piątek, 18 maja 2018

Od Olivii do Aserysa

Przyszłam do chłopaka na umówioną godzinę. Gdy zapukałam do jego pokoju, był już przebrany w ubrania dopasowane do jazdy konnej. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Musiałam przyznać, że bardzo dobrze wyglądał w tego typu ciuchach. Było na czym zawiesić oko. Zapytałam się, czy był gotowy na bezpośrednią konfrontację z Ashleyem. Tak jak myślała, szukał różnych wymówek, aby grać na zwłokę i nie pójść na jazdę. Niejedna osoba już tak robiła, byleby uniknąć lekcji jazdy. Za każdym razem chichotałam się pod nosem. Ash był najłagodniejszym przedstawicielem swojego gatunku. Nie zraniłby nikogo bez mojej zgody.
-Wyglądasz wyśmienicie Aserys - odpowiedziałam, posyłając mu przyjazny uśmiech - A twoje buty lśnią, jak kula dyskotekowa - dodałam, śmiejąc się głośno. Zauważyłam, jak mój nowy kolega odwrócił swój wzrok, delikatnie się rumieniąc. Chyba nie był przyzwyczajony do tego typu rozmów. Starałam się być dla niego bardzo miła, ale czasami nie mogłam się powstrzymać od takich komentarzy.
- Żartuję, chodź. Idziemy - puściłam w jego stronę oczko i poklepałam go po ramieniu, dając mu znać, że nie ma się czego bać. Znałam już te sztuczki wykręcania się. Za każdym razem śmieszyły mnie takie sytuacje. Tacy ludzie naprawdę nie widzą, co tracą. Chłopak co chwilę miał jakieś wątpliwości i nie był pewny tego, co robił. Przez całą drogę do stajni pytał się, jak wygląda, czy strój na pewno jest odpowiedni do jazdy albo nie może dzisiaj za długo pojeździć, bo miał sporo zadane do szkoły. Za każdym razem jedynie kiwałam głową, cicho chichocząc pod nosem. To naprawdę było zabawne. Po kilku minutach dotarliśmy do stajni. Karosz od razu wysunął swój wielki łeb z boksu, aby sekundę później zarżnąć swoim donośnym głosem. Zauważyłam, jak koń stojący tuż przy wejściu zastrzygł niepokojąco uszami. Bał się i dało się wyczuć od niego niepewność. Konie to mądre zwierzęta, przez co potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo od kilku kilometrów. Miały bardzo silny instynkt przetrwania, za co bardzo je ceniłam.
- Jesteś pewna, że nic mi nie zrobi? - zapytał się białowłosy, przełykając głośno ślinę. Próbował zachować powagę i odwagę, ale potrafiłam od niego wyczuć tę niepewność. Bał się. Widziałam to w jego oczach, gestach i słyszałam w jego głosie. Niekontrolowanie zaczęłam analizować każde zachowanie siwego. Stanęłam przed boksem swojego wierzchowca, który cieszył się z mojej obecności.
- Cześć kochany - przywitałam się, całując go w delikatne, jedwabne chrapy. Spojrzałam na zalanego potem Aserysa. - Nie przestrasz go, bo on zaraz jeszcze się posika - szepnęłam do ucha Asha. Koń delikatnie poruszył głową, zupełnie tak jakby się śmiał z chłopaka.
- Czy… wszystko w porządku? - zapytał się drżącym głosem, wskazując palcem na mnie, a potem na ogiera.
- Oczywiście! - odpowiedziałam głosem przepełnionym entuzjazmem. - Idę po siodło, nie próbuj mi uciekać, bo i tak cię znajdę - zażartowałam i szybkim krokiem poszłam do siodlarni. Chwyciłam siodło i uzdę. Wzięłam jeszcze zestaw do czyszczenia. W końcu czynność czyszczenia konia był jednym z najlepszych sposobów poznania zwierzęcia. Podałam mu szczotkę i zgrzebło. Sama wzięłam te same przedmioty i weszłam do boksu. Jednak chłopak nadal stał jak głupi przed boksem. Westchnęłam cicho.
- Nie masz się czego bać. Dam sobie rękę uciąć, że ten koń cię nigdy nie ugryzie - oznajmiłam już lekko zirytowana jego zachowaniem. Był w końcu facetem czy pizdą? Aserys niepewnym krokiem podszedł do Ashleya, który jakby nigdy nic po prostu sobie stał. Nie zareagował na obecność kogoś niemalże obcego. Gdy tylko poczuł, jak zgrzebło dotknęło jego ciała, zastrzygł uszami, co przestraszyło zielonookiego. Pokręciłam głową, ale nic nie powiedziałam. Wyszczotkowałam konia ze swojej strony, jednak widząc, jak mozolnie szło siwemu, przeszłam na jego stronę. Rzuciłam zgrzebło i szczotkę na stos siana. Podeszłam do chłopaka, po czym położyłam dłoń na jego drżącej ręce.
- Z życiem chłopie! - powiedziałam, uśmiechając się. Chwyciłam mocno jego dłoń i pociągnęłam za swoją. Od razu chmura kurzu się pojawiła przed nami. - I tak zrób kilka razy - dodałam i poklepałam konia po zadzie. - Jaki ty brudny misiu - zażartowałam, a ogier uniósł łeb i spojrzał na mnie. Wyglądał na tak urażonego moim komentarzem, jak kobieta, której ktoś zwrócił uwagę, że krzywo pomalowane brwi. W końcu po dziesięciu minutach skończyliśmy czyszczenie mojego brudaska. Osiodłałam go, żeby Aserys już nie musiał się z tym męczyć. Podałam mu kask, nie chciałam mieć kogoś na sumieniu. Palcat nie był potrzebny, w końcu nie był zaawansowanym jeźdźcem, plus miałam w planach go po prostu oprowadzić kilka razy po padoku. Wyprowadziłam karosza ze stajni. Musiało to komicznie wyglądać, jak dosyć wysoki i dobrze zbudowany chłopak bał się tego wielkoluda, a taka mikruska, jak ja bez żadnych problemów prowadziła tego „diabła”. Wprowadziłam Each Uisce na padok, co wzbudzało niepokój w obecnych wierzchowcach.
- Wsiadaj - rozkazałam chłopakowi. Podeszłam z koniem do stołka, aby mógł ze spokojem dosiąść Ashleya.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł… - zaprotestował przerażony Aserys.
- Ja pierdole… - przewróciłam oczami i spojrzałam na niego zniecierpliwiona - Jesteś facetem czy pizdą? - nie mogłam się powstrzymać od tego chamskiego komentarza. Po prostu zbyt bardzo mnie kusiło, aby tego nie powiedzieć. Chłopak nadal się bał, ale przez moją uwagę nabrał nieco więcej pewności siebie.
- Przecież widzisz, że idę - burknął i już pewniejszym krokiem podszedł do konia. Wszedł na stołek, a dłońmi chwycił się siodła. Za pierwszym razem pomogłam mu dosiąść konia. Ash lekko uniósł łeb, jak poczuł nieco większy ciężar na sobie, niż zwykle. Musiało go to nieźle zaskoczyć. Cichutko zarżał i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Spokojnie, to tylko Aserys - poklepałam go po jego mocno umięśnionej szyi. Ogier natychmiast się uspokoił i stał dalej ze spokojem w miejscu. Posłałam stronę mężczyzny przyjazny uśmiech, żeby wiedział, że nic mu przy mnie nie grozi. Miałam nadzieję, że jemu się spodoba ta jazda, szczególnie że Ash był dzisiaj wyjątkowo spokojny i miał bardzo delikatny chód. Mogłabym nawet powiedzieć, że był jakiś niewyspany może? A może trochę przygnębiony? Jednym słowem był spokojny i łagodny jak baranek, więc naprawdę chłopak nie miał się czego obawiać… Jego panika niczego dobrego nie wnosiła, a mój koń miał totalnie głęboko w poważaniu zachowanie siwego. Najchętniej to by wrócił do boksu i dalej spał. Idealnie. Widzę, że Aserys zaraził mojego rumaka swoim optymizmem i entuzjazmem, do tego stopnia, że wyglądali oboje, jakby mieli zaraz mi zasnąć na stojąco. Chwyciłam za wodze i delikatnie pociągnęłam w swoją stronę, aby zwierzę ruszyło się z miejsca. Koń ze spokojem szedł za mną, nie przejmując się dodatkowym ciężarem na swoim grzbiecie.
<Aserys?>
Ilość słów: 1064

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz