poniedziałek, 21 maja 2018

Od Aoi do Dazai

– Obróć się – powiedziałem, a chłopak wywrócił oczami, ale spełnił moją prośbę. Z westchnieniem ulgi wszedłem na pomost i rozebrałem się, układając ciuchy w kostkę. Nagi usiadłem na jego krańcu i przemieniłem swoje nogi w ogon, odpychając się od drewna. Wpadłem do wody z pluskiem i z radością popłynąłem jeszcze głębiej, zagłębiając się w wodną faunę.
Ryby zainteresowane ruchem, nieśmiało podpłynęły do mnie, a gdy wyczułem, że jestem im chociaż w połowie podobny, zaczęły krążyć wokół mnie. Zaśmiałem się i dotknąłem łusek połyskującego okonia. On otarł się o moje ramię, po czym dziabnął mnie w palca, uciekając w glony, gdzie zauważyłem jego ikrę. Uśmiechnąłem się mimowolnie, oglądając rozwijający się ekosystem.
Pisnąłem, gdy coś ugryzło mnie w płetwę. Szybko spojrzałem w dół, widząc kraba, który machał do mnie swoimi szczypcami. Wziąłem go w dłonie, a on znalazł wygodne miejsce na moich cienkich błonach pławnych pomiędzy palcami. Machnąłem parę razy ogonem, wypływając na powierzchnie. Nawet nie wiedziałem, że te jezioro jest aż tak głębokie.
Wynurzyłem się przy pomoście, gdzie stał Dazai z wózkiem.
– A już miałem nadzieję, że się utopiłeś – powiedział ze sztucznym uśmiechem, ale po chwili jego uwagę przykuł mój towarzysz.
– Patrz – mruknąłem, kładąc kraba na pomoście. Sam oparłem się na nim ramionami, kładąc głowę na łódce ułożonej z dłoni. – Jest piękny.
Krab słysząc to, zrobił kółko wokół swojej osi, demonstrując swoje szczypce. Był młody, ale niezwykle uroczy. Na moich ustach wykwitł szeroki uśmiech, który jednak zbladł, gdy usłyszałem wypowiedź chłopaka.
– Smacznie wygłądałby na moim talerzu.
Krab nastroszył się i zaatakował Dazai swoimi szczypcami. Chłopak spojrzał się tylko na niego jak na irytującego robaka i wykopał go z powrotem do wody. Mój pomarańczowy przyjaciel z niesłyszalnym dla ras lądowych piskiem poleciał idealnym łukiem wprost do stawu.
– O nie! – powiedział, natychmiast wpadając za skorupiakiem do jeziora. W błyskawicznym tempie podpłynąłem do niego, sprawdzając czy wszystko w porządku. Na szczęście był cały, ale mocno zbulwersowany. Zachichotałem, widząc kraba, wyklinającego, jak on to ujął: ,,dużych ludzi".
Pierwszy raz od przyjazdu na wyspę czułem się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Życie na lądzie było uciążliwe, a teraz w jeziorze wśród żyjątek mogłem w końcu odpocząć. Przysiadłem na gloniastym dnie, patrząc w górę na ledwo widoczną powierzchnie wody. Ten stawik na prawdę był głęboki, dzięki czemu mogłem się w pełni rozprostować. Jednak siedząc tak przez kilka minut, poczułem się źle, że zostawiłem Dazai samego na pomoście. Ponownie wypłynąłem obok niego tylko tym razem, gdy chciałem się oprzeć na drewnianych panelach, coś zahaczyło o moją płetwę. Szarpnąłem ogonem, jednak jakieś glony trzymały mnie naprawdę mocno.
– Dazai – jęknąłem zrozpaczony, szarpiąc ogonem. – Płetwa mi utknęła. Pomożesz?
– Jak dziecko – westchnął teatralnie, ale uklęknął na pomoście podając mi rękę. – Trzeba będzie dokupić więcej pampersów, chyba że już to zrobiłeś?
Puściłem jego uwagę mimo uszu i z chęcią przyjąłem jego pomoc. Korzystając z jego ramienia, próbowałem się wyszarpnąć, jednak to nic nie dawało. A wręcz byłem zaplątany jeszcze bardziej, a po chwili nawet zaczęło mi się coś boleśnie wbijać w ogon.
Spróbowałem jeszcze raz podciągnąć się na ramieniu chłopaka, jednak on poślizgnął się i poleciał do wody, tam gdzie go ciągnąłem. Wydałem z siebie zduszony krzyk zaskoczenia, jednak nie miałem dużo czasu na reakcje. Dazai się zaczął topić! Jakimś cudem wylądował w wodzie na tyle daleko, że nie mogłem go dosięgnąć by pomóc. Zacząłem szarpać się ze zdwojoną siłą, a po chwili zanurkowałem rwąc gołymi dłońmi nieznośne wodorosty. Na szczęście udało mi się uwolnić, a jak tylko to się stało podpłynąłem do Dazai. Łapiąc go w pasie, przycisnąłem go do swojego torsu i wyciągnąłem ku powierzchni. Chłopak wczepił swoje palce w moje ramiona i zaczął kaszleć wodą.
<Dazai?>
Ilość słów: 610

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz