sobota, 6 stycznia 2018

Od Daikiego do Judy

Westchnąłem ciężko, opierając głowę o zimną szybę lokalu. Mimowolnie obserwowałem otoczenie, a odgłos uderzających o okno kropel wywoływał swego rodzaju irytację, której podłoże nie do końca rozumiałem. Przekląłem pod nosem, mając nadzieję, że pogoda zmieni się w ciągu najbliższych kilku godzin, że słońce wyjdzie akurat wtedy, gdy skończę swoją zmianę. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Przeciągnąłem się, prostując obolałe od zbyt długiego trwania w tej samej pozycji kończyny. Kości strzyknęły, a ja ospale ruszyłem w kierunku lady, widząc, że grupa ludzi, najprawdopodobniej pragnąca schronić się przed deszczem, zmierza w kierunku kawiarni. Oparłem się o wyjątkowo nagrzany blat, czekając, aż klienci zdejmą z siebie przemoczoną odzież i zajmą miejsca.
- Nie myśl sobie, że kogokolwiek obsłużysz.- usłyszałem za plecami charakterystyczny śmiech mojego współpracownika. Był specyficzny, ale mimo tego darzyłem go pewną sympatią.
- Nie myśl sobie, że jakkolwiek mi na tym zależy.- wzruszyłem ramionami, zmierzając w kierunku okupowanego przez czwórkę kobiet stolika.
Nie wiem, co podkusiło mnie, by w ogóle ruszyć się z miejsca, gdy mój kompan wręcz tryskał energią i chęcią do pracy. Wbrew własnej woli przystanąłem nieopodal grupki nastolatek, recytując, jakże oklepaną, formułkę, namawiającą do kupienia jak największej ilości słodkości. Czekając na ich odpowiedź, przyjrzałem się dokładnie każdej z nich. Wyglądały podobnie, lecz nie identycznie, najprawdopodobniej były ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. Wymieniły spojrzenia, by po chwili złożyć zamówienie.
***
Minęło zaledwie pół godziny, choć wydawało się, jakby czas stanął w miejscu. Znużenie i monotonia ogarnęły mój umysł, sprawiły, że miałem ochotę po prostu stąd wyjść i nie wrócić. Zamyślony szedłem w kierunku jednego ze stolików, by zabrać pozostawione tam naczynia, gdy nagle z własnej, lub nie, nierozwagi wpadłem na kogoś, a do moich uszu dotarło jedynie stłumione syknięcie. Rozejrzałem się, by po chwili dostrzec przed sobą jedną z czwórki kobiet, rozmasowującą najprawdopodobniej obolałe miejsce. Była dość niska, jednak nie można odmówić jej kobiecych atutów. Potrząsnąłem głową, odruchowo wyciągając ku niej jedną z dłoni.
- Nic ci nie jest?- oklepane, jednak ów pytanie wydawało się najsensowniejszą wówczas rzeczą.
Twierdząco kiwnęła głową, przyjmując mą pomoc. Już po chwili stała o własnych siłach, rzucając pod nosem jedynie ciche podziękowanie i odeszła w swoją stronę. Odprowadziłem ją wzrokiem, by po chwili wzruszyć ramionami, zajmując się wcześniejszym zadaniem.
***
Opuściłem kawiarnię, naciągając na głowę kaptur czerwonej bluzy. Deszcz ustał, jednak temperatura znacząco spadła, co mimo wszystko, w połączeniu z wyjątkowo silnym jak na te rejony wiatrem, wpłynęło na mnie zdecydowanie bardziej, aniżeli myślałem. Wsunąłem dłonie do kieszeni, zastanawiając się, gdzie mógłbym się podziać. Powrót do akademii nie malował się obiecująco, a trwanie na zimnie wydawało się jeszcze gorszą opcją. Znajome uczucie, rozchodzące się w okolicy brzucha jasno dało mi do zrozumienia, że zahaczenie o jakąś restaurację, bądź najzwyklejszy w świecie fast food brzmiało jak całkiem niezły pomysł. Znudzony i przemarznięty przekroczyłem próg najbliższej galerii handlowej, za swój cel obierając umieszczoną na ostatnim piętrze pizzerię. Tłumy cisnących się na schodach nadnaturalnych przekonały mnie, że zamiast przeciskania się między nimi, powinienem skorzystać z windy.
Nacisnąłem jeden z przycisków, by po kilku sekundach usłyszeć charakterystyczne dzwonienie. Wszedłem do środka, nie bardzo zwracając uwagę na towarzyszącą mi kobietę. Wsunąłem do uszu czarne słuchawki, a rozbrzmiewająca w nich rockowa muzyka sprawiła, że niemal natychmiastowo odciąłem się od świata. W głębi duszy miałem jednak wrażenie, że coś było nie tak. Kyuubi nie dawał o sobie znać, od kilku godzin milczał, choć doskonale czułem jego obecność. Co ty knułeś, idioto.
Na ziemię sprowadziło mnie dopiero nagłe szarpnięcie i migająca żarówka. Otworzyłem oczy, próbując zrozumieć, co tak właściwie się wydarzyło.
Nacisnąłem jeden z przycisków, potem kolejny i następny, jednak zupełny brak reakcji jasno wskazywał na to, że winda najzwyczajniej zatrzymała się między piętrami, a my byliśmy skazani na spędzenie tutaj najbliższych kilku minut, może godzin.
- ChoIera...- warknąłem, opierając się o znajdującą się nieopodal poręcz.
Westchnąłem, spoglądając w kierunku jadącej ze mną kobiety. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to dokładnie ta sama dziewczyna, na którą wpadłem dzisiaj w kawiarni. Przekrzywiłem głowę, a na moją twarz wstąpił ni to rozbawiony, ni złośliwy uśmieszek.
- Masz talent do wpadania w kłopoty.- odezwałem się, choć sam nie rozumiałem, dlaczego w ogóle zacząłem rozmowę.
Schowałem słuchawki z powrotem do kieszeni, mając nadzieję, że demon nie postanowi nagle dać o sobie znać. W tak małej przestrzeni z pewnością nie umknęłoby uwadze nastolatki, gdybym nagle zaczął mówić sam do siebie.  



<Judy? Nudno, bo nudno, ale jakoś trzeba zacząć c: >
Liczba słów: 715

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz