piątek, 2 marca 2018

Od Ace'a do Holly

Po skończonych lekcjach udałem się prosto do kuchni. Tam było jedzenie, a ja byłem na strasznym głodzie. Szybkim krokiem wszedłem do stołówki. Natłok zapachów tylko rozdrażnił mój żołądek, który teraz jeszcze usilniej domagał się czegoś dobrego do jedzenia. Miałem wrażenie, że dziś tak jakby ruch jakiś większy w trakcie zajęć. Po chwili ujrzałem białowłosą osóbkę, która machała łapkami do mnie. Podszedłem bliżej i poczułem znajomą woń.
– Hejka, nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale to ja. Holly. Poznaliśmy się dzisiaj rano. Siadaj – powiedziała szybko. To już mnie upewniło, że ją znam. lub poznałem niedawno – Dobrze, że udało mi się ciebie spotkać. Mam wiele pytań. Dawno nie spotkałam osoby zmiennokształtnej. Liczę więc, że odpowiesz mi na nie. Chcę wiedzieć więcej na temat twej rasy. No i nawet nie waż mi się odpowiadać wymijająco czy uciekać. I tak cię dopadnę.
– Jasne, jasne, ale najpierw pozwolisz, że coś sobie upichcę? – na potwierdzenie mych słów żołądek głośno zaburczał.
– Jeśli tylko odpowiesz na pytania to nie ma sprawy. – uśmiechnęła się do mnie i trąciła łokciem swoją koleżankę. Była tak pochłonięta telefonem, że nawet jej nie zauważyłem. – Hej, Shaylin. Może byś się tak przedstawiła?
– Ta, mhm... Shaylin jestem. – w końcu uniosła wzrok znad ekranu.
– A ja Ace, miło mi... – ruszyłem do kuchni, jednak zatrzymałem się i odwróciłem do dziewczyn. – Mogę was powąchać? Łatwiej mi was będzie zapamiętać.
Shaylin była wyraźnie zaskoczona tym pytaniem. Otworzyła nawet usta ze zdziwienia. Holly się tylko zaśmiała i pomogła przyjaciółce je zamknąć.
– Mówiłam ci, że się o to spyta. – powiedziała do niej, po czym skierowała swój wzrok na mnie – A ty powinieneś przestać pytać o to ludzi. To jest dziwne i no... Wiesz... Dziwne.
–Jak sobie chcecie, tylko nie zdziwcie się, jak was nie rozpoznam. – uśmiechnąłem się i ruszyłem do drzwi kuchennych. Gdy przekraczałem próg, usłyszałem za swoimi plecami ożywione szepty moich rozmówczyń. Spędziłem tam może pół godziny przygotowując dobre jedzonko. Mianowicie półmisek sałatki z gyrosem. No może jednak patrząc na zawartość mięsa, to gyrosa z dodatkiem sałatki. A do tego talerz kanapek do zagryzienia. To powinno wystarczyć na zabicie głodu i na pogawędkę. Wyszedłem niosąc danie na tacy. Nie spodziewałem się ich tam zastać, a jednak dalej siedziały i czekały aż wrócę. Czyli jednak się tak łatwo nie wymigam. No cóż, ruszyłem miękkim krokiem w kierunku stołu.
– Długo ci się tam zeszło... Ile ty tego tu zniosłeś?! – pokręciła głową, patrząc na wypchaną po brzegi salaterkę i stosik kanapek – No to teraz możesz odpowiedzieć na moje pytania. Tak więc, w co możesz się zmienić? Jaki masz artefakt? A moce, co z nimi? Co potrafisz?
– Mogłem się spodziewać takiej serii pytań. – przełknąłem jedzenie po czym się zaśmiałem. – Chyba bardzo lubisz zadawać pytania co?
– O ile się nie mylę, to ja miałam tu zadawać pytania. – lekko napuszyła policzki. – Poza tym, nawet jeśli to chyba nic złego?
– Spokojnie, nie chciałem Cię urazić... – podrapałem się po głowie lekko speszony. – To jakie było pierwsze pytanie? W co mogę się zmieniać? – dziewczyna kiwnęła potakująco i wyjęła z torby niewielki notesik i pióro – No więc odpowiedź jest oczywista, zmieniam się w siebie.
– A dokładniej się nie dało określić? – widać było, że zaczynają ją irytować moje odpowiedzi. Ale co poradzić? W końcu taka była prawda.
– Heh... – westchnąłem, jakby jej to wyjaśnić – Wiesz, zmieniam się w siebie, bo moje kocie ja, to ja. Mam nadzieję, że zrozumiałaś co chce powiedzieć. Ta zwierzęca forma jest ze mną od zawsze i dla mnie jest ona drugim mną.
– Tak średnio jeśli mam być szczera. Ale z tego co powiedziałeś to potrafisz przybrać jakąś kocią postać. Czy to jakiś specjalny kot, a może jakiś tygrys albo coś takiego? Hm, hm? – dziewczyna nachyliła się w moim kierunku i wyczekująco wpatrywała się we mnie. Myślałem, że ta odpowiedź skróci ciąg pytań, a tu stało się zupełnie odwrotnie. Nastąpiła lawina nowych. Shaylin cały czas siedziała z nosem w telefonie. Chyba niezbyt interesował ją wywiad ze mną.
– A to już pozostanie tajemnicą. – odpowiedziałem z uśmiechem i skończyłem sałatkę. Teraz pora na kanapki. – Pytałaś się czy mam artefakt. Otóż nie potrzebuję czegoś takiego. Nawet nie wiem po co innym zmiennokształtnym takie rzeczy. W końcu chodzi tu o część nas samych.
– Mhm, mhm... To niezwykłe ibardzo rzadkie, że nie potrzebujesz żadnego artefaktu! – zapisywała wszystkie informacje. Ciekawe po co jej to. – Ale czemu nie chcesz powiedzieć mi jakim dokładnie kotem jesteś? To na pewno nie jest coś co trzeba ukrywać. A i właśnie jakie masz moce? Zmiennokształtni zawsze mieli ciekawe moce jak na waszą rasę. Poza tymi do zmian formy mieliście zestaw innych ciekawych umiejętności. Pokaż mi któreś ze swoich, proszę. – białowłosa strasznie nalegała. Dojadając ostatnie kęsy wpadł mi zabawny plan. Było niewielkie ryzyko, ale w sumie warto spróbować. Zwłaszcza, że dobrze się bawiłem w jej towarzystwie. – Proszę...
– Dobrze, ale mam jeden warunek. – wyjąłem kartkę i spisałem na niej na szybko umowę. Podałem ją Holly uśmiechając się przy tym – Trzymaj, to jest zakładzik. Jak wygrasz, jestem do twojej dyspozycji i coś na kształt pomocnika, pomagiera.
– A jeśli przegram? Co wtedy? A i jeszcze jedno, na czym ma polegać owy zakład? – mówiła lekko podenerwowana, ale widać było że się skusi. Zdradzał to błysk w jej błękitnych oczach.
– No, to chyba oczywiste, że to samo co ze mną? Będziesz do mojej dyspozycji... – Ho aż zatkało, a jej przyjaciółka parsknęła śmiechem. Czyli jednak słuchała naszej rozmowy. – A odnośnie tego na czym ma polegać zakład... To co powiesz na to, że zmierzymy się muzycznie?
– Ty grasz na czymś? – spytała – W porządku... To o której i gdzie?
– Może za godzinkę przed akademikiem? –
– Jasne, będziemy tam czekały... Prawda Shay? – mówiąc to zerknęła na swoją przyjaciółkę, która zdążyła na powrót zniknąć w telefonie.
– C-co? A tak, tak... Będziemy. – mówiła jednocześnie cały czas stukając w ekran.
– W takim razie do później. – wstałem i wyszedłem. Musiałem jeszcze nastroić gitarę i rozruszać palce, zanim się z nią zmierzę. Coś z tyłu głowy mi powiedziało, że się nieźle wpakowałem. Ale inna część mówiła, że może być ciekawie.
***
Wyszedłem z akademika. Promienie zachodzącego słońca przyjemnie dogrzewały. Dziewczyn jeszcze nie było, toteż postanowiłem powygrzewać się na ławeczce. Oparłem instrument o ławkę i zmieniłem się w kota. Usadowiłem się na najbardziej nasłonecznionej miejscówce i pomrukiwałem z zamkniętymi oczami. Po kilku minutach usłyszałem kroki i znajome głosy.
– Ace! Jesteśmy! – krzyczała Holly. – Gdzie on polazł?
– Nie wiem, ale spójrz jaki słodki kotek. – podeszły i zaczęły mnie drapać po pleckach. Było to w pytę przyjemne, ale trzeba było się zmierzyć. Zeskoczyłem z kolan Holly i zmieniłem się z powrotem w ludzką formę.
– No to możemy zaczynać, prawda? – rzekłem z uśmiechem i przeciągnąłem się.
– Ty! Czy my cię właśnie...
– Ano. – uśmiechnąłem się najbardziej uroczo jak tylko mogłem – Dodam jeszcze, że świetnie drapiecie po pleckach. To jak zaczynamy?
– W takim razie zaczynaj. – rzuciła oschle – Shay będzie sędziowała.
Kiwnąłem twierdząco głową po czym wziąłem instrument do rąk i sprawdziłem czy wszystko jest w porządku. Aye, struny brzmiały jak powinny, tak więc zabrałem się do dzieła. Szło mi dobrze jak nigdy. Ani razu nie omsknęły mi się palce. Ale dalej coś mi nie pasowało. Kiedy skończyłem białowłosa od razu zaczęła swoją partię na skrzypcach. Wtedy stało się jasne co mi nie pasowało. Grała o niebo lepiej ode mnie... Stałem ze zdziwioną miną, ale zaraz się uśmiechnąłem.
– Tak więc, teraz jestem na twoich usługach. – skłoniłem się lekko zwyciężczyni.
<Holly? Masz jakiś plan?>
Ilość słów: 1276

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz