sobota, 17 marca 2018

Od Sho do Ktosia

Godzina szła za godziną. Lekcje przeplatane przez przerwy również jakoś zniosłem. Siedziałem w swojej ulubionej samotności, którą przerywały pytania na mój temat ze strony nauczycieli. Nic nowego. Chcieli się dowiedzieć czegoś na temat ucznia, którego wyniki wszelakich badań tkwią skserowane w dzienniku. W zasadzie dopiero po dostrzeżeniu tego zacząłem poważniej zastanawiać się nad możliwościami osób chodzących do mojej klasy. Nieuniknione, że ci bardziej spostrzegawczy zauważyli ksero i będą chcieli się do niego dorwać... Myślę, że dla własnego dobra, poproszę wychowawcę o lepsze miejsce na dosyć istotne dla mojej reputacji świstki.
Wracając. Przerwa obiadowa. Jako że nie jestem zbyt wymagający, z ogólnodostępnego zestawu nawaliłem sobie do miseczki jedynie ryżu. Tyle mi wystarczyło do żołądkowego szczęścia. Rzecz jasna, całość doprawiłem sporą ilością swojej ulubionej mieszanki leków. Ten posiłek miał mi wystarczyć na pierwsze ćwiczenia fizyczne, do których rozpoczęcia zostało zaledwie kilka minut. Dosyć spokojnie jedząc, starałem się nie zwracać zbytniej uwagi na swoją osobę. Nie jest mi nikt potrzebny...
Ostatnia dzisiejszego dnia lekcja. Z tego, co doszły mnie słuchy, podczas jej trwania mieliśmy nauczyć się lepiej koncentrować na swoich nadludzkich umiejętnościach. Czyli ogólnie mówiąc, było to coś idealnego dla mnie. Główny cel, dla którego się tutaj przeniosłem. Przynajmniej sprawdzę, czy było warto... W każdym razie, wchodząc na salę gimnastyczną, od razu zwróciłem uwagę na stojącą pośrodku niej klasę. Najwidoczniej nawał nowych uczniów zmusił nauczycieli do połączenia dwóch grup wiekowych podczas tych zajęć. Na całe szczęście, z tego, co wywnioskowałem, byli od nas młodsi. Ciekawe kogo i do czego mają mi zamiar przydzielić podczas pierwszych zajęć... Jeszcze mi powiedzcie, że jakiegoś chłopaka, to dostatecznie się załamię... Nienawidzę konfrontacji z osobami tej samej płci. Szczególnie z takimi uczęszczającymi zdecydowanie dłużej do progów tej szkoły. Może i mam swoje ponad dwadzieścia lat, ale z mocami radzę sobie gorzej niż niepełnoletnie dziecko. Pewien jestem tylko dziesięciu broni, nad którymi panowaniem jakoś sobie radzę oraz umiejętności zamiany w cień. A pomyśleć, że to wszystko szłoby rozwinąć... Wiele możliwości, które na wieki wieków przez mój wstręt do nadnaturalnych dziwactw, zostaną zaprzepaszczone. Nie chcę stawać się silniejszym. To zmieniłoby zbyt wiele w moim życiu. Z kolei zmian — nienawidzę. Miałem jedynie nadzieję, że nie zostanę zmuszony do robienia za jakiś świetny wzór do naśladowania, zważając na wiek.
- Więc może dla integracji. Każdy ze starszej grupy wiekowej dobiera sobie młodszą koleżankę, czy tam kolegę. Dzisiejsze zajęcia wymagają waszej współpracy - "No tak Sho... Właśnie pożałujesz swojej zbyt gwałtownej decyzji o przeniesienie się w środku roku szkolnego" - mruknąłem do samego siebie, podświadomie strzelając facepalm'a. Już czuję to upokorzenie... Nie mam pojęcia, jakiego typu to jest klasa, ani czego mogę się spodziewać.
Ku mojemu niezadowoleniu, za towarzysza przydzielono mi z lekka niższego chłopaka. Mimo że dzieliło nas kilkanaście miesięcy, czułem tą bijąca od jego osoby powagę i skupienie. "Zabicie mnie, proszę" ~ powiedziałem do siebie w myślach, unosząc spojrzenie na stojącego nieopodal nauczyciela. Coś pieprzył o standardowym treningu... Tylko — na czym może on polegać? Po chwili wydał polecenie o treści "szykujcie się", co do którego mógłbym rozmyślać przez kilka najbliższych minut. Mamy być w gotowości; ale do czego? Na pewną śmierć, czy może tylko niezłe uderzenie od rzeczywistości? Sam już do końca nie mając pewności co ze sobą zrobić, wyciągnąłem otwartą dłoń do przodu. Przymknąłem delikatnie oczy, żeby pozwolić samoczynnie uformować się mojej ukochanej broni. Jedna z najprostszych do obsługi. Parę razy zdarzyło mi się jej użyć... W nagłych przypadkach heh. Owa zabawka miała do dyspozycji trzy tryby: paraliż, egzekucja oraz destrukcja. Dwa pierwsze wykorzystuje się w stosunku do żywego obiektu, natomiast ostatnim można zniszczyć martwy przedmiot. Proste.
Nie minęło dziesięć sekund, a przede mną i towarzyszącym mi chłopcem pojawiła się nieco wyższa od nas postać. Przebrzydła kreatura... Ledwo pociągnąłem za spust, a ta przeszyta niebieskim promieniem, z dziurą centralnie we łbie padła na ziemię. Gdyby tylko to coś było żywe... Na pewno nie byłbym pierwszy do sprzątania po nim krwi. Albo nią. Nie wiem, jak rozróżniać płeć u takich szkaradnych kreatur. Kątem oka rzuciłem spojrzenie w kierunku swojego towarzysza, który jakby oniemiały przypatrywał się mojej osobie. Ledwo odkrywałem swoje oczy, przez opadające na nie włosy, przez co ten, zdezorientowany sam chyba nie wiedział, gdzie skupić całą swoją uwagę.
- Teraz twoja kolei... - odparłem w jego stronę, swym typowo zachrypniętym głosem. - Przepraszam, że tak się wyrwałem... - wtrąciłem jeszcze, spuszczając odruchowo głowę. Taki nawyk i zwyczaj... Podobnie jak złożenie rąk. Jednak nie taki straszny ten dzieciak... Teraz normalnie, z delikatnym uśmiechem na ustach przekomarzał się z kolejnym przeciwnikiem. Zadziwiająca jest ilość osób, które na co dzień potrafią nakładać rozmaite maski, aby tylko ukryć swoje prawdziwe "ja". Mnie po prostu się to znudziło. Wiele lat temu.
Obudził mnie dopiero strzał przeciwnika. Co prawda, wycelował idealnie w moją głowę, lecz moja nieco przyśpieszona reakcja pozwoliła nabojowi jedynie stworzyć delikatny ślad na moim policzku. Czekaj... Czyli to jednak może zabić?!
- Coś tu zdecydowanie nie gra... - mruknąłem pod nosem, przełączając swoją broń na tryb paraliżu. Sam do końca nie miałem pewności, czy cokolwiek to da, lecz na szczęście już po chwili coś przypominającego twarz kreatury zetknęło się z ziemią. Podszedłem do hologramowego ciała, które przynajmniej w teorii powinno mieć pod sobą jakiś tandetny endoszkielet i niezbyt groźną broń. Gdy tylko zdjąłem z tego dziadostwa wygenerowaną komputerowo maskę, spostrzegłem dosyć znaną, ogólnodostępną zabawkę... Czyli sens słów z początku treningu był jasny. Szmelc po chwili rozpłynął się w powietrzu. "Nie sądziłem, że będą stosować nawet takie techniki... W stosunku do o wiele młodszych" - powiedziałem do siebie w myślach. Rzuciłem przelotne spojrzenie w kierunku otaczających nas ludzi. Zostało jeszcze jakieś dziesięć minut, a z robotami szło coś widocznie nie tak. Przy swych oględzinach w oczy rzuciły mi się dwie dosyć drobne istotki płci pięknej. Jedna z niezbyt dobrze radzących sobie par... No tak, w końcu jedna z nich musi należeć do innej, niezbyt przystosowanej do takich walk klasy. "Czyli to ćwiczenie związane jest z ochroną obywateli..." - powiedziałem w myślach, podbiegając do przydzielonego parze robota. Bez zapowiedzi, pozwoliłem sobie za pomocą jednego pocisku zniszczyć ów kupę złomu, która według programu miała otworzyć ogień. Znam się na podobnych blaszakach... Po błędnej ocenie możliwości przeciwnika komputer może mocno przesadzić. Spojrzałem na trójkę, która stała tuż za mną. Mój towarzysz oraz przydzielona do urządzenia para dziewcząt. Nie próbując wychylić swych oczu spod grzywki, opuściłem swoją broń nieco w dół.
- Daijobu?

< Panie, pan? >
Liczba słów: 1047

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz