wtorek, 30 stycznia 2018

Od Megu do Ktosia

- No to masz nowy dom Megu – mruknęłam do siebie beznamiętnie. – Oczywiście, jeśli da się to nazwać domem – dodałam, otwierając oczy.
Od wczoraj byłam tu, w akademiku. Mieszkam teraz w pokoju 44 (udajmy, że 4 jest moją ulubioną liczbą) sama, na szczęście. Mimo tego, że chciałabym nawiązać jakieś znajomości, boję się o to, że kogoś po prostu zabiję. Po prostu. Albo i nie po prostu – od dwóch miesięcy nic nie jadłam, ataki spowodowane głodem nachodziły mnie co chwila, nie potrafiłam już myśleć racjonalnie. Muszę coś zjeść – tylko to siedziało w mojej głowie. Dlatego bałam się kontaktu z kimkolwiek.
Spojrzałam na zegarek, była trzecia nad ranem. Uznałam, że warto byłoby wpaść do stołówki, tam pewnie znajdę coś do jedzenia. Nie chciałam jeść przy innych, nie to i nie po mojej głodówce. Nikt by mnie przez to nie polubił… Raczej…
Wstałam szybko, byłam już ubrana, więc sięgnęłam po kluczyk, wybiegłam z pokoju, w pośpiechu zamknęłam drzwi i popędziłam do stołówki. Szkoła była jeszcze pusta, ale o dziwo otwarta. Zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam węszyć. Musiałam wyczuć cokolwiek, aby wiedzieć co gdzie znajdę, racja? Tym razem pokierował mnie zapach tego świństwa (czyt. normalnego jedzenia). Był po prostu wszędzie. Chociaż – pewnie mi się zdaje, racja? Nie czułam też żadnej krwi, więc zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno coś tu zjem. Jednak instynkt zabójcy znów dał się we znaki. Oczy z ludzkich przeszły na ghoulowe i już nie mogłam nad sobą panować. Pamiętałam tylko, że tam, gdzie znajdę ludzkie jedzenie, znajdę też pewnie i swojskie.
Drzwi do stołówki były zamknięte. Bez namysłu je wyważyłam i podążałam dalej za tym okropnym zapachem. Dotarłam do kuchni, gdzie znajdowała się ogromna lodówka. Otworzyłam ją i moje oczy ujrzały hermetycznie zapakowane nogi, ręce, palce, głowy… Co tylko bym zechciała! Chwyciłam pierwszą lepszą paczuszkę i zaczęłam jeść. Później druga, trzecia, czwarta… STOP!! Przestań Megu
Zamknęłam lodówkę, moje oczy wróciły do normalności i odzyskałam pełną kontrolę nad sobą. Posprzątałam po sobie, ale naszła mnie jakaś depresyjna chwila… Zjadam ludzi. Muszę? To konieczne? Oni zabijają ich tylko po to, żebym mogła coś zjeść. To jest podłe…
Niechętnie podniosłam się, wyszłam z kuchni, zamknęłam drzwi i powoli wychodziłam ze stołówki. Spojrzałam jeszcze na zegar ścienny, który wskazywał godzinę siódmą dwadzieścia pięć.
- Długo ci zajęło – szepnęłam, spoglądając na drzwi. – O dziwo nie narobiłaś większych strat… Jakoś się wyjaśni…
Wyszłam ze stołówki i zaczęłam "zwiedzać" szkołę. Moje zwiedzać oznacza oczywiście patrzeć w ziemię i iść przed siebie. Przypadkiem kogoś potrąciłam.
- Przepraszam, nie chciałam… - wyprostowałam się.

< Ktoś coś?
Ilość słów: 423

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz