środa, 7 lutego 2018

Od Kagamiego do Erena

-Eren, gdzie ty leziesz znowu? Wiesz, że ciebie nie puszczę...
Chłopak spróbował wyrwać ode mnie swoje ramię, ale nie udało się mu. Pochwyciłem je mocniej, ale nie zacisnąłem dłoni na tyle mocno, aby zrobić mu krzywdę. Patrzyłem na żółtkookiego z powagą, nie chcąc aby ten ponownie gdzieś wyłaził, a potem wracał cały w krwi.
-Eren, nie puszczę ciebie. Gadaj i to natychmiast...-burknąłem.
-Muszę jej pomóc.
-Dupa Jasia, nie puszczę ciebie czopie!
Chłopak znowu zaczął się szarpać, więc ze złością podniosłem go, a potem przerzuciłem go sobie przez ramię. Szamotał się, bił mnie po plecach, ale ani mi się myślało go puścić. Chuj wielki i bąbelki. Mogę z nim tak ciągle łazić, byle tylko nie stała mu się krzywda. Nie wiem ile tak z nim stałem, ale widocznie zrezygnował z dalszej próby ucieczki. Prychnąłem pod nosem.
-Szybko się poddajesz...
-Spierdalaj...-fuknął.
-Nawzajem czopie. A teraz idziesz spać.
W tym momencie rzuciłem go na łóżko, okryłem go pościelą, a sam usiadłem na krześle obok. Kiedy ten spróbował wstać, pchnąłem go z powrotem na materac, opatulając go mocniej kołdrą. Wyglądał jak wielki naleśnik.
-Nie wypuszczę cię żółtku, a teraz śpij i zamknij się. Nie będę ciebie słuchał.
Eren znowu próbował coś gadać, ale uniemożliwiłem mu to poprzez zakrycie jego ust dłonią. Chyba mnie gryzł, ale wybuchłem po tym śmiechem, a ten zaczął się wściekać. Widząc tę czerwoną ze złości buźkę myślałem, że chyba się posikam.
-Czopie, nie wygrasz ze mną. Nie próbuj, bo i tak przegrasz.-uśmiechnąłem się.
---
Chłopak bardzo długo starał się zasnąć, jednak po czasie udało się i zamilknął. Patrzyłem jak kolor piwonii na jego twarzy ponownie niknie. Chwyciłem się za nadal bolący brzuch, cicho sycząc, aby nie obudzić żółtkookiego ciapcioka. Usiadłem obok, a potem zacząłem ciężko oddychać. Z nosa popłynęła mi kolejna strużka krwi, więc otarłem ją delikatnie. Rzeczywiście coś było nie w porządku... I to nawet bardzo. Prychnąłem, ale potem spojrzałem na marszczącego nos szatyna. Chyba śniło mu się coś złego. Odgarnąłem mu włosy z czoła, a potem pogłaskałem go po głowie. Na pewno to ten koszmar. Eh... Wiem, że to go boli, dlatego chciałbym mu pomóc jak tylko mogę. Dlatego też nadal delikatnie muskałem palcami po jego gorącym czole. Chyba ma gorączkę. Na moment wstałem, a potem z łazienki wziąłem ręcznik nasączony zimną wodą. Wróciłem do Erena, kładąc mu chłodny kompres na czole. Chwilę trzymałem przedmiot przy jego głowie, ale potem już go zabrałem, bo byłem pewny, że już mu nie pomoże. Dojrzałem jednak, że chyba troszkę mu ulżyło, więc uspokoiłem się. Jednak czułem, że to nie zakończyło jego koszmaru. Jeszcze raz pogłaskałem go po tym łbie. a potem postanowiłem dalej go pilnować, aby czopowi nic nie strzeliło do głowy. Ziewnąłem, biorąc do dłoni telefon, który właśnie mi zawibrował.
H> Jutro trening od razu po lekcjach. Bez gadania i wymówek. Cały weekend spędzamy też na sali. Zarezerwowałem ją nam. Do zobaczenia.
Przetarłem twarz dłońmi, a potem westchnąłem ciężko. Popatrzyłem na śpiącego chłopaka, a potem na zegarek. Za dwie godziny i tak zaczynają się lekcje, więc nawet nie będę iść spać. Wstałem, następnie wszedłem do łazienki, chcąc wziąć szybki prysznic, a potem ruszyć na lekcje. Jak wylazłem z łazienki, ubrałem się, a potem zacząłem trącać nogą Erena.
-Wstawaj, zaraz masz lekcje żółtku.
Potem złapałem za swoją torbę i ruszyłem do szkoły z nadzieją, że temu debilowi nic nie strzeli do łba.
---
Po lekcjach, ruszyłem w stronę sali. Wymijałem wiele osób, ale jedna przykuła moją uwagę. Czarnowłosy chłopak, mający na szyi naszyjnik. Nie wiedziałem jednak co na nim jest, bo wisiorek był pod jego koszulką, ale... Biła od niego tak bardzo znajoma aura i zapach. Szybko się jednak otrząsnąłem, kiedy wszedłem na salę. Pomachałem kolegom, idąc do szatni. Zmierzwiłem swoimi dłońmi włosy, a potem się przebrałem. W stroju klubowym wbiegłem na boisko i rozpocząłem rozgrzewkę. Chwilę później rozpoczęliśmy mecz z drugim składem. Wbiegłem w tłum z piłką i za każdym razem, kiedy ją otrzymywałem, zaliczałem mocny wsad do kosza za dwa punkty... Nagle za którymś razem, otrzymałem w głowę od Hyugi. Warknąłem.
-Za co?
-Za jajco! Wchodzisz powoli w Zone, widzę! Masz się uspokoić lub pójdziesz na ławkę.
Fuknąłem coś pod nosem, a potem wziąłem kilka głębokich wdechów. Nie znosiłem siedzieć w czasie meczu, więc dla mnie wybór był jasny. Pokręciłem głową, a potem ponownie ruszyłem jak strzała. Mitobe podał mi piłkę, więc ją pochwyciłem i ze spokojem postarałem się ją rzucić za trzy punkty. Udało mi się, jednak to nie mój styl. Zdecydowanie. Hyuga poklepał mnie po ramieniu, a sam potem ponownie ruszył do gry. Na salę czasami wchodziły jakieś osoby, aby pooglądać chwilę trening. Jednak nie na długo, bo Riko często ich wyganiała. Nagle do pomieszczenia wszedł ten chłopczyk-Izaya. Uśmiechnąłem się i dałem im znak, żeby wziąć chwilę przerwy. Popatrzyłem na młodego, a potem na dziewczynę kapitana. Pokręciłem głową, aby ta ich nie wyganiała.
-Izaya, idź usiądź na trybunach.-powiedziałem, a chłopczyk pociągnął mamę na miejsca.
Po chwili wznowiliśmy trening, a po otrzymaniu piłki wbiłem ją do kosza. Tak za każdym razem, ale starałem się nie porywać za mocno. Za każdym razem, piłka znajdowała się w moich dłoniach po podaniach od Mitobe oraz Shuna. Hyuga i reszta zazwyczaj zdobywali punkty na wyłączność. Mecz skończył się na zwycięstwie pierwszego składu. Na sam koniec, zrobiliśmy jeszcze szybkie ćwiczenia, czyli rzucanie z linii rzutów wolnych. To się często przydaje po faulach, więc zazwyczaj koniec poświęcaliśmy właśnie na to.
---
Kiedy nasz trening dobiegł końca, ciężko westchnąłem. Tak bardzo chciałem jeszcze grać. Choć odrobinkę, choć chwileczkę... Pokręciłem głową, ale nagle na kogoś wpadłem. Usłyszałem znajomy mi dźwięk, który był jakby podwojony. Spojrzałem na tego chłopaka. Miał czarne włosy, a na jego szyi wisiał srebrny naszyjnik. Nadal nie widzę tego wisiorka, ale dźwięk ma dla mnie tak bardzo znajomy. Zmarszczyłem lekko brwi.
-Przepraszam.-powiedział swoim lekkim głosem, a potem poszedł dalej.
Kim on jest... Dlaczego wydaje mi się, że go znam? Przegryzłem wargę, a potem poprawiłem swoją torbę, idąc dalej w stronę Akademików. Po kilku dobrych chwilach, wszedłem do pokoju, patrząc na siedzącego na łóżku Erena. Wyglądał tak, jakby miał znowu gorączkę. Rzuciłem torbę w kąt, a potem zbliżyłem się, kładąc dłoń na jego czole.
-Masz znowu gorączkę żółtku... Kładź się...
<Eren?>
Ilość słów: 1016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz