piątek, 23 lutego 2018

Od Kagamiego do Erena

-W takim razie powiedz mi...Dlaczego kiedy byliśmy w parku, moje serce biło szybciej....Dlaczego czułem, jakbym kiedyś już poznał to uczucie mimo, że nic nie pamiętam...
-Nie wiem, ale nie mogę zaprzeczyć, że czułem się podobnie. Na dodatek nadal się tak czuję. Może to uczucie zobowiązania do ochrony ciebie...-szepnąłem, lekko go obejmując.
-Wiem, że coś takiego kiedyś czułem... Nic nie rozumiem...
-Jestem tego świadom... Ja też niewiele rozumiem. Jednak chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę, abyś był bezpieczny. Nigdy się tak nie czułem, dlatego... Chciałbym odkryć to, co w tej chwili obaj mamy w sobie...-pogłaskałem go delikatnie po głowie.
-Odkryjemy to razem...
-Oczywiście, Eren...-szepnąłem, po czym delikatnie ucałowałem jego czoło, wcześniej zgarniając niesforne kosmyki z jego czoła.
-Dziękuję... Dziękuję ci za wszystko...
-Ja też. I przepraszam, że nie mówiłem ci prawdy. Teraz się to zmieni diametralnie...
-Pragnę w to wierzyć...
Objąłem go mocno, nie chcąc wypuścić go z ramion. Był taki drobny, taki... lekki i kruchy. Taki... Cały mój. Cały, a na dodatek teraz bezpieczny w moich ramionach. Czułem, że teraz z pewnością może czuć bezpieczeństwo. Pogłaskałem go delikatnie po głowie, a potem kawałek odsunąłem od siebie, po czym się lekko uśmiechnąłem.
-Wracamy?-zapytałem go.
Żółtek pokiwał głową, więc złapałem go lekko za rękę i pociągnąłem do akademika. Uśmiechnąłem się, odwracając od niego wzrok. Ten też się do mnie uśmiechnął, co mnie bardzo uszczęśliwiło. Uwielbiałem patrzeć na jego zadowolony wyraz twarzy. To było cholernie satysfakcjonujące. Uroczy jest. Leciałem tak z szatynem, a po chwili ujrzałem, że biegnie pod nami Cień. Był też zadowolony, bo był ukryty w ciemności, którą rzucało moje ciało. Minęło trochę czasu, nim dotarliśmy do pokoju. Wylądowałem wraz z Erenem na balkonie, chowając swoje białe jak śnieg skrzydła. Wpadłem do środka pomieszczenia, rzucając się na materac. Nie wiem, co robił teraz mój współlokator, bo moja twarz z przyjemnością miziała się z poduszką.
-Ereen~! Jestem głoodny~!-powiedziałem, a mój głos został lekko stłumiony przez poduszkę.
-Zamówimy coś?-zapytał z chyba uśmiechem.
-Tak!-wykrzyknąłem.
Podniosłem się bardzo szybko, chwytając za telefon i ignorując przychodzące powiadomienia. Od razu odnalazłem lubianą przeze mnie knajpkę i zamówiłem nam fast food. Cóż, wyszło dość drogo. No, ale co zrobisz. Spojrzałem na rozłączone przed chwilą połączenie, a potem skierowałem wzrok na Erena.
-Ej, może wymienimy się wreszcie numerami?-zapytałem z uśmiechem.
-Fakt, kiedyś chciałem do ciebie zadzwonić, ale zapomniałem, że nie mam twojego numeru....
Zaśmiałem się, po czym przeniosłem się na wyrko szatyna, gdzie podaliśmy sobie nawzajem telefony. Potem zapisałem jego numer, patrząc na niego z lekkim grymasem.
-Ja już za kilka dni zaczynam mistrzostwa. Chcesz może siedzieć gdzieś na trybunach? Twoja obecność byłaby mi na rękę...-podrapałem się nieśmiało po karku.
-Będę wrzeszczał jak najgłośniej!
Zarumieniłem się ledwo widocznie, odwracając spojrzenie. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Jednak nie powiem, dodało mi to skrzydeł. Teraz musiałem wygrać dla siebie, dla drużyny i dla Erena, aby jego zaangażowanie nie poszło na marne. Położyłem dłoń na jego ramieniu, szeroko się uśmiechając.
-Jutro pójdziemy znowu na polanę. Czas, abyś zapoznał się z moją mocą.
Nagle zapukał ktoś do drzwi, a ja niczym surykatka odwróciłem się w stronę dźwięku, a potem pobiegłem tam. Dostawca podał mi dwie reklamówki, które na momencik odstawiłem. Wyjąłem z kieszeni portfel, a z niego wyciągnąłem kartę. Przyłożyłem ją do czytnika, a po piknięciu ją zabrałem. Potem zamknąłem drzwi i rzuciłem posiłek na stół.
Usiadłem, patrząc zadowolony na kopę burgerów i napój. Oblizałem się ze smakiem i rozpakowałem zawiniątko. Wziąłem gryza, przełknąłem to, po czym do ust włożyłem słomkę, sącząc napój bogów zwany colą. Nagle podniosłem wzrok, patrząc na kolegę.
-Eren... Co się tak patrzysz...?-mruknąłem, a potem wziąłem kolejny gryz burgera.
-Nic, nic... -powiedział, po czym zabrał się za swoje zamówienie.
Nadal zadowalałem się pyszniutkim jedzeniem, które bardzo szybko zniknęło ze stołu, a ja zgniotłem wszystkie chruszczące papierki w jeden i rzuciłem go za siebie. Cień wyskoczył spod łóżka i pochwycił kulkę, a potem zaczął łapać ją i bawić się nią jak kot. Co za zwierzak... Uśmiechnąłem się, oparłem głowę o swoje ręce, patrząc na Erena. Uroczy. Zmierzwiłem swoje włosy, po czym pochwyciłem do dłoni telefon. Migało na nim światełko powiadomienia, więc mógł być to SMS od Hyugi. Westchnąłem, odczytując wiadomość. 
H> Dzisiaj. Trening. Zaraz. Jak nie przyjdziesz, wyślę po ciebie Riko i nie będzie zmiłuj ;)
Warknąłem pod nosem. Wstałem, zabierając swoją bluzę z pościeli. Spojrzałem na wyświechtaną koszulkę, ale lenistwo upewniło mnie, że nie chce mi się jej zmieniać. Wziąłem torbę, po czym rzuciłem spojrzenie na Erena.
-Idę na trening. Wrócę za kilka godzin. Dobranoc na zapas.-mrugnąłem do niego, po czym ruszyłem w stronę sali gimnastycznej. 
---
Kiedy wyszedłem z treningu, było bardzo późno w nocy. Że też chciało im się gadać z nauczycielami, aby nie zamykali sali tak długo. No cóż. Uparci to oni są. Od razu zawiadomiłem Hyugę, że gdyby jutro, a raczej dzisiaj był trening, nie przyjdę na niego. Czułem od niego aurę niezadowolenia, no ale trudno. Nie moja wina. Zamknąłem na moment oczy, chcąc wziąć głęboki wdech, jednak ktoś uderzył w moją klatkę piersiową i upadł na ziemię. Spojrzałem na tą osobę. Dziewczyna o kocich uszach i ogonie. Uniosłem lekko jedną brew, podając jej dłoń.
-Przepraszam cię, że na ciebie wpadłam...-na jej twarzy zawidniał dobrze mi widoczny rumieniec.
Przewróciłem oczami, a kiedy ta wstała, po prostu ją wyminąłem idąc do swojego pokoju. Miałem dziwne wrażenie, że ten leniwiec już będzie spał i moje wrażenie mnie nie zmyliło. Szatyn już dawno chrapał, a ja poruszałem się jak najciszej mogłem. Wziąłem bardzo szybki prysznic, a potem zaległem w ciepłym łóżku. 
---
Rano obudziłem się wraz z promieniami słońca. Przeciągnąłem się, a potem podniosłem plecy z materaca. Rozejrzałem się nieco rozkojarzony, po czym popatrzyłem na nadal śpiącego żółtka. Pokręciłem głową, podniosłem się i postanowiłem przed nim się ogarnąć. Ubrałem to, co nadawało się na trening, czyli koszulka bez ramiączek oraz zwykłe dresy na ściągaczach. Przeciągnąłem się, robiąc lekką rozgrzewkę ramion i dłoni. Jaki ja stary jestem... Kiedy minęła chwila czasu, podszedłem do Erena i trąciłem go nogą.
-Eren! Wstawaj! Trening mamy.-powiedziałem do niego, na co ten mruknął niezadowolony.
Mission Impossible. Zwinąłem go w pościeli jak naleśnik, potem zrzuciłem z łóżka. Następnie zabrałem mu pościel i leżał na ziemi w pidżamie, mrucząc nadal jakieś egzorcyzmy pod nosem.
-Wstawaj śpiąca królewno. Zapewniam ciebie, że wrzeciona tutaj nie ma i udawać nie musisz.
Żółte oczy spojrzały na mnie, a potem oburzony ruszył w stronę łazienki. Ksh, ksh misja zakończona sukcesem. Uśmiechnąłem się, mierzwiąc swoje włosy. Minęło sporo czasu, nim chłopak się wybrał. Potem razem ruszyliśmy na polanę. Tam stanąłem i rozciągając swoje dłonie, nogi i całe ciało. Uśmiechnąłem się nieco szaleńczo, po czym przygotowałem się do nałożenia pierścienia na palec.
-No to jak? Lecimy czy się cykasz?-uśmiechnąłem się zawadiacko, ustawiając nogi w lekkim rozkroku.
<Eren?>
Ilość słów: 1103

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz