poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Xaviera do Roy

Krajobraz za szybą okna przemykał moim granatowym oczom niczym jakiś stary, upiornie monotematyczny film poklatkowy. Cicho westchnąłem, kierując swój zmęczony podróżą wzrok na jasne dłonie. Rozprostowałem palce i przymknąłem ciężkie powieki. Ostatnie dwie godziny spędziłem, jadąc taksówką. Nie byłem ogromnym miłośnikiem jazdy samochodem; była to bardzo nużąca czynność. Moim powodem tej uroczej wyprawy było zakwalifikowanie się do jednej na najlepszych szkół w całym Arielionie. Prawdopodobnie zwykłym trafem losu oraz szczęścia moja kandydatura została przyjęta do placówki edukacyjnej o dość znanej nazwie – Auris. Kończąc szkołę średnią, nie posiadałem zbytnich planów na swoją przyszłość. Ba, nawet i wieczność. Posłałem spojrzenie w stronę okna, za którym w szaleńczym tempie przewijały się wieżowce, bloki, tłumy ludzi. Wieczność. Kiedyś pod tym terminem widziałem coś nieosiągalnego, niezdobytego jeszcze przez zwykłego śmiertelnika. Wiedziałem, że moje życie prędzej czy później znajdzie swój kres. Byłem całkowicie pogodzony z tym faktem ludzkiej natury. Kim bym był, gdybym tego nie zaakceptował? Rodzimy się, dorastamy, aby potem opaść z sił i zostać posypanym życiodajną ziemią. Krąg życia. Ludzki byt jest niesamowicie kruchy. Czas, który mamy, przelewa się nam niezauważenie przez palce. Marnotrawstwo. Proste rzeczy, lecz tak bardzo niepojmowane przez jednostki ludzkie. Każdy zdaje sobie sprawę, że jego współistnienie na ziemi jest nietrwałe. Dlaczego jednak nikt nie wykorzystuje swojej szansy na rzeczy słuszne oraz właściwe? Marnujemy drogocenne momenty życia dla zwykłych niedorzeczności. Ludzie to jednak naprawdę głupie stworzenia. Pokręciłem zrezygnowany głową. Byłem uprzedzony do rasy ludzkiej, nie będę zaprzeczać. Miałem w takim postępowaniu dosyć istotne powody. Morderstwa w imię uprzedzeń w stosunku do istot nadnaturalnych niekoniecznie mnie satysfakcjonowały. Również głupota śmiertelników wprowadzała mnie w delikatny stan znużenia. Jak gdyby cokolwiek nie doprowadzało mnie do melancholii oraz zobojętnienia.
Znajdowaliśmy się coraz bardziej za centralną częścią Lalien. Wokół nas powoli rozpościerały się domy mieszkalne, ogromne połacie zieleni i gdzieś w oddali można było dostrzec sporych rozmiarów gmach szkoły. Właśnie ta okolica miała prawdopodobnie przez następne sześć lat stać się czymś na podobieństwo ‘domu’. Przez te kilkadziesiąt miesięcy mogło się wiele wydarzyć. Moje pozostanie na stałe w tym mieście czy szkole, nie było pewne. Była to kwestia umowna. Zmrużyłem powieki, spoglądając na coraz to mocniej ukazującą się placówkę. Zwyczajna szkoła skrywająca jakże niezwykłe postacie. Wypuściłem powietrze z płuc, podczas gdy wyciągałem pieniądze ze skórzanego portfela. W dłoń złapałem czarną torbę, moje nogi po otwarciu drzwi samochodu, dotknęły szarego żwiru. Z bagażnika wyciągnąłem matową walizkę, nieprzyjemnie uderzyła swoją powłoką o ostre kamyczki na drodze. Parę sekund później stałem przed ogromną, żelazną bramą. Byłem na miejscu, choć czułem się kompletnie oderwany od rzeczywistości.
~*~
Pierwszy dzień wśród nowych uczniów, nauczycieli, wrażeń dla wampirzych zmysłów. Najbardziej obawiałem się ostatniej opcji. Niezbyt pewnie i komfortowo czułem się wśród morza bijących serc oraz pulsujących tętnic. Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że te kilka pierwszych godzin będzie dla mnie najcięższe. Jednakże nie byłem osobą, której można by było zarzucić brak opanowania. Prędzej uznać mnie można za najbardziej flegmatyczną osobę chodzącą po tym globie. Pokręciłem nieznacznie głową, wyciągając przy tym butelkę wody z czarnej, skórzanej torby przewieszonej przez moje ramię. Zbliżyłem przezroczyste tworzywo do ust, gdy nagle ktoś wytrącił mi je z ręki. Po prostu. Ot, tak. Nieznacznie uniosłem brwi, opuszczając rękę, w której jeszcze przed sekundą trzymałem butelkę wody. Cała zawartość wylądowała na niskiej dziewczynie o białych jak mleko włosach. Jej ubranie było przemoczone do cna, błyskawicznie otuliła się czarnym płaszczem, który miała na sobie. Włożyłem ręce do kieszeni, spoglądając na lekko przestraszone oczy w kolorze ciemnego różu. Soczewki? Zmrużyłem oczy. Nie, nie wydaje mi się. Nieznajoma wydawała się młodsza ode mnie. Miałem jednak dziwne wrażenie, że się mylę. A na ogół moja intuicja jest dość wiarygodna. Ponownie zilustrowałem dziewczynę wzrokiem na, co jedynie jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Wybacz. – postanowiłem zacząć, by przerwać niezręczną ciszę, która się wytworzyła w zaledwie parę sekund.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, lecz w tej samej sekundzie znalazłem się za jej plecami i zacząłem kierować się w stronę drzwi wejściowych szkoły. Wypadek, wypadkiem. Nie miałem najmniejszej ochoty marnować czasu, na bezsensowne przepraszanie nieznanej mi osoby. Tak nisko jeszcze nie upadłem. Wkroczyłem do gmachu, szukając wzrokiem jakiejkolwiek tablicy informacyjnej czy rozkładu lekcji dla poszczególnych klas. Warto by było, chociaż pierwszego dnia w szkole trafić do właściwej klasy.
< Roa? nudno, flegmatycznie i jeszcze raz nudno >
Liczba słów:  689

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz