Strony

środa, 14 marca 2018

Od Kagamiego do Erena

- Dziękuję... Dziękuję za wszystko, Kagamiś. - usta chłopaka złączyły się z moimi w czułym pocałunku.
Uwielbiałem to. Wręcz kochałem. Całego go kochałem. Nie obchodziło mnie, czy jest demonem, aniołem czy innym potworem. Dla mnie to nadal ten sam, kochany Eren, którego serce bije tak łagodnie, patrzy na mnie tymi swoimi żółtymi oczami i zazwyczaj jest szczęśliwy, będąc obok mnie. Był dla mnie bardzo ważny. Mogłem przeżyć wszystko, aby tylko nie martwił się. On ma się cieszyć życiem. Nie mogłem pozwolić, aby był smutny. Po chwili oddaliłem delikatnie od niego twarz, przykładając swoje czoło do jego czoła. Uśmiechnąłem się szeroko.
-Nie musisz mi dziękować, Żółtku. Jesteś dla mnie ważny, więc jasne jest, że będę ci pomagał, bez względu co to by było i jaką miało cenę...
-Jesteś niezastąpiony, Kagami...
-Dla ciebie zawsze taki będę i nie zostawię ciebie nigdy...-szepnąłem, po czym delikatnie pogładziłem jego plecy i ponownie złączyłem z nim swoje usta.
-Nigdy przenigdy?- chłopak wpatrywał się w moje oczy.
-Przenigdy. Nie pozwolę na to.
-Kagamiś, wiesz co?
-Tak?-uśmiechnąłem się delikatnie.
-Jesteś niesamowity. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...
-Eren, też nie wyobrażam sobie tego, dlatego proszę, zawsze bądźmy obok siebie.
-Na zawsze...
Objąłem go bardzo mocno, po czym wpiłem się z pasją w jego usta. Były tak cholernie słodkie. I całe moje. Chciałem już nigdy nie wypuszczać go ze swoich objęć. Chciałem, aby zawsze mógł być w nich bezpieczny. I będzie wiecznie przeuroczy. Spojrzałem mu w oczy, kładąc dłoń na jego policzku. Był taki ciepły. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym wstałem, głaszcząc go po głowie.
-To jest nasze show. Jesteśmy tymi, którzy piszą scenariusz. Nikt nigdy nie zagnie tej równości. Obiecuję. Wiecznie będziesz obok mnie, a ja będę wiecznie obok ciebie.-odszedłem kawałek, wracając na swoje łóżko.-A teraz wybacz mi mam sporo nauki japońskiego.
Wziąłem słuchawki z biurka wraz z zeszytem i podręcznikiem. Po tym rzuciłem się na łóżko, opierając się o ścianę. Włączyłem muzykę z telefonu, a w słuchawkach rozbrzmiał tak bardzo znany dla mnie utwór. Spojrzałem na podręcznik, a notatki położyłem na kolanach. Zacząłem mruczeć pod nosem wszelkie formułki i słówka, jakich nie mogłem się nauczyć tak długi czas. Dla mnie ten język to czarna magia, a muszę się nim posługiwać. Czułem jak szarpie mnie nerw. Nie znosiłem się uczyć, a szczególnie nie znosiłem tego cholerstwa. Czułem jak skacze mi żyłka na skroni. Kątem oka rzuciłem wzrok na Erena. Zasnął. Uśmiechnąłem się, po czym na moment wstałem. Podszedłem do niego i nakryłem go. Na jego twarz wstąpił drobny, senny uśmieszek.
-Śpij dobrze, Eren...-szepnąłem.
Westchnąłem i spojrzałem na zeszyty. Przeszły mnie ciarki. Bardzo szybko zrezygnowałem z pomysłu dalszej nauki. Ucałowałem czoło Żółtka, po czym ze słuchawkami w uszach pokierowałem się do wyjścia z pokoju. Potrzebowałem świeżego powietrza. Park był dobrym pomysłem. Wsadziłem dłonie do kieszeni, po czym z zamyśleniem na twarzy pokierowałem się powoli ścieżką do parku. Odchyliłem na moment głowę, zastanawiając się nad tym, dlaczego to ten bożek wpadł na moją drogę. Był uroczy, kochany i na pewno go nikomu nie oddam. Jest dla mnie bardzo, bardzo ważny. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym nagle poczułem, że ktoś wpada na moje nogi. Uroczy, mały chłopiec, który z naburmuszeniem spojrzał na mnie.
-Uważaj jak chodzisz wielki bandyto.- burknął, po czym założył dłonie na piersi.
Uniosłem lekko jedną brew do góry, zdejmując słuchawki. Mały, czarnowłosy chłopak widocznie posiadał w sobie brak kultury i brak dyscypliny. Nigdy bym tak nie powiedział do osoby, która przez przypadek na mnie wpadła. Wyjąłem dłonie z kieszeni, po czym ukucnąłem przed dzieciakiem z plastrem na policzku. Położyłem rękę na jego głowie.
-Lepiej nie mów tak do starszych. Ja jestem miły, ale nie każdy na ulicy taki będzie. Możesz tak powiedzieć owszem do wszystkich, lecz skąd wiesz, czy ta osoba nie zrobi ci przez to krzywdy? Chyba lepiej powiedzieć przepraszam i wyminąć tego kogoś, niż potem móc przypłacić chamstwem dużą cenę.-po tych słowach wstałem, a następnie ruszyłem dalej.
Kiedy już chciałem nałożyć na uszy słuchawki, dzieciak do mnie podbiegł, łapiąc moją dłoń w swoje dwie, drobne i malutkie łapki. Spojrzałem w jego kierunku.
-Jak się nazywasz?-zapytał.
-Kagami Taiga.
-To ty jesteś tym koszykarzem!?-krzyknął z zachwytem, po czym zaczął skakać z radości.-Podpisz mi się na koszulce!
Dzieciak rozpiął bluzę i ujrzałem biały podkoszulek z moim imieniem, nazwiskiem oraz numerem 10. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Maluch podał mi mazak po czym z zachwytem patrzył na mnie. Podpisałem się, po czym spojrzałem na niego.
-Jak się nazywasz?-zapytałem.
-Hideyoshi!-pisnął.
Dodałem do podpisu jego imię, po czym oddałem mazak. Chłopczyk pobiegł z zachwytem dalej, a mi pozostało wrócenie do pokoju. Rozłożyłem skrzydła, po czym poleciałem do akademików, rozglądając się. Było tak ładnie. Minęła chwila i wtedy wylądowałem na balkonie. Schowałem skrzydła, wchodząc do pokoju. Eren otworzył oczy, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się i zasalutowałem do niego.
-Jak się spało, Żółtku?-zapytałem.
<następne opowiadanie>
<Eren?>
Ilość słów: 788

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz