piątek, 23 marca 2018

Od Erena do Kagamiego

Stałem nieruchomo, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę. Kurwa! Nic nie rozumiem! Czemu nagle mnie opuścił?! Co się stało?! Nie wiem! Nie wiem... Ktoś, odpowiedzcie mi! Ktokolwiek, proszę... Wyjaśnijcie mi, o co w tym kurwa chodzi! Czemu znów jestem sam! Czemu straciłem kolejny raz kogoś, kto był w moim życiu najcenniejszy! Odpowiedz, Kagami! Podejdź tu i mnie przytul! Bądź przy mnie, jak zawsze! Błagam! Zrobię wszystko...Wszystko... Tylko proszę, nie zostawiaj mnie. Mówiłeś cały czas, że możesz nie wrócić, że mogę cię już nigdy nie zobaczyć... A-ale... Ale jak to... Czyli, to było nasze ostatnie spotkanie? Nigdy cię już nie zobaczę? Czyli to wszystko... Było bez sensu? Znowu... Znowu jestem sam... Kolejny raz ktoś mnie zostawił. Bez słowa... Bez wyjaśnienia... Bez niczego! Znowu muszę sobie radzić sam. Nie mam nikogo u swego boku. Znowu, znowu i znowu! Czemu?! Przecież go tak kocham! Zrobił dla mnie tyle rzeczy, był zawsze obok i mnie nigdy nie odrzucił! Widział jako jedyny we mnie osobę, kogoś, kto ma te pierdolone uczucia. Widział we mnie człowieka, a nie zimny kamień, nie potwora, nie mordercę! Wróć! Wróć do mnie! Błagam! Proszę! Usłysz mnie! Kagami! Nie chcę tego przeżywać drugi raz... Byłem z tobą taki szczęśliwy... Czemu... Czemu to zrobiłeś?! Nic mi nie powiedziałeś! Nic! Bez wyjaśnienia! Odszedłeś po prostu, zostawiając mnie! Zostawiłeś mnie samego! I gdzie jest kurwa ta twoja walona obietnica?! Gdzie?! No gdzie?! Pytam się! Ale nikt mi nie odpowie! Mówiłeś, że nigdy mnie nie zostawisz! Że zawsze tu będziesz! Że mnie kochasz! Jak mogłeś tak kłamać! Jak mogłeś tak mnie oszukać! Bawiłeś się mną? Udawałeś? Czy naprawdę mnie kochałeś? Co to znaczy... Co to znaczy kochać? Nie chcę... Nie chcę nic czuć... Zawsze kończy się tak samo... Po co, na co mi to wszystko... Spojrzałem na zdjęcie i odwróciłem je. "Na zawsze razem. Na zawsze szczęśliwi. Na zawsze połączeni duszą, ciałem i sercem." Jakie na zawsze! Kłamca... Z ręki wypadło mi zdjęcie, które upadało powoli na podłogę. Wyleciałem jak najszybciej z pokoju. Nie chcę tu być. Tu jest za dużo wspomnień... Za dużo... Wszędzie tylko ból i cierpienie. Rozłąka i smutek. Czy ja nie mam prawa być szczęśliwy?! Czy jestem aż tak beznadziejny? Kagami... Imię osoby, która zostawiła mnie bez słowa, deklarując, że mogę już jej nigdy nie zobaczyć... Moje serce pęka... Pęka jak kruche szkło. Obwiązuje je coś ostrego... Coś kłującego... Boli, to tak cholernie boli... Ktokolwiek... Proszę... Dajcie mi moje całe życie, mój cały świat, zwany Kagamim z powrotem! Bym mógł go dotknąć, zobaczyć, powiedzieć "kocham cię" ten ostatni... Ostatni raz... Z moich skrzydeł wydobywała się ciemna mgła. Traciłem nad sobą kontrolę. Nie wytrzymam... Niech ktoś mnie uratuje... Niech ktoś zabierze ode mnie ten ból. Nie chce nic czuć. Nie chce! Za mną wyskoczył Ayato, który piszczał wręcz, bym wrócił i nie robił nic pochopnego... Nie, Ayato, mój kochany piesku, nie dam rady tam wrócić... Odejdź, bo zrobię ci krzywdę. Nie wytrzymam kolejnej straty i rozłąki... Odejdź. Wszyscy, odsuńcie się ode mnie i mnie zostawcie. Zostawcie mnie samego... Te wszystkie wspomnienia... Przelatują mi przed oczyma... Pierwsze spotkanie, zaświecenie się mego klucza i jego pierścienia, znaki i ich odczytywanie, ratowanie mnie z opresji, wspólne wyjścia, śmianie się, zwierzanie ze wszystkiego, kłótnie i godzenie się, głaskanie mnie po głowie, przytulanie mnie, wsparcie, bezsensowne rozmowy o wszystkim i o niczym, wspólny lot, wspieranie się nawzajem, leczenie mych ran, pierwsze nasze "kocham cię", pierwszy pocałunek, bal, przygotowania do niego i ta propozycja, na którą czekałem całą wieczność, wspólne sny, przeznaczenie... Kagami! Proszę... Nie zostawiaj mnie samego... Wylądowałem z impetem na leśnej polanie, a tuż za mną znalazł się Ayato. Na moich rękach znalazły się czarne żyły, których nie kontrolowałem. Szybko obwiązały mnie całego. Białka zmieniły barwę na czarną, a kły pojawiły się momentalnie. Czarne, ogniste rogi na moich włosach parowały czarną i krwistą mgłą. Wrzasnąłem... Tak głośno, że cały las mógł mnie usłyszeć. Niech cały świat to usłyszy... Ayato próbował mnie uspokoić. Nie... Piesku, nie rób tego, bo coś ci zrobię .Nie umiem już... Nie potrafię siebie kontrolować. Po co mam siebie kontrolować... Wszyscy mnie oszukali... Wszyscy... Nie mam już nikogo... Mój cały świat, na którym zależało mi bardziej niż na własnym życiu, odszedł... Poszedł w niepamięć... I znowu... Znowu jestem sam! M-moje serce pęka, krwawi milionami litrów brudnej od żądzy mordu krwi... Ale... Czy ja w ogóle mam serce? Czy ja mam prawo mieć serce? Mam w ogóle prawo kochać? Co to znaczy kochać? Co to znaczy żyć? Co to miłość? Nic nie czuję... Nic... Dlaczego... Pustka, ciemność, tylko krew, krew, krew! On zniknął... Przepadł, mój skarb... Już go nigdy nie zobaczę, nigdy... A przecież mówił, że mnie nie zostawi, że zawsze tu będzie, obok mnie... No to... Gdzie jesteś? Bo na pewno nie tu... Wróciłem do punktu wyjścia. Już nigdy więcej... Nigdy nikomu już nie zaufam...Nawet sobie... Ayato zbliżał się od mnie powoli, a koło niego wilczyca, piękna biała wilczyca o niebieskich oczach. Ta sama, którą uratowałem kilka miesięcy temu... Nie zbliżajcie się... Chciały mnie uspokoić. Nadaremno. Tracę kontrolę... Tracę siebie... Coś mnie wiąże, obwiązuje. Nic, pustka, ciemność. Gdzie ja jestem? Co ja robię? Kim ja jestem? Ten ból... Przeszywający całą klatkę piersiową ból. Zabić... Zabić.... Zabić! Zacząłem słyszeć miliony jęczących i wrzeszczących głosów. Wszystkie krzyczały "Morderca!". Narastały. Coraz głośniej...Zacząłem emanować przerażającą ilością krwisto-czarnej mgły, która zaczęła otaczać całą polanę. Wszyscy, których objęła, odczuwali narastający ból. Mój ból... Było coraz głośniej, a ja nie wytrzymałem dłużej...
-NIEE! Zostawcie mnie! -krzyknąłem i złapałem się za włosy, wręcz je rwąc. Spojrzałem demonicznymi oczami na wilki. Ana i Ayato. Nie rozpoznawałem ich. Wrogowie, czy sojusznicy? Chcecie mnie zostawić? Zabić, zabić, krew, krew, krew! Zacząłem zbliżać się do nich, chwiejnym krokiem. Tupnąłem, a mgłą zaczęła ranić bardziej biedne wilki. Wziąłem jednego w jedną, a drugiego w drugą rękę. Co we mnie wstąpiło... Chciałem złamać im karki...Rzuciłem je pod ostre pnie i korzenie drzew w chwili, gdy bardziej siebie kontrolowałem. Choć kontrolą tego nazwać nie można. C-czemu się nie ruszają... Czemu nic nie mówią... Dookoła tylko kałuża krwi... Nie... Spojrzałem na swoje ręce. Czarne... Sprawiłem im taki ból... Podświadomie? N-nie... Zacząłem się cofać. Biedne wilki, proszę, ktokolwiek, powstrzymajcie mnie... Moje ciało samo wydaje mi rozkazy, a ja nie mogę przeciwstawić się tej żądzy mordu i krwi. Cieniem obwiązałem siebie tak mocno, jak tylko potrafiłem. Końce jego wplotłem tak w gałęzie i korzenie krzew, bym nie mógł się ruszyć. Jednak one szły coraz dalej i głębiej w las, obtaczając inne drzewa. Nie chcę nikogo skrzywdzić...A może chcę? Nie wiem!Sam nie wiem... Ponownie wrzasnąłem, a dookoła mnie zaczęły przybiegać i przylatywać zwierzęta z lasu...Wilki otoczyły opieką Ayato oraz Anę i zawyły wniebogłosy do księżyca. Kruki krakały, śpiewając hymn śmierci...Wrony latały dookoła i ostrzegały, by nikt się nie zbliżał, przy okazji kracząc mi do uszu. Wszyscy...Wszyscy chronili innych przede mną. Stałem się wrogiem siebie samego. Stałem się niebezpieczny, nawet
dla nich... Nagle zza drzew wychyliła się Pani Lasu... Zbliżała się. Nie, nie chcę skrzywdzić kolejnej osoby...Zostawcie mnie...Albo nie, nie zostawiajcie... Wariuję. Zaraz oszaleję...Czuję, jak wszystko we mnie wrze... I te głosy...
-Eren...- powiedziała takim uspokajającym głosem... Podeszła do mnie i stanęła przed moją twarzą, łapiąc mnie za policzki.
-Wszystko będzie dobrze, nie bój się... My zawsze będziemy obok i nigdy nie zostawimy cię. Dobrze o tym wiesz... A teraz, chodź, moje biedne dziecko...-wyciągnęła ręce, a ja rzuciłem się w jej ramiona. Nie wytrzymałem tego napięcia. Wiem, że sprawiałem jej ból, ale potrzebowałem wsparcia. Kagami, dlaczego cię tu nie ma. Dlaczego to ty mnie nie obejmujesz...
<Kagami :'( ?>
Ilość słów: 1145

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz