środa, 14 lutego 2018

♥Od Melusine do Corazona♥

Siedziałam spokojnie na łóżku, czytając co to za notatniczek, który zostawił Corazon. Wiedziałam, że to nie kulturalne, ale chyba się nie zezłości. Miał specyficzny sposób pisma, ale w sumie to nie było złe! Nie spodziewałam się, że taka osoba jak on będzie pisała romanse z wyższej póki oraz powieści fantasy. To bardzo... Urocze. Uśmiechnęłam się do zeszytu, zatapiając spojrzenie w kolejnych linijkach tekstu. Nagle ktoś otworzył drzwi, a ja po dokończeniu zdania popatrzyłam na drzwi. Przegryzłam wargę, a potem niechętnie zamknęłam notatnik. Wstałam z łóżka, podchodząc do blondyna.
-Przepraszam za moją ciekawość. Jednak piszesz naprawdę piękne opowiadania.-szepnęłam, spuszczając głowę.
- Dzięki, ale te raki wcale nie są dobre... Co najwyżej mózg mogą przeżreć.
-Nie mów tak, bo są bardzo dobre. Mi się strasznie spodobały!-warknęłam z czerwonymi ze złości policzkami.-Nie ważne. Chodź, przymocuję ci protezę.
W tym momencie pochwyciłam sprawną dłoń chłopaka, a potem posadziłam go na krześle. Wzięłam swoje narzędzia, a potem po odnalezieniu odpowiedniego klucza, zabrałam się za śrubki, które w stanie poluzowanym wyglądały brzydko. Pokręciłam głową, a po kilku chwilach, mogłam wreszcie odłożyć klucz.
-Gotowe. Porusz palcami.-powiedziałam, a chłopak to zrobił.
Pokiwałam głową, a potem wzięłam smar i dałam kilka kropel w miejsca zgięć oraz w kilku innych, gdzie mogło coś zardzewieć. Następnie pochwyciłam szmatkę ze specjalnym płynem i wypolerowałam mu protezę. Zadowolona kiwnęłam głową, uśmiechając się.
-Idziemy jutro na kawę? Są Walentynki i chętnie gdzieś bym poszła, a nie, kolejny raz siedzieć w pokoju nad betą mojego projektu.-rzekłam z dalszym bananem na twarzy.
-Kawa?! Zawsze i wszędzie!
-Wiedziałam, że ci się pomysł spodoba.-złapałam za jego policzek, lekko nim tarmosząc.-Pójdziesz ze mną do sklepu po części?
-Jasne.
Wraz z Corazonem ruszyłam z Akademika w kierunku miasta. Byłam zadowolona ze swojej pracy, bo to był sposób w jaki bardzo szybko się satysfakcjonowałam. Niesamowite uczucie. Z ogromnym uśmiechem na twarzy, założyłam niesforny kosmyk blond włosów za ucho, a po chwili samoistnie się zaśmiałam. Poczułam wzrok chłopaka na sobie, więc odwróciłam w jego stronę głowę.
-Poprzedzając twoje pytanie, to jestem bardzo zadowolona z tego, że udało mi się naprawić twoją protezę. To było w sumie bardzo przyjemne.-rzekłam, a potem wróciłam do patrzenia przed siebie.
Cicho nucąc zamknęłam oczy, aby oddać się szczęściu, gdy nagle usłyszałam bardzo głośny krzyk. Otworzyłam oczy, a potem zostałam odepchnięta z ulicy po której szłam. Wywaliłam się, słysząc też głośny pisk opon. Bardzo roztrzęsiona i przerażona podniosłam głowę, a potem popatrzyłam za siebie. Prawie wpadłam pod samochód... Jak mogłam być taka nieuważna. 
Ujrzałam, jak ktoś wystawia do mnie rękę, więc ujęłam ją, a potem przytuliłam się mocno do tego kogoś, kto mnie też uratował. Zacisnęłam mocno dłonie na czerwonym płaszczu, a potem wtuliłam twarz w czyjś tors. Dotyk na mojej głowie lekko mnie uspokoił, jednak nadal cała drżałam.
-P-Przepraszam...-wyszeptałam przestraszona.
Na te słowa ten ktoś mnie wyłącznie mocniej przytulił, a ja oddałam się całkowicie w płacz. Pierwszy raz byłam tak zapatrzona w swoje szczęście i prawie doszło do tragedii. Po kilku minutach odsunęłam się od blondyna, ocierając policzki ze słonych kropel. Corazon lekko się uśmiechnął, a potem wraz ze mną ruszył w stronę sklepu z częściami, gdzie musiałam kilka rzeczy kupić.
---
Po zakupach i powrocie do Akademików, jeszcze raz podziękowałam chłopakowi. Potem nadal roztrzęsiona wróciłam do swojego pokoju. Nie zastałam tej przeklętej Remilii i dobrze. Usiadłam do biurka, a po chwili poczułam metalowy dotyk na swoim udzie. Spojrzałam na Bazę, który patrzył na mnie jednym z tych swoich wzroków. Uśmiechnęłam się z bólem, a potem pogłaskałam psiaka. Położyłam torbę obok prototypu protezy, a potem odchyliłam głowę do tyłu, patrząc w sufit. Po chwili z zdecydowaniem wyjęłam z jednej z szafek czerwoną kartkę. Zgięłam ją na pół, a następnie wycięłam z niej symbol Walentynek, czyli serce. Ścinki odrzuciłam na bok, a w środku mojej prowizorycznej kartki napisałam bardzo starannie: ,,Dziękuję Ci za ratunek, Corazon!". Uśmiechnęłam się delikatnie i potem swoją pracę ukryłam w kopercie, która z kolei wylądowała w mojej torbie. Potem, aby być wyspaną na jutro, położyłam się na łóżku, a po chwili usnęłam.
---
Nadszedł czas mojego spotkania z bohaterem, który wczoraj ocalił mi życie. Westchnęłam, a kiedy blondyn podszedł do mnie, machając ręką, uśmiechnęłam się. Wraz z nim ruszyłam w stronę jednej z kawiarni w mieście. Nie minęło dużo czasu, a znaleźliśmy się na miejscu. Każde z nas zamówiło co chciało, a kiedy tylko przyniesiono nam kubki, wyjęłam z torby białą kopertę. Kiedy chłopak zachwycał się swoją kawą, pijąc ją z zamkniętymi oczami, położyłam niewielki list tuż przed jego nosem, udając, że wcale nie należy do mnie. Potem przegryzłam wargę i niewinnie spojrzałam w bok, mieszając łyżeczką w moim napoju. Kiedy jednak Corazon wziął kopertę do ręki, uśmiechnęłam się, a na moją twarz wstąpił bardzo delikatny rumieniec.
<następne opowiadanie>

Corazon? >

Ilość słów: 773

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz