sobota, 24 lutego 2018

Od Angelo do Ktosia

Siedziałem w klasie, jak zwykle w jednej z pierwszych ławek i starałem się cokolwiek przypomnieć z ostatnich zajęć. Niestety nic nie potrafiłem odnaleźć w głowie. Nie pomagało mi też złe samopoczucie. Od wczoraj pobolewała mnie głowa, a rano doszedł do tego lekki ból gardła. Oczywiście nie chcąc opuszczać lekcji, wziąłem leki i przyszedłem na nie. Jednak nie przewidziałem tego, że pani Requ może zechcieć zrobić nam kartkówkę, a jak powszechnie wiadomo, są one okropnie trudne. A mogłem zostać w pokoju… Nie przychodzić na zajęcia… Teraz jedyne, na co mogłem liczyć to to, że nauczycielka zlituje się nade mną i dostanę chociaż trójkę. Chociaż szczerze powątpiewałem, że to zrobi. Westchnąłem i odłożyłem długopis. Potarłem lekko palcami skronie, czując powracający ból głowy. Jeszcze tego mi brakowało. Spojrzałem z powrotem na kartkę, leżącą przede mną. Była prawie pusta. Jedynie na jedno pytanie udało mi się odpowiedzieć. W tym momencie me nadzieje legły w gruzach. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie zrobił to i tak nie udałoby mi się przypomnieć tych lekcji.
- Zostało pięć minut do dzwonka. Osoby z końca niech pozbierają kartki od innych w swym rzędzie. - zarządziła w pewnym momencie pani Requ.
Za chwilę obok mej ławki pojawiła się jakaś dziewczyna. Niechętnie wziąłem swą pracę i jej ją oddałem. Wolałem nawet nie wiedzieć, jak słabo mi poszło. Kiedy tylko dzwonek zadzwonił, postanowiłem jak najszybciej wyjść z sali. Na ogół zostawałem najdłużej, ale teraz jedyne czego pragnąłem to wrócić do pokoju. Szybko zgarnąłem książki i piórnik. Wstałem i ruszyłem do wyjścia z rzeczami mocno przyciśniętymi do klatki piersiowej. Gdy tylko znalazłem się na korytarzu, skręciłem w lewo. Zastanawiałem się co będzie, gdy tata dowie się o ocenie. Szczególnie że zazwyczaj dostawałem same czwórki i piątki… Pewnie będzie zawiedziony. Skrzywiłem się lekko na tę myśl. Przez to, jak bardzo byłem pochłonięty przez swe rozmyślenia, nie zauważyłem nawet osoby przede mną. Wtem zderzyliśmy się, a wszystko, co miałem w rękach spadło na podłogę. Momentalnie padłem na kolana i zacząłem zbierać swe rzeczy. Zeszyt, piórnik… Przed mymi oczami pojawiła się czyjaś ręka. Ktoś, najprawdopodobniej osoba, z którą się zderzyłem, postanowiła mi najwyraźniej pomóc pozbierać rzeczy, bo trzymała mój podręcznik do angielskiego. Ostrożnie zabrałem go. Kiedy zebrałem już wszystko, niepewnie uniosłem głowę.
- P-przepraszam i dzię-dziękuję - wymamrotałem, nawet nie patrząc na tę osobę.

< Ktoś? Trochę krótkie, ale mam nadzieję, że ktoś zechce na to odpisać >.< >
Liczba słów: 378

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz