czwartek, 8 marca 2018

Od Erena do Kagamiego

Upadłem na balkon. Nie ogarniałem, co się dzieje. Czemu znów muszę to przeżywać? Co ja im takiego zrobiłem, że mnie porwali? Tak w ogóle, kim oni byli? Co się dokładnie stało, tam w hangarze? Czemu... Co to było? Ta forma... Nigdy jej wcześniej nie odkryłem, a przynajmniej tego nie pamiętam. Teraz czuję w sobie to, że po części jestem demonem. Jakbym... Jakbym to COŚ obudził.
Coś się nowego zrodziło, ale nie jestem do końca pewien, co to. Czuję się bardzo dziwnie. Jakbym czegoś chciał, czegoś pragnął, ale czego? Nie jestem spragniony w takim sensie, że napiję się wody i będzie ok. To zupełnie coś innego. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. O co w tym wszystkim chodzi... Może to przez to, że uwolniłem tę demoniczną część mnie? Mam znów tyle pytań, a na żadne nie znalazłem konkretnej odpowiedzi... Straciłem też za dużo krwi, więc świat wirował przed moimi oczami. Tak mi się kręciło w głowie, że musiałem zamknąć oczy. Nagle poczułem, jak ktoś mnie obraca i coś do mnie mówi. Kto to? Ciepłe ręce, przyśpieszony oddech i niski, ciepły głos... Cały czas coś do mnie mówił. Nie wiedziałem co, dźwięk jakby nie chciał dochodzić do moich uszu. Ten ktoś, parę sekund później, wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Teraz jestem pewien. Wszędzie bym poznał to charakterystyczne bicie serca i silny uchwyt w dłoniach. Kagami... Jak dobrze, że on przy mnie jest. Co ja bym bez niego zrobił? Nie wiem... Czułem się okropnie. Chłopak gdzieś poszedł, a ja zemdlałem...
---
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Na moim łóżku, obok mnie, siedział Kagami. Siedział tak, z dłońmi wplecionymi w swoje włosy. Miał wzrok skierowany w podłogę. Jego spojrzenie wyrażało żądzę zemsty. Dobrze je znałem, takie spojrzenie. Sam miałem je niedawno, podczas tego... wiadomo czego. Mam nadzieję, że nie widział tego, jak mordowałem tych idiotów. Nie chcę, by to widział. Wiem, że przez takie coś mnie nie zostawi. Dobrze zdaję sobie z tego sprawę, ale jednak... Jednak gdzieś tam w środku jakaś cząstka mnie nadal się boi odrzucenia. Spojrzałem na czerwonowłosego i chciałem coś powiedzieć, ale chłopak położył swój palec na moich ustach.
- Ci... Nic nie mów. Odpoczywaj. Wszystkie rany opatrzyłem, a teraz możesz się wyspać. Będę cię pilnował...
Jednak ja nie dałem rady tak po prostu się położyć i zasnąć. Coś ciągle mi przeszkadzało. To pragnienie... Do jasnej cholery co to jest za dziwne uczucie? Chcę czegoś, ale nie wiem czego. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to przez uwolnienie tej formy... Nie mam zielonego pojęcia... Poza tym, jak miałbym spać, gdy przede mną jest osoba, którą tak bardzo kocham i dla której bezpieczeństwa zamordowałem kolejne osoby? Nie mogłem teraz zasnąć! Po prostu nie! Chwyciłem jego dłoń lekko i podniosłem się z poduszki. Spojrzałem Kagamiemu w oczy. Piękna czerwień jego oczu również patrzyła na mnie. Położyłem delikatnie dłoń na jego policzku. Jest tu, obok mnie i nic mu nie jest. Wszystko z nim w porządku. Jak dobrze... Kamień z serca. Mogę być o niego spokojny, przynajmniej na razie... Nie wytrzymałem tego napięcia, nie dałem rady. Zbliżyłem się do niego i pocałowałem go czule w usta. Tak cholernie mi go brakowało, tak strasznie się o niego bałem, a teraz siedzi tu, obok mnie, cały i zdrowy... Po chwili się od niego odsunąłem, ale nie na długo. Chłopak objął mnie mocno, czułem, że też się o mnie martwił. Przed oczami miałem jego szyję. Serce zaczęło mi bić nieco szybciej... Cholera, to o takie pragnienie chodzi. Nie mówcie mi, że od teraz stanę się jakimś podgatunkiem wampira... Nie no, nie mogłem tego zrobić! Nie mogę przecież tak po prostu się wbić kłami i... No po prostu nie! Odsunąłem się delikatnie od chłopaka. Nie chcę tego... Wiem, że muszę, ale nie chcę.
- N-nie, bo jeszcze coś się stanie...
- Co ma mi się stać? - zapytał z ciekawością, a ja językiem wyczułem, że pojawiły się ostre jak brzytwa kły. Spojrzałem na jego szyję i spuściłem wzrok.
- Hej, nie martw się...
- Widziałeś to, w hangarze? To mam na myśli mnie... - Nadal trzymałem głowę w dole.
- Widziałem, ale hej, nie martw się, naprawdę... - Złapał moją rękę.
- Ale jak! Ja nie mogę wytrzymać...
- Eren... - Objął mnie mocno. No nie, znowu jego szyja... Serce zaczęło bić mi jeszcze mocniej i przyłożyłem kły do jego szyi. Co ja robię... Co się dzieje. Nie chcę, ale muszę, co mam robić?!
- Eren... - szepnął i pocałował mnie delikatnie w głowę.
- Przestań! Nie... Nie mogę... - Zakryłem uszy dłońmi. W głowie usłyszałem dziwny głos "Wiem, że tego chcesz. By mnie zaakceptować, musisz się napić... Dawaj, tyle przeszedłeś, a tego się cykasz?"
- Eren... - Kagami nadal wymawiał moje imię, a ja już nie mogłem się dłużej powstrzymywać. To było silniejsze ode mnie. Zbliżyłem się do niego, obejmując go i wbiłem się w jego szyję. Matko, co ja robię...Kagami jednak nie miał nic przeciwko. Dziwne... Delikatnie pogłaskał mnie po głowie. Po chwili odessałem się od chłopaka. Z ust ciekła mi stróżka jego krwi.
- Tsh... - Wplotłem jedną dłoń w swoje włosy i odwróciłem w bok głowę. Kagami złapał moją dłoń. Nie no, ja pierdole, czuję się jak jakiś wampir. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki, trzaskając drzwiami. Walnąłem pięściami w blat. Kim ja do cholery jasnej jestem! Nawet o sobie nic nie wiem! Kagami zapukał do łazienki i wszedł do niej. Popatrzyłem w stronę drzwi i po chwili spuściłem głowę, kiwając ją. Ręką otarłem krew z ust. Najgorsze jest to, że mi smakowała jego krew... Chłopak znalazł się blisko mnie i patrzył na mnie.
- Eren, hej, co jest?
Westchnąłem ciężko.
- Wtedy, w hangarze, uwolniłem swoją demoniczną formę, a przynajmniej tak myślę, że to ona. Od tamtego czasu domaga się krwi... Stąd te zęby i... - wskazałem i pokazałem kły.
- Zawsze możesz liczyć na moją krew. Nie krępuj się, naprawdę.
- N-nie... Nie masz nic przeciwko? Przecież... - spojrzałem na niego z zaskoczeniem.
- Nie mam. Jestem tutaj dla ciebie... - Uśmiechnął się.
Zaśmiałem się, a z oka poleciała mi łza. Czego ja się tak cholernie bałem... Przecież on nigdy mnie nie odrzuci, nawet jeżeli jestem potworem.
- Dziękuję... Dziękuję za wszystko, Kagamiś. - Zbliżyłem się do niego i pocałowałem go czule, nadal mając w ustach smak po jego krwi...
< Kagamiś? >
Ilość słów: 1052

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz