niedziela, 20 maja 2018

Od Zirhael do Amarina

-Nie obchodzi mnie życie innych płotek, które sobie tam ledwo dychają na tej ziemi... Ich życie było ważniejsze... Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
Spojrzałam na odchodzącego chłopaka. Ugryzłam mocno swoją wargę, czując metaliczny posmak krwi. Wstałam bardzo szybko i podbiegłam do Amarina, łapiąc jego dłoń. Cała drżałam, ale ta ciepła ręka... Tak bardzo ciepła...
-A-Amarin... M-Możemy tutaj zostać jeszcze c-chwilę? W-Wyjaśnijmy sobie wszystko... J-Jak będziesz chciał, o-odejdziesz... N-Nie zmuszę ciebie... A-Ale proszę...-szepnęła.
- Nie będziesz chciała słuchać historii, która sprowadziła mnie do piekła, Zirhael...
-Chcę. Opowiedz mi wszystko. Tak bardzo chcę... Chcę wiedzieć, co robiłeś, czym by to nie było...
Chłopak głęboko westchnął i ponownie usiadł obok mnie.
- To zaczęło się tamtej nocy... Moje życie legło w gruzach w jedną, niecałą godzinę... 5 letnie dziecko weszło do pałacu i wymordowało wszystko, co tylko na swej drodze znalazło...
Spojrzałam na niego, po czym złapałam jego rękę, splatając nasze dłonie. Chciałam go wesprzeć. Tak bardzo chciałam mu pomóc.
- Wymordowałem sam... Moich rodziców, brata i siostrę.. Wpadłem w szał... Przyszła straż... Od razu zaczęła mnie wyprowadzać... Proces, bicie, wygnanie... I ta ścieżka.. Żołnierze walący włócznią w ścieżkę... Okropny hałas ludzi, wrzeszczenie i wyszydzanie... Nikt mnie nie pocieszył ani nie bronił... Wywalili mnie na zbity pysk. 5 letnie dziecko, które nie rozumiało o co chodzi... Nie zostało mi kompletnie nic. Przyjaciele, rodzina, dom... Wszystko to zostało daleko za mną i stało się nieosiągalne...-Amarin... Chciałam iść do ciebie... Wtedy mnie zamknęli. Zostałam tam. Słyszałam krzyki. Bałam się. Bałam się ciemności i ciszy w pokoju, która potem nastąpiła. Amarin. Ciągle prosiłam, aby mnie do ciebie puścili. Abym mogła się do ciebie przytulić...-mój głos zaczął mocno drżeć, lecz on nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się martwo w dół..
-Tak bardzo brakowało mi twojej ciepłej dłoni... Twojego głosu... Twojego uśmiechu... Widziałam tylko ciemność. Ciemność i ciszę. Amarin... D-Dlaczego nic nie mówisz... D-Dlaczego każesz mi znowu słyszeć ciszę...-dodałam cicho szeptem.
- Bo ja ją uwielbiam... Cisza to jedyne miejsce spokoju...
-Rozumiem... Zostawię więc ciebie samego... Cieszę się, że wróciłeś, Amarin...-szepnęłam, zabierając mu włosy z oczu.
Wstał i zanurkował wzdłuż wieżowca. Poleciał, lecz z swojej krwi napisał jego adres. Amarin... Kocham cię... Kiedyś ci to powiem wprost...
---
Minęły dwa tygodnie. Stanęłam przed drzwiami jego mieszkania i zapukałam tam. Czułam, jak tutaj jest zimno. Kichnęłam, poprawiając opaskę na oczach. Czekałam, aż ktoś mi otworzy. Nagle drzwi się uchyliły. Otworzyła mi czarna puma z czerwonymi oczami i gestem dała jej do zrozumienia, że mogę wejść. Chyba. Ostrożnym krokiem weszłam do mieszkania, rozglądając się nieco. Zamrugałam, myśląc, dlaczego Amarin chciał, abym przyszła. Puma posadziła po chwili mnie na sofie, a sama poszła do łazienki, gdzie był chyba Amarin. Lekko zestresowana usiadłam na rogu kanapy, wzdychając cicho pod noskiem. Nie mogłam jakoś przełknąć myśli, że tak się to zaczęło na nowo... Po chwili Amarin wyszedł z łazienki, popychany przez pumę.
- Wiem, wiem...
-H-Hej Amarin...-szepnęłam cicho, zdejmując z oczu opaskę.
-Zirhael... -podszedł i usiadł obok mnie na kanapie- Pomyślałem, że skoro nie widzieliśmy się 15 lat... To mamy dużo do wyjaśnienia...
-Bo mamy... I to bardzo dużo...
- Arrow... -dał znać dla pumy, a ona poszła wstawić wodę w kuchni, chyba ją tego nauczył- A i jak coś to ta puma to Arrow... Zwierzę, które się mną zaopiekowało...
-R-Rozumiem...-szepnęłam, nadal nieco się kuląc w kąciku kanapy.
- Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłem... Zbliża się pełnia i...
-I mnie nie przepraszaj... Rozumiem, że masz jakieś powiązanie z księżycem...
- Tak... Chociaż sam nie wiem o co z tym chodzi...
-Dobrze. Nie martw się tym. Na pewno to odkryjesz.-uśmiechnęłam się.
- Brakowało mi ciebie... Czułem się taki... Sam... Zły na cały świat i wszystko wokół... Moim jedynym ukojeniem były zabójstwa.. Czułem wtedy jak napływa do mnie energia... Jak staje się innym człowiekiem...
Zarumieniłam się mocno, a potem przytuliłam mocno chłopaka. Jak ładnie bije jego serce... Jest taki ciepły...
-Mi ciebie też brakowało, Amarin. Nawet nie wiesz jak długo musiałam brać leki i biorę je do teraz. Też zabijałam. Te uczucie, kiedy mogłam smutek przelać w złość...-szepnęłam, kładąc dłoń na jego torsie i gładząc go kciukiem.-Brakowało mi tak wiele rzeczy... Tych naszych uśmiechów, śmiechów, zabaw...
- Nie wiem, czy będę w stanie się uśmiechać tak jak kiedyś...
-Kiedyś się uda... Nawet jak się nie uda... Ja nadal będę obok. Nie zostawię ciebie już... Będziemy razem... Bez znaczenia co by się działo...
- Zawsze, co?
-Chciałabym. Ale jak nie chcesz... Nie musisz się zmuszać...-szepnęłam, odsuwając swoją głowę od jego torsu i spojrzałam mu w oczy.
-Nie to nie tak... Po prostu...
-Powiedz mi wszystko... Nie ukrywaj... Nic nie ukrywaj, dobrze?
- To nie takie proste, Zirhael...
-Amarin... Przepraszam, że naciskam... Po prostu... Bardzo mi ciebie brakowało i uświadomiłam sobie tak wiele...
- Ale ja... Nie potrafię...
-Nie potrafisz?-lekko się odsunęłam, uśmiechając się.-Dobrze... Rozumiem.
- Nie... Moje sumienie jest... W dużym skrócie... Rozbite i w strzępach.
Uśmiechnęłam się i zabrałam mu włosy z czoła. Był... Zagubiony. Widziałam to w jego oczach. Musiałam mu pomóc. Pomóc jak tylko będę mogła.
-Dobrze... Ja ci pomogę. Jak tylko będę mogła. Odkupię to, co zrobiłam źle...
- W jaki sposób...- puma podała im kawy za pomocą tacy, którą niosła na głowie i nosku.
-Jeszcze nie wiem... Ale się dowiem... I tak nie mogę spać po nocach.-uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam na pumę, która niosła kawę.-Dziękuję.-powiedziałam spokojnie.
- Wiem coś o tym... Aż za bardzo... -chłopak wziął kawę od pumy, a ta odstawiła tacę jakimś cudem i położyła się między nami na kanapie.
Ugryzłam się w wargę patrząc na zwierzę, po czym westchnęłam. Odsunęłam się na tyle, aby nie cisnąć się ze zwierzęciem.
-Od bardzo dawna... Czułam coś dziwnego w sercu... Jakby ktoś mi mówił, że ciebie spotkam...-szepnęłam.
Puma i Amarin spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.
 M-Miałaś coś takiego?
-Tak. Jakby ktoś mi w sercu powtarzał, że zobaczę go. Już nie będę sama...-dotknęła swojego serca, a Amarin zrobił to samo.
- Kiedy dokładnie to usłyszałaś? Podczas pełni?
-Tak. Kiedy tylko rozpoczęła się pełnia, zaczęły się szepty, a kiedy był koniec, ucichło i spotkałam ciebie.
- J-ja to powiedziałem... - położył swoją jedną dłoń na ustach.
Zaczerwieniłam się, po czym odwróciłam głowę.
-T-Ty? J-Jak to ty? D-Dlaczego ja słyszałam co mówisz, choć byliśmy tak daleko siebie...
Puma z wrażenia usiadła i spoglądała to na mnie to na Amarina.
-M-Matko... Cały czas... Szukałem ciebie?
-S-Szukałeś? M-Mnie?-spojrzałam na niego zaskoczona, czując rumieńce na twarzy.
-T-To zawiła historia...
-Opowiedz mi ją.-złapałam jego dłonie, splatając nasze palce.-Chcę wiedzieć, co mnie ominęło...
<Amariś?>
Ilość słów: 1066

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz