nie, ale o to, że przez te niektóre puste laski aż mi żyłka skacze. To jest nienormalne, jak niektóre z nich są zawzięte. Rzygam takowymi i po prostu czuję do nich odrazę. Kiedy tak sobie myślałem o tych parszywych, wytapetowanych mordach, przyszła reszta naszej drużyny. Ze spokojem rozmawialiśmy, choć inni zauważyli, że byłem poddenerwowany. Około godziny 23 rozeszliśmy się do siebie. Kiedy znalazłem się w pokoju, ległem na łóżku, patrząc na naszyjnik z pierścieniem. Po chwili zacisnąłem go w pięści i z determinacją stanąłem w pobliżu ściany. Stanąłem na rękach i zacząłem robić przysiady. Może to i nudne, ale nieźle działa na mięśnie.
---
Z samego rana, uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że jest weekend. Wraz ze swoją piłką do kosza, ubrany w wygodne ciuchy, ruszyłem na miejskie boisko do kosza. Miałem zamiar tam odpocząć, poprzez takie małe ćwiczenia. Po chwili dojrzałem, że obok mnie, na czterech łapach, lezie Cień. Poklepałem go po głowie, a ten zaraz po tym ukrył się w moim cieniu. Zapewne z powrotem wyjdzie na boisku. Po piętnastu minutach drogi rzuciłem swoją torbę oraz bluzę pod kosz. Mój pupil wyskoczył z cienia, a potem zaczął biegać wokół linii boiska. Uśmiechnąłem się lekko, a potem sam zacząłem biegać od kosza do kosza, strzelając z linii rzutów wolnych. Kilka razy nie trafiłem, aż się wreszcie zdenerwowałem i wsadziłem piłkę tak mocno, że cała konstrukcja kosza zadrżała, a ja spadłem na ziemię wraz z obręczą.
-Kurwa...-warknąłem, rzucając lekko metalowym kółkiem.
<Soraya?>
Ilość słów: 664

Od Xaviera do Roy

Krajobraz za szybą okna przemykał moim granatowym oczom niczym jakiś stary, upiornie monotematyczny film poklatkowy. Cicho westchnąłem, kierując swój zmęczony podróżą wzrok na jasne dłonie. Rozprostowałem palce i przymknąłem ciężkie powieki. Ostatnie dwie godziny spędziłem, jadąc taksówką. Nie byłem ogromnym miłośnikiem jazdy samochodem; była to bardzo nużąca czynność. Moim powodem tej uroczej wyprawy było zakwalifikowanie się do jednej na najlepszych szkół w całym Arielionie. Prawdopodobnie zwykłym trafem losu oraz szczęścia moja kandydatura została przyjęta do placówki edukacyjnej o dość znanej nazwie – Auris. Kończąc szkołę średnią, nie posiadałem zbytnich planów na swoją przyszłość. Ba, nawet i wieczność. Posłałem spojrzenie w stronę okna, za którym w szaleńczym tempie przewijały się wieżowce, bloki, tłumy ludzi. Wieczność. Kiedyś pod tym terminem widziałem coś nieosiągalnego, niezdobytego jeszcze przez zwykłego śmiertelnika. Wiedziałem, że moje życie prędzej czy później znajdzie swój kres. Byłem całkowicie pogodzony z tym faktem ludzkiej natury. Kim bym był, gdybym tego nie zaakceptował? Rodzimy się, dorastamy, aby potem opaść z sił i zostać posypanym życiodajną ziemią. Krąg życia. Ludzki byt jest niesamowicie kruchy. Czas, który mamy, przelewa się nam niezauważenie przez palce. Marnotrawstwo. Proste rzeczy, lecz tak bardzo niepojmowane przez jednostki ludzkie. Każdy zdaje sobie sprawę, że jego współistnienie na ziemi jest nietrwałe. Dlaczego jednak nikt nie wykorzystuje swojej szansy na rzeczy słuszne oraz właściwe? Marnujemy drogocenne momenty życia dla zwykłych niedorzeczności. Ludzie to jednak naprawdę głupie stworzenia. Pokręciłem zrezygnowany głową. Byłem uprzedzony do rasy ludzkiej, nie będę zaprzeczać. Miałem w takim postępowaniu dosyć istotne powody. Morderstwa w imię uprzedzeń w stosunku do istot nadnaturalnych niekoniecznie mnie satysfakcjonowały. Również głupota śmiertelników wprowadzała mnie w delikatny stan znużenia. Jak gdyby cokolwiek nie doprowadzało mnie do melancholii oraz zobojętnienia.
Znajdowaliśmy się coraz bardziej za centralną częścią Lalien. Wokół nas powoli rozpościerały się domy mieszkalne, ogromne połacie zieleni i gdzieś w oddali można było dostrzec sporych rozmiarów gmach szkoły. Właśnie ta okolica miała prawdopodobnie przez następne sześć lat stać się czymś na podobieństwo ‘domu’. Przez te kilkadziesiąt miesięcy mogło się wiele wydarzyć. Moje pozostanie na stałe w tym mieście czy szkole, nie było pewne. Była to kwestia umowna. Zmrużyłem powieki, spoglądając na coraz to mocniej ukazującą się placówkę. Zwyczajna szkoła skrywająca jakże niezwykłe postacie. Wypuściłem powietrze z płuc, podczas gdy wyciągałem pieniądze ze skórzanego portfela. W dłoń złapałem czarną torbę, moje nogi po otwarciu drzwi samochodu, dotknęły szarego żwiru. Z bagażnika wyciągnąłem matową walizkę, nieprzyjemnie uderzyła swoją powłoką o ostre kamyczki na drodze. Parę sekund później stałem przed ogromną, żelazną bramą. Byłem na miejscu, choć czułem się kompletnie oderwany od rzeczywistości.
~*~
Pierwszy dzień wśród nowych uczniów, nauczycieli, wrażeń dla wampirzych zmysłów. Najbardziej obawiałem się ostatniej opcji. Niezbyt pewnie i komfortowo czułem się wśród morza bijących serc oraz pulsujących tętnic. Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że te kilka pierwszych godzin będzie dla mnie najcięższe. Jednakże nie byłem osobą, której można by było zarzucić brak opanowania. Prędzej uznać mnie można za najbardziej flegmatyczną osobę chodzącą po tym globie. Pokręciłem nieznacznie głową, wyciągając przy tym butelkę wody z czarnej, skórzanej torby przewieszonej przez moje ramię. Zbliżyłem przezroczyste tworzywo do ust, gdy nagle ktoś wytrącił mi je z ręki. Po prostu. Ot, tak. Nieznacznie uniosłem brwi, opuszczając rękę, w której jeszcze przed sekundą trzymałem butelkę wody. Cała zawartość wylądowała na niskiej dziewczynie o białych jak mleko włosach. Jej ubranie było przemoczone do cna, błyskawicznie otuliła się czarnym płaszczem, który miała na sobie. Włożyłem ręce do kieszeni, spoglądając na lekko przestraszone oczy w kolorze ciemnego różu. Soczewki? Zmrużyłem oczy. Nie, nie wydaje mi się. Nieznajoma wydawała się młodsza ode mnie. Miałem jednak dziwne wrażenie, że się mylę. A na ogół moja intuicja jest dość wiarygodna. Ponownie zilustrowałem dziewczynę wzrokiem na, co jedynie jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Wybacz. – postanowiłem zacząć, by przerwać niezręczną ciszę, która się wytworzyła w zaledwie parę sekund.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, lecz w tej samej sekundzie znalazłem się za jej plecami i zacząłem kierować się w stronę drzwi wejściowych szkoły. Wypadek, wypadkiem. Nie miałem najmniejszej ochoty marnować czasu, na bezsensowne przepraszanie nieznanej mi osoby. Tak nisko jeszcze nie upadłem. Wkroczyłem do gmachu, szukając wzrokiem jakiejkolwiek tablicy informacyjnej czy rozkładu lekcji dla poszczególnych klas. Warto by było, chociaż pierwszego dnia w szkole trafić do właściwej klasy.
< Roa? nudno, flegmatycznie i jeszcze raz nudno >
Liczba słów:  689

Witamy - Olivia Kendrick!

Imię i nazwisko: Olivia Kendrick
Pseudonim: Oli, Liv
Wiek: 18 lat
Data urodzin: 11.12
Płeć: kobieta
Orientacja: hetero
Partner: Na razie brak i nie jest pewna czy będzie chciała. Nie szuka na siłę.
Klasa: I mundurowa
Kluby: Klub jeździecki | Klub lingwistyczny
Rasa: Zmiennokształtna- dominująca. Pozostałe: Demon, Uzdolniona magicznie, elf
Specyfika: Podczas przemiany w feniksa, przechodzi trzy stadium. W pierwszym nic się nie dzieje z jej ciałem ani amulet nie reaguje na moc. W następnym stadium z jej łopatek wyrastają wielkie, płomienne skrzydła. Aby aktywować ten etap przemiany, musi dwa razy potrzeć swój talizman. W ostatnim stadium, który aktywuje przy pomocy słów, wypowiedzianych w myślach „Nothing is True, Everything is Permitted”, przemienia się w wielkiego (może nawet osiągnąć 3 metry a 9 metrów rozpiętości kiedy rozłoży skrzydła, jednak to wszystko zależy od emocji, które jej towarzyszą przy przemianie) ognistego ptaka. W tym momencie amulet znika i staje się „sercem” bestii. Poza tym ten talizman jest zrobiony z rubinu a jeśli chodzi o wielkość, jest niemal tak duże jak połowa dłoni. Za tyle, ma wyryte inicjały Olivii oraz cytat „Nothing is true, Everything is permitted.” Poza zwykłą formą feniksa, Liv może przybrać formę, czarnego feniksa. Nigdy do tego nie doszło, ponieważ taka przemiana następuje w momencie, kiedy jest zbyt duży napływ negatywnych emocji a dziewczyna zapragnie potężnej mocy. Z tej przemiany może jedynie wyjść, pod warunkiem, że ktoś ją zabije. Nie kontroluje swoich ruchów, myśli ani woli. Czyli na jedno wychodzi, nie ma powrotu jak się przemieni w czarnego feniksa.
Charakter: Olivia jest typem osoby, która z łatwością potrafi się dostosować do danego otoczenia. Zazwyczaj jest gadatliwą i pełną pozytywnej energii dziewczyną, która nie wstydzi się nikogo zagadać. Uważa, że jeśli wyjdzie na głupca przed obcą osobą to nic się nie stanie, ponieważ owa persona w ogóle jej nie zna, więc nie przejmuje się jej opinią. Liv ma bardzo duży dystans do siebie, przez co często można zobaczyć ją śmiejącą się ze swoich słabości. W stosunku do znajomych, kolegów czy przyjaciół jest sarkastyczna, ale potrafi nie posługiwać się sarkazmem. Bardzo mało mówi o sobie, ponieważ nie uważa to za istotną rzecz ani za informacje, które się komukolwiek przydadzą. Szanuje każdego, chyba że ktoś da jej powód by przestała. Nienawidzi zdrady oraz oszustwa, ale przymyka oko na małe kłamstwa. Wszystkim się wydaje, że jest ufną i naiwną osobą, ponieważ często zachowuje się jak dziecko i wygłupia się przy osobach, których lubi. Znaleźli się tacy, którzy chcieli ją bezskutecznie oszukać. Prawda jest taka, że jest bardzo sprytną osobą. Kiedy przebywa wśród znajomych, ciągle ich obserwuje i zapamiętuje to wszystko, co mówili. Nie wiadomo czy kiedyś informacje wypowiedziane przez daną osobę nie zostaną użyte przeciwko niej. Olivia sama do pewnego stopnia uważa na swoje słowa, szczególnie unika odpowiedzi na temat swojej rodziny oraz przeszłości. Często zmienia bardzo szybko temat i się irytuje, kiedy ktoś zaczyna drążyć w ten temat. Na jej twarzy pojawia się wtedy sztuczny uśmiech, który niczego dobrego nie wróży. Pomimo tego, że bardzo dobrze udaje szczęśliwą, pozytywną i zawsze uśmiechniętą dziewczynę, która nie wyzwie kogoś, tylko pokornie podkulić ogon, w rzeczywistości potrafi zdusić w sobie demona zrodzonego ze złości, nienawiści i pogardy do innych ludzi. Tak naprawdę nie ufa większości osobom a co więcej, uważa, że oni są pozbawieni swojej własnej opinii, czyli podążają za zdaniem grupy. Olivia nie boi się odrzucenia, ponieważ według niej osoba warta przyjaźni nie odchodzi tylko dlatego, że nie zgadzają się w jakiś sprawach. W stosunku do samej siebie jest bardzo wymagająca i surowa. Jest również bardzo ambitna i chce wszystkie swoje umiejętności doprowadzić do perfekcji. Bardzo lubi wszelkiego rodzaju wyzwania, ponieważ lubi sprawdzać swoje możliwości i ograniczenia. Można powiedzieć, że nikt poza jej rodzeństwem nie widział jej płaczącej. Nienawidzi płakać i okazywać słabości. To najprawdopodobniej ma duży związek z jej relacjami z rodzicami. Wygląda na osobę, która jest bardzo silna psychicznie i trudno ją złamać. Realia są całkowicie inne. W środku jej dusza została porozrywana na wiele kawałków. Ma bardzo zaniżoną samoocenę, chociaż jak ktoś powie jej komplement, to podziękuje, a nie zacznie zaprzeczać temu, co ktoś powiedział. Lubi jak ktoś jej prawi komplementy, ale też nie lubi, kiedy jest ich za dużo. Nie chce poczuć się pewnie, ponieważ wie, że pewność siebie może doprowadzić do jej zguby. Kiedy poczuje się choć trochę za pewnie, natychmiast doprowadza siebie do porządku przy pomocy powtarzania sobie w głowie, jaka ona jest słaba i tym podobnym. Warto wspomnieć, że Liv jest wyjątkowo mściwą dziewczyną. Zazwyczaj nie jest agresywna ani nie atakuje nikogo, jednak jak ktoś zajdzie za skórę, to nie ma litości. Normalnie jak się irytuje, to staje się aż nazbyt miła i patrzy na rozmówcę swoim piorunującym wzrokiem. Neutralna osoba podczas dram, a co więcej, sprawiedliwa, staje się sadystyczna oraz wojownicza. Za wszelką cenę będzie chciała się na takiej osobie odegrać. Co prawda, to się zdarza bardzo rzadko, ponieważ należy bardziej do osób, które nie chcą zostać wciągnięte w międzyludzkie konflikty. Od dziecka była trenowana na płatnego zabójcę, więc musiała się nauczyć obojętności na ludzkie cierpienie. Niestety, nadal jej to zostało i często nie wie co zrobić, jak ktoś się jej wyżala. Wie, że nie powinna takiej osoby zostawiać samą, ale nie wie co zrobić. Kończy się na tym, że jedynie wysłuchuje wyżalenia tej persony. Jest jeszcze jedna sytuacja, w której może, po prostu, spuścić komuś wpierdol. W tej sytuacji kilka razy się znalazła… To wtedy kiedy jakiś mężczyzna nie szanuje jej przestrzeni osobistej i nie rozumie, że jej „nie” oznacza „nie”. Zawsze zwróci uwagę, ale jeśli nie potrafi odpuścić, bez drugiego ostrzeżenia dojdzie do rękoczynów. Jeśli już wspomniano o mężczyznach… Liv potrafi być bardzo dobrą dziewczyną. Bardzo lubi flirtować z płcią przeciwną, jednak stawia sobie zawsze jakieś granice. Nie chce się bawić niczyimi uczuciami, więc widząc, jak ktoś staje się zbyt poważny, prosi taką osobę by przestała. Chyba że dany chłopak się jej bardzo spodoba, a to wcale nie jest takie trudne. Jest uczuciowa w związku i bardzo się angażuje w niego. Jednak dużo ukrywa przed swoim chłopakiem, też nie pokazuje swojej prawdziwej twarzy, ale to nie oznacza, że nie jest wierna i lojalna. Każdy jej były powie, że ona w związku jest bardzo szczera, czyli powie prosto w twarz, co się jej nie podoba. A co się większości mężczyznom podoba to fakt, że jest zboczona. Nie, nie w sensie puszczania się na lewo i prawo, tylko szukanie podtekstów w wielu rzeczach. Pomimo tego, że Olivia kiedyś była nauczona do tego, żeby zabijać, stara się teraz tego nie robić. Przestało się jej podobać życie kryminalisty. Żałuje do dzisiaj swoich czynów. Chociaż wie, że nie może nic zrobić ze swoją przeszłością, może jedynie się z nią pogodzić.
Aparycja: Olivia jest niewysoką (162 cm) i szczupłą dziewczyną. Ma lekką niedowagę (55 kg), ale lekarze mówili jej, że nie musi się niczym przejmować, ponieważ to nic poważnego. Na pierwszy rzut oka wydaje się chudą i kruchą istotą. Nie ma nic bardziej mylnego. Pomimo swojego drobnego wyglądu jest bardzo silna, a co więcej, na ciele ma delikatne zarysy mięśni. Poznała wielu chłopaków, którzy nie uznawali zarysu sześciopaku u dziewczyn za atrakcyjne, przez co bardzo rzadko ubiera się w koszulki, odkrywające brzuch. Nie ma jakiś bardzo dużych kobiecych atutów, ale są wystarczające, by móc przyciągnąć uwagę kilku mężczyzn. Ma długie (do łopatek), czarne i proste włosy z grzywką, ściętą prosto. Chociaż jak pokombinuje, to może tak ułożyć grzywkę, że będzie wyglądała na ściętą na skos. Używa w bardzo małych ilościach sprayu do włosów, tylko po to by jej grzywka była nieco wyższa. Jeśli chodzi o jej oczy, to ze względu na emocje mogą zmieniać kolor. Zazwyczaj ma ciemnofioletowy, ale zdarzają się dni, kiedy ma czarne. Bardzo mało ludzi zna prawdę, ukrytą w tych kolorach, ponieważ nikomu o tym nie chce mówić. Olivii nos jest malutki, tak samo, jak jej różowe i delikatne usta. Ma na swoim ciele kilka mniejszych i większych blizn, które nie są wynikiem autoagresji, tylko pamiątkami po trudnych walkach. Zazwyczaj nosi długie i ciemne, ale zdążają się jasne obcisłe spodnie. Jeśli chodzi o koszulki czy bluzy to bardzo różnie. Olivia nie ma określonego stylu, nosi to, co do niej pasuje i to w czym jest jej wygodnie. Ma wadę wzroku, przez co czasami nosi okulary, ale bez nich też dobrze widzi. Jeśli chodzi o buty, dziewczyna kocha glany i tenisówki. Nie znosi obcasów, koturnów czy innych tam rodzajów butów. Po prostu się na tym nie zna. Na szyi nosi amulet w kształcie serca, który jest odpowiedzialny za jej przemianę. Bardzo lubi na nadgarstkach nosić jakieś bransoletki, pieszczochy (albo gumowa, albo z ćwiekami). Podczas zimniejszych dni nosi albo czarny lub brązowy płaszcz, albo skórzaną kurtkę z ćwiekami.
Podczas przemiany w feniksa, przechodzi trzy stadium. W pierwszym jej oczy stają się jasnoczerwone. Jej amulet zrobiony z rubinu, w kształcie serca zaczyna emitować czerwone światło. W następnym stadium z jej łopatek wyrastają wielkie, płomienne skrzydła feniksa. Podczas tego etapu jej amulet zaczyna się przyczepiać do klatki piersiowej. W ostatnim stadium przemienia się w wielkiego (może nawet osiągnąć 3 metry, a 9 metrów rozpiętości, kiedy rozłoży skrzydła, jednak to wszystko zależy od emocji, które jej towarzyszą przy przemianie) ognistego ptaka. W tym momencie amulet znika i staje się „sercem” bestii.
Głos: New Year Day
Pokój: 20
Współlokator: -
Zainteresowania: Od dziecka interesuje się jazdą konną, sztuką walki oraz śpiewaniem. Co prawda dwa pierwsze hobby, uczyła się od rodziców. Nauczyli ją władać bronią i walczyć wręcz. Jeśli chodzi o rodzaj broni, którą Olivia zazwyczaj używa to: miecz, katana, łuk, włócznia, sztylet albo noże do rzucania. Nie przepada za bronią palną, ponieważ wydają zbyt duży hałas. Codziennie potrafi spędzać kilka godzin na treningu. Pomimo tego, że jej umiejętności przewyższają większość osób, nie są nadal takie jakie chce osiągnąć. Jeśli chodzi o jazdę konną, jeździ bardzo dobrze, niemal perfekcyjnie. Rodzice uczyli ją od momentu, od kiedy zaczęła chodzić. Kocha jeszcze parkour, który przydaje się jej podczas różnych pogoni, albo szpiegowania. Poza fizycznymi zajęciami, kocha muzykę. Nie ma swojego głównego ulubionego gatunku, ale najczęściej słucha Rocku, metalu, metalcore, punk, hardcore a nawet i deathcore. Gra na gitarze klasycznej, elektrycznej oraz basowej, potrafi jeszcze na perkusji, ale nie aż tak profesjonalnie jak na gitarach. Potrafi też bardzo dobrze tańczyć oraz śpiewać. Co ciekawe jest to, że jako kobieta potrafi „śpiewać” growlować i screamować. Są to techniki głównie przeznaczenie dla mężczyzn, ale są kobiety, które mogą to osiągnąć. Wraz ze swoim rodzeństwem miała zespół, który podkładał różne piosenki. Bardzo dobrze im szło, przez co mieli wiele okazji dostać jakieś nagrody czy nawet zaproszenia od wielu znanych wykonawców. Jej rodzice dopilnowali by pokochała języki, owszem udało im się to osiągnąć. Dziewczyna wchłania języki bardzo szybko i prędko oswaja się z jej gramatyką. Mówiono jej, że zabójca, który zna wiele języków, zdobywa kolejną broń. Bardzo lubi czytać oraz rysować, chociaż nikt nie widział jej rysunków.
Moce:
- Żywioł ognia - potrafi kontrolować ogień, a nawet sama się przemienić w płomień. Nie może zostać przez niego zraniona i może wykorzystać ogień do regeneracji ran. Oczywiste jest fakt, że jest niemal bezbronna w walce z żywiołem wody. Umiejętność ta pojawia już się w pierwszym stadium przemiany.
-Telekineza - niedawno odkryła tę moc. Na razie potrafi przesuwać przedmioty czy podnosić. Jednak może rozwinąć tę umiejętność do tego stopnia, że może manipulować atomami, ale potrzebuje na to bardzo dużo czasu, którego może jej nie starczyć. Ta umiejętność pojawia się w drugim stadium przemiany.
- Telepatia - podobnie jak telekinezę, odkryła bardzo niedawno. Zrozumiała działanie i aktywowanie tej umiejętności. Potrafi czytać oraz przekazywać myśli drugiej osobie, która znajduje się w obrębie jej wzroku. Jednak może rozwinąć tę moc i nie zajmie jej to wieków jak przy telekinezie. Będzie mogła manipulować czyimś umysłem, wszystko będzie w stanie zrobić z człowiekiem, który znajduje się na drugim końcu świata. Minus tej umiejętności jest jej bezużyteczność przeciwko osobom, które potrafią się przed nią uodpornić (nawet jeśli są słabsze) a co gorsze, kiedy Olivia polepszy swoją telepatię, będzie słyszała myśli wszystkich ludzi, którzy będą dookoła niej. Nie będzie w stanie nad tym zapanować. Umiejętność ta ukazuje się podczas drugiego stadium przemiany.
- Magnetokineza - z definicji wynika, że kontroluje metale, jednak Olivia potrafi jedynie je unieść i to małe przedmioty. Choć przeczytała, że ta moc byłaby w stanie nawet zniszczyć planetę, ale skutki dla użytkownika są bardzo niemiłe. Nie wierzy za w bardzo większość rzeczy, co przeczytała na temat tej umiejętności. Uznała je za wyolbrzymione. W rzeczywistości, owszem, jak opanuje magnetokinezę niemal do perfekcji, to tak. Może roznieść całą planetę, ale by jej życia nie starczyło, by się tego nauczyła. Najbardziej może rozwinąć do momentu zmieniania kształtu metalu i wiele innych rzeczy. Tę moc uwalnia dopiero podczas trzeciego stadium.
-Magia krwi - w jej żyłach płynie nieskończona ilość krwi i jest w stanie nią manipulować w każdy sposób. Od prostego leczenia do stworzenia różnorodnych broni. Jednak nie kończą się jej tutaj możliwości. Olivia jest w stanie się przemienić w tą czerwoną ciecz, przez co przebywa w stanie ciekłym i fizyczne ataki nie robią na niej wrażenia. Może również kontrolować krew w innych żywych organizmach, ale to należy do bardzo zaawansowanej magii krwi, do którego jeszcze nie doszła. Może się przemienić w demona, Carnage. Taki mało przyjemny demon, który ciągle walczy z feniksem nad przejęciem władzy nad Olivią.
Rodzina:
Sansa Kendrick - matka dziewczyny, do której czuje duży szacunek, ale z drugiej strony jej nienawidzi. Mają ze sobą bardzo skomplikowaną i trudną do pojęcia relacje. Kobieta nauczyła Olivię czytania, pisania, manier oraz… cichego zabijania. Nienawidzi swojej matki głównie dlatego, że wpajała jej i jej rodzeństwu różne idee, których nie mogli podważyć. Traktowała Olivię jak kolejną lalkę w swoich dłoniach. Dziewczyna nie miała czasu na dodatkowe i normalne życie.
Samuel Kendrick - ojciec Olivii, który jest odpowiedzialny za jej treningi. Nauczył ją strzelać z łuku, walczyć mieczem czy włócznią, ale też pokazał jej, jak się walczy wręcz. Był bardzo wymagający i chciał, by dzieci opanowały do perfekcji walkę. Wyszło mu w pewnym stopniu, ale stracił swoją pozycję ojca. Jego dzieci nienawidziły go.
Alan Kendrick - starszy o 3 lata brat Liv. Typowy brat i siostra. Kochają się, ale często się przedrzeźniają i prześmiewają. Oni też sobie dużo pomagali. Białowłosy próbował nawet nauczyć Olivię walczyć toporem, ale ta broń kompletnie nie pasowała do zwinnej i szybkiej dziewczyny. W przeciwieństwie do Yen planuje regularnie odwiedzać swoją siostrę, ponieważ nie wyobraża sobie życia bez niej. Są jak papużki nierozłączki. Wiedzą o sobie niemal wszystko, a ufają sobie bezgranicznie. Z zawodu jest lekarzem, bardzo dobrym i szanowanym chirurgiem.
James Kendrick - starszy o 5 lat brat Olivii. Bardzo troszczy się o swoją siostrę, jednak brunet nie umie tego zbyt dobrze okazywać. Jest bardzo sarkastyczną osobą, która we wszystkim znajdzie podtekst. Chętnie pomaga swojej rodzinie i często wyręcza rodziców od ciężkich i żmudnych prac. Zna się na prawie, przez co rodzina ma doskonałego adwokata i skrytobójcę.
Chester Kendrick - starszy o 7 lat brat Olivii. Dużo czasu spędzał z najmłodszą siostrą, jednak gdy stawał się starszy, miał coraz mniej czasu dla niej. Pomimo tego starają się utrzymać dobre relacje. Chester jest najcichszą osobą w rodzinie, która zazwyczaj nic nie powie, jednak jak już coś powie, to jest to bardzo trafna uwaga, ale sarkastyczna wypowiedź. Dba o dobre zdanie o jego rodziny oraz honor. Wiele razy wyzywał na pojedynki śmiałków, którzy zbezcześcili imię jego rodziny. Brunet jest też bardzo mściwy, ale każdy swój plan wprowadza wolno i z precyzją w życie. Nie postępuje pochopnie. Z zawodu jest kucharzem, który gotuje dla wielu ważnych osobowości.
Evelyne Kendrick - siostra Liv, która jest od niej starsza aż o 10 lat. Dziewczyny są sobie obce, ponieważ nie miały się szansy bliżej poznać. Eve nienawidzi swojej białowłosej siostry. Uważa, że ma najłatwiej w życiu z całej piątki i w przyszłości okaże się najmniej użyteczna. Niestety czarnowłosa nie szanuje ani trochę reszty rodzeństwa. Patrzy na nich z góry i śmieje się z ich porażek. Jest najsilniejsza z całej piątki i przeszła najgorsze treningi, co przyczyniło się do jej utraty większości emocji. Z zawodu jest tajną agentką FBI, która szpieguje poczynania wielu osobowości na wyspie.
Pupil: Ashley i Fenrir, Blue
Inne:
- Jest leworęczna.
- Zna kilka języków, jednak zna biegle chiński, angielski, polski, japoński i koreański. Dogada się po hiszpańsku i francusku, ale nie są to jej ulubione języki. Z wszystkich najbardziej kocha angielski, ponieważ jej rodzice posługują się głównie angielskiego. Nie zdążyli się jeszcze nauczyć japońskiego albo inaczej, nie mają na to czasu.
- Kocha sushi i wszelkie makarony.
- Uzależniona od gier, anime i mang.
- Zawsze nosi przy sobie sztylet, ponieważ bez niego traci poczucie bezpieczeństwa i staje się bardzo nerwowa. Jest to również pamiątka z wyrytymi jej inicjałami “O.K.” na rękojeści. Są to bardzo małe litery, które niemal nie widać.
- Przy trzecim stadium przemiany, Olivia traci bardzo dużo energii i kiedy wraca do swojej ludzkiej formy, jest nieprzytomna. Z każdą przemianą, szansa pozostania do końca życia feniksem się zwiększa. Nie wiele, ale sama myśl o braku możliwości powrotu do ludzkiej formy ją przeraża.
- Ma słabość do długowłosych chłopców. Bardzo lubi popatrzeć na przystojnych chłopaków.
- Nienawidzi cynamonu.
- Pomimo tego, że jest dziewczyną, nie umie zbyt dobrze gotować…
- Dwa lata temu miała poważny wypadek podczas jazdy konnej i do dziś ma problem z prawą nogą, pomimo tego, że złamania się zagoiły.
- Potrafi naśladować niektóre głosy damskie.
- Ma mocną głowę do alkoholu, ale pije z umiarem. Zna swoje granice.
- Kolekcjonuje różne miecze, ma ich od ch*uja w domu.
Kontakt: Olivia Arai (discord)
Motto: Information learned is more valuable than information given." - Rashid ad-Din Sinan/Al-Mualim (Assassin's Creed)
Źródła zdjęć: Pinterest Aoi Ogata, drugi autor nieznany
Relacje: na razie nikogo nie poznała, ale chętnie nawiąże nowe kontakty
Ważne opowiadania:
Inne zdjęcia:



Po przemianie