środa, 7 lutego 2018

Od Erena do Kagamiego

Byłem na skraju wytrzymania. Całą noc sprzątałem ten bałagan pozostawiony po nas kilka godzin temu, pomagałem zwierzętom, pilnowałem Kagamiego, znowu miałem ten cholerny koszmar, a on na dodatek wtrąca tu swoje mądrości i prawi mi kazania o bliskich osobach! Nawet nie wie, co mogło się stać, ale nie! Po co mnie słuchać! Podszedłem i popatrzyłem się na niego morderczym wzrokiem. Chwyciłem go za koszulę i wykrzyknąłem:
-Słuchaj no, nie praw mi kazań na temat relacji międzyludzkich. NIC, ale to kompletnie NIC nie wiesz o tej mocy i o konsekwencjach jej posiadania, więc siedź na tej cholernej dupie i zostaw moją moc dla mnie.
Puściłem go, a wręcz odepchnąłem. Mimo mojej odpowiedzi...on nadal brnął dalej. To się źle skończy. Nie zna mnie na tyle, żeby mówić, że jesteśmy podobni. To, że jesteśmy półbogami, nic nie znaczy. Znamy się ledwie kilka tygodni! Nie ma zielonego pojęcia, kim jestem, zresztą ja o nim też nic nie wiem. Wiem, że jest niebezpieczny i narwany, ale cholera, może się w końcu opanować! Skąd może tyle o mnie wiedzieć, skoro ja sam nie wiem dużo o  sobie. Nagle, złapał mnie za ramiona i powiedział:
-Będę ci prawił kazania czopie, bo jesteś taki sam jak ja, jak byłem młodszy. Udało mi się przezwyciężyć to, a teraz wiem, że twoje zachowanie do niczego nie doprowadzi. Ty potrzebujesz pomocy, aby móc zrozumieć swój ból... Może i nic nie wiem o twoich mocach i konsekwencjach jej, ale ja sam czuję, że to, co mam w sobie to zaledwie początek! Więc nie udawaj i nie rób z siebie osoby, że niby jesteś taki hop-siup, a w środku się boisz! Przestać z tym ,,Chcę, ale boję się"! Eren, właśnie dlatego mówiłem, że jeżeli potrzebujesz pomocy, rozmowy, głupiego pogłaskania ciebie po tej tępej jak ołówek głowy, to ja jako twój współlokator i przyjaciel, mogę pomóc, bo nie chcę patrzeć jak cierpisz! Widziałem już taką jedną osobę i nie chcę tego widzieć ani razu więcej!-krzyknął, a potem pochwycił się ponownie się za bok brzucha.
Odwróciłem się i odepchnąłem jego rękę i jeszcze groźniej odpowiedziałem, chciałem to przerwać, ale nie mogłem się opanować, moja natura na to nie pozwala.
-Słuchaj no, nie praw mi tu kazań i mądrości! Co udało ci się przezwyciężyć?! No co?! To się dopiero zaczyna. Dobrze znam swój ból i swoją naturę. Wcale się nie uważam za osobę, którą należy traktować lepiej. Wprost przeciwnie! Nie zasługuję na to! Jeszcze nikomu nie udało się okiełznać w pełni mojego charakteru. Nawet mojej matce o ile w ogóle takową miałem. Nie znam siebie na tyle, nie wiem do czego jestem zdolny. Powstrzymuję się jak tylko mogę, ale za chuja mi się to nie udaje. To mnie przerasta, rozumiesz?! I mówienie tutaj, że jesteśmy podobni nic nie zmieni. Skąd mam wiedzieć, jak polegać na kimś, co?! Zawsze kończyło się to tylko jednym. Pogłaskanie po głowie nic tu nie zmieni, Kagami, nic! Cholernie się boje! Co, jeśli kiedyś stanę się NIM?!
Posadziłem z siłą czerwonowłosego na łóżku. Spojrzałem na moje ręce:
-Kurwa..-Podniosłem koszulkę, to samo. Moje żyły...Stawały się czarne. Ayato próbował do mnie podejść.- Nie! Nie podchodź! Nie teraz... Pies cofnął się, wiedział, że coś jest na rzeczy. Kagami...trudno było odczytać jego reakcję. Nagle czerwonowlosy zbliżył się do mnie i spiorunował mnie spojrzeniem.:
-Co się stało? Dlaczego one są czarne? Mam podobnie, ale wtedy u mnie robią się rażąco czerwone i połyskują. Więc...?
Nie mogłem teraz odpowiadać. Co robić, co robić, co robić. Nie mogę go zranić, Ayato nie, nawet las mi teraz nie pomoże. Szukałem czegoś ostrego. Musiałem TO zatrzymać. Jedynym sposobem jest ból, kogoś lub mój. Przypomniałem sobie, że Kagami ma scyzoryk:
-Daj mi swój scyzoryk.
-Dupa Jasia, nie ma scyzoryka! Po co ci on!?
-Po prostu mi to daj! Nie mam czasu!- żyły stawały się coraz czarniejsze.
-Powiedz mi, to w trzech slowach, abym dal ci scyzoryk. Jak nie, to ani hu hu go nie dostaniesz!
-Rządza, mord, śmierć, pasuje?!
Chłopak z niepewnością rzucił mi scyzoryk. Otworzyłem go i wyjąłem nóż. Patrzył na mnie uważnie. Obserwował każdy mój ruch. Przyłożyłem nóż do ręki i zrobiłem bardzo głębokie cięcie od ramienia, po dłoń. Żyły zaczęły przybierać normalny kolor, a z ręki zaczęła lecieć strumieniem krew.
-E-Eren! Zostaw to!
Czerwonowłosy chciał zatamować krew używając własnej bluzy, zaprzeczyłem. Chwycił mnie z siłą i obwiązał krwawiącą rękę swoją bluzą. Nadal byłem zły, chociaż już nie w takim stopniu. Otworzyłem drzwi i wszedłem na balkon, a za mną Kagami.
-Eren... Powiedz mi wreszcie...
-Co? Co mam ci powiedzieć?
-Co to bylo z tymi żyłami...
Spuściłem głowę i weschnąłem:
-To byłem ja. Moje prawdziwe JA, a przynajmniej można tak powiedzieć. 
-I tego sie boisz?
-Jak cholera...
-To cześć ciebie...
-Myślisz, że tego nie wiem?
-Wiem, ze jesteś tego świadomy, ale nie ma przed tym ucieczki... Ja musialem to zaakceptować...
-Gdybym to zaakceptował, nie rozmawiałbym teraz z tobą. Nie byłoby mnie tutaj, a to by się nigdy nie wydarzyło.
-Nie wiem jak jest z tobą, ale sam musiałem to zaakceptować
-Heh, pewny jesteś, że siebie "zaakceptowałeś"?
-A co? Masz wątpliwości?
-Widziałeś, czym naprawdę jesteś?
-Wiem, że byłem tym kimś... Nic z tego nie pamiętam...
-To gratulację, tobie się udało już dawno, a mi nie. Co za pech...- powiedziałem z ironią w głosie
Nagle uderzył mnie w tył głowy.
-Baka.
-Nie teraz...nie mam nastroju na takie żarty.
-No dawaj, uśmiechnij ten zadufany ryjek... -trącił mnie lekko ramieniem.
-Kagami, poważnie, nie teraz.- przy tym spojrzałem na krwawiącą rękę.
-Eh... Dawaj mi tą rękę
-Po co ci ona? Nic mi nie jest, po prostu...kogoś sobie przypomniałem.
-To przypominaj sobie dalej. -wziął mnie delikatnie za ramię i wciągnął po pokoju. Posadził mnie na lóżku, a sam z szafy wyjął apteczkę i zaczął opatrywac moja ranę.
-Nagle taki współczujący się stałeś?
-Zamknij się i dalej sobie tam myśl...
-Ale...
Zakrył dłonią moje usta.
-Zamknij się po prostu i daj sobie pomóc...
Czekałem, aż Kagami opatrzy całą moją rękę. Później rzucił:
-No i co czopie jeden? Aż tak źle było? Może dam ci naklejkę "Dzielnego Pacjenta"?-poczochrał mnie po głowie
-Nie nadajesz się na ratownika medycznego- zaśmiałem się
-O no i widzisz ciapo ty! Umiesz się śmiać! -uśmiechnął się. Odwzajemniłem uśmiech. Później zapytałem:
-Ile pamiętasz z wczorejszego wieczoru?
-Hm... Niewiele...
-Czyli co dokładnie
-W sumie pamiętam to, co sie dzialo do momentu dotarcia do jakiegos tam drzewa z wiszącą dziewczyną. Potem pustka...
-Może to i lepiej, że tego nie pamiętasz.
-Wolałbym wiedzieć, czy nie zrobilem nic glupiego
-Zrobiłeś.
-Co?!
-Dużo.
-Powiesz mi?
-Nie chciałbyś- próbowałem oprzeć się o ścianę, ale dopiero sobie przypomniałem, że mam pamiątkę po wczorajszej walce, a mianowicie wielką szramę na plecach. Skrzywiłem się.
-Chodź tu... -powiedzial, łapiąc mnie za nadgarstek i kładąc mi pod plecy poduszkę. -Chcę wiedziec
-To tak, pamiętasz do momentu, gdzie objawił się demon, tak?
-Tak.
-Tamta, jak ty to nazwałeś, "dziewczyna", jest panią tego lasu. Chroni go i zamieszkałe w nim zwierzęta przed zagrożeniem. Demon, którego widzieliśmy, chciał zniszczyć drzewo życia, które było źródłem jej mocy i egzystencji. Jestem z nią silnie związany pamiętasz?
-To tak..
-Chciałem go pokonać, miałem plan, sposób. Robiłem to nie raz, bywałem w większym niebezpieczeństwie. Schowałem się w cieniu i zaciągnąłem tam potwora. Już miałem go "unieszkodliwiać", ale ty wtrąciłeś swoje pięć zdań. Koniecznie chciałeś się tam dostać, nie znając konsekwencji. Odradzałem ci to, ale ty gówno, nie słuchałeś mnie i się doigrałeś. W cieniu zamiast poznać mój plan poszedłeś na pełnej kurwie z ogniem na demona i musiałem ratować ci tyłek, bo zaczynałeś odczuwać skutki uboczne. Po wyjściu oczywiście "nic mi nie jest". Kazałem zanieść dla Ayato panią lasu w bezpieczne miejsce, a ciebie przetransportowałem do pokoju i "zająłem się tobą", tracąc nerwy. Po tym jak powiedzmy "zasnąłeś", całą noc pomagałem Pani Lasu i zwierzętom i ogarniałem ten syf, a na dodatek doglądałem ciebie. Rano po tym ty jesteś wielce wkurwiony, bo nic nie wiesz, wydzierasz się na mnie, a ja tracę kontrolę nad sobą.
-Przepraszam. Chciałem ci pomóc ty czopie...
-Chłopie, przez ciebie miałem dwa razy więcej problemów. Zwykłe "przepraszam" gówno tu da. 
-Eren, chciałem ci pomóc, jestem tego pewien. Nie pozwoliłbym ci samemu walczyć z tym czymś.
-Ta, rozumiem i doceniam. Ale teraz muszę jeszcze uporządkować do końca ten syf- podniosłem się i skierowałem w kierunku balkonu.
-Pójdę z tobą...
-Wolałbym nie-Opiekunka była tak naprawdę cały czas nieprzytomna, strasznie się martwię o nią.
-A ja wolałbym mieć pewność, ze nie stracę współlokatora
Spojrzałem na Kagamiego. Nagle poczułem impuls, silne pragnienie. Czerwonowłosy chyba to zauważył i próbował mnie zatrzymać...
<Kagami??>
Ilość słów: 1397

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz