poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od Azaerielle Do Ktosia

Siedziałam w cieniu drzewa, szorując ostrze mojego miecza. Słyszałam ciche pomrukiwanie Illmunnon'a, który najwyraźniej upodobał sobie czyszczenie tego przedmiotu. Chyba będę musiała robić to rzadziej, nie dam mu się cieszyć, skoro sama jestem nieszczęśliwa. Zawsze mnie śmieszyło, że taka istota jak on umie czerpać radość z takich rzeczy. Kiedy o tym pomyślałam, poczułam mentalne uderzenie. Debil.
-Sama jesteś debilką, cholerna Demonico.-warknął.
Wiedziałam, że nie robi tego, aby mnie zranić. Jesteśmy obaj jednością. Gdyby były między nami ciągłe kwasy, z pewnością nie byłoby tak przyjemnie. Czułam, jak wokół mnie chodzą różne osoby. Wyczuwałam ich magiczną aurę. Każdy z nich był inny. Zabić... Po tej myśli, delikatnie ugryzłam się w dłoń, aby skarcić się za to. Nie chcę wstąpić w niekontrolowaną formę. Nie chcę... Nie chcę być Serafinką...
-Demonico, wiesz, że to niemożliwe? Już na zawsze będziesz moim naczyniem. Powoli wypełnię cię złem, aż wreszcie będziesz zdolna zniszczyć ten cholerny świat... Czy nie uważasz, że ta opcja jest o wiele lepsza, od życia jak zwykły, nic niewart człowiek?-zaczął mnie kusić demon.
-Zamknij się ty cholerna bestio. Nic nie rozumiesz. Dobrze wiesz, że cierpię przez te twoje bezsensowne wywody na temat tego, że jestem zwykłym naczyniem. Nie dam się omamić twoimi gadkami. Nigdy, nie stanę się taka jak ty, rozumiesz?-warknęłam do niego.
Już się nie odezwał i dobrze. Usłyszałam dzwonek na lekcję, więc się podniosłam, wkładając miecz do pochwy. Zawahałam się, trzymając przez chwilę dłoń na rękojeści. Odpięłam po chwili całość od paska i przemieniłam to w bransoletkę z symbolem literki ,,I". Popatrzyłam na nią chwilę, jednak nie długo, bo gdy rozbłysła czerwienią, zabrałam ją ze swojego pola widzenia i ruszyłam na lekcję. Wbiło mnie w ziemię, kiedy okazało się, że mamy mieć zajęcia z kontroli mocy w praktyce. Cholera... Oznaczało to, że albo użyję zdolności, albo mnie nauczyciel obleje. Raz próbowałam udawać. Nic z tego nie wyszło. Dostałam pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Jednak dzisiaj mi się upiekło... Tak jakby. Mieliśmy zastępstwo na zajęciach z tym cholernym Jenosem Hikaranekim. Jak ja go nie znoszę... Jest najgorszy. Nigdy, przenigdy jeszcze nikomu nie odpuścił. Tak sobie myślałam o tym, jak bardzo jestem w dupie, aż zaszłam na pole treningu. Widząc, że mamy się ustawić, przewróciłam oczami. Doszłam do szeregu, zakładając dłonie na piersi. Gardziłam tym facetem. Kiedy tak leciał wzdłuż szeregu, zatrzymał się przy mnie i swoim niebiańskim pistoletem (tak go nazywał) uderzył mnie w nadgarstki.
-Azaerielle, zachowuj się jak człowiek, a nie śmietnik z zamkniętą klapą. Następnym razem będziesz biegała wokół całej wyspy.-powiedział, a potem ruszył dalej.
U niego nie istniało coś takiego jak dziennik. Miał idealną pamięć i nie potrzebował żadnych kartek, aby zapisywać, kto jest, kogo nie ma, kto się spóźnił, kto się źle zachował... Raz mu podpadniesz, już do końca szkoły masz przechlapane. Tak właśnie było teraz w moim przypadku. Potem kazał nam się rozgrzać i oczywiście nie oderwał ode mnie spojrzenia ani na moment, więc aby mu pokazać, że jest stary, durny i niekumaty, ćwiczyłam, ile mogłam. Kiedy doszło do praktyk, przywołałam z powrotem miecz, który zawirował chwilę wokół własnej osi. Chwyciłam go, wyjmując ostrze z pochwy.
-Illmunnon, użycz mi swojej siły.-powiedziałam.
Stanęłam cała w czarnym ogniu, przemieniając się w niewinną demonicę. Na głowie miałam dwa rogi oraz koronę. Mój strój był lekko wyzywający. Na środku, przy szyi lśniła złota, okrągła broszka z emblematem rombowego, niebieskiego diamentu. Pod nią była związana kokarda w kolorze bieli. Na ramieniu i przedramieniu miałam rękawy bez połączeń o ostrych zakończeniach. Sukienka zaczynała się od szyi, nie łączyła na ramionach, tylko na plecach oraz sięgała mi do połowy ud. Miała ona kolor granatowy. Kilka małych detali jedynie dodawało temu strojowi pazura. Spod ubrania, wystawał mój długi ogon o łagodnie zakończonym końcu w kształcie serca. Na nogach miałam podkolanówki o ostro zakończonych końcach na udzie. Mój strój oraz to, że wyglądałam jak niewinny sukkub o niebieskim stroju, świadczyło, że jestem w formie kontrolowanego demona. Ostrze Illmunnon'a się przemieniło. Teraz wyglądało jak diamentowe lub lodowe. Idealnie. Zakręciłam rękojeścią w dłoni i się uśmiechnęłam.
-To jak? Kto chce ze mną zawalczyć?-zapytałam, uśmiechając się szeroko.
Nikt się nie zgłosił. Zły profesor wziął pierwszego lepszego chłopaka, który pisnął cicho z przerażenia i spojrzał na mnie. Jakiś zbiedniały blondasek, widocznie demon, poznając po rogach na głowie, ale kto tam wie. Zaśmiałam się, przybierając pozycję obronną. Chłopak zapalił swoje dłonie. Hahaa... I co on zdziała tymi drobnymi łapkami. Kaszlnęłam, stając prosto. Uśmiechnęłam się i zapadłam w ziemię. Potem wyskoczyłam za nim, uderzając go rękojeścią miecza w miejsce na głowie, które wywoływało zemdlenie. Kiedy chłopak upadł, odwróciłam się do reszty, kładąc ostrze na ramieniu. Profesor coś prychnął pod nosem, a potem zawiadomił o końcu zajęć. Ponownie stanęłam w czarnym ogniu. Odmieniłam się, a potem ruszyłam ku wyjściu z pola treningowego, wkładając miecz do pochwy. Zignorowałam wszystko, a stan tego blondaska mnie nie przejął. Nagle, kiedy już miałam wchodzić do szkoły, na kogoś wpadłam.
-Uważaj, jak łazisz...-warknęłam, podnosząc głowę.

<Ktoś?>
Ilość słów: 805

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz