czwartek, 29 marca 2018

Od Katsukiego do Rina

Zacząłem się śmiać jak psychopata, nadal go okładając po brzuchu. Nareszcie. Ból! Ból! Ból! Mogę go bić i robić co zechcę! Moja żywa laleczko, zabiję cię~! Zajebię jak psa!
-No i co! I co! Walcz! Pokaż mi! Pokaż jak walczysz ogoniasty prostaku! Walcz! Pokaż mi ogień! Jak nie...-przechyliłem głowę, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.-Jak nie, to poharatam ci
twarzyczkę i się więcej tutaj nie pokażesz!
-Na korytarzu? Daruj sobie, nie będę demolował szkoły. O piętnastej, wodospad w lesie. Będę czekać.
-Zobaczymy, kto wygra złamasie.-uderzyłem go na do widzenia w twarz, po czym z dłoniami w kieszeniach ruszyłem do sali, aby zabrać swoje rzeczy przed dzwonkiem.
---
Fuj, las. Jak ja nie lubię tych skrzeczących stworzeń i tego zapachu stęchniałego drewna. Bleh. Żygać się chce. W moich oczach była chęć mordu. Śmiałem się jak psychopata, tylko czekając, aż będę mógł skopać tego ogoniastego zjeba. Strzeliłem kościami, po czym wszedłem na teren, gdzie znajdował się wodospad. Jakaś polanka i płynąca woda. Łaa, aplauz po prostu.
-Ogoniasty pedale! Wyłaź!-wrzasnąłem, a wtedy przede mną pojawił się czarnowłosy.
Zaśmiałem się, po czym rozłożyłem lekko dłonie, tworząc w nich wybuchy. Ogień spowodował, że moja marynarka zaczęła unosić się.
-O, dzień dobry głupia szmato...-warknąłem do niego, z psychopatycznym uśmiechem na twarzy.
-Tsh... -stał pod drzewem i syknął.
-No dawaj! Pokaż mi ten swój płomyczek!-wrzasnąłem, a wybuchy na moich dłoniach powiększyły się.
Widziałem jak ten pojeb bierze wdech. Jego naprawdę popierdoliło! To nie jest kurwa joga! Coś tam szepnął do siebie, po czym zapłonął niebieskim ogniem, który rozświetlił całą polanę. Zacząłem się śmiać i sam podpaliłem swoje ciało, przez co pomarańcz i błękit zaczęły walczyć ze sobą o większy teren rażenia.
-Walcz głupi zjebie! Pokaż mi, że jesteś w ogóle wart mojej uwagi! Pokaż mi, czy mogę dać ci szansę, abyś mógł mieć szacunek!-wrzasnąłem.
-Tylko nie piszcz, bo mam wrażliwe uszy...-jakieś czarne gówno oplotło mnie za szyję, którą oparzył mi.
Zacząłem się śmiać. Przyłożyłem dłoń do cienia, po czym stworzyłem wybuch. Nie mogłem go zniszczyć, ale mogłem osłabić światłem. W moich oczach tliła się chęć mordu. Zajebię, zabiję, powieszę, ukrzyżuję...
-No dawaj pedale! Walcz!-wrzasnąłem, po czym zacząłem tworzyć dużą kulę ognia w swoich dłoniach.-Mówisz, że masz czuły słuch...-zaśmiałem się, po czym wywołałem wybuch. 
Byłem stuprocentowo pewny, że go ogłuszyło. Bardzo szybko do niego podbiegłem, po czym
uderzyłem mocno w brzuch i powaliłem na ziemię. Działałem, póki mogłem. Tłukłem go po twarzy, śmiejąc się jak szaleniec. Nagle dostałem kopem w brzuch i nieco mnie odepchnęło. Czarnowłosy się podniósł. Z jego wargi ciekła krew, a ja jedyne co, to zacząłem się śmiać jak wariat. Czarnowłosy złapał się za uszy, patrząc na mnie.
-Nie przesadzasz trochę? Kurwa...-burknął, a ja wybuchnąłem śmiechem.
-Jeszcze nie zacząłem się nawet bawić! To dopiero była rozgrzewka!-w moich oczach było widać wyłącznie pustkę. 
Zawładnęło mną szaleństwo. Uwielbiam to! Zabiję go! Haha! Cudownie!
-Bawić co? To pobaw się samochodami z kolegami czy coś.
-Samochodami? Przecież teraz mam żywą laleczkę! Urwę jej łepek, nóżkę, a może rączkę! Haha! Będzie zabawnie!-moje spojrzenie nie było już świadome, zawładnął mną mord. 
Zacząłem się zbliżać do chłopaka, tworząc w dłoni wybuch. Niestety, przez brak samokontroli, kula ognia pękła mi w dłoni, rozwalając ją. Na ziemię zaczęła kapać, ba płynąć wręcz strużka krwi. Poczułem, że szkarłat mam też na policzku. Jak cudownie...  Patrzyłem na krew, po czym się zaśmiałem. Spojrzałem na ciemnowłosego i wystawiłem do niego dłoń.
-O zobacz! Krew! Jak dużo tego cudeńka płynie w moich i twoich żyłach... Haha! Zaraz wypruję ci flaki i zobaczę, jak to wygląda!-zaśmiałem się, po czym zlizałem krew z ręki, choć ta nadal płynęła wręcz ciurkiem.
W oczach mojego przeciwnika widziałem zdziwienie. Zmarszczył brwi, po czym spętał mi dłonie i przycisnął moją twarz do drzewa.
-Uspokój się idioto. Nie będę z tobą walczyć na śmierć i życie.
Zapaliłem się sam, przez co płomień nieco osłabił cień. Jasne jest, że światło jest dominujące nad cieniem i vice versa, ale nie mamy nocy, tylko dzień. Po chwili odchyliłem głowę do tyłu. 
-Jak nie ty, to ja! Ktoś przecież musi ci pokazać, że ze mną nie ma żartów, pedałku!-wrzasnąłem, po czym uniosłem ponownie dłoń do góry. 
Jednak właśnie wtedy się opamiętałem. Zatrzymałem dłoń w połowie drogi i patrzyłem z szeroko otwartymi oczyma na chłopaka. Zaśmiałem się, po czym w moich oczach pojawiły się jakby zalążki łez. Jednak odgoniłem je, wybuchając śmiechem.
-Co ty, niestabilny emocjonalnie czy coś?
-Jeszcze żebym ja je miał!-nadal się śmiałem, trzymając zakrwawioną dłoń w górze.
-Jesteś idiotą. - złapał moją rękę i zapalił ją.
Wyrwałem od niego dłoń. Spiorunowałem go spojrzeniem.
-Nie pomagaj mi. Nikt niech mnie nie dotyka.-warknąłem.
Czarnowłosy jednak w moich oczach mógł dojrzeć dwie emocje. Szaleństwo i chęć wyrzucenia z siebie wszystkiego. Ale co to, to nie. Nie będę zwierzał się temu pedałkowi. Jest dla mnie wyłącznie żywą lalką, którą chcę zabić... Zabić... Zabić....
-Tak, tak. Nie będę się nikomu zwierzać, bo nikt mnie nie rozumie. Gdzieś to już słyszałem. Jak nie, to nie. Płakać nie będę.- oddalił się.
-Płakać? A z resztą, huj mnie obchodzi, co ty będziesz robił. Jednak po dzisiaj, zapraszam do delikwentów. Przynajmniej wiem, że jako jedyny z grupy tych pojebów i prostaków, masz szansę ze mną wygrać.-powiedziałem, po czym nadal oglądając zakrwawioną dłoń, pokierowałem się ku akademikom.
-Heh, delikwenci co? Zastanowię się...-stał blisko wody, wpatrując się w niebo.
-Zalecam ci dołączyć. Inni ze szkoły przynajmniej nie będą ciebie wypytywali o to, co teraz zaszło. Od razu mówię, są w tej grupie sami debile, którzy mózg kryją w mięśniach. Nie myślą, przez co przegrywają.-wsadziłem dłonie do kieszeni, bebrając się w krwi.
-Taa i mam się z nimi napierdalać dla zabawy? Ciekawe...
-Nikt nie każe ci się napierdalać, ogoniasty bałwanie. Dzięki samemu dołączeniu, będziesz miał nieco łatwiej z dostaniem się tam, gdzie chcesz. Nauczyciele mają zazwyczaj w dupie wybryki poza szkołą, dlatego na lekcjach się pilnujemy. Chociaż zauważyłeś, że mają oni nawet wyjebane podczas bójek...-odwróciłem się do niego.
-Zdążyłem zauważyć... -ukucnął i wsadził dłoń w wodę.
-To fajnie. Sory za tą wargę. Odjebało mi i jestem tego pełni świadom. Więc no... Jak coś, możesz dołączyć do delikwentów. Wracasz do Akademika? Jesteś nowy, znaj moją łaskę, że zaprowadzę ciebie do pokoju...
-Ty przepraszasz mnie? Czuję się zaszczycony. Skorzystam z propozycji- wstał i podszedł do mnie.
-Zamknij mordę ogoniasty bałwanie.-uderzyłem go w czoło.-To nie zaszczyt. Tylko uświadomienie sobie tego, że powariowałem. Mogłem ciebie zabić, a zazwyczaj tego nie robię. Chociaż kto tam wie.-zacząłem przyglądać się zakrwawionej ręce.
-Heh, jeszcze mnie nie znasz, a już myślisz, że byś mnie zabił. Podoba mi się to.- spojrzał na mnie.
-A co się dziwisz? Takie płotki rozwalę w kilka minut.-prychnąłem ze śmiechem.
-Dam ci radę mistrzów. Spierdalaj jak stracę kontrolę nad sobą.- dotknął mojego ramienia i przyspieszył delikatnie.
-Jasne, nie jestem myszką, która spierdala pod miotełkę. Nie ma bata.-burknąłem.
-Jesteś pierwszą osobą, która się na to pisze. Głupi.
-No i zajebiście. A teraz, chodź. Jaki masz pokój?
Dopiero teraz zauważyłem, że już jesteśmy przed akademikami. Szybko nam zeszła droga. Może dlatego, że pierwszy raz od dwóch lat normalnie z kimś rozmawiałem?
-Eee... 49? Chyba?
-49?! Co?!-wrzasnąłem, otwierając szeroko oczy.
-Coś nie tak...?
-To mój pokój. Przecież my się pozabijamy.-zaśmiałem się, mierzwiąc swoje włosy.
-Przynajmniej będziemy ginąć razem. Miło.- zaśmiałem się.
-Dobra, nie będę przecież mówił ciągle na ciebie Ogoniasty Bałwan. Jestem Katsuki Yoshimura.-podałem mu dłoń.
Zapowiada się ciekawie...
<następne opowiadanie>
<Rin?>
Ilość słów: 1204

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz