czwartek, 25 stycznia 2018

Od Diany do Tristena

Niby miałam iść do domu, ale poczułam narastający głód - a u siebie rzadko mieliśmy tak naprawdę "co do gara włożyć", więc odwróciłam się mimowolnie i ruszyłam do szkolnej stołówki. Gwar uczniów okropnie przeszkadzał w myśleniu, ale uczucie głodu było już nie do wytrzymania. Ustawiłam się w kolejce do posiłku, która nie miała końca i to dosłownie. Z każdą mijającą minutą, coraz bardziej miałam ochotę zamienić się w kanibala i pożreć te ludzkie mięso z uśmiechem na ustach i krwią na dłoniach, która od jakiegoś czasu już mnie nie przerażała. Westchnęłam uradowana, gdy nadeszła moja kolej. Kucharka i jej codzienne spojrzenie dawało znak, że to nie będzie nic dobrego - nałożono mi ziemniakowo podobną breję na talerz, z cholernie wodnistym "sosem". Jestem wręcz pewna, iż ten "sos" nie był niczym innym, jak wodą z brązowym barwnikiem i substancją zagęszczającą cały "obiad". Uśmiechnęłam się blado do kobiety i usiadłam posłusznie na najdalej położonym miejscu - tzw. "moim" miejscu dla osób niechcianych, nielubianych i uznanych za "chorych psychicznie" - prościej -> osobniki niezdolne do zawarcia jakiegokolwiek kontaktu międzyludzkiego. Wzięłam jeden kęs posiłku i już miałam ochotę zwrócić całą zawartość mojego żołądka. Prawda jest prosta i niektórym znana; Ci, którzy w szkole mają chody - czyt. ich rodzice sowicie płacą dyrekcji - mają również prościej, ich jedzenie składa się z wysokiej jakości produktów, a picie nie jest wodo-błotnistym tworem natury. Jeszcze trochę pogrzebałam widelcem w brei, ale ostatecznie zrezygnowałam z jedzenia czegokolwiek. Koło mojego stolika przeszedł poznany mi wcześniej - z niezbyt dobrej strony - chłopak, którego wzrok chwilowo skupił się na moich źrenicach, jakby chciał dogłębnie odczytać każdy kawałek mojej myśli, bez skutku.
- Zabawę czas zacząć, powodzenia - zakpił, nie odwracając ode mnie wzroku. Zastanawiałam się, czy normalnie też jest taki chłodny, czy tylko bestia, która w nim drzemie, całkowicie pozbawia go umiejętności myślenia, bo coraz bardziej przypominał mi neandertalczyka. Poniekąd ciekawiło mnie, co takiego wymyślił, ale miałam dowiedzieć się o tym dopiero przerwę później.
~~*~~
Godzinę później przechodziłam obok dziewczyn z młodszej klasy, które przyglądały mi się niemal badawczo. Tak naprawdę nie były one pierwsze, bo większość z uczniów cały czas nie odklejała ode mnie spojrzenia. Miałam gumę na włosach? Rozmazałam się, czy co? Dopiero po chwili, gdy nadepnęłam na jakiś papier, podniosłam go i przeczytałam, dowiedziałam się, o co tutaj chodziło. Była to nowo wydana gazetka szkolna na czele z moim zdjęciem.
"SZKOLNY HIT -> DIANA JEFFERSON SPOTYKA SIĘ Z NAUCZYCIELEM. KIM MOŻE BYĆ WYBRANEK BANSHEE? BYLE TYLKO NIE KRZYKNĘŁA ZA GŁOŚNO PODCZAS STOSUNKU!".
Stałam jak zamurowana, a łzy lały mi się potokiem. Zrozumiem wszystko, naprawdę wszystko, ale takie świństwo? Czy oni w ogóle rozumieją powagę mojego krzyku? Czyjaś natura naprawdę ma być obiektem żartów? Pobiegłam szybko do łazienki, mijając na korytarzu blondyna, który spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Świnia - warknęłam, szlochając w chusteczkę, która była już totalnie bezużyteczna. Widziałam, jak chłopak próbował wejść za mną do łazienki, ale zamknęłam mu ją z hukiem przed nosem. Jeżeli ma być na świecie jakaś osoba, która warta jest mego krzyku, to z pewnością był nią on. Spojrzałam na siebie w lustrze, wyglądałam okropnie. Dziś nie miałam ochoty już z nikim się zadawać. Krzyknęłam przeraźliwym, donośnym krzykiem i usłyszałam, jak jakieś ciało spada z hukiem na podłogę w momencie, gdy moje kolana dotknęły podłogi, a ja zemdlałam. Znów ktoś umarł.
< Tristen? Ależ ja mam chorą wenę, gomene XD >
Licznik słów: 550

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz