sobota, 24 marca 2018

Od Kagamiego do Erena

Siedziałem z Farkiem przy stole w jednej z kawiarni. Niby go słuchałem, ale jednak moje myśli ciągle odbiegały do mojego ukochanego Erena, który teraz był sam, mógł być w niebezpieczeństwie, coś mogło mu grozić... Kochanie... Proszę, trzymaj się. Czułem, że coś nie gra. Że ktoś go krzywdzi. Że rani go od środka. Nagle brunet pomachał mi ręką przed twarzą.
-Halo? Kagami? Żyjesz? Coś się stało?-dopytał mnie, uśmiechając się do mnie.
-Tak, stało się. Za dużo rzeczy się stało...-burknąłem.
-A dokładniej?
-Nie będę ci się spowiadał.
Nagle poczułem, że przyszła do mnie wiadomość głosowa. Włączyłem ją, po czym odsłuchałem. Z przerażeniem spojrzałem na telefon, po czym zacisnąłem go mocno w pięści. Wstałem, zostawiłem drobne na blacie i po stworzeniu anielskich skrzydeł poleciałem w stronę domu. Po moich policzkach płynęły łzy. Eren... Eren... Eren... Wrócę. Wrócę! Czekaj na mnie! Proszę, czekaj! Wytrzymaj, jeszcze chwilę. Jeszcze te kilka miesięcy. Błagam. Muszę. Muszę to zrobić dla ciebie, dla nas! Kochanie! Eren! Stanąłem na balkonie, po czym odwróciłem się do księżyca, wrzeszcząc głośno imię mojego złotookiego szatyna, mając nadzieję, że mnie usłyszy. Potem ukryłem się w ciemnościach pokoju, siadając na łóżku. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Pierwszy sygnał... Drugi sygnał... Trzeci sygnał... Poczta głosowa...
-Eren... Eren, kochanie. Żyję, obiecuję, będę żył, tylko błagam cię. Wytrzymaj jeszcze. Jak wrócę, nie wypuszczę ciebie z rąk. Nigdy nie zostawię ciebie za sobą, nie rozdzielę się z tobą. Kocham cię, złotooki promyczku... Błagam cię, napisz do mnie, cokolwiek... Tęsknię za tobą, ale to, co zrobiłem nie było dla mnie łatwą decyzją. Robię to dla ciebie, kotku... Kocham cię... Cholernie mocno ciebie kocham...-mówiłem, po czym z płaczem rozłączyłem się i odłożyłem telefon na bok.
Tak żałowałem, że musiałem tutaj przyjechać. Ryzyko było ogromne. Aż za ogromne... Mój mały, kochany, drobny Erenek jest sam... Czułem, jak moje serce nie wytrzymuje tego, co się dzieje. Uderzyłem pięścią w poduszkę, po czym krzyknąłem.
-Eren! Błagam! Wytrzymaj jeszcze chwilę! Żyj! Żyj dla mnie! Ja dla ciebie będę żył! Eren!-krzyczałem w sufit.
-N-Nie dam rady... Oni mnie tam ciągną... To boli... Ratuj! Kagami! N-Nie wytrzymam...-usłyszałem głos w głowie.
Po moich policzkach popłynęły łzy, a ja nie wiedziałem, co się dzieje. Eren... On mnie słyszał... Ja go słyszę. Co się dzieje? Eren, kochanie, błagam cię, wytrzymaj. Wrócę. Wrócę choćby nie wiem co. Uratuję ciebie. Uratuję! Będziesz już na zawsze tylko mój, nie oddam ciebie nikomu. Nie dam ci nigdy umrzeć, choćbym sam musiał poświęcić samego siebie. Mogą mnie ciąć na kawałki, mogą mnie zmielić, nigdy, przenigdy nie dam ciebie skrzywdzić. Nie dam, aby choćby jeden, brązowy włos spadł z twojej pachnącej główki! Nikomu nie dam musnąć choćby twojego małego palca u dłoni. Będziesz szczęśliwy w moich objęciach. Nagle otrzymałem wiadomość. Zerwałem się do telefonu, po czym ją odebrałem.
Fark> Kagami, zapraszam cię jutro do mnie na kolację. Muszę ci się odwdzięczyć i powiedzieć coś ważnego. Wiem, że kochasz tego chłopaka i mogę ci pomóc. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
Patrzyłem zaskoczony na wiadomość, po czym zacisnąłem telefon w dłoni. Poszedłem pod prysznic, aby zmyć z siebie płacz, łzy, ten cholerny żal, że nie mogę być teraz obok niego. Obok miłości mojego życia, która teraz jest sama. Może się martwi? Ale dlaczego nie chce ze mną rozmawiać... Nie odebrał... Kurwa.
---
Po pracy, byłem gotowy i w miarę stosownym stroju przyszedłem do mieszkania Farka. Chłopak mieszkał w bezpiecznej dzielnicy, objętej masową ochroną, więc nie miałem problemu i jakichś większych zmartwień. Dla mnie liczyło się tylko jedno. Ma mi pomóc, abym mógł powiedzieć, przeteleportować się do Erena. Zapukałem do jego domku. Nie wygląda na jakiś przyjemny. Ma parę dziur w ścianach, ale czego się spodziewać. Dzielnice bezpieczne nie są bogate, bo płacą dużo za ochronę domów i ulic. Drzwi się uchyliły, a zza nich ujrzałem uśmiechniętego bruneta, który zaprosił mnie do środka.
-Kagami! Zapraszam! Mam kolację. Wytłumaczę ci wszystko.-powiedział.
Wszedłem do pomieszczenia, które wbrew pozorom było w miarę ogarnięte, a dziury jakie były z zewnątrz, tutaj się nie pojawiały. Białe ściany, czarna posadzka. W sumie niezła chata. Fark zaprosił mnie do jadalni, gdzie stała jakaś zapiekanka i butelka wina. No okej. To wygląda jak randka, ale nią nie będzie. Nie zdradzę Erena, nigdy. Usiadłem, po czym czekałem na chłopaka. Nim się obejrzałem, dostałem czymś w głowę. Ciemność. Pustka. Obudziłem się, leżąc na łóżku ze związanymi dłońmi. Kiedy chciałem spalić sznur, nie udało mi się. Czy to jest ten ognioodporny... Kurwa! Jebaniec mnie oszukał! Spojrzałem na niego, a chłopak wisiał nade mną.
-Oj, Kagami... Jaki ty seksowny... Jesteś teraz dla mnie...-zaśmiał się jak psychopata.
-Spierdalaj obeszczańcu! Wypuść mnie! Niech tylko się wydostanę, to skopię ci dupsko!-wrzasnąłem, a on uderzył mnie w twarz.
Uderzenia się powtarzały, a ja czułem jak przeszywający ból przechodzi po całej mojej twarzy, a potem promieniuje. Kurwa. Nagle jego dłoń zaczęła rozwiązywać mój krawat, a druga trzymała moje dłonie. Moja twarz się skrzywiła, kiedy dłoń chłopaka powędrowała do moich spodni.
-Nie waż się nawet mnie dotknąć. Mam już osobę, którą kocham, a jeżeli mnie choćby muśniesz palcem, odetnę ci go, a potem poćwiartuję twoje ciało.-burknąłem, po czym ponownie dostałem w twarz.
-Zamknij się. Będziesz moją zabaweczką i kiedy zechcę, wtedy ciebie wypuszczę. A teraz...-powiedział, rozrywając moją koszulę.
Kiedy to zrobił, cały zapłonąłem, przy okazji mocno go parząc. Nie obchodziły mnie więzy na rękach, stworzyłem skrzydła, po czym rozbiłem szybę, wylatując od niego. Jak strzała ruszyłem do pokoju, ale ktoś we mnie czymś rzucił, odcinając mi kawałek stopy. Opadłem na ziemię, wrzeszcząc głośno. Skorzystałem z ostrego przedmiotu, który okazał się nożem. Rozciąłem nim pęta na moich rękach, po czym z rozerwanej koszuli zrobiłem opatrunek. Jak to cholernie boli... Jednak rana się powoli, bardzo powoli zasklepiała, przez co czułem, jak dziwne to uczucie. Wzleciałem, lecąc do domu. Nie miałem zamiaru lecieć do szpitala...
---
Minęły kolejne miesiące. Nie widziałem Erena dobre dwa kwartały, przez co miałem chęć już go objąć jak najmocniej. Nadszedł ten czas. Czekałem na samolot, wyczekując swojej pory odlotu. Wyjąłem telefon z zamiarem napisania do Erena.
Erenek<3 > Czekaj na mnie na lotnisku. Będę za jakieś 2 godziny. Kocham cię.
Uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem na odprawę. Już za niedługo... Eren, czekaj na mnie...
---
Wyszedłem z torbą na ramieniu, rozglądając się. Od razu dostrzegłem złote oczy, brązowe włosy oraz świecący się na jego szyi klucz. Zdjąłem z uszu słuchawki, idąc w jego kierunku. Uśmiechnąłem się.
-Eren...-powiedziałem unosząc dłoń do góry.
Wreszcie widzę mój mały promyczek szczęścia, za którym tak tęskniłem. Zmienił się. Bardzo się zmienił, ale to nadal on. Mój kochany malutki Erenek, który wiem, że tęsknił, że może już mnie nie kocha. Jednak ja... Ja będę o niego walczył. Będę go bronił choćby nie wiem co. To on mi pokazał, co znaczy prawdziwa miłość. To on jako pierwszy wywołał u mnie uczucia miłości, kochania, empatii. Eren, kochanie. Zaufaj mi. Wiedz, że ciebie kocham i choćby nie wiem co, zawsze będę. Nie zdradzę ciebie, nie opuszczę ciebie już nigdy więcej...
<następne opowiadanie>
<Erenku?>
Ilość słów: 1137

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz