środa, 17 stycznia 2018

Od Hisana do Azaerielle

Myślałem, że poranek nie może zacząć się gorzej. Vil postanowiła w nocy troszkę przemeblować mi pokój. Zrzuciła wszystkie kwiaty, jakie miałem na parapecie. Nie mam pojęcia, jakim cudem tego nie słyszałem, musiałem spać jak zabity. Oczywiście zostawiła swoje drzewko, nawet listek z niego nie spadł. Sprzątając ten syf, jaki powstał na ziemi, odkryłem niemiłą niespodziankę w formie ciekłej. Już od dwóch dni coś mi nie pasowało, ale byłem zbyt zmęczony, by się tym głębiej przejmować. Sprzątając, mamrotałem przekleństwa na mojego kota. Uwielbiamy się nawzajem, znaczy, mam przynajmniej taką nadzieję, ale Vilva byłaby chora, gdyby nie uprzykrzała mi życia. Mam wystarczająco dużo zmartwień, to jeszcze ona potrafi dobić leżącego. Nic tylko podziękować za taką wspaniałą towarzyszkę. Myślałem, czy by jej nie wyrzucić na bruk, ale uświadomiłem sobie, jak bardzo ją uwielbiam, i jeżeli ktoś by się nad nią zlitował i by ją wziął, to szczerze bym współczuł takiej osobie, więc ostatecznie męczyłem się z nią sam.
Pokrzepiłem się myślą, że chociaż zlitowała się nad czystymi ubraniami, które zostawiłem na krześle. Powinienem teraz klęczeć i dziękować jej, że umiłowała się nad ciuchami i zniszczyła tylko kwiatki. To zdecydowanie mądre zwierze, tak ulitować się i okazać miłosierdzie dla zwykłego demona.
Sprzątnięcie tego bałaganu zajęło mi dłuższą chwilę, jednak nie spodziewałem się, że potrwa to tak długo. Tym bardziej zależało mi teraz na czasie. Dzisiaj moim planem było niespóźnienie się na lekcje praktycznego kontrolowania mocy z tym... ugh, szkoda wymieniać epitetów i męczyć się z nazewnictwem tego nauczyciela. Okropnie męczyła mnie klasa, w której byłem. Czułem, że do niej nie pasuje, bo moje niekontrolowane przemiany pojawiały się bardzo rzadko. Co prawda, kiedy już się ujawniały, siały chaos i zniszczenie, ale to mały, nieistotny szczegół. A z drugiej strony miałem świadomość, że to dla bezpieczeństwa mojego i przede wszystkim innych. Jednak, kontynuując wątek nauczyciela, potrafił dać porządnie w kość. W sumie to nie mam pojęcia, czym mu podpadłem. Już na pierwszej lekcji zdążył mnie skompromitować. Zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak, ale ani się nie spóźniłem, uważałem i słuchałem, co mówi. Nie wiem, czy chciał mnie wypróbować, czy też miał potrzebę wyżycia się na kimś i trafiłem się ja. Szczerze już po prostu nie miałem siły się nad tym zastanawiać, co jednak gdzieś tam podświadomie mnie irytowało.
Obrałem taktykę, by nie rzucać się w oczy, starać się wykonywać wszystko, co mówi jak najlepiej i chować się za innymi, kiedy szuka jakieś ofiary. Niekiedy zdaje to egzamin, ale po prostu czasami... olśniewa go, że jeszcze istnieje taki ktoś jak ja, i niech w sumie oberwie od kogoś. Westchnąłem ciężko, wstając z kolan, czując na plecak wzrok kotki, jednak jej nigdzie nie widząc. Mały pasożyt musiał być z siebie zadowolony.
Spojrzałem spokojnie w stronę zegarka i mój spokój automatycznie znikł. Miałem niecałe dwadzieścia minut na to, by się wyszykować. Wyzwaniem było przede wszystkim znalezienie pary pasujących skarpetek; ostatecznie założyłem dwie inne. Zarzuciłem na siebie workowatą, białą bluzkę oraz spodnie, które wisiały na krześle. Chwyciłem plecak, w pośpiechu rzuciłem "pa mała franco" i biegiem ruszyłem na miejsce zajęć.
***
Zatrzymałem się przy wejściu na pole treningowe. Szczerze zawahałem się. Kiedy spojrzałem na minę nauczyciela, od razu odechciało mi się pójścia tam i błagania go o wybaczenie. Mam czasami wrażenie, że nawet jakby się ktoś przed nim położył i przepraszał, to jeszcze by go wdeptał w ziemię, bo uznałby, że ten poziom nadal jest za niski. Dlatego postanowiłem zostać w tym bezpiecznym miejscu. Nienawidzę umyślnie opuszczać zajęć, jednak to, co zobaczyłem na polu, wprawiło mnie w lekkie zmieszanie. Na samym początku dostrzegłem nową uczennicę, której jeszcze tutaj nie było. Pewnie musiała niedawno dojść, dlatego w ogóle jej nie kojarzyłem. Wydawała się strasznie "naburmuszona" jak to często mawiała moja rodzicielka. Od razu wiedziałem, jak się to skończy. Tak jak się spodziewałem, profesor wyznaczył ją do zademonstrowania mocy i krótkiej walki. Na początku wyglądała niepozorne, jednak po jej przemianie nie chciałbym być w skórze chłopaka, który został do niej wyznaczony. Walka trwała może parę sekund. On nie zdążył się nawet przygotować, kiedy ona powaliła go na ziemię. Najwyraźniej musiał zemdleć.
Nagle mnie olśniło. Kiedy grupa będzie wchodziła do szkoły, ja do nich dołączę jak gdyby nigdy nic. Będę sprawiał wrażenie, że cały czas byłem w grupie i ćwiczyłem. Potargałem sobie włosy dłonią, by wyglądały na naturalnie roztrzepane ćwiczeniami i gdy tylko usłyszałem kroki, chciałem wyjść na spotkanie grupie. Niestety z moim szczęściem trafiłem na...
Tę małą istotę, która siała na zajęciach taki postrach. Mimo drobnej postury wydała z siebie groźne warknięcie.
- Uważaj, jak łazisz... - Zabrzmiało w jej ustach niczym groźba śmierci. Trochę się tym zniesmaczyłem, ale nie mogłem się jej dziwić. Chyba dopiero co wracała z zajęć, które prowadzi ON. Z nich nie można wracać niezdenerwowanym. Uśmiechnąłem się, kiedy musiała podnieść głowę, by dostrzec moją twarz. Zawsze mnie to pozytywnie rozbawia w niskich osobach. Podrapałem się po karku lewą dłonią, przybierając niewinną pozycję.
- Ugh, przepraszam, nie zauważyłem cię... - po tych słowach dostrzegłem iskierkę irytacji w jej spojrzeniu. Mój błąd, źle sformułowane zdanie. Nadal się nie nauczyłem, że może to kogoś urazić. Postanowiłem się szybko poprawić i zacząłem gestykulować dłońmi, by wybrnąć z tej sytuacji. - Znaczy, nie zauważyłem cię za rogu, po prostu... ja skręcałem i po prostu, wee — poddałem się, dłonie opadły w geście zrezygnowania. - Po prostu przepraszam? - zakończyłem, uśmiechając się leciutko. Dziewczyna przewróciła oczyma, miałem przeczucie, że już odrobinę emocje opadły.
- Tak, tak, a teraz możesz się przesunąć, bo jednak chciałabym przejść — powiedziała szybko i stanowczo, dając mi do zrozumienia, że zabieram jej już za dużo czasu.
- Eee, tak, oczywiście, proszę — odsunąłem się, wykonując teatralny pokłon, pozwalając jej przejść.
Nie wiem, czy zwróciła na to uwagę, bo większość istot ignoruje moje starania bycia dla innych zwyczajnie miłym. Mój spokój ducha zakłócił wściekły ryk nauczyciela. Już nie żyłem.
***
Zrezygnowany wyszedłem z pola treningowego. Byłem zdziwiony, że wyszedłem z tego żywy, był to dla mnie ogromny szok. Idąc na kolejną lekcję, przez dziedziniec spostrzegłem białowłosą, na którą wcześniej wpadłem. Zatrzymałem się na chwilę i spojrzałem na nią kątem oka. Uznałem, że podejdę i ją pochwałę za walkę na zajęciach. Pewnie nie było to dla niej nic wielkiego, ale stwierdziłem, że będzie to zwyczajnie miłe.
Ruszyłem w jej stronę i kiedy byłem już przed nią, usiadłem. Spojrzała się na mnie pytająco.
- Chciałem cię pochwalić za walkę na zajęciach. Dobrze ci poszło. - Uśmiechnąłem się szeroko. Pewnie wyglądałem i brzmiałem jak kretyn, ale czasami po prostu trzeba kogoś pochwalić za błahostkę.

< Azaerielle? >
Liczba słów: 1071

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz