wtorek, 13 lutego 2018

Od Erena do Kagamiego

Zemdlałem z bólu. Czułem jak Kagami mnie niesie i kładzie na łóżku, jak mnie uspokaja, jak pilnuje, by nic mi się nie stało...Jednak ja byłem pogrążony w śnie, który był jak koszmar, ale to nie to samo. To było o wiele gorsze. Nie mogłem się obudzić. Nic nie widziałem. Nic nie czułem. Kompletne zero. Tylko ból, który przeszywał mnie od środka, nie do zniesienia. Mimo, że tego psychola nie było w pobliżu, czar został i się nadal rozprzestrzenia. Nie wiem, co widział Kagami, czy moje żyły i ogólnie całe ciało na to jakoś reagowało, ale ja wiedziałem...Czułem, że to jeszcze nie koniec.  TO coś wnikało cały czas do moje serce. Ale jak mogę to powstrzymać? Jak?! Ja nie chce tak skończyć, nie chce być potworem bez uczuć. Nie! Muszę coś zrobić... nie wiem co, nie wiem jak, ale muszę...Nagle obecnie śniony przeze mnie koszmar zniknął. Replika rzeczywistości zaczęła się rozpadać, kruszyć. Jak rozbita szyba. Zamienił się w ciemność, pustkę, kompletne nic. Obróciłem się dookoła siebie, na próżno. Wszędzie ciemność. Słychać było tylko wrzaski i jęki cierpienia. Przerażające wycie tysięcy ludzi. Zacząłem iść przed siebie. Za sobą zacząłem zostawiać
ślady, które były z...krwi?! Co? A-ale czemu?! Koło mnie zaczęły spadać szczątki ludzkie. Były wszędzie... Uformowały coś w rodzaju drogi, pośrodku której byłem ja. Jakbym szedł po czerwonym dywanie, a dookoła mnie było miliony fanów...no raczej ich pozostałości. Czasami fragment czyjejś dłoni, a przynajmniej tak sądzę, że to była ona, łapał mnie za kostki. Zacząłem biec, a z oka poleciała mi krwawa łza. Myślałem, czy właśnie takie jest moje przeznaczenie? Czy żeby żyć, muszę zabijać, nawet, jeśli nie chce? Czy taka jest moja natura? Czy nie mogę nikogo pokochać? Czy ten KTOŚ zdoła mnie pokochać? Zaakceptować? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...A-ale co to? Światło? Tutaj? Podbiegłem szybko do niego. Typ rzekomym światłem okazała się jakaś osoba. I to nie byle jaka. To była moja...babcia... Zacząłem mocniej płakać, podbiegłem do niej i ją mocno przytuliłem:
-C-czy to naprawdę ty?
-Tak...tak- zaczęła również płakać- przepraszam cię, że odeszłam tak bez pożegnania, tak bardzo przepraszam!
-Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć, przecież wiem, że to wina ojca, a nie twoja.
-C-chyba masz rację. Ale nie czas teraz na wspominki przy herbatce, Eren-odsunęła się powoli i spojrzała zdeterminowanym wzrokiem
-Tak, wiem...
Dotknęła mojej klatki piersiowej, w okolicach serca i rzekła:
-Nie jest dobrze. Ta moc cię przerasta...Cały czas rośnie... ale ty znalazłeś na nią sposób prawda? Ból...Jest do dobre na chwilowy zanik jej, ale muszę cię zmartwić. To jej w ogóle nie powstrzymuje...
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i przerażeniem:
- J-jak to?! Co to wszystko znaczy?
-Eren, posłuchaj mnie. Twój ojciec ma potężną moc, której prawie nikt nie widział, a nawet jeśli, już nie żyje. Nie, ja jej nie widziałam przed śmiercią. Uznał, że nie jestem tego godna. Ale nie o tym teraz. Ty, jako półbóg, jego pierworodny, jako dziedzic, posiadasz o wiele silniejszą moc. I to może doprowadzić cię do zguby. Musisz nauczyć się ją kontrolować. Niestety w tym nie mogę ci pomóc, bo nie wiem sama jak. Nie wiem, czy akceptacja w twoim przypadku się sprawdzi. To może pogorszyć sprawę. Ale w każdym razie, musisz zacząć ją tłumić i kontrolować, tak nad nią zapanujesz, a przynajmniej tak myślę...
-Cały czas próbuję, ale to daje marne efekty... Ale nie mam innego wyboru.
-W tym pomoże ci klucz, który ci podarowałam. Musisz tylko znaleźć bramę, którą on otwiera.  Westchnąłem ze zdziwienia. W tym momencie ciemność zniknęła. A ja pojawiłem się w...wodzie? Czułem, że wreszcie wiem, co mam zrobić. Obok mnie znalazł się wspomniany wcześniej klucz. Za mną pojawiła się bliska mi osoba.  Babcia dotknęła moich policzków i powiedziała:
 -Muszę iść. Ale pamiętaj, zawsze będę cię wspierać, nawet jak mnie nie widzisz. Poza tym, przecież masz już przyjaciół prawda?- w tym momencie dotknęła mojego serca, a ja poczułem jak ono się oczyściło z tej ciemności, tej okropnej mocy. Zamiast czarnych żył pojawił się białe znaki. Potem zobaczyłem...Kagamiego, który siedział obok mnie i płakał, a Ayato trącał nosem moją rękę. Babcia zbliżyła się do mnie i zetknęliśmy się czołami. Popatrzyła na mnie, a z jej oczu popłynęły łzy, tak samo jak i mnie:
-Widzisz? Już nie musisz się bać i niczego kryć w sobie. Pojawił się ktoś, kto mnie zastąpi. A teraz...żegnaj, Eren! W tym momencie oddaliła się lekko ode mnie i zaczęła unosić w górę. Spojrzałem w jej kierunku. Ujrzałem tysiące, jak nie miliony aniołów. Jeden do mnie podleciał i zakrył mi oczy mówiąc przy tym:
-Wracaj do swojego świata i żyj pełnią życia. Do zobaczenia!
Nagle się obudziłem i gwałtownie się podniosłem, ciężko oddychając. W oczach miałem łzy. Cały się trzęsłem. Nie ogarniałem, co się właśnie stało...Potem skierowałem wzrok na Kagamiego...przytuliłem go, najmocniej jak potrafiłem. Przecież gdyby nie on, nie było by mnie tutaj i nawet nie wiem, co by się ze mną stało. Muszę mu za to szczerze podziękować...
<Kagami?>
Ilość słów: 805

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz