niedziela, 18 lutego 2018

Od Shina do Ktosia

Nareszcie dotarłem. Choć szkoła nie wygląda na bardzo nowoczesną, to z pewnością była duża. Po ogarnięciu budynku wzrokiem skierowałem się w stronę wejścia. Wchodząc, minąłem paru uczniów, którzy najwyraźniej już skończyli lekcje. Nie dziwiłem się; dochodziła szesnasta. Po wejściu do środka rzuciły mi się w oczy niemalże jednakowe korytarze i niczym się niewyróżniające się oka oraz drzwi. Teraz dobrze rozumiałem, kiedy powiedziano mi, że szkoła to labirynt. Nie mając dużo czasu, poszedłem w pierwszą lepszą stronę. Choć znalezienie schodów trochę mi zajęło, to pozostało znaleźć gabinet dyrektora, co wydawało trudnym zadaniem w tej szkole. Oczywiście pomyślałem i z moją szybkością, w parę minut znalazłem pokój. Delikatnie zapukałem. Odpowiedział mi dość wyskoki męski głos, mówiąc:
- Proszę.
- Dzień dobry. - Wchodząc, zobaczyłem antropomorficznego psa z fajką.
- Mogę Ci jakoś pomóc ?
- Yyy tak. Jestem Shin Clicard. Miałem tu być przed południem, ale miałem opóźnienie.
- A tak. Rozmawiałem z twoim ojcem przez telefon. Siadaj chłopcze.
Usiadłem, opierając się na niezbyt wygodnym krześle i czekając na kolejny ruch. Natomiast dyrektor zaczął grzebać w jakiś teczkach. Po chwili wyciągnął jakiś dokument i położył go przede mną.
- To twoje papiery. Sprawdź je i powiedz czy wszystko się zgadza.
Wystarczył mi rzut oka, by wiedzieć, że jest dobrze. Pokiwałem jedynie głową, że wszystko jest OK i on zabrał kartki.
- To już ? - zapytałem.
Podniósł wzrok i się uśmiechnął.
- Witaj w Auris. Tu masz mapę, idź do akademika, zamelduj się, a od jutra zapraszam na lekcję.
Wstałem i uścisnąłem mu dłoń, a po tym otworzyłem drzwi z zamiarem wyjścia.
- Zaczekaj. - Odwróciłem do niego wzrok. - jakie miałeś opóźnienie ?
-Byłem głodny. - Wyszedłem, uśmiechając się niewinnie.
***
Nie mogłem spać. Leżąc w swoim nowym pokoju, patrzyłem raz na sufit, raz na jeszcze nierozpakowane bagaże. Patrząc na zegarek, była dokładnie 1:03, a ja nie mogłem zmrużyć oka z głodu. Byłem piekielnie głodny. Wstałem i wyszedłem z pokoju, mając zamiar coś "upolować". Chodząc chwile po pustym wąskim korytarzu, zobaczyłem chłopaka, idącego ze szklanką wody. Podszedłem do niego od tyłu, powoli, cicho. W sekundzie zakryłem mu usta ręką, drugą łapiąc szklankę, żeby nie upadła i mówiąc szeptem, powiedziałem "Śpij". Postawiłem szklankę, łapiąc śpiącego chłopaka. Rozejrzałem się czy przypadkiem nikt nic nie widział. Oparłem go o ścianę, obok szafki. Chwyciłem nadgarstek i wbiłem kły. Szyja byłaby zbyt oczywistym miejscem. Oczywiście nie chciałem go zabić, wypiłem może z półtora litra, byłe przetrwać do rana. Odsunąłem się od niego. Ślad po kłach, do świtu, będzie wyglądał na niegroźnego siniaka. Schyliłem się i szepcząc do ucha, powiedziałem: "W nocy chciało ci się pić, wyszedłeś, ale uderzyłeś się w rękę i zemdlałeś w tym miejscu, nie będziesz pamiętać mnie ani mojego głosu". Uwielbiałem tę moją hipnozę, jest taka prosta. Nagle usłyszałem przewracającą się szklankę i wychyliłem się w kierunku postaci. Ten ktoś zaczął uciekać, ale jeśli mnie widział to mam przechlapane. Nie wiele myśląc, pobiegłem szybko za tą postacią.

< Ktoś? >
Liczba słów:  484

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz