środa, 30 maja 2018

Od Katsukiego do Rina

Dlaczego ten pojeb mnie ugryzł!? Zajebię gnoja! Ukatrupię go! Nie pozwolę, aby ktokolwiek dotykał mnie od tak sobie! Wściekły złapałem jego ramiona, uderzając jego plecami o ścianę. Wbrew pozorom ugryzienie było przyjemne, ale nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. Odsunąłem od niego gwałtownie szyję, czując, jak krew zaczyna płynąć po mojej szyi.
- Nie pozwalaj sobie...-warknąłem, zbliżając dłoń do jego twarzy.
Lekko ją podpaliłem, przez co była wręcz parząca, ale nie miałem zamiaru nią dotykać jego mordy. To tylko dla postrachu. Patrzyłem na niego z mordem w oczach. Cholerny gnój... Zabiję go...
-Nie zbliżaj się do mnie... Nie próbuj... To moja krew... Czysta krew...-moje oczy ponownie rozbłysły czerwonym blaskiem.-Nie pozwolę ci, abyś niszczył wszystko co zechcesz. Wytresuję ciebie i może wreszcie będziesz posłusznym kundlem, szmaciarzu...
- Hahahaha! Czysta krew? - odchylił głowę do tyłu, patrząc w sufit, lecz po chwili spojrzał na mnie - Bajki opowiada się dzieciom, Katsuki.... - a po chwili warknął na mnie, chcąc się wyrwać.
Uderzyłem go płomienną dłonią w brzuch, po czym pochwyciłem jego włosy bardzo mocno. Jebaniec. Nie pozwolę, aby ktoś tak do mnie mówił...
-Waruj. Psy nie mówią. Szczególnie takie pchlarze. Zamknij się i słuchaj co mówi właściciel. Nie pozwolę ci kłapać swoją mordą. -warknąłem, zaciskając dłoń jeszcze mocniej na jego kudłach.
- Nie jestem psem debilu... Puszczaj... - warknął, ukazując kły.
Szarpnąłem go za włosy jeszcze mocniej, niż wcześniej.
-Zamknij się kundlu...-warknąłem.
- Dość! - złapał mnie mocno za ręce i odepchnął, przyszpilając cieniem do podłogi. Złapał się za głowę - Starczy...
-Puszczaj mnie!-wrzasnąłem, po czym cały wręcz zapłonąłem ogniem.
Czarnowłosy został odepchnięty przez moją moc, a ja wstałem, podpalając swoje dłonie. Spomiędzy zaciśniętych zębów zaczął lecieć wręcz żarzący dym. Ze wściekłością patrzyłem na psa. Jebany szmaciarz...
-Dość tego dobrego pchlarzu... Wiedziałem, że wszyscy ludzie są tacy sami. Wielce święci... Milutcy przy ludziach, a tak naprawdę? Wszyscy są śmieciami! Nigdy nie wyrażają wdzięczności, a ich mordy tylko przyprawiają mnie o wymioty! Każdy po kolei jest kurwa nikim!-wrzasnąłem.
- W takim razie ty też... Świat taki jest jakbyś nie zauważył. Od dawien dawna... I zabierz te płomienie.... Nie zmuszaj mnie!
-Nie zabiorę, bo to jest kurwa moja moc! Jestem silny i z łatwością bym rozłożył wszystkich na łopatki i chętnie pozabijałbym każdego! Jesteście nikim! Życie nie jest kolorowe, ale ja to naprawię, rozumiesz! Będę ratował innych i gówno mnie obchodzi pierdolenie innych! Twoje szczególnie!
- Ratować? Przecież chcesz mnie zabić. Zastanów się... - zaczął do mnie podchodzić z groźnym wyrazem twarzy - Nie zabijesz z łatwością każdego... Jesteś bardzo pewny siebie i dumny... Nieładnie...
-Nie pouczaj mnie jebańcu!-wrzasnąłem i uderzyłem do podpaloną dłonią w twarz.-Jesteś nikim! Zginiesz tak, jak wszyscy! Jak jebane zwierze w klatce, a potem trzy metry pod ziemią! Nikt i to nikt mi nie powie, co mogę, a czego nie! I przestań pierdolić, bo zostanę bohaterem, czy ci się to podoba, czy nie!
- Słuchaj no, narwańcu! Chyba jeszcze na oczy ci tatuś nie pokazywał prawdziwego rozwścieczonego zwierzęcia. Tak! Jestem nikim! - zaczął się do mnie zbliżać, a wszystko wokoło zaczęło się trząść - Tak! Jestem mieszańcem! Zwierzęciem, które traci nad sobą kontrolę! Drapieżnikiem, który zabija niewinne osoby! Mój dom to żywe piekło! Ale nie wybierałem sobie tego życia! Rozumiesz?! Nie mogłem być kochanym synkiem ojca z czystą krwią! - zaczął płonąć, a pokój po chwili wypełnić się niebieskim ogniem.
-A ja pragnąłem zawsze więcej! Chciałem być silniejszy, chciałem móc więcej, aby chronić innych! Mam w dupie jakieś mieszanki, kurwa inne gówna i tym podobne! Wiesz czemu? Bo sam kurwa zabijam, aby móc stłamsić swoją chęć ciągłego "więcej"! Nie pierdol mi o tym, że ty nie mogłeś, bo każdy może! A ty?! Ty tylko umiesz powiedzieć, że nie potrafisz! Jesteś cipą, a nie facetem!-wrzasnąłem, przez co i mój ogień wypełnił pokój.
Błękit z czerwienią zmieszały się.Ogień z ogniem stworzyły jedność. Światło z światłem stworzyło jasność.Gra w Dwa Ognie się rozpoczęła.
Rin obrócił się dookoła, patrząc na ognie i złapał się dłonią mocno swojej koszulki. Wkurwił mnie tym. Wrzasnąłem w nieokreślonej częstotliwości i rzuciłem się na niego z pięściami. Podniosłem go za kołnierz. Nie dostrzegłem tego, ale moje kły bardzo delikatnie, o zaledwie parę milimetrów, się wydłużyły. Syczałem na tego pchlarza, ale ten jak głupi nadal wisiał, rozglądając się.
-Walcz kurwiu!-krzyknąłem, rzucając go na ścianę.
Tuż przed rzutem odepchnął mnie mocno, przez co upadłem i ja i on. 
- Starczy! - machnął ręką, a oba ognie połączyły się, przez co stawał się zielonkawy - Powiedziałem, starczy! - warknął lekko zmodulowanym głosem. 
Spojrzał po chwili na swoją rękę i przechylił głowę, patrząc na ogień. Zacząłem warczeć na niego. Wstałem i ponownie rzuciłem się na niego. Pchnąłem go na ścianę jeszcze mocniej, przyszpilając go do niej.
-Mam ciebie dość... Nie dość, że potrafisz tylko mówić, że coś jest zawsze źle to nawet nie usłyszałem z twoich ust jebanego dziękuję za pomoc! Raz okazałem jakąkolwiek empatię, ale to był ostatni raz. Mam w dupie uczucia innych, bo sam ich nie mam... Więc pocałuj się w swoje zasrane dupsko i nie odzywaj się więcej do mnie, niewdzięczniku...-warknąłem.
Mój ogień zgasł, a ja usiadłem na swoim łóżku. Miałem go w dupie. Wziąłem swój telefon i jak gdyby nigdy nic, zacząłem coś robić.
Kiedy ogień zgaśnie, życie przygaśnieIch uczucie nadal jednak będzie silneOgień znowu rozbłyśnieGra w Dwa Ognie nadal trwa.
<Rin-chan?>
Ilość słów: 878

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz