niedziela, 21 stycznia 2018

Od Corazona do Melusine

Czekając na dziedzińcu, postanowiłem sprawdzić, czy na pewno wszystko zabrałem. Rozpiąłem torbę i zacząłem przeglądać rzeczy. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że najważniejsze zabrałem ze sobą. Szybko zamknąłem ją i przerzuciłem przez plecy. Z nudów obserwowałem ludzi przechodzących obok. Wszyscy gdzieś gnali. W końcu w kolejnej grupie wychodzących uczniów zauważyłem Melusine. Dziewczyna pomachała i podbiegła do mnie.
– To jak? Gdzie idziemy? Masz jakiś plan? – zapytała z uśmiechem na twarzy.
Zatrzymałem się w pół ruchu. Panika. O boże, czy ja mam jakiś plan? Ja nawet nie wiem, co będę robił za chwilę, a tu plan na cały dzień trzeba mieć. Silniejszy podmuch wiatru obsypał nas piaskiem. Wtedy nagle dostałem objawienia, to było jak sekwencja wybuchów tworzących pomysł.
– Słyszałem, że w okolicy jest jakaś plaża. – wypaliłem pierwszym spójnym skojarzeniem, jakie mi tylko przyszło do głowy – Pomyślałem, że transmutacja piasku w kryształ powinna być dobra na początek.
– W takim razie ruszamy. – skierowaliśmy się w stronę przystanku.
***
Mniej więcej po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Rozstawiliśmy się niedaleko wejścia na plażę. Miejsce wydawało się nawet lepsze, niż przypuszczałem. Mieliśmy szczęście, że nikogo w tak pochmurny dzień nic nie podkusiło, żeby się tu wybrać.
–Na początek pokaż co umiesz i zobaczymy co dalej, w porządku? – powiedziałem, przeszukując torbę w poszukiwaniu dziennika.
– Dobrze – odpowiedziała uśmiechem i zabrała się za tworzenie kręgu. Ja w tym czasie w końcu wygrzebałem z samego dna przedmiot mojego pożądania, dziennik z badaniami nad alchemią. Wreszcie mogłem spojrzeć na jej technikę. Zaintrygowało mnie, że chciała transmutować bez pomocy kręgów. Złożyła ręce i... nic. Spróbowała raz jeszcze, ale z takim samym skutkiem.
– Jak ty to robisz, że nie potrzebujesz kręgów? – spytała, próbując po raz trzeci.
– Powiedzmy, że mam do tego talent, dobrze? – mimowolnie uniosłem protezę i wpatrywałem się w nią rozproszonym wzrokiem. Szybko się z tego otrząsnąłem. Miałem nadzieję, że tego nie zauważyła. Na moje szczęście zajęła się tym razem tworzeniem kręgu. Po chwili zobaczyłem rozbłysk, a przed nią leżał solidny klucz płaski. Nieźle, kształtowanie dobrze jej idzie. Z szerokim uśmiechem i dużą porcją entuzjazmu podała mi swój twór. Kiedy wziąłem go w ręce, poczułem, że materiał jest mocny, ale jednak nadal zbyt kruchy, by go używać. Przeniosłem swój wzrok z klucza na Melusine. Czekała w napięciu na werdykt.
– I jak? Co o tym sądzisz? Dobrze mi poszło? – zalała mnie falą pytań, przy okazji poprawiając pasemka tak, by nie wchodziły jej do oczu.
– Jeśli chodzi o kształtowanie to naprawdę dobrze, ale będziemy musieli popracować nad zmianą materii. – rzekłem, ciaśniej otulając się płaszczem – Możesz przekształcić ten piach w bryłę czystego kwarcu?
Blondynka zabrała się za tworzenie kolejnego kręgu. Obserwowałem, jak prowadzi kolejne linie. Nie mogę odmówić jej dokładności. Była wręcz piekielnie dokładna. Praktycznie skończyła i już miała zaczynać. Coś mi nie dawało spokoju w tym kręgu. Znowu było widać rozbłysk. W niewielkiej dziurze pozostałej po transmutacji znalazła się niewielka bryłka. Melusine jednak wyglądała na zmęczoną.
– Wiesz, byłoby zdecydowanie lepiej, gdybyś mi pokazał co i jak – powiedziała, ciężko dysząc.
– Przepraszam, ale ja... Ja po prostu nie mogę. – znów mój wzrok zaczął wędrować w kierunku ręki.
Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Spojrzałem jeszcze raz na krąg i już zauważyłem co mi tam nie pasowało. Część linii była skierowana w złą stronę. Sięgnąłem po torbę i wyjąłem z niej termos oraz marker. Termos na chwilę odstawiłem, a markerem nakreśliłem na moich rękawiczkach kilka znaków. Po zakończonej czynności podałem jej obydwie rzeczy. Mel przyglądała się całej tej scenie z uwagą.
– Co to? – spytała, patrząc raz na termos, a raz na mnie.
– Mówiłem, że od kawy na podziękowanie się nie wymigasz, prawda?

< Wena mi się kończy, Mel >
Ilość słów: 610

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz