niedziela, 18 lutego 2018

Od Kagamiego do Erena

Ujrzałem, jak Eren rzuca swoim kluczem, a potem łapiąc się za włosy, spojrzał w bliżej nie określonym mi kierunku. Otworzyłem szerzej drzwi, kiedy chłopak popatrzył w moim kierunku. Przechyliłem lekko głowę, a potem zbliżyłem się do niego. Wziąłem po drodze jego klucz i spojrzałem na niego.
-Eren... Wiem, że się boisz. Ja też się boję, choć nie okazuję tego często. Sam mówiłeś, że mamy być dla siebie wsparciem. Jak ci coś leży na sercu, to mi to powiedz. Nie chcę widzieć, jak cierpisz...-stanąłem obok niego, zaczynając mu wiązać naszyjnik na szyi-Wiem, że tego nie akceptujesz. Wiem, że nie moje gadanie, abyś to zrobił nigdy ciebie nie przekona. Jednak spróbuj. Zrozum, że to jest część ciebie. Nikt ci nie mówi, że musisz zastąpić swojego ojca, kiedy ten tak sobie zażyczy. Masz prawo odmówić. Masz prawo żyć tak, jak inni... Masz prawo być szczęśliwy, jak inni...
-Nie mam żadnego takiego prawa! Ja się boję, tak cholernie się boję, że ci coś zrobię, gdy będę próbował to zaakceptować...J-ja....Nie chcę tego! Nigdy tego nie zrobię! Co jeśli stanę się taki, jak on...
-Nie staniesz się taki, bo masz mnie. Nie pozwolę, aby ktokolwiek, cokolwiek ciebie skrzywdziło. Nie mam może wystarczająco siły, aby z tobą walczyć, ale gdybym musiał, to za najbliższą mi osobę oddałbym życie. Ty jesteś jedyną taką osobą, zrozum to-złapałem go za ramiona.-Wiem, że się boisz. Ale ja będę ciebie pilnował do upadłego. Będę dla ciebie przewodnikiem, który pójdzie za tobą w ogień...
-To co się stało dzisiaj!? Straciłem kontrolę przez te parę idiotycznych słów! Zrobiłem ci krzywdę! Jeszcze mało, nawet tego chciałem, gdy byłem w tamtej formie.... On cały czas stoi mi na drodze...
-Ale zauważ, że ocaliłem ciebie. Mogę ciebie ciągle ratować, bylebyś żył i został taki, jaki jesteś. Też nie jestem święty. Wiem, że krzywda to jednak krzywda i nikt nie chce jej zadawać. Ja też nie chcę. Jednak dla ciebie i dla samego siebie będę to znosił. Czuję w środku, że muszę ci pomóc. Że chcę. Że właśnie teraz zrozumiałem, jak bardzo potrzebowałem osoby bliskiej...-objąłem go i przytuliłem.-Eren... Będę ciebie chronił nawet wtedy, kiedy stracisz kontrolę i będziesz mi zadawał nieświadomie ból. Póki żyję, będę walczył...
-N-nie chce... Nie chce patrzeć jak ktoś cierpi przeze mnie i umiera na moich oczach.... Wszyscy, tylko nie ty....
-Eren... Zdzierżę wszystko... Zrozum mnie. Nie umrę, będę walczył do upadłego. Nie dopuszczę, aby ci chociażby włos spadł z głowy. Po prostu jesteś dla mnie cholernie ważny. Chcę, abyś żył i był szczęśliwy.-szepnąłem i pocałowałem delikatnie jego czoło, po czym ponownie go przytuliłem.
-Jakiś ty uparty...
-Pewnie, że będę uparty.-odsunąłem się lekko.-Jestem bardzo wielkim osłem półbogiem i będę walczył o swojego przyjaciela. Głupi czopie.-uśmiechnąłem się szeroko, kładąc dłoń na jego czole.
-Muszę ci popsuć humor. ON też jest uparty...
-Nie porównuj mnie do niego. Wiem, że nie akceptujesz swoich korzeni, ale ja muszę je zaakceptować, aby ciebie chronić, jasne? Już to zrobiłem, bo będę walczył dla twojego dobra. Umrę dla twojego dobra. Będę krzywdzony dla twojego dobra. Rozumiesz?
-Czy ty właśnie powiedziałeś, że akceptujesz moje...-chłopak nagle się bardzo zdenerwował.
Pokręciłem głową, a kiedy chciał wyjść z łazienki, złapałem go za nadgarstki i przyszpiliłem mocno do ściany. Spojrzałem prosto w te wkurwione, żółte oczy. Eren nadal się szamotał, ale ani myślałem, aby go puścić.
-Eren. Nie chodziło mi o to... Muszę zaakceptować to, jaki jesteś, bo jak będę ubolewał i płakał nad tym, nie będę mógł ci pomóc! Chcę stać się silniejszy, aby ciebie bronić! Nie mogę przecież powiedzieć, że bronię ciebie, ale nie akceptuję tego, jaki jesteś, a raczej jaki możesz być! Eren!-krzyknąłem, kiedy ten chciał mnie kopnąć, a potem stanąłem na jego stopach.-Uspokój się! Jestem tutaj, aby ci pomóc, aby ciebie chronić!
-Jak możesz tak mówić!? Czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy zaakceptować tą moc? Wcześniej to zignorowałem, ale teraz jestem po prostu zdumiony. Czy ty w ogóle straciłeś nad sobą kontrolę i poznałeś swoje moce?
-Nie! Nie straciłem! Człowieku! Zrozum, że chcę ci pomóc! Nie mogę ci pomóc bez tego! Cholernie mi zależy na tym, abyś był szczęśliwy, więc przestań się do mnie rzucać!-wrzasnąłem z lekko zaszklonymi oczami.
-P-Przepraszam...Ale Kagami to niemożliwe.
-Możliwe! To jest kurwa możliwe, tylko daj sobie pomóc! Proszę...
-A masz jakiś pomysł? Z chęcią posłucham.
-Tak, mam. Bronić ciebie i to bez znaczenia na wszystko. To jest mój pomysł i zasada, której nigdy nie złamię. Mimo, że nie znam wszystkich twoich mocy, dla mnie nie ma to znaczenia. Zdzierżę wszystko, co do kropli.
-Zarumieniłeś się. Jesteś przeuroczy, gdy próbujesz mi pomóc- złapałem go za policzki, a potem pocałowałem go w czoło.
Wziąłem do ręki jego klucz, oglądając go w dłoni. Uśmiechnąłem się, a potem poczochrałem go po głowie. Opuściłem łazienkę, a po chwili wyszedł za mną Eren. Złapałem za zmiotkę i szufelkę, a potem wróciłem do pomieszczenia, aby sprzątnąć rozbite butelki. Kiedy skończyłem, wszystko wyrzuciłem, a następnie usiadłem na swoim łóżku. Złapałem za telefon, widząc, że otrzymałem wiadomość.
H> Dzisiaj mamy trening. Przyjdź.
Westchnąłem, a potem się podniosłem, przebierając się. Wziąłem torbę na ramię, a potem zmierzwiłem swoje włosy. 
-Eren, mam trening. Uważaj na siebie.-szepnąłem, a potem wybiegłem.
Niestety, teraz nie mogłem opuścić żadnego z treningów, bo już za niecałe kilka dni rozpoczynamy mistrzostwa. Nie wiem, jak pogodzę chronienie żółtka i same mistrzostwa. Westchnąłem i dalej rozpocząłem wędrówkę do sali gimnastycznej.
<Eren?>

Ilość słów: 876

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz