Jak zwykle. Kurwa jak zawsze. Nic się nie zmieniło od czasu tamtej nocy! Nic! Nikt nie chce mnie zrozumieć. Nikt nie odważy się spojrzeć prawdzie w oczy... Nikt nie pomyśli co ja musiałem czuć przez te 15 lat w samotności, nędzy i mordzie! Nikt nie pomyślał co czuło te 5 letnie dziecko pozostawione samo sobie! Bez przyjaciół, bez rodziny, bez rodzeństwa, bez zwierząt, bez domu... Bez jakiegokolwiek światła. Zostałem z niczym! Kto by się kurwa wtedy przejmował pierdoloną miłością! Nie ma miłości! Ona nie istnieje! Każdy patrzy tylko na czubek własnego nosa. Nikt nie patrzy na innych.. "Czemu mnie nie kochasz", "Masz mnie kochać", "Szukałam cię"... Jak masz mnie kochać patrząc tylko na siebie! Wyzywasz mnie i mówisz, że ciebie zostawiłem! Ja?! Miałem zostawić ciebie z własnej woli?! Przesadziłaś moja droga! Przegiełaś tą cienką linkę! Zmusili mnie do tego! Wyzywali, poniżali i rzucali czym tylko popadnie... Potwór, który zabił własny klan samemu. 5 letni bachor, który zniszczył życie każdego... Miłość, ha! Dobre sobie... Nikt mi jej nie okazał, więc ja nie okażę jej nikomu. Nie wiem co to znaczy. Nie wiem co to jest... Nie mam dokąd wrócić. Mojego dawnego domu już nie ma... On przestał istnieć 15 lat temu! Dawnego Amarinka.. Tego grzecznego chłopczyka też nie ma... Jak można kochać osobę, której się nie zna... Zarzuca mi to, że po 15 latach powinienem być taki jak dawiniej... Chce bym był taki jak ona chce, a nie taki jaki jestem ja. Co to w ogóle za miłość.. Mówiłem już, że ona nie istnieje... Mówiła jaka to ona jest zła, jak cierpiała i jak miała źle... Ha! Miło mi to słyszeć naprawdę! Szkoda, że nikt nie pomyślał też o mnie... Bo JA to miałem sielelankę przez te wszystkie lata! W ogóle prawie nie zginąłem i w ogóle nie chciałem się zabić! W ogóle nie głodowałem i chodziłem w podartych ubraniach. W O-G-Ó-L-E... I co? Mam jej tak po prostu wszystko powiedzieć i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Życie takie nie jest... Nigdy nie było, nie jest i nie będzie... Za bardzo doświadczyłem tego na własnej skórze... Za bardzo... Wkurzyłem się..."Zostawiłeś mnie", "Mój smutek jest z twojego powodu"... Tak? Taaak?! Z mojego?! TO prosze bardzo. Jeżeli aż tak ci źle to sobie znów gdzieś pójdę. To nie będzie takie trudne... Niech sobie myśli, że zostawiłem ją z własnej woli. Niech się okłamuje dalej.. Ja nie mam zamiaru być pokorny jak idiota i pantoflarz... Mam swój honor... Nie musze się tłumaczyć nikomu. Jeżeli tak będzie dalej postępować, niech zapomni o jakiejkolwiek mojej sympatii i wyjaśnieniach... Zirhael... Ty też się bardzo zmieniłaś...
---
Szedłem wkurzony ulicami miasta. Ludzi oglądali się za mną to ze strachem, to z pogardą, to z obojętnością... Gówno mnie obchodzi ich opinia.. Spojrzałem w niebo i zobaczyłem sylwetkę kobiety, która stała na ogromnym wierzowcu. To oczywiste, że jest to Zirhael... Czy ona naprawdę chce się zabić z tego powodu... Bo jej "nie kocham".. Serio coraz bardziej tracę wiarę w tą ludzkość... Niech mi udowodni, że jest inna niż wszyscy, że się czymś w ogóle przejmuje, a nie tylko wymagać, wymagać i wymagać! Życie nie jest takie proste Zirhael, a śmierć byłaby tylko ukojeniem. Nie pozwolę ci umrzeć, oj nie... Jeszcze poznasz całą prawdę i zrozumiesz mój ból... Pokażę ci co to znaczy być odrzuconym... Co to znaczy mieć krwawą przeszłość i kroczyć ścieżką śmierci... Nie pozwolę ci odejść, bo mimo wszystko... Mimo wszystko jesteś zakorzeniona w jakiś sposób w moim sercu... Masz... Żyć...
---
Otworzyłem swoje skrzydła i wzbiłem się w powietrze jak najszybciej mogłem. Pochwyciłem lecącą dziewczynę w powietrzu i skierowałem się na jakiś dach budynku... Nadal jestem wkurzony, ale i zarazem smutny, że tak myśli o tamtej sytuacji... To ukuło mnie w serce, a nie pamiętam kiedy ostatnio odczuwałem takie emocje...
- CO... Po co... Dlaczego... Zostaw mnie. Puszczaj mnie. Nie nadaję się. Nie umiem ciebie zrozumieć. Dlaczego mam żyć... Nie mam po co...
- Przestań w końcu pierdolić od rzeczy! -wylądowałem na dachu budynku i odstawiłęm ją na nim... Niezbyt delikatnie... - Przesadziłaś dziewczyno, przesadziłaś...- zacząłem zbliżać się do niej z morderczym i wkurzonym wzrokiem.Ta jednak nawet się nie odsuwała. Siedziała, cała drżąc i płacząc.
- Nie rozumiem... N-Nie rozumiem... C-Chcę ciebie zrozumieć... N-Nie umiem... D-Dlaczego...
Ja wziąłem ją za fraki i podniosłem do góry, a nasze twarze dzieliły centymetry. Patrzyłem na nią wkurzonym wzrokiem.
-To po jaką cholerę mówisz o jebanej miłość i wymagasz ode mnie czegoś, co straciłem 15 lat temu... Po co?!
Miała w oczach łzy. Jednak coś ją ruszyło, nieźle..
-M-Mówię o miłości... Nie wiem co to znaczy... C-Chciałabym, abyś był ze mną... A-Ale nie mogę d-dać ci tego, c-co chcesz... -szepnęła.-T-To boli...-dodała jeszcze, spuszczając głowę.
-Boli tak? Nie pomyślałaś wcześniej, że mnie też to boli? Przesadziłaś dziewczyno... Przesadziłaś, mówiąc, że zostawiłem cię z własnej woli i że ciebie nie chciałem... - puściłem dziewczynę również niezbyt delikatnie i odwróciłem się plecami, a następnie usiadłem na krawędzi budynku z nadal rozpiętymi, czarnymi skrzydłami. To nie było takie łatwe do zniesienia... Zirhael nadal cała drżąc, wstała, po czym podeszła do mnie. Usiadała dalej ode mnie, patrząc w dół.
- Mówili mi, ze chciałeś się uwolnić od Białej Grani... Że nie znosisz mnie, rodziny i wszystkich innych...-szepnęła. Serio? Te skurwysyny jej tak powiedziały? Aż tak mnie znienawidzili? Dobre... Świetnie...
- Jestem zaskoczony, że ty im uwierzyłaś... Powiedz w takim razie... Gdzie są moi rodzice i rodzeństwo Zira... Skoro odeszłem z własnej woli... Myślałaś kiedyś nad tym?
-Powiedzieli mi, że wyjechali. Że też nie chcieli być w Białej Grani... A-Amarin... Oni mnie wsadzali w ciemne miejsca, gdzie było cicho... Ciągle mówili, że póki nie uwierzę... Nie wyjdę... -szepnęła, cała drżąc, a ja zakryłem jedną dłonią swoją twarz...
- Jaki idiota chciał by zrobić to z włąsnej woli! - wrzasnąłem, a z oka popłynełą mi pierwsza od wielu lat, pojedyncza łza - Zira, oni nie wyjechali...
Poczułem dotyk na dłoni, jaką zakryłem twarz. Dotyk... Ten chłód jej ręki..
- J-Ja nie wiedziałam... B-Byłam dzieckiem... B-Bałam się... B-Bardzo się bałam...-szepnęła, zaciskając moją rękę, a ja przeczesałem swoje włosy, mocno je zaciskając.
- To była wszystko moja wina... Spierdoliłem życie swoje i milionom innych istot...
-A-Amarin... -szepnęła, a dłoń dziewczyny przeniosła się na mój policzek.-Sam piszesz swoją historię, podobnie jak ja... P-Przecież ja też zabijałam... Ja też zniszczyłam życie tylu istotom... J-Jesteśmy podobni... - po chwili po jej policzkach popłynęły łzy, a spojrzenie pokierowała w dół.
-Nie obchodzi mnie życie innych płotek, które sobie tam ledwo dychają na tej ziemi... Ich zycie było ważniejsze... - wstałem, mówiąc to - Gdybym tylko mógł cofnć czas...
Zacząłem się oddalać. Za dużo wszystkiego na jeden dzień.. Za dużo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz