sobota, 3 lutego 2018

Od Erena do Kagamiego

Razem opuściliśmy salę gimnastyczną. Cholera, dobry jest w tej koszykówce. Wygrał. No ale nie miałem z nim szans. Gość gra w koszykówkę codziennie i na dodatek połamał milion koszy przez swoją siłę. Wybiegliśmy z sali i się zatrzymaliśmy na chwilę. Wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na zegarek. Dochodziła godzina 10, dość wcześnie jeszcze było. Przypomniałem sobie, że nie zdążyłem jeszcze zjeść śniadania. Popatrzyłem na Kagamiego i powiedziałem:
-Ej, Kagami-kun, nie wiem jak ty ale ja jeszcze nic nie jadłem. Wracam do akademiku coś wszamać. Idziesz?
-Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać! No pewnie, że idę!
Ruszyliśmy w stronę budynku.
---
Kagami w trakcie śniadania zjadł porcję dla co najmniej pięciu osób. Podawali tak wielkie porcje, że ja ledwo zjadłem swoją, a on? Szkoda strzępić ryja...Ma kilka żołądków. Normalnie jak krowa. Gdy on już się "najadł", chociaż w jego przypadku to pojęcie względne, poszliśmy do naszego pokoju. Brwiasty od razu rzucił się na swoje łóżko. Ja powiesiłem czarną bluzę na wieszak i walnąłem się na łóżko. Kilka sekund później znalazł się na mnie Ayato. Wydawał się zdenerwowany. Zaczął do mnie mówić, a dzięki telepatii go zrozumiałem. Powiedział mi, że był dzisiaj w lesie, by zapoznać się z tutejszą watahą wilków. Pozwalam mu wychodzić, bo wiem,że nic złego nie zrobi, a że las mamy blisko, to przynajmniej nie będzie się kisić w tym pokoju i pozna kogoś nowego. Później dodał jeszcze, że w tej watasze był ranny wilk. Podobno do lasu niedawno wkroczyli kłusownicy, wyjątkowo brutalni. Stado uciekało przed nimi, ale jednego postrzelili i jest teraz w ciężkim stanie. Sam nie dał rady nic zrobić, domyśliłem się tego. Dlatego prosi mnie o pomoc.  Powiedziałem do niego:
-Dobra, idziemy. TERAZ. Zbieraj się.
Kagami chyba się jeszcze nie domyślił, że potrafię rozmawiać ze zwierzętami. Podniósł głowę z poduszki i zapytał mnie:
-Co? G-Gdzie...hee?!
Był bardzo zszokowany mówiąc to. Podrapałem się po głowie i odpowiedziałem:
-Aa no tak. Ty jeszcze nie wiesz. Dobra mniejsza. Jak wrócę to ci wyjaśnię, ale teraz nie mam czasu. Następnie spojrzałem w okno i ujrzałem ten piękny las, w którym dzieje się coś okropnego. Musiałem  pomóc temu biednemu stworzeniu, ale nie wiedziałem do końca jak.
-Nie wiem kiedy wrócę- powiedziałem w biegu do współlokatora i wziąłem bluzę z wieszaka- Ayato, idziemy.
Dla pupila nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wybiegliśmy z akademiku i skierowaliśmy się w do lasu. Ayato poprowadził mnie do miejsca, gdzie spotkał wilki. Były to okolice jeziora. Piękny widok, ale nie było czasu na podziwianie. Po wkroczeniu na polanę,ujrzałem watahę broniącą rannej towarzyszki. Z tłumu wyłonił się jeden wilk. Domyśliłem się, że jest to  przywódcą tego stada. Opowiedział mi całą sytuację, jaka miałą miejsce. Okrutna rzeczywistość. Jeszcze ta świadomość, że nie mogę nic z tym zrobić. Przecież nie mogę tak po prostu zabić tych kłusowników. No dobra, na początku muszę uratować jakoś tego rannego wilka. Podszedłem do niego. Okazało się, że to samica. Ranę postrzałową miała w okolicach brzucha. I tak dziwię się ,że tyle wycierpiała,a nadal się trzyma. Niestety ja nie mam żadnych mocy uzdrawiających. Przecież jestem półbogiem cierpienia, a nie ukojenia, a w tym miejscu nic nie zrobię. Muszę ją zanieść do kogoś, kto się na tym zna. Jestem tu od niedawna, więc nie znam praktycznie nikogo. Wyciągnąłem telefon i już chciałem dzwonić, ale przypomniało mi się, że nie znam tutaj żadnej osoby na tyle, by wymienić się z nią numerem telefonu. Cholera...Wziąłem wilczycę na ręce i szybko powiedziałem:
-Ide znaleźć pomoc, ktoś na pewno musi się na tym znać. Przywódca skiną głową i dodał, bym wracał szybko.  Biegłem ze stworzeniem na rękach i Ayato u boku jak najszybciej. Wybiegliśmy z lasu dość szybko. Kierowałem się ścieżką do szkoły. Na drodze spotkałem dziewczynę z reklamówką pełną metalowych części, idącą w moją stronę. Przedstawiła się. Nazywa się  Melusine d'Arquien. Powiedziała, że jest zdolna wyleczyć wilczycę.
-Normalnie jakby anioł zstąpił z nieba.- powiedziałem. Zaśmiała się i dodała, że własnie jest aniołem. Co za przypadek, dzisiaj los mi sprzyja. Nie było czasu wnosić wilczycy do jej pokoju. Położyłem ją na trawie, a ona zaczęła ją leczyć. Była zmęczona, ale udało jej się. Co prawda wilczyca była nieprzytomna, ale odwaliła kawał dobrej roboty.
-Dziękuję, jesteś wielka. Pomógłbym ci, ale wybacz, nie mogę teraz. Uśmiechnąłem się biorąc przy tym wilka na ręce i oddalając się w stronę lasu z Ayato.
---
Znalazłem się na tej samej polanie. Położyłem ostrożnie wilczycę na trawie i opowiedziałem wszystko alfie stada. Podziękował mi. Chciałbym dowiedzieć się o nich czegoś więcej, ale teraz mają coś ważniejszego do roboty. Pożegnałem się więc i udałem do akademika. Wyjąłem telefon, by sprawdzić godzinę. Była 18. No nieźle, minęło jakieś 7 godzin,a mi się wydawało że ledwo pół godziny.
---
Wszedłem do pokoju i odwiesiłem bluzę na wieszak. Byłem cały w krwi. Moja koszulka i spodnie były nią przesiąknięte.
-Ech, muszę się umyć- rzuciłem spokojnie-Ayato tobie też się to przyda.
Ayato warknął na mnie. Nienawidzi kąpieli. Zaśmiałem się. Byłem szczęśliwy, że mogłem pomóc tej wilczycy, ale mój współlokator nie podzielał mojego entuzjazmu. Kagami popatrzył w moją stronę. Zauważył krew. No chyba tylko ślepy by tego nie dostrzegł. Wydawał się być przerażony, zmieszany i zły zarazem.Westchnąłem.
-No i się zaczyna- szepnąłem cicho do Ayato...
<Kagamiś? ^^>
Ilość słów: 857

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz